– Dzięki, Bill – rzekła z wdzięcznością Adriana.

Kiedy Bill wyszedł, przez chwilę stała patrząc przez okno. Jaki ten świat jest zwariowany! Steven odszedł, porzucił ją i ich dziecko, ktoś zamordował niewinnego dziewiętnastolatka o złotym sercu, w jednej sekundzie unicestwiając jego przyszłość…

Adriana wróciła do pracy, starając się zapomnieć o swych problemach. Wciąż myślała o Billu i zadziwiająco pomocnym wsparciu moralnym, które odeń otrzymała.

Specjalny program został nadany o piątej. Był bardzo wzruszający i nawet pracownicy wiadomości oglądali go ze łzami w oczach. O szóstej przyszła kolej na pełne wydanie wiadomości. Potem Adriana przeglądała taśmy, zastanawiając się, co dodać do programu specjalnego przewidzianego na północ. Dzień zdawał się nie mieć końca. Minęła dziewiąta, zanim wreszcie znalazła czas na kolację przysłaną jej przez Billa, który przyszedł do jej studia dopiero o północy. Wskazała mu krzesło obok siebie. Bez słowa obejrzał program, najwyraźniej głęboko nim poruszony.

– Straszne!… – odezwał się, gdy program dobiegł końca.

Senator otwarcie płakał przed kamerą. Padały słowa o Bogu, Jego miłości do wszystkich ludzi i głębokiej wierze w Jego miłosierdzie, co jednak w niewielkim stopniu dawało pocieszenie. Bill spojrzał na Adrianę. Wyglądała gorzej niż przedtem.

– Jak się czujesz?

– Jestem zmęczona.

Określenie to nawet w części nie oddawało jej rzeczywistego samopoczucia, Bill zaś nie chciał być nietaktowny. Pragnął tylko jej pomóc. Widział, że jest zbyt znużona, by prowadzić samochód, zaproponował więc:

– Może dzisiaj ja cię odwiozę? Jutro weźmiesz taksówkę. Albo pojedziemy twoim samochodem, jeśli nie chcesz go tu zostawić. – W tym stanie nie zaufałby jej na drodze, mogła bowiem zasnąć za kierownicą. Adriana nie miała sił na sprzeciwy.

– Zostawię tutaj samochód. Aha, i dziękuję za kolację.

Bill myślał o wszystkim bez względu na to, jak sam długo pracował. Oboje podpisali listy wyjścia. Adriana, moszcząc się w wygodnym starym chevrolecie, jęknęła:

– Boże… mam wrażenie, że umieram.

– To całkiem prawdopodobne, jeśli się nie prześpisz.

Bill zajął miejsce za kierownicą. Śmiertelnie wyczerpana Adriana w drodze do domu prawie się nie odzywała. Kiedy znaleźli się na osiedlu, Bill zaparkował samochód i bez słowa ją odprowadził. Patrzył, jak otwiera drzwi i odwraca się do niego.

– Możesz zostać sama?

Skinęła głową, choć bez większego przekonania.

– Tak mi się wydaje.

Nigdy przedtem nie czuła się bardziej smutna i samotna. Miała wrażenie, jakby Steven znowu ją porzucał.

– Zadzwoń, jeśli będziesz mnie potrzebowała. Jestem całkiem blisko.

Na pożegnanie dotknął jej ramienia. Adriana uśmiechnęła się i zamknęła drzwi. Nie opuszczało jej uczucie potwornej pustki. Wolno poszła na górę. Nie zapalała światła – nie chciała patrzeć na gołe ściany i puste pokoje. W sypialni rzuciła się na łóżko i od nowa wybuchnęła płaczem. W końcu zasnęła w ubraniu, a z nią dziecko Stevena, które nosiła.

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

Adriana niewiele pamiętała z tygodni, które nastąpiły po telefonie Allmana. Otrzymała obiecane dokumenty i wszystkie podpisała we właściwych miejscach. Postawiła haczyk w rubryce dotyczącej rezygnacji z alimentów, wyraziła zgodę na wystawienie pierwszego października mieszkania na sprzedaż. Nie mówiła o tych sprawach Billowi, który prawie codziennie odwiedzał ją w pracy. Na razie nigdzie jej nie zapraszał wyczuwając, że jest zanadto przygnębiona rozwodem. W jej życiu wiele się działo, a i w pracy nie było spokojnie. Bill również miał pełne ręce roboty w związku ze zmianami w scenariuszu oraz porządkowaniem spraw przed corocznym miesięcznym urlopem.

Mimo to znalazł chwilę, by pewnego popołudnia zaprosić ją na plan. Zafascynowana patrzyła, jak aktorzy odgrywają swoje role. Wróciły do niej wspomnienia czasów, gdy sama brała udział w produkcji tego typu widowisk. Po emisji Bill przedstawił jej swoich współpracowników. Kiedy znaleźli się w jego gabinecie, z podziwem spoglądała na rząd statuetek Emmy zdobiący półkę nad biurkiem. Bill pokazał jej zarys akcji odcinków na następne kilka miesięcy wraz z alternatywnymi rozwiązaniami problemów, które mogą się pojawić, oraz stos scenariuszy do zatwierdzenia. Słuchając jego wyjaśnień, Adriana żałowała, że nie pracuje w takim serialu zamiast w wiadomościach. W trakcie przeglądania jego notatek rzuciła kilka interesujących uwag.

– Może byś mi czasem pomogła przy pisaniu albo podrzuciła parę pomysłów do scenariusza? – zaproponował Bill. – Scenarzyści chętnie skorzystają z pomocy. Tworzenie pięciu odcinków na tydzień nie jest takie proste.

– Mogę to sobie wyobrazić… – Spojrzała na niego z ożywieniem. – Mówisz poważnie, Bill? Naprawdę chcesz, żebym ci pomagała w pisaniu?

– Oczywiście. Dlaczego nie? Jeśli chcesz, możemy kiedyś przy kolacji omówić tę sprawę. Scharakteryzuję ci postaci i opowiem o ważniejszych zdarzeniach. Będziesz miała świetną zabawę.

Nie ulegało wątpliwości, że zapalił się do tego pomysłu, Adriana zaś podzielała jego entuzjazm. Rozmawiali o tym, kiedy odprowadzał ją do jej studia, a następnego wieczora wrócili do tematu. Wtedy to, w sobotę, Adriana po raz pierwszy od pikniku w święto Czwartego Lipca zgodziła się zjeść kolację poza domem. Wcześnie rano tego dnia wpadli na siebie przy basenie. Adriana od dawna nie była w tak dobrym nastroju, przetrawiwszy w końcu wstrząs spowodowany ostatnimi wydarzeniami. Z podnieceniem wspominała wizytę złożoną poprzedniego dnia na planie serialu, wyglądając przy tym piękniej niż kiedykolwiek.

– Czy uda mi się wzbudzić w tobie zainteresowanie sławnym stekiem Thigpena? – zagadnął Bill. – A może wolisz coś bardziej uroczystego, na przykład kolację w Spago?

Był to ulubiony lokal wszystkich, którzy cokolwiek znaczyli w telewizji i filmie. Restauracja zawdzięczała swą sławę Wolfgangowi Puckowi i jego doskonałym pierożkom, pizzy oraz cudom nouvelle cuisine.

Adriana zaczęła się już godzić z rzeczywistością, toteż perspektywa wyjścia z domu bardzo ją pociągała. Bill z niewysłowioną cierpliwością, bez zbędnych słów troszczył się o nią, nie okazując przy tym natarczywości: wpadał do jej biura, przysyłał posiłki, gdy pracowała do późna w nocy, kilka razy zaproponował przejażdżkę, lecz ani razu nie próbował się umówić, zdawał sobie bowiem sprawę, że dla niej jest jeszcze na to za wcześnie. Polecił jej prawnika, który zajął się jej sprawami i kilka razy rozmawiał z Allmanem. Po dwóch tygodniach cierpień i smutku Adriana zaczęła wracać do życia, dlatego propozycję Billa przyjęła z zachwytem.

– Wybór należy do ciebie – uśmiechnęła się z wdzięcznością, że w tak krótkim czasie zyskała tak dobrego przyjaciela.

– W takim razie chodźmy do Spago.

– Wspaniale.

Po kąpieli w basenie wrócili do swych domów, gdzie czekało na nich pranie i załatwianie rachunków. Adriana teraz, gdy nie było przy niej Stevena, sama musiała zajmować się sprawami finansowymi. Jej pensja wystarczała na pokrycie wydatków, w ostatnim jednak okresie starała się zaoszczędzić jak najwięcej, aby mieć pieniądze, kiedy urodzi się dziecko. Wiedziała, że może liczyć tylko na siebie, postanowiła zatem rozważnie wydawać każdy grosz.

Bill przyszedł po nią o ósmej. Miał na sobie spodnie w kolorze khaki, białą koszulę i niebieską marynarkę. Adriana ubrała się w miękko spadającą z ramion suknię z delikatnego jedwabiu w kolorze brzoskwini, którą nosiła od lat. Jadąc na Bulwar Zachodzącego Słońca, rozmawiali o pracy i o tym, jak bardzo zajęci byli przez kilka ostatnich tygodni. Bill nie ukrywał swej radości z przyjazdu synów, których oczekiwał w następną środę. Dwa dni mieli spędzić w mieście, potem ruszali po swą wielką przygodę.

W restauracji Bill zamówił pizzę z kaczką, Adriana zaś pierożki i świeże pomidory z bazylią. Na deser podzielili się ogromnym kawałkiem ciasta czekoladowego, polanego obficie bitą śmietaną. Jak zwykle Adriana nie zostawiła nawet okruszka. Bill znowu sobie z niej zażartował, zastanawiając się, jak to robi, że wcale nie tyje, choć tyle zjada. Jego uwagi wprawiły ją w zakłopotanie.

– Powinnam zacząć bardziej się pilnować. – Nie była wprawdzie szczupła jak patyczek, lecz nie miała też nadwagi. Bill odnosił co prawda wrażenie, że jej biust niemal z dnia na dzień się powiększa, nie był jednak pewien, na ile jego obserwacje są dokładne. – Od dzisiaj będę się żywić surówkami.

– Cóż za przygnębiająca perspektywa!… – Bill wziął głęboki oddech udając, że wciąga brzuch. Był dobrze zbudowany, ale również nie należał do otyłych. – Ja przez następne dwa tygodnie będę się żywił hamburgerami i frytkami w przydrożnych barach. To będzie cud, jeśli nie cofnę się w rozwoju i nie wyskoczy mi trądzik.

Na tę myśl oboje wybuchnęli śmiechem. Bill obrzucił Adrianę dziwnym spojrzeniem. Już od dawna, od chwili gdy dowiedział się o wniosku rozwodowym Stevena, pragnął ją o coś zapytać, lecz nie chciał przestraszyć jej zbytnim pośpiechem. Teraz się zastanawiał, czy już nadeszła odpowiednia pora.

– Chcę cię o coś zapytać, Adriano – powiedział, a ponieważ na jej twarzy odbiła się panika, szybko ją uspokoił: – Nie denerwuj się. Nie chodzi o sprawy osobiste, a jeśli odmówisz, nie poczuję się obrażony. Pytam, bo może dasz się namówić… – Przerwał, jakby czekając na bicie bębnów. – Myślisz, że udałoby ci się wziąć tydzień czy dwa urlopu?

Adriana zgadła, o co Bill chce ją zapytać, i bardzo jej to pochlebiło. Doskonale wiedziała, ile chłopcy dla niego znaczą, doceniała też, że nie tylko gotów jest przedstawić jej synów, lecz także chciałby, aby spędziła z nimi urlop.

– Chyba tak. Mam około miesiąca wolnego. Oszczędzałam na podróż do Europy w październiku. – Teraz z całą pewnością nie pojedzie w tę podróż. Zresztą w październiku będzie w szóstym miesiącu ciąży.

– A pozwolą ci wziąć urlop bez uprzedzenia? Przyszło mi do głowy, że może byś się przyłączyła do naszej wyprawy na północ. Co ty na to? Jeśli odmówisz, zrozumiem. Chodzi o podróż przez całą Kalifornię w towarzystwie wiecznie kłócących się małych chłopców, którzy przy każdej okazji pochłaniają niejadalne potrawy, oraz o kilka nocy w śpiworze na twardej ziemi nad Tahoe.