– Zgadzam się – rzekła łagodnie Adriana.

– A co Steven sądzi na ten temat? – Bill coraz bardziej ciekaw był męża Adriany. Rzadko o nim wspominała i zastanawiał się, czy są udaną parą i jak wiele ich łączy. Sądząc tylko z wyglądu, uważał, że bardzo się różnią.

– Dla Stevena też ważne są jego przekonania. Nie zawsze potrafi zrozumieć stanowisko innych – wyjaśniła, a jej słowa były klasycznym przykładem niedopowiedzenia.

– A jak mu wychodzi dostosowanie się do ciebie? – indagował Bill. Chciał poznać ich oboje, ponieważ nie mógł mieć Adriany tylko dla siebie, mimo że bardzo tego pragnął.

– To zależy. Stevenowi udaje się… – urwała, szukając odpowiednich słów. – Udaje mu się prowadzić życie równoległe, to chyba najlepsze określenie. Robi to, co chce, i innym też na to pozwala. – Pozwala dopóty, dodała w myślach, dopóki uważa, że to służy ich karierze. Jak praca w wiadomościach.

– I to się sprawdza?

Sprawdzało, póki jej nie porzucił, bo nie spodobał mu się system wartości żony. Adriana głęboko odetchnęła, starając się wytłumaczyć swoje poglądy Billowi.

– Według mnie, żeby małżeństwo naprawdę było udane, konieczne jest większe zaangażowanie, wspólne przeżywanie różnych spraw, przeplatanie się dwóch osobowości. Nie wystarczy wzajemnie pozwolić sobie po prostu być, trzeba w pewnym sensie stać się jednością.

Bill przytaknął. On również tak uważał, kiedy był mężem Leslie.

– Niestety, dopiero całkiem niedawno do tego doszłam.

– A to cały sekret. Większość ludzi wychodzi z założenia, że nie należy wzajemnie wchodzić sobie w drogę, i tylko naprawdę garstka chciałaby robić to co partner. Ja przynajmniej nikogo takiego nie spotkałem. Choć muszę przyznać, że w ciągu ostatnich kilku lat zanadto się nie starałem. Nie miałem czasu ani ochoty.

– Dlaczego? – zapytała Adriana. Ją także intrygował Bill, któremu najwyraźniej bardzo odpowiadał status mężczyzny żonatego.

– Chyba się bałem. Bardzo cierpiałem, kiedy Leslie odeszła zabierając chłopców, i postanowiłem, że drugi raz czegoś takiego nie przeżyję. Nie chciałem się angażować, żeby nie zaznać znowu takiego bólu, nie chciałem też, by znowu odbierano mi dzieci. To zawsze wydawało mi się nie w porządku. Mam tracić dzieci tylko dlatego, że kobieta, z którą jestem, przestała mnie kochać? Dlatego byłem ostrożny. – I leniwy, dopowiedział w duchu. Świadomie przez długi czas nie szukał poważnego związku, mówiąc sobie, że nie jest jeszcze gotowy.

– Myślisz, że Leslie odda ci kiedyś synów na stałe czy tylko będzie im pozwalała na krótkie wizyty?

– To drugie. Uważa, że ma do nich prawo, że należą tylko do niej i że robi mi łaskę w ogóle ich do mnie przysyłając. Prawda natomiast jest taka, że ja mam takie samo prawo być z nimi jak ona. Tak się nieszczęśliwie złożyło, że mieszkam w Kalifornii. Mogłem wrócić do Nowego Jorku, żeby częściej ich widywać, ale doszedłem do wniosku, że wtedy byłoby mi jeszcze trudniej. Nie chcę mieszkać dziesięć domów dalej i co wieczór zastanawiać się, co chłopcy robią. Chcę widzieć, jak rozmawiają przez telefon, odrabiają lekcje, bawią się z kolegami. Chcę stać nad ich łóżkami i ze łzami w oczach patrzeć, jak zasypiają. Chcę być przy nich, kiedy są chorzy, wymiotują i mają katar. Chcę być z nimi naprawdę, nie tylko przez kilka letnich tygodni spędzonych w Disneylandzie i nad Tahoe. – Bill wzruszył ramionami. Otworzył się przed Adrianą, dał jej poznać, co dla niego w życiu jest ważne, i to ją poruszyło. – Ale na nic więcej chyba nie mogę liczyć, więc się staram jak najlepiej wykorzystać to, co mam. Właściwie już się pogodziłem z tą sytuacją i nie zadręczam się niepotrzebnie. Dawniej myślałem, że kiedyś znowu będę miał dzieci i wtedy na pewno uniknę dawnych błędów, ale teraz zmieniłem zdanie. Nie mam ochoty ponownie przechodzić przez tę mękę, gdyby ktoś doszedł do wniosku, że w sumie mnie nie lubi.

– Może następnym razem będziesz mógł zatrzymać dzieci – uśmiechnęła się ze smutkiem Adriana. Bill pokręcił głową. Wiedział lepiej.

– Może następnym razem mądrzej będzie nie żenić się i nie mieć dzieci. – Mimo że od lat tak właśnie postępował, w głębi ducha wiedział, że to także nie jest wyjście. – A ty? Sądzisz, że ty i Steven będziecie mieli dzieci? – Pytanie było dość obcesowe, lecz Bill tak dobrze czuł się w jej towarzystwie, że odważył się je zadać.

Adriana długo się wahała, niepewna, co odpowiedzieć. Na moment ogarnęła ją pokusa, by zwierzyć mu się ze wszystkiego, lecz odepchnęła ją od siebie.

– Może, choć nie teraz. Steven… dzieci trochę go niepokoją.

– Dlaczego? – spytał zaciekawiony Bill. Uważał, że dzieci są najwspanialszym elementem małżeństwa, swoje zdanie wszakże opierał na własnym doświadczeniu.

– Miał trudne dzieciństwo. Jego rodzice byli bardzo biedni, więc dość wcześnie doszedł do wniosku, że dzieci są źródłem wszelkiego zła.

– O Boże! Więc to tak… A co ty o tym sądzisz?

Westchnęła i spojrzała mu w oczy.

– Nie zawsze jest mi łatwo. Mam nadzieję, że w końcu zmieni zdanie. – Najlepiej, gdyby do tego doszło gdzieś na początku stycznia, pomyślała.

– Nie czekaj za długo, Adriano, bo będziesz tego żałowała. Dzieci to największa radość. Nie pozbawiaj się jej, jeśli nie musisz.

– Powtórzę to Stevenowi.

Bill uśmiechem odpowiedział na jej uśmiech, w głębi duszy pragnąc, by Steven zniknął z powierzchni ziemi. Jakże wspaniale by było, gdyby Adriana była wolna! Łagodnie dotknął jej dłoni.

– Spędziłem cudowny dzień, Adriano. Mam nadzieję, że o tym wiesz.

– Ja też świetnie się bawiłam – odparła, zjadając ostatnie kawałki steka. Bill kończył sałatę.

– Jak na tak szczupłą dziewczynę dużo jesz – stwierdził żartobliwie, choć szczerze. Oboje się roześmiali.

– Przepraszam. Świeże powietrze chyba tak na mnie podziałało.

Adriana dobrze wiedziała, skąd bierze się jej apetyt, nie zamierzała jednak o tym mówić.

– Masz szczęście. Możesz sobie na to pozwolić – zauważył, jej figurze bowiem nic nie można było zarzucić. Billa ucieszyło, że Adrianie smakuje jego kuchnia.

Rozmawiali aż do dziesiątej, potem razem posprzątali po kolacji. Bill odprowadził ją do domu, niosąc plażową torbę. Wieczór był równie piękny jak poprzedni. Wysoko na niebie świeciły gwiazdy, a w powietrzu niemal nie wyczuwało się smogu. Adriana z niechęcią myślała, że nazajutrz musi iść do pracy. Wprawdzie poniedziałek był dniem wolnym, kończył bowiem długi trzydniowy weekend, lecz zgodziła się pracować, ponieważ poza wyczekiwaniem na telefon od Stevena nie miała nic do roboty. A mimo świąt wiadomości musiały zostać nadane. Podobnie zresztą jak serial Billa.

– Może byś jutro do nas wpadła? – zapytał. – Będę w biurze koło jedenastej.

– Z przyjemnością.

– Wchodzimy na antenę o pierwszej. Przyjdź, jeśli znajdziesz wolną chwilę. Będziesz mogła zobaczyć odcinek, a jutrzejszy zapowiada się całkiem nieźle.

Jego propozycja bardzo przypadła Adrianie do gustu. Tym razem bez żadnych oporów otworzyła drzwi, skoro Bill widział już puste mieszkanie. Nie musiała niczego przed nim ukrywać poza tym, że spodziewała się dziecka, a Steven dwa miesiące wcześniej ją opuścił.

– Może wejdziesz i napijemy się kawy?

Już miał odmówić, lecz postanowił, że przedłuży wspólny wieczór. Siedząc na taborecie obserwował, jak Adriana przyrządza kawę. Gdy skończyła, zabrali filiżanki do salonu i usadowili się na podłodze. Pustka w jej mieszkaniu podkreślała tylko wygodę i przytulność, którymi odznaczał się dom Billa.

Bill stwierdził, że w pokoju nie ma telewizora ani radia. Po chwili dostrzegł miejsca, w których bez wątpienia znajdowały się wcześniej głośniki wieży stereo. Nagle uświadomił sobie, że tych urządzeń Adriana na pewno nie sprzedała. W jej mieszkaniu pozostały tylko kontakty, klamki, dywan w salonie i stojąca na podłodze obok telefonu automatyczna sekretarka. Nawet stolik pod telefon zniknął. Te pomieszczenia wyglądały, jakby ktoś je opróżnił, ponieważ się wyprowadził. Bill pomyślał, że chyba wie, co tu się zdarzyło. Zerknął na Adrianę wzrokiem pełnym niepokoju i tak wymownie, że niemal zdradzał jego podejrzenia, lecz nie odważył się o nic jej pytać.

– Opowiedz o tych nowych meblach – odezwał się, usiłując zachować obojętność. Wstał i rozejrzał się wokoło. – Co zamówiłaś?

– Och, typowy zestaw – odpowiedziała ogólnikowo. W nadziei, że oderwie jego uwagę od tematu umeblowania, w dalszym ciągu rozprawiała o stylu pracy w wiadomościach.

– Rozkład twojego mieszkania jest zupełnie inny niż mojego. W ogóle nie są podobne.

– Wiem. To zabawne, prawda? Ja też to zauważyłam – odparła z uśmiechem Adriana. Spędziła wspaniały dzień i czuła się zupełnie odprężona, choć równocześnie trochę zmęczona.

– Co jest na piętrze?

– Sypialnia i łazienka – wyjaśniła. – Na dole jest jeszcze jedna sypialnia, ale nigdy jej nie używamy.

– Mogę obejrzeć?

Ponieważ Bill pozwolił jej zwiedzić swoje mieszkanie, nieuprzejmością byłoby odmówić jego prośbie, z wahaniem więc skinęła głową. Bill idąc na piętro, poprosił o następną kawę. Gdy Adriana zniknęła w kuchni, dokładnie obejrzał sypialnię. Zgodnie z jego oczekiwaniami była pusta. Błyskawicznie otworzył obie szafy, sprawdził szafki w łazience, zaglądnął do pudeł, w których leżały ubrania, i stwierdził, że jest tak, jak się domyślał… Chyba że osobiste rzeczy Stevena znajdują się na dole. Zapragnął poznać prawdę, jednakże nie miał odwagi pytać wprost. Szósty zmysł podpowiadał mu, że nie bez powodu Steven Townsend załadował cały dobytek na ciężarówkę i że wcale nie chodziło o zmianę wystroju mieszkania. Nawet ślubna fotografia w srebrnej ramie stała na podłodze obok jedynej w tym pomieszczeniu lampy, ponieważ Steven zabrał komodę i wszystkie stoliki.

– Podoba mi się rozkład – rzekł Bill, wróciwszy na dół ze swej inspekcji, po czym zapytał, czy może skorzystać z łazienki na dole, i umyślnie otworzył drzwi, które jak podejrzewał, prowadziły do garderoby. W środku zobaczył tylko kilka pustych wieszaków. Gdy znalazł się w łazience, jak najciszej pozaglądał do wszystkich szafek, a następnie spuścił wodę w toalecie i odkręcił kurek przy umywalce.