Bill do końca odcinka został w studiu, z zadowoleniem stwierdzając, że aktorzy sobie radzą z nowymi zwrotami akcji. Po emisji pogratulował wszystkim i poszedł do swojego gabinetu. Pół godziny później sekretarka powiedziała mu przez interkom, że ktoś chce się z nim widzieć.

– Ktoś, kogo znam? A może to tajemnica? – Bill był zmęczony po wielu pracowitych nocach, choć satysfakcję budziło w nim to, że wszystko idzie dobrze. Zawdzięczał to wspaniałej obsłudze, dwóm rewelacyjnym scenarzystom i wybitnemu reżyserowi. – Kto to jest, Betsey?

Zapadła chwila ciszy.

– To panna Stewart.

– Nasza panna Stewart? Ta panna Stewart, której szukamy po całej Newadzie?

– Ona we własnej osobie.

– Poproś ją. Nie mogę się już doczekać jej widoku.

Sylvia weszła w chwili, gdy Betsey otworzyła drzwi. Chociaż przypominała przerażone dziecko, nigdy przedtem nie wyglądała tak pięknie. Długie czarne włosy spadały jej na ramiona niczym Królewnie Śnieżce, a oczy, wpatrzone w niego przepraszająco, zdawały się większe niż zwykle. Bill wstał na jej powitanie. Minę miał, jakby zobaczył ducha.

– Do diabła, gdzieś ty była? – zapytał złowrogo. Przez ułamek sekundy Sylvia nie wiedziała, czego może się spodziewać, zaczęła więc płakać. – Myślałem, że tu poszalejemy. Szukaliśmy cię po całym Las Vegas. Aktorzy z „Mojego domu” powiedzieli nam, że wyjechałaś z jakimś facetem. Już chcieliśmy zgłosić twoje zniknięcie policji w Newadzie. – Bill szczerze się o nią martwił, przerażony tym, co mogło jej się przytrafić.

Szlochając, Sylvia usiadła na kanapie. Bill podał jej chusteczki higieniczne.

– Przykro mi.

– Powinno ci być przykro. Mnóstwo ludzi martwiło się o ciebie – mówił i zdawało mu się, że rozmawia z dzieckiem. Nagle poczuł ulgę, że przynajmniej pod tym jednym względem Sylvia przestała być jego problemem. – Gdzie byłaś? – zapytał, chociaż i tak było to już nieważne. Wróciła, cała i zdrowa, a tym najbardziej się niepokoił. W Las Vegas zdarzały się przykre wypadki, szczególnie dziewczynom o wyglądzie Sylvii Stewart, które decydowały się spędzić noc z nieznajomymi.

– Wyszłam za mąż.

– Słucham? – Jej słowa kompletnie go zaskoczyły. Podejrzewał wszystko, lecz nie to. – Za kogo? Za tego faceta, który wtedy był w twoim pokoju?

Kiwnęła głową i wytarła nos.

– Pracuje w przemyśle odzieżowym. Jest z New Jersey.

– O mój Boże. – Bill opadł ciężko na kanapę obok niej, zastanawiając się, czy kiedykolwiek ją znał. – Co cię do tego skłoniło?

– Nie wiem. Po prostu… ty zawsze pracujesz, a ja byłam taka samotna.

Chryste. Miała dwadzieścia trzy lata, niebywałą urodę i płakała z powodu samotności. Połowa kobiet w Ameryce oddałaby rękę, a nawet więcej, żeby tak wyglądać, a ona wychodzi za mąż za producenta odzieży, którego nawet dobrze nie zna, bo spędziła z nim tylko weekend w Las Vegas! Nagle Bill zadał sobie pytanie, czy to nie jego wina. Może gdyby jej nie zaniedbywał, gdyby nie był tak pochłonięty pracą… Znowu ta stara śpiewka. Ciągnęła się za nim od dawna, łączyła z przeszłością, z Leslie, ale czy naprawdę był za nie obie odpowiedzialny? Czy rzeczywiście tylko on był winien? Dlaczego one nie potrafią się dostosować do jego sposobu życia? Dlaczego uciekają i popełniają szaleństwa? Teraz ta dziewczyna wyszła za nieznajomego. Bill przyglądał jej się ze zdumieniem.

– Co zamierzasz robić, Sylvio? – Z niecierpliwością czekał na odpowiedź.

– Nie wiem. W przyszłym tygodniu chyba się przeprowadzę do New Jersey. On ma na imię Stanley. Wraca do Newark we wtorek.

– Nie wierzę. – Bill oparł głowę na poręczy fotela i wybuchnął śmiechem.

Nie mógł się uspokoić. Nawet Betsey przy swoim biurku go usłyszała i poczuła ulgę, że Bill nie krzyczy. Rzadko mu się to zdarzało, nie zdziwiłaby się jednak, gdyby podniósł głos na Sylvię.

– Ty i Stanley musicie być w Newark we wtorek… Naprawdę?

– Cóż… – Sylvia poczuła się niezręcznie. – Tak. Tylko że ja podpisałam umowę także na następny rok.

Sylvia była pewna, że po nocnym telefonie Billa straci pracę, toteż w panice wyszła za Stanleya. Nie miała pojęcia, co przez to osiągnie, lecz Stanley był dla niej bardzo miły, w Las Vegas kupił jej piękny brylantowy pierścionek i obiecał zaopiekować się nią, gdy zamieszkają w Newark. Przyrzekł, że załatwi jej pracę modelki, a jeśli zechce, będzie mogła występować w reklamówkach czy nawet w serialach w Nowym Jorku. Przed Sylvią otworzyły się nowe horyzonty. Pod pewnymi względami panna Stewart nie popełniła błędu, poślubiając człowieka z przemysłu odzieżowego z Newark.

– Co mam zrobić z tą umową? – spojrzała na niego błagalnie, a Bill o mało znowu nie wybuchnął śmiechem. Nie mógł znieść groteskowości tej sytuacji. Życie oto naśladowało sztukę. Miał wystarczające poczucie humoru, by to dostrzec.

– Wiesz, co masz zrobić? Dasz nam dwa dni, dziś i jutro, a my zabijemy cię w najbardziej dramatyczny sposób. Po piątkowym odcinku będziesz mogła sobie pojechać do Newark ze Stanleyem i urodzić dziesięcioro dzieci, pod warunkiem że pierwsze nazwiesz moim imieniem. Zwalniam cię z umowy.

– Naprawdę? – zdumiała się Sylvia, a rozbawiony Bill uśmiechnął się do niej.

– Tak, ponieważ jestem porządnym facetem, a ty przeze mnie byłaś nieszczęśliwa, bo za dużo pracowałem i za mało się tobą interesowałem. Teraz tak ci to wynagrodzę, kochanie.

Był jej wdzięczny, że w ogóle się zjawiła, zyskali bowiem czas, by ładnie wszystko rozwiązać. John zabije Vaughn, gdyż była świadkiem, jak mordował handlarza narkotyków, a potem saga może się bez przeszkód toczyć dalej.

– Przykro mi, kochanie – powiedział łagodnie. – Chyba nie najlepszy ze mnie partner. Zawsze tak było. Ożeniłem się z tym serialem.

– W porządku. – Sylvia spojrzała na niego nieśmiało. – Nie jesteś na mnie wściekły za to, co zrobiłam?… Chodzi mi o małżeństwo.

– Nie, jeśli będziesz szczęśliwa – rzekł szczerze. Oboje zdawali sobie sprawę, że ich związek był nietrwały. Dla żadnego z nich nie znaczył wiele, co Sylvia udowodniła, spędzając w Las Vegas weekend z nieznajomym. Bill słusznie podejrzewał, że właśnie po to tam pojechała. – Czy mogę pocałować pannę młodą?

Wstał, a Sylvia poszła w jego ślady, wciąż zaskoczona, że tak łatwo pozwolił jej odejść. Spodziewała się, że wyrzuci ją za naruszenie warunków umowy. Teraz o wiele łatwiej będzie jej znaleźć pracę w Nowym Jorku. Odwróciła się ku niemu, przez pamięć na dawne czasy gotowa do namiętnego uścisku, lecz Bill tylko pocałował ją lekko w policzek, świadom, że będzie mu jej brakowało. Była w niej jakaś słodycz i prostota, które bardzo lubił. Oboje dobrze się razem bawili, stanowili parę bliskich przyjaciół, a teraz został sam. Lepiej jednak w przyszłości nie wiązać się z nikim z obsady. Tego błędu, wynikającego z ogromnego lenistwa, Bill nie zamierzał powtórnie popełnić. Po odejściu Sylvii w jego życiu nie było już żadnej kobiety. Przez ułamek sekundy nie był pewien, czy mu to przeszkadza.

– Co zrobisz z rzeczami, które zostały u mnie?

– Chyba lepiej je zabiorę. – Sylvii wyszło z głowy, że u Billa została prawie pełna walizka jej ubrań.

– Chcesz pojechać teraz?

– Dobrze. O czwartej spotykam się ze Stanleyem w Beverly Wiltshire. Mam sporo czasu.

Jakaś nutka w jej głosie sugerowała, że chodzi jej o coś jeszcze, Bill jednak nie zareagował. Dla niego wszystko już się skończyło. Nie żywił do niej urazy za to, co zrobiła, ale równocześnie przestał jej pragnąć.

Wyszedł z biura razem z nią, nie mając wątpliwości, że wszyscy, którzy ich widzieli, są przekonani, iż pojechali do jego mieszkania na „szybki numerek”. Na tę myśl głośno się roześmiał. Zawiózł Sylvię do siebie i pomógł jej spakować rzeczy w pudła, potem odstawił ją do domu.

– Wejdziesz na chwilę? – spojrzała na niego smutno, biorąc ostatnie pudło z samochodu, lecz Bill tylko potrząsnął głową. Chwilę później już go nie było. Ten rozdział w jego życiu został zamknięty.

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Kiedy Adriana wróciła do domu po wiadomościach o szóstej, już od progu dobiegł ją dzwonek telefonu. Mocując się z torbą, trzymanymi pod pachą gazetami i zakupami, złapała słuchawkę w momencie, gdy włączyła się automatyczna sekretarka. Na dźwięk głosu po drugiej stronie zamarła. Dzwonił Steven.

– Czujesz się dobrze? – Adriana natychmiast zrozumiała powody, dla których mąż mówił tonem pełnym niepokoju i napięcia. – Wydzwaniam do ciebie przez całe popołudnie. Dlaczego nie odbierałaś telefonu?

Bardzo się o nią martwił i od dwunastej dzwonił do domu, wciąż jednak zgłaszała się automatyczna sekretarka. O siódmej, gdy Adriana w końcu odebrała, był już głęboko zaniepokojony. Nie wpadło mu do głowy, żeby zadzwonić do telewizji, zresztą Adriana wcale tego nie chciała. Potrzebowała czasu, by zastanowić się nad tym, jak mu powiedzieć, że nie miała zabiegu.

– Nie było mnie w domu – odezwała się, czując coś w rodzaju wyrzutów sumienia. Zrozumiała, że musi szybko zmienić taktykę. Ona tego ranka zaakceptowała w pełni to, co działo się w ich życiu, lecz Steven nie miał o niczym pojęcia i dalej był przekonany, że usunęła ciążę.

– Gdzie byłaś? Zatrzymano cię u lekarza na cały dzień? Coś nie w porządku?

W jego głosie brzmiała nuta rozpaczliwego niepokoju. Adrianie zrobiło się go żal, choć równocześnie poczuła gniew. Żądał od niej, by poddała się zabiegowi, usiłował jej wmówić, że to nic wielkiego, gdy tymczasem było zupełnie odwrotnie.

– Nie, wszystko gra – odparła. Zapadło milczenie. Adriana postanowiła, że nie będzie dłużej zwlekać. – Nie zrobiłam tego.

Zaskoczony Steven po sekundzie wybuchnął.

– Co takiego? Dlaczego? Są jakieś przeciwwskazania?

– Tak – odrzekła spokojnie, siadając na taborecie. Nagle poczuła się bardzo stara i zmęczona. Wszystkie emocje, które z wysiłkiem przez cały dzień tłumiła, wróciły do niej gwałtowną falą. Słuchając męża, czuła pustkę. – Są przeciwwskazania. Nie chciałam usunąć ciąży.