W piątek wieczorem chciała pojechać po Stevena na lotnisko, lecz okazało się, że musi pracować, zobaczyła go więc dopiero w nocy. Rozpakowywał walizki nucąc pod nosem, w kuchni głośno grało stereo. Całe mieszkanie ożyło po jego powrocie. Na widok Adriany uśmiechnął się.

– Cześć. Gdzie byłaś?

– W pracy, jak zwykle.

Adriana z nerwowym uśmiechem wolno podeszła do męża. Gdy ją objął, przylgnęła do niego kurczowo, jakby w obawie, że utonie, jeśli choć na sekundę oderwie się od niego.

– Kochanie, co się dzieje?

Przez cały tydzień Steven podejrzewał, że coś jest nie w porządku, lecz nie wiedział, o co chodzi. Adriana wyglądała dobrze. Nagle ze strachem pomyślał, czy przypadkiem nie wyrzucono jej z pracy i nie wie, jak mu o tym powiedzieć. Może się boi, szczególnie że jego sprawy zawodowe tak świetnie się układają. Miała doskonałą posadę i bardzo by jej współczuł, gdyby ją straciła.

– Czy chodzi o pracę? Czy…

Przerwał, widząc wyraz jej oczu. Nie ulegało wątpliwości, że sprawa jest poważna. Pociągnął Adrianę za sobą na łóżko i mocno do siebie przytulił, by wiedziała, że może na niego liczyć. Teraz było go na to stać. Jego kariera wspaniale się rozwijała, a Mike już mu powiedział, że dostanie awans, jeśli IMFAC zostanie klientem agencji.

– O co chodzi?

Adriana spojrzała na męża oczyma pełnymi łez. Przez chwilę nie była w stanie wydusić z siebie słowa. To powinien być najszczęśliwszy moment w ich małżeńskim życiu, a poglądy Stevena zamieniły go w koszmar.

– Wyrzucili cię z pracy?

Roześmiała się przez łzy, potrząsając przecząco głową.

– Nie, niestety, nie. Czasem wydaje mi się, że to by było niezłe wyjście.

Nie potraktował jej słów poważnie. Wiedział, jak bardzo lubi swoje zajęcie, i uważał, że trudno o lepsze.

– Jesteś chora?

Adriana zaprzeczyła powolnym ruchem głowy. Spojrzała mu prosto w oczy z niemą desperacją.

– Nie… – Wzięła głęboki oddech i pomodliła się krótko, by zaakcentować to, co ma mu do powiedzenia. – Jestem w ciąży.

W pokoju na długą chwilę zapadła cisza. Adriana słyszała bicie swego serca i oddech Stevena, który nagle wypuścił ją z objęć i wstał. Na jego twarzy malowała się rozpacz.

– Nie mówisz poważnie, prawda?

– Mówię jak najpoważniej. – Wiedziała, że ta wiadomość będzie dla niego szokiem.

– To znaczy, że mnie oszukałaś, tak?

– Nie – zdecydowanie potrząsnęła głową. – Po prostu tak wyszło.

– To niedobrze. – Rysy jego twarzy stwardniały i Adrianę ogarnął strach. – Jesteś pewna?

– Całkowicie.

– To źle – powiedział spokojnie, choć na jego twarzy malowało się rozczarowanie. – Przykro mi, Adriano. To pech.

– Tak bym tego nie określiła. Mieliśmy w tym udział.

Steven przytaknął ruchem głowy, współczując sobie i jej.

– Będziesz musiała się tym zająć w przyszłym tygodniu.

Jego słowa zmroziły Adrianę. Dla niego było to takie proste: „Zająć się tym”. Ona jednak nie podzielała już jego zdania.

– Co to znaczy?

– Wiesz dobrze. Na litość boską, nie możemy mieć dziecka.

– Dlaczego nie? Nic nie wiem o żadnej dziedzicznej chorobie czy czymś takim… A może planujemy podróż na Księżyc? Czy jest jakiś powód, dla którego nie możemy mieć dzieci?

– Tak, i to bardzo poważny.

Steven sprawiał wrażenie nieugiętego. Mierzyli się wzrokiem przez szerokość sypialni.

– Dawno temu zgodziliśmy się, że nie chcemy mieć dzieci. Sądziłem, że oboje mówimy serio.

– Ale dlaczego nie? Nie ma żadnego istotnego powodu – spojrzała na niego błagalnie. – Mamy dobrą pracę, ułożone życie. Z naszych zarobków bez trudności utrzymamy dziecko.

– Czy wiesz, ile to kosztuje? Wykształcenie, ubrania, lekarstwa. Poza tym to nie w porządku dawać życie nie chcianemu dziecku. Nie, Adriano, to nie w porządku.

Steven był przerażony, a jego przerażenie wzrosło, kiedy się zorientował, że jej nie przekonał. Adriana zdawała sobie sprawę, że jego skrajny pogląd na kwestię potomstwa wynika z biedy, której zaznał w dzieciństwie, lecz przecież ich życie było inne.

– Pieniądze to nie wszystko. Mamy czas, miłość, przyjemny dom i siebie. Czego jeszcze trzeba?

– Trzeba pragnąć dzieci – odpowiedział spokojnie – a ja nie chcę dziecka, Adriano. Nigdy nie chciałem i nie będę chciał. Powiedziałem ci o tym, zanim się pobraliśmy, a jeśli teraz zaczniesz się upierać, nie będę spokojnie na to patrzył. Musisz pozbyć się… – zawahał się na ułamek sekundy -…tej ciąży.

Słowo „dziecko” nie przeszło mu przez gardło.

– A jeśli tego nie zrobię?

– To popełnisz głupstwo. Przed tobą wielka kariera, Adriano, jeśli skoncentrujesz się na pracy, a sama wiesz, że twojego zajęcia nie da się pogodzić z dzieckiem.

– Mogę wziąć półroczny urlop macierzyński, a potem wrócić do pracy. Wiele kobiet tak robi.

– Tak, tylko że potem rezygnują z kariery zawodowej, rodzą kolejne dzieci, zamieniają się w kury domowe. Efekt jest taki, że w końcu zaczynają nienawidzić siebie i dzieci.

Steven ubrał w słowa najgorsze obawy Adriany, mimo to uważała, że warto zaryzykować. Nie chciała rezygnować z dziecka tylko dlatego, że łatwiej go nie mieć. Co z tego, że nie byli milionerami? Dlaczego wszystko musi być tak cholernie doskonałe? I dlaczego mąż nie potrafi zrozumieć jej odczuć?

– Chyba powinniśmy się zastanowić, zanim podejmiemy decyzję, bo potem możemy jej żałować. – Adriana miała przyjaciółki, które po przerwaniu ciąży czuły do siebie wstręt, choć znała też kobiety, na których psychice zabieg nie pozostawił żadnego śladu.

– Uwierz mi, Adriano – odezwał się łagodnym tonem Steven, robiąc krok w jej kierunku – nie będziesz żałować. Kiedy później się zastanowisz, odczujesz ulgę. Ta sprawa może poważnie zagrozić naszemu małżeństwu.

Ta „sprawa” to było ich dziecko. Dziecko, o którego istnieniu Adriana wiedziała dopiero od czterech dni, a już zdążyła je pokochać.

– Przecież tak wcale nie musi być. To zależy tylko od nas. – Jej oczy zalśniły od łez. Przylgnęła mocno do męża. – Steven, proszę, nie każ mi tego robić… proszę…

– Do niczego cię nie zmuszam – odpowiedział gniewnie, chodząc po pokoju niczym zwierzę po klatce. – Mówię tylko, że mamy cholernego pecha. Zastanawiać się, czy dziecko powinno się urodzić, to czyste szaleństwo. Chodzi o nasze życie. Na litość boską, zrób z tym, co trzeba.

– Dlaczego tak się sprzeciwiasz? Dlaczego dziecko uważasz za takie zagrożenie?

– Nie masz pojęcia, co dzieci mogą zrobić z życiem dorosłych. Ja wiem, bo tego doświadczyłem. Moi rodzice nie mieli nic. Matka przez całe moje dzieciństwo chodziła w jednej parze butów. Co mogła, szyła sama. Nosiliśmy te ubrania, dopóki się nie rozpadły. Nie mieliśmy książek ani zabawek. Nie mieliśmy nic oprócz biedy i siebie.

Adriana słuchała, ogarnięta współczuciem. Musiał mieć straszne dzieciństwo, lecz nie chciał zrozumieć, że przecież nie miało nic wspólnego z ich życiem.

– To smutne, co mówisz, ale naszych dzieci taki los nie spotka. Oboje dobrze zarabiamy. Wystarczy dla nas i dziecka na więcej niż wygodne życie.

– Tak ci się wydaje. A co ze szkołą? Ze studiami? Czy wiesz, ile teraz wynosi czesne w Stanfordzie? – Po chwili, niczym zawiedzione dziecko, zapytał: – A co z naszą podróżą do Europy? Nie będziemy mogli sobie na takie rzeczy pozwalać. Przyjdzie nam ze wszystkiego rezygnować, zobaczysz. Czy rzeczywiście jesteś na to przygotowana?

– Nie rozumiem, dlaczego tak pesymistycznie na to patrzysz. A jeśli nawet będziemy musieli z czegoś zrezygnować, Stevenie, to czy dziecko nie będzie tego warte? – Choć milczał, jego oczy powiedziały jej wszystko. Dla niego na pewno nie będzie warte żadnych poświęceń. – Poza tym nie rozmawiamy o planach na przyszłość, tylko o dziecku, które jest, a to zasadnicza różnica. – Przynajmniej dla niej. Nie ulegało wątpliwości, że Steven myśli inaczej.

– Nie rozmawiamy o dziecku, ale o niczym, o kropelce spermy, która połączyła się z jajkiem wielkości mikroskopijnej kropki. Ta kropka to zaledwie możliwość, znak zapytania, szansa. My tej możliwości nie chcemy. Wystarczy, że pójdziesz do lekarza i mu to powiesz. Nic więcej nie musisz robić.

– Naprawdę? – Adriana czuła, jak wzbiera w niej gniew. – Rzeczywiście tylko tyle, Stevenie? Lekarz powie: „Doskonale, Adriano, nie chcesz dziecka” i postawi haczyk w rubryce „Nie”, tak? Ale przecież to nie wszystko. Potem wyciągnie dziecko pompą ssącą i wyskrobie moją macicę. Zabije nasze dziecko! To właśnie oznacza „powiedz mu, że nie chcesz”. A rzecz w tym, że ja chcę mieć dziecko, i to także musisz wziąć pod uwagę. Jest nie tylko twoje, ale i moje, jest nasze, czy ci się, podoba, czy nie. Nie zamierzam się go pozbyć dlatego, że ty tak mówisz.

W trakcie swej przemowy zaczęła szlochać, lecz na Stevenie jej płacz nie zrobił żadnego wrażenia. Przerażony, odrętwiały ze zgrozy, zachowywał się tak, jakby jej nie słuchał.

– Rozumiem – rzekł zimno. – Chcesz powiedzieć, że nie usuniesz ciąży, tak?

– Na razie nie mówię ani tak, ani nie, proszę tylko, żebyś sprawę przemyślał. Ja bym chciała dziecko urodzić.

Sama siebie zaskoczyła tym wyznaniem. A potem przyszło jej do głowy, że musi prosić męża, jakby nie chodziło o ich dziecko, lecz o psa lub kota. To ją przeraziło.

Steven żałośnie kiwał głową. Kiedy wziął żonę za rękę i pociągnął na łóżko, nie zdołała dłużej nad sobą zapanować i znalazłszy się w jego objęciach, wybuchnęła płaczem. Szok, strach, napięcie i zdenerwowanie, które w niej od tygodnia wzbierały, nagle znalazły ujście. Nie mogła się uspokoić.

– Przykro mi, kochanie… Przykro mi, że nam się to przydarzyło… Wszystko będzie dobrze, przepraszam…

Nie była pewna, czy Steven naprawdę to mówi, wystarczało, że ją do siebie tuli. Może zmieni zdanie, kiedy wszystko przemyśli. Adriana liczyła na to, tymczasem jednak walka z nim odbierała jej siły.

– Mnie też jest przykro – odezwała się w końcu. Steven gładził ją po włosach i scałowywał łzy z rzęs i policzków. Powoli rozpiął jej bluzkę, po czym zsunął do kostek szorty i bieliznę, patrząc z podziwem na jej nagie piękne ciało, które ciąża i poród, jak uważał, na zawsze by zdeformowały.