– Kocham cię, Adriano – powiedział miękko. Darzył ją zbyt wielkim uczuciem, żeby spokojnie patrzeć, jak robi głupstwo. Kochał też siebie i życie, jakie prowadzili, to wszystko, do czego dążyli i co osiągnęli. Nie zamierzał pozwolić, by ktokolwiek temu zagroził, a już z pewnością nie dziecko.
Długo całował Adrianę, która oddawała mu pocałunki, myśląc z nadzieją, że w końcu zaakceptował jej decyzję. Kochali się spokojnie i łagodnie. Nadeszła pora na czułość, odłożyli więc na bok kłótnie, każde licząc na zrozumienie drugiej strony. Leżeli potem w swoich objęciach, czując taką bliskość jak nigdy przedtem.
Kiedy obudzili się następnego dnia, minęło już południe. Steven zaproponował, by po śniadaniu i prysznicu poszli popływać. Adriana milczała, gdy pogrążeni w myślach wyszli z domu, trzymając się za ręce. Dostępny dla wszystkich mieszkańców osiedla basen tego dnia świecił pustkami. Było słoneczne majowe popołudnie, ludzie więc pojechali na plażę, z wizytą do przyjaciół lub niewidoczni dla innych nago opalali się na swoich balkonach.
Steven wykonywał okrążenie za okrążeniem, Adriana zaś po niedługim czasie spędzonym w wodzie położyła się na słońcu i zapadła w drzemkę. Nie chciała rozmawiać o dziecku, przynajmniej nie teraz. Miała nadzieję, że Steven w końcu ochłonie i przywyknie do nowej sytuacji. Ona też musiała przywyknąć, wiedziała jednak, że jego będzie to więcej kosztować.
– Gotowa do powrotu? – zapytał Steven. Minęła już piąta. Tego popołudnia prawie ze sobą nie rozmawiali ani na temat dziecka, ani na żaden inny.
W domu Adriana wzięła prysznic i zajęła się obiadem, a Steven włączył płytę. Pragnęła spędzić z mężem spokojny wieczór. Mieli wiele do przemyślenia.
– Czujesz się dobrze? – zapytał, gdy przygotowywała makaron i zieloną sałatę.
– Tak, jestem tylko trochę zmęczona – odpowiedziała łagodnie.
Steven pokiwał głową.
– W przyszłym tygodniu, jak sprawa zostanie załatwiona, poczujesz się lepiej.
Adriana nie mogła uwierzyć własnym uszom. Wstrząśnięta wpatrywała się w Stevena.
– Jak możesz tak mówić? – Z przerażeniem uświadomiła sobie, że mąż nad niczym się nie zastanawiał. Był tak samo nieugięty jak przedtem.
– Adriano, w tej chwili to tylko problem fizjologiczny. Powoduje, że czujesz się źle, więc trzeba mu zaradzić, ot co. Powinnaś na to patrzeć w tych kategoriach.
– Jak możesz tak mówić! Jak możesz być taki bezduszny!… – Nie zamierzała wspominać o dziecku tego wieczora, teraz jednak, gdy sam zaczął, podjęła rękawicę. – Na Boga, to jest nasze dziecko! – zawołała i do oczu napłynęły jej łzy. Była z tego powodu zła na siebie. Rzadko płakała, lecz teraz nie mogła znieść obojętności i nieczułości Stevena.
– Nie zrobię tego – oświadczyła niespodziewanie, zostawiła obiad na stole w kuchni i pobiegła do sypialni. Minęła godzina, zanim Steven przyszedł, by kontynuować rozmowę. Usiadł obok niej na łóżku i odezwał się łagodnie:
– Adriano, musisz iść na zabieg, jeśli nasze małżeństwo coś dla ciebie znaczy. W przeciwnym razie zniszczysz wszystko.
Pomyślała, że bez względu na to, jak postąpi, rezultat będzie taki sam: jeśli nie urodzi tego dziecka, do końca życia nie opuści jej poczucie straty, jeśli urodzi, Steven być może nigdy jej nie wybaczy.
– Chyba nie jestem w stanie… – odparła i ukryła twarz w poduszce.
– Czemu chcesz tak głupio zrobić? Dziecko zrujnuje nasze małżeństwo. I zobaczysz, że stracisz pracę.
– Nie dbam o pracę – oświadczyła porywczo, istotnie bowiem na pracy zależało jej o wiele mniej niż na dziecku. Sama się dziwiła, że tak szybko zaczęło tyle dla niej znaczyć.
– Opowiadasz bzdury – obruszył się Steven, któremu się zdawało, że w ciągu nocy żona stała się inną osobą.
– Mówię prawdę… Ale nie chcę zniszczyć naszego małżeństwa – powiedziała ze smutkiem, odwracając się do niego.
– Adriano, jednego jestem pewien: nie chcę mieć dziecka.
– Możesz zmienić zdanie. To się ludziom zdarza – rzekła z nadzieją, lecz on tylko potrząsnął głową.
– Nie. Nie chcę mieć dzieci. Nigdy nie chciałem ani nie będę chciał, a ty przedtem też uważałaś, że to w porządku, prawda?
Po chwili wahania Adriana zdecydowała, że powie mu, co w głębi duszy zawsze myślała.
– Sądziłam, że może w końcu… to znaczy… gdybym nie zaszła w ciążę, nadal bym tak uważała, ale w tej sytuacji… Myślałam, że może… Nie wiem, Stevenie. Nie prosiłam o to, ale skoro przytrafiło się nam dziecko, jak możesz jednym ruchem wymieść je z naszego życia i nawet się nie zastanowić? – Dla niej było to straszne.
– Ponieważ dzięki temu nasze życie będzie lepsze. Ty znaczysz dla mnie więcej niż dziecko.
– Przecież mógłbyś kochać nas oboje – błagała, jej słowa wszakże trafiały w próżnię.
– Nie, w moim życiu nie ma miejsca dla dziecka, jest wyłącznie dla ciebie. Nie mam ochoty konkurować z dzieckiem o twoją uwagę. Moi rodzice w ciągu dwudziestu lat nie powiedzieli do siebie więcej niż dwa słowa. Nigdy nie mieli czasu, energii ani uczuć. Wszystko się w nich wypaliło. Kiedy dorośliśmy, nic z nich nie pozostało. Byli jak dwoje starych, zużytych, skończonych, martwych ludzi. Czy tego pragniesz?
– Jedno dziecko tego nie spowoduje – rzekła spokojnie, po raz kolejny ponawiając swą prośbę, lecz bez skutku.
– Nie zamierzam ryzykować – odparł drżącym głosem, patrząc jej w oczy. – Pozbądź się tego.
Odpowiedziawszy, zszedł na dół, by uciec od niej i groźby, którą w sobie nosił.
Adriana długo o tym myślała, czekając na jego powrót. Wiedziała, że jeśli zrezygnuje z dziecka, na zawsze straci istotną część swojego „ja”.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Niedziela i poniedziałek minęły im niczym w koszmarnym śnie na kłótniach i wzajemnych oskarżeniach. W końcu o szóstej rano we wtorek, zanim Steven wyjechał, Adriana wybuchnęła histerycznym płaczem i zgodziła się zrobić wszystko, czego od niej żądał. Nie chciała stracić męża, którego kochała, nawet jeśli oznaczać to miało poświęcenie ich dziecka. Przyrzekła, że pójdzie na zabieg pod jego nieobecność. Cały dzień przepłakała w łóżku, a o wpół do piątej poszła do lekarza.
Od rana nie odstępowało jej uczucie przerażenia, które zmieniło się w ślepą panikę, kiedy się ubierała. Opuszczając mieszkanie, pragnęła ze wszystkich sił uciec od tego uczucia. Pragnęła uciec od tego, co musiała zrobić, czego Steven od niej oczekiwał i co sama uważała, że jest mu winna, jeśli ceniła ich małżeństwo.
– Adriana Townsend.
Na wezwanie pielęgniarki wstała, drżąc ze zdenerwowania. Miała na sobie czarne spodnie, sweter i buty, co w połączeniu ze smolistymi włosami nadawało jej niezwykle ponury wygląd.
Pielęgniarka zaprowadziła ją do małego pokoju i powiedziała, by rozebrała się od pasa w dół i włożyła szlafrok. Adriana bywała tu już przedtem, lecz pomieszczenie to nie wydało jej się tak złowróżbne, gdy przychodziła po środki antykoncepcyjne czy na coroczne badania kontrolne.
Z podwiniętymi nogami usiadła na fotelu ginekologicznym, ubrana tylko w czarną koszulę i niebieski papierowy szlafrok. Wyglądała jak mała dziewczynka. Ze wszystkich sił starała się nie myśleć o powodach, dla których tu jest, i o tym, co ma się za chwilę zdarzyć. Powtarzała sobie, że robi to dla Stevena, ponieważ go kocha.
W końcu przyszedł lekarz, sympatyczny staroświecki mężczyzna w wieku jej ojca. Spojrzał na jej kartę, a kiedy się zorientował, kim jest, powitał ją serdecznym uśmiechem. Była miłą dziewczyną i bardzo ją lubił.
– Co mogę dla pani dzisiaj zrobić, pani Townsend? – zapytał.
– Ja – Słowa nie chciały przejść jej przez gardło, szeroko otwarte oczy patrzyły z pobladłej twarzy. – Przyszłam… usunąć ciążę – powiedziała tak cicho, że lekarz ledwo ją usłyszał.
– Rozumiem. – Usiadł na małym obrotowym taborecie i spojrzał na kartę Adriany. Była zamężna, zdrowa, miała trzydzieści jeden lat. Coś tu nie grało. Może ojcem dziecka nie jest jej mąż? – Ma pani jakieś szczególne powody?
Adriana skinęła głową. Cierpienie malujące się na jej twarzy, całe jej zachowanie mówiły lekarzowi, że pacjentka nie przyszła do niego z własnej woli. Siedziała zwinięta na fotelu, jakby chciała siebie przed nim ochronić, kuliła się za każdym razem, gdy się do niej zbliżył, odzywała się z trudnością, słowa ledwie jej przechodziły przez gardło. W swej praktyce spotkał wiele zrozpaczonych kobiet, gotowych na wszystko, by pozbyć się nie chcianych dzieci, ta dziewczyna jednak do nich nie należała. Lekarz gotów był iść o zakład, że Adriana w gruncie rzeczy wcale nie chce usunąć ciąży.
– Mój mąż uważa, że to nie jest odpowiedni moment na dziecko.
Skinął głową, jakby doskonale rozumiał ten argument.
– A dlaczego on tak uważa, Adriano? Jest bez pracy? Ma problemy zdrowotne? – wypytywał, szukając przyczyn tej decyzji. Jeśli ich nie znajdzie, nie przeprowadzi zabiegu. Nie interesuje go, że aborcja jest zgodna z prawem, wobec swoich pacjentów ponosi także odpowiedzialność moralną.
– Nie… Mój mąż po prostu uważa, że to nie jest odpowiednia pora.
– Czy chce mieć dzieci?
Adriana zawahała się. Pod powiekami wezbrały jej łzy.
– Nie – odparła w końcu ledwo słyszalnym szeptem. – Chyba nie chce. Był jednym z pięciorga rodzeństwa i miał bardzo nieszczęśliwe dzieciństwo. Nie potrafi zrozumieć, że może być inaczej.
– Z całą pewnością może być inaczej. Ma pani dobrą pracę, przypuszczam, że mąż także. Jak pani sądzi, czy możliwe, żeby z czasem zmienił zdanie?
Adriana smutno potrząsnęła głową, a po policzkach wolno płynęły jej łzy. Lekarz szybko powiedział coś, co – jak przypuszczał – zmniejszy jej zdenerwowanie.
– Nie przeprowadzę dzisiaj zabiegu, Adriano. – Zaczął mówić jej po imieniu, zrozumiawszy wagę problemu. Nie było czasu na formalności, Adriana potrzebowała przyjaciela, a on zamierzał jej pomóc. – Najpierw muszę się upewnić, że jesteś naprawdę w ciąży. Zrobiłaś sobie test? – Oczekiwał potwierdzenia, inaczej by jej tu nie było.
"Rytm Serca" отзывы
Отзывы читателей о книге "Rytm Serca". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Rytm Serca" друзьям в соцсетях.