ROZDZIAŁ ÓSMY

Danina nie tańczyła przez miesiąc, a ćwiczenia podjęła na nowo pierwszego kwietnia. Na dworze leżał jeszcze śnieg, a ona znowu musiała pracować ciężej, żeby nadrobić to, co straciła, tym razem jednak powrót do pełni sił był szybszy. Była teraz mocniejsza i zdrowsza.

W tydzień później wróciła do prób, a do występów na początku maja. Minął już rok, odkąd rozstała się z Nikołajem po długim, sielankowym pobycie w gościnnym carskim domku, w którym odbywała rekonwalescencję po influency. Po roku niewiele się między nimi zmieniło. Nadal kochali się gorąco, on nadal był żonaty i mieszkał z żoną i dziećmi, ona nadal była w balecie. Nie byli bliżsi rozwiązania swoich problemów niż przed rokiem. Marie Obrażenska uparła się nie dać mężowi rozwodu. A przez ubiegły rok kochankowie zaoszczędzili bardzo mało pieniędzy na wspólną przyszłość. Mieli pewność tylko co do tego, że nadal pragną żyć razem. Walczyli o to, ustawicznie borykając się z przeszkodami. Danina nie mogła się zdecydować, żeby połączyć się z nim w Vermoncie. Za wielka to zmiana, za dalekie, nieznane strony, zbyt obce. Nikołaj zaś nadal jak najłagodniej badał ją i namawiał.

W czerwcu zachorowała jedna z wielkich księżniczek, obaj cesarscy lekarze mieli więc pełne ręce roboty. Nikołajowi nie starczało czasu na wizyty u Daniny. Chciał, ale nie mógł się ruszyć z pałacu, a ona to rozumiała. Na początku czerwca przeżyła kolejną tragedię, kiedy jej najstarszy brat zginął pod Czerniowcami. Straciła już dwóch, a z listu ojca wiedziała, że ten odchodzi od zmysłów po śmierci syna. Był z nim razem pod ostrzałem i cudem ocalał, ale jego pierworodny zginął na miejscu. Danina ciężko przyjęła tę wiadomość, całymi tygodniami czuła się później pusta i martwa. Wojna zbierała żniwo wśród nich wszystkich, nawet w balecie. Tancerki traciły braci, narzeczonych, ojców, a jedna z nauczycielek straciła w kwietniu obu synów. Nawet w ich klasztornym światku nie sposób było dłużej ignorować wojny.

Jedyną rzeczą, której Danina z nadzieją wyglądała w tym roku, były nowe wakacje z Nikołajem i rodziną cesarską w Liwadii. Tym razem Madame nie próbowała się sprzeciwiać. Podczas ostatniej choroby Daniny zawarła z Nikołajem trudny rozejm. Wiedziała, że najchętniej wykradłby jej dziewczynę, ale młoda primabalerina nie zdradzała najmniejszego zamiaru ucieczki czy porzucenia dla niego baletu. Madame Markowa miała teraz pewność, że Danina nigdy nie będzie w stanie zmusić się do odejścia. Obecnie, jak zawsze zresztą dla samej Madame, balet był życiem Daniny.

Tego roku cara nie było w Liwadii, znajdował się z armią w Mohylewie i czuł się w obowiązku tam pozostać. Do Liwadii pojechały więc same kobiety z dziećmi i z dwoma lekarzami oraz Danina. Cesarzowa i księżniczki pozwoliły sobie na krótki urlop od pielęgnowania żołnierzy. Cieszyły się, że znowu znajdą się nad morzem. Łączyła ich teraz wszystkich stara przyjaźń, a Danina i Nikołaj byli szczęśliwsi niż kiedykolwiek. Dla obojga były to rajskie godziny, bajeczna chwila poza czasem, obwarowana przed tak na pozór odległym groźnym światem. Liwadia chroniła ich przed rzeczywistością, która pochłonęła już wszystko wokół.

Każdego popołudnia urządzali sobie piknik, wybierali się na długie spacery, pływali łodzią albo kąpali się w morzu. Danina znowu czuła się jak dziecko, grając z Aleksym w stare gry rodzinne. Tego roku jego zdrowie szwankowało, nie wyglądał więc najlepiej, ale w otoczeniu rodziny i ludzi, których lubił, wydawał się zadowolony.

Nikołaj próbował porozmawiać z Daniną o Vermoncie, udzieliła mu jednak wymijającej odpowiedzi. Tańczyła ważne partie we wszystkich spektaklach, które tego roku wystawiano. Madame Markowa dobrze wiedziała, jak ją zatrzymać w Petersburgu. Danina i Nikołaj zgodzili się wreszcie nie wracać do sprawy Vermontu przed Bożym Narodzeniem, a przynajmniej przed końcem pierwszego półrocza jej sezonu. Nikołajowi trudno było przystać na tę umowę, zrobił to jednak ze względu na nią.

To, że nie wyjechał, okazało się błogosławieństwem, kiedy jego młodszy syn zapadł we wrześniu na tyfus i był bliski śmierci. Ocalenie zawdzięczał Nikołajowi i doktorowi Botkinowi. Danina była przerażona chorobą chłopca. Słała do ukochanego list za listem, niepokojąc się o dziecko i współczując Nikołajowi. Wiedziała, jak bardzo kocha dzieci. Byłaby to tragedia, mówiła sobie, gdyby chłopiec zachorował akurat podczas ich pobytu w Vermoncie. Nikołaj nigdy by sobie ani jej tego nie wybaczył i zawsze by się o to winił. Tym bardziej umocniło ją to w przekonaniu, że ich wyjazd do Ameryki byłby błędem. Zbyt wiele osób tutaj kochali, zbyt wielu obowiązków nie dawało się zapomnieć czy pominąć.

Mimo ubiegłorocznej choroby jej kunszt jeszcze bardziej się udoskonalił. O każdym jej występie ludzie rozprawiali całymi dniami, a jej nazwisko było głośne jak Rosja długa i szeroka. Uchodziła teraz za najlepszą z młodych rosyjskich baletnic. Nikołaj był niesłychanie z niej dumny i bardziej niż kiedykolwiek rozkochany. Gdy tylko mógł, przy chodził na jej występy, a w listopadzie poznał jej ojca i jednego z braci. Pozostało ich tylko dwóch, a drugi ostatnio został ranny, wracał jednak do zdrowia w Moskwie.

Ojciec i brat Daniny nie mieli pojęcia, kim dla niej jest Nikołaj, ale wszyscy trzej wydawali się usatysfakcjonowani znajomością. Nikołaj na pożegnanie życzył im szczęścia i gratulował pułkownikowi tak wybitnie utalentowanej córki, a pułkownik promieniał dumą. Uważał za pewnik, że córka pozostanie tutaj na zawsze, nawet nie zaświtała mu myśl, że Danina zamierza kiedyś opuścić Petersburg.

A kiedy wreszcie nadeszły święta. Danina nie mogła się doczekać wyjazdu do Carskiego Sioła, żeby zamieszkać razem z Nikołajem w pawilonie, który zaczął się im wydawać nieomal ich własnością. Byłoby to takie proste, gdyby mogli tam osiąść i w ten sposób rozwiązać swój problem, niestety jednak tak nie było. Mogli tylko pobyć razem, kradnąc czas, przez parę dni albo tygodni, teraz czy później.

Wybrała się z nim do pałacu na wieczór wigilijny. Rodzina carska nie wydawała wielkich balów jak przed wojną, ale mimo to zaproszono około setki przyjaciół.

Danina świeciła jak jasna gwiazda w sukni, którą podarowała jej cesarzowa. Był to czerwony aksamit przybrany białymi gronostajami, a dziewczyna wyglądała w tym stroju tak majestatycznie jak sama cesarzowa. Goście wymieniali uwagi na temat jej urody, elegancji, talentu, wdzięku, a Nikołaj promieniał jak piękny książę, kiedy tak stał przy niej, trzymając jej rękę w swojej.

– Świetnie się dzisiaj bawiłam, a ty? – Uśmiechnęła się, kiedy po przyjęciu zajechali saniami do pawilonu. Nazajutrz znowu mieli przyjść na obiad do pałacu. Danina uwielbiała dzielić z Nikołajem takie życie. Czuła się niemal mu poślubiona, kiedy stała u jego boku na przyjęciu. Byli już związani ze sobą od blisko dwóch lat.

Nastrój wieczoru mąciły tylko małe grupki, w których rozmawiano na temat powtarzających się pogłosek o rewolucji. Wydawało się to absurdem, bo choć rozruchy wybuchały teraz w miastach regularnie, car wciąż nie zgadzał się na ich ukrócenie. Mówił, że ludzie mają prawo wyrażać swoje zdanie i że dobrze im zrobi, jak się wykrzyczą. Ostatnio jednak w Moskwie kilkakroć doszło do zamieszek, a wojsko było coraz bardziej zaniepokojone. Ojciec i brat wspominali o tym, kiedy ich ostatnim razem widziała.

Danina rozmawiała o tym z Mikołajem, wracając do pawilonu. Przyznał, że też zaczyna się niepokoić.

– To chyba znacznie większy problem, niż się wydaje większości z nas – powiedział z troską. – Sądzę też, że car postępuje naiwnie, nie chcąc tego powstrzymać. A może nie jest w stanie. Ma tyle innych powodów do zmartwienia: wojna, potworne straty, jakie ponieśliśmy w Polsce i w Galicji – zamieszki w Moskwie wydają się więc nie istotne w porównaniu z wojną i jej ludzkimi kosztami.

– Idea rewolucji wydaje się tak skrajna – odparła cicho Danina. – Nie mogę sobie nawet wyobrazić tutaj czegoś takiego. Co by to miało znaczyć?

– Kto wie? Może niewiele. Pewnie nic. Paru malkontentów robi hałas. Mogą spalić kilka domów, ukraść kilka koni czy klejnotów, sprawić bogaczowi lanie, a potem wrócić do codzienności. Pewnie nic poważniejszego nie na stąpi. Rosja jest zbyt wielka i zbyt potężna na jakąś zmianę. Chociaż może to przez chwilę zatruć życie, a może też być niebezpieczne dla cara i jego rodziny. Na szczęście są pod dobrą ochroną.

– Jeżeli coś się wydarzy – poprosiła Danina, kiedy Nikołaj pomagał jej zdjąć suknię w sypialni – chciałabym, żebyś był ostrożny.

Zdawała sobie doskonale sprawę, że może to być nie bezpieczne również dla niego.

– Istnieje proste rozwiązanie tego problemu – powrócił znowu do tematu Vermontu. Obiecał, że nie będzie jej o to nagabywał przed Bożym Narodzeniem, a właśnie ten termin nadszedł. Od września, kiedy po raz ostatni o tym rozmawiali, Nikołaj wiele rozmyślał o tej kwestii. Ciągle do tego nawiązywał i nie tracił nadziei, że zdoła przekonać Daninę do swojego planu.

– Jakie rozwiązanie? – zapytała z roztargnieniem, zdejmując kolczyki. Lubiła je, był to prezent od Nikołaja – perły otoczone drobnymi rubinami. Ślicznie wyglądały w jej uszach.

– Vermont – przypomniał. – W Ameryce nie wybuchają rewolucje. Nie grozi im żadna wojna. Będziemy tam szczęśliwi, Danino. Wiesz o tym.

Unikała tych rozmów pod byle pretekstem. Chciała wprawdzie być z nim, nigdy jednak nie czuła się gotowa do opuszczenia baletu ani do kroków tak desperackich jak cały ten projekt. Życie, które wiedli, nie było pozbawione wygód, a w końcu żona Nikołaja może kiedyś zgodzi się na rozwód.

– Może kiedyś – powiedziała z zadumą. Chciała się zdobyć na tyle odwagi, żeby z nim wyjechać, ale nie potrafiła wyobrazić sobie rozstania z tak dobrze znanym światem. Jednakowo ciągnęło ją w dwie przeciwne strony. W stronę Madame i baletu i w stronę Nikołaja wraz ze wszystkim, co jej obiecywał. Wspólne życie w nowym kraju i balet, a w nim jej obowiązki, jej powinności, jej życie.