Tym razem nie wahał się ani chwili. Wysłał któregoś z tancerzy po ambulans, a sam ze zgrozą zaczął rozbierać Daninę. Była bardzo bliska śmierci; nie miał pojęcia, ile już krwi straciła, to jednak, co zobaczył, było straszne. Szmaty między jej nogami powiedziały mu wszystko.

– O Boże… och… Danino…

Nie miał możliwości zatamować krwotoku. Konieczna była operacja, choć może nawet chirurg nie będzie mógł jej uratować. Madame Markowa, kiedy tylko usłyszała wiadomość, biegiem rzuciła się do pokoju Daniny. Scena, którą zastała w małej sypialence, powiedziała jej wszystko. Nikołaj siedział przy dziewczynie, ściskając jej rękę, a łzy toczyły mu się po twarzy. Widok jego rozpaczy wzruszył nawet Madame. Kiedy jednak przełożona przekroczyła próg pokoju, smutek i poczucie bezradności Nikołaja gwałtownie obróciły się w gniew.

– Kto jej na to pozwolił? – zapytał ostro. – Czy to za pani wiedzą?

Ton jego głosu był zarazem oskarżycielski. żałosny i pełen wściekłości.

– Nic nie wiedziałam – odpowiedziała Madame gniewnie. – Zapewne nawet mniej niż pan. Musiała wyjść, kiedy byliśmy w cerkwi – dodała z przygnębieniem, drżąc o życie Daniny.

– Jak dawno temu?

– Ze cztery albo pięć godzin.

– Mój Boże… czy pani nie rozumie, że to mogło ją zabić?

– Oczywiście, rozumiem.

Gotowi byli skoczyć sobie do gardeł, przerażeni stanem dziewczyny, którą oboje kochali. Na szczęście ambulans przybył szybko i zabrał chorą do szpitala, dobrze znanego Nikołajowi. Podał tam garść informacji o tym, co zaszło. Przed operacją dziewczyna ani na chwilę nie odzyskała przytomności, minęły zaś dwie godziny, zanim pojawił się chirurg, żeby porozmawiać z Nikołajem i madame Markową. Oboje siedzieli w milczeniu w pustej poczekalni, patrząc na siebie.

– Co z nią? – Nikołaj zapytał szybko, a Madame tylko słuchała. Chirurg był daleki od entuzjazmu. Niewiele brakowało do nieszczęścia.

– Jeżeli przeżyje – oświadczył z namaszczeniem – będzie jeszcze mogła mieć dzieci. Tego jestem pewien. Rokowania jednak nadal są niepewne. Straciła bardzo dużo krwi, a ktokolwiek dokonywał tego zabiegu, musiał być rzeźnikiem.

W terminach medycznych opisał sytuację Nikołajowi. Nie mówiąc o krwawieniu, które nie dawało się powstrzymać mimo wszelkich podjętych działań, śmiertelnie obawiano się zakażenia. – Nie będzie łatwo – objaśnił chirurg Madame. – Chora musi pozostać tutaj przez kilka tygodni, może dłużej, jeśli w ogóle przeżyje. Będziemy wiedzieli więcej jutro rano, jeżeli przetrwa noc. Na razie zrobiliśmy, co w naszej mocy, żeby jej pomóc.

Madame płakała cicho.

– Czy mogę ją zobaczyć? – zapytał Nikołaj z uszanowaniem, przerażony tym, co powiedział chirurg. Nie dał im przecież żadnej pewności, że dziewczyna przeżyje.

– Nic pan teraz nie może dla niej zrobić – odparł lekarz. – Nadal jest nieprzytomna i to potrwa.

– Chciałbym tam być, kiedy się ocknie – powiedział cicho Nikołaj, zaszokowany i tym, co się stało, i tym, że o niczym nie wiedział, i że nie miał możności jej powstrzymać. Mieli jakoś razem sobie z tym poradzić. Głowił się nad tym przez całą noc, przeglądając w myślach kolejne rozstrzygnięcia. Nie musiała narażać życia, żeby rozwiązać ten problem. Wszystko dałoby się ułożyć, tak w każdym razie sądził.

Wpuszczono go na salę pooperacyjną. Dziewczyna na dal wydawała się szara. Usiadł przy niej cicho i łagodnie zamknął jej dłoń w swojej. Trzymał ją tak, a łzy płynęły mu z oczu. Myślał o chwilach, które spędzili razem, i o tym, jak bardzo ją kocha. Gotów byłby zabić tego, kto jej to zrobił. A w poczekalni Madame siedziała zdruzgotana i cierpiąca. Targały nią te same uczucia, co nim, ale nie byli sobie nawzajem oparciem. Mistrzyni i kochanek Daniny zagubili się we własnych myślach i we własnych światach, podczas gdy ona walczyła o życie.

Była już niemal północ, kiedy poruszyła się wreszcie z żałosnym jękiem. Wargi miała wysuszone, z trudem mogła odemknąć powieki, kiedy jednak obróciła głowę na poduszce, dostrzegła Nikołaja i szloch chwycił ją za gardło na mgliste wspomnienie o tym, co się stało i co uczyniła ich wspólnemu dziecku.

– Och, Danino… Przepraszam…

Płakał jak dziecko, trzymając ją w ramionach i błagając, by mu przebaczyła, że wpędził ją w tę sytuację. Nie czynił jej nawet wyrzutów o to, co zrobiła. Za późno było na to, a ona i tak zapłaciła wysoką cenę.

– Jak to się mogło stać? Dlaczego mi nie powiedziałaś, że chcesz to zrobić?…

– Wiedziałam… że nigdy… nie pozwolisz… Przepraszam – wyjąkała z płaczem.

Płakali oboje, nad sobą wzajemnie i nad swoim nienarodzonym dzieckiem. Teraz jednak Nikołaj marzył tylko o tym, żeby Danina wróciła do zdrowia. Dość mu było spojrzeć na nią, a już wiedział, że dużo czasu minie, zanim odzyska siły po wszystkim, co przeszła. Rano jednak, kiedy chirurg orzekł, że dziewczyna da sobie radę, Nikołaj walczył ze łzami ulgi. Przez szacunek wyszedł do poczekalni i powiadomił madame Markową, która rozpłakała się, ale opuściła szpital, nie zaglądając do Daniny. Chirurg orzekł, że dziewczyna jest nadal zbyt chora, żeby przyjmować odwiedziny, a Nikołaj się z nim zgodził.

Do wieczora nie odstępował jej ani na krok. wtedy dopiero pojechał do domu, żeby się przebrać, upewnić co do stanu Aleksego i przekonać, czy doktor Botkin nadal może go zastępować. Wyjaśnił, że jego przyjaciółka leży poważnie chora w szpitalu, a on powinien być przy niej. Chociaż kolega nie zadawał żadnych pytań, świetnie wiedział, o kim mowa.

– Wyjdzie z tego? – zagadnął delikatnie doktor Botkin, wstrząśnięty widokiem wymizerowanej twarzy i udręką w oczach Nikołaja. Dla niego, pełnego trwogi o dziewczynę, była to także noc męczarni.

– Mam nadzieję – odpowiedział cicho Nikołaj. Późnym wieczorem wrócił i znowu przesiedział przy łóżku Daniny całą noc bez chwili snu. Odzyskiwała i traciła na przemian świadomość, bredziła, zwracała się do ludzi, których nie mógł widzieć, wykrzyknęła też parę razy jego imię, błagając, żeby jej pomógł. Serce mu pękało, kiedy tak czuwał przy niej, siedział jednak spokojnie, trzymając jej rękę, myśląc o przyszłości, jaka ich czeka, i o dzieciach, które, marzyło mu się, będą jeszcze mieli.

Minęły dwa dni, aż krwawienie całkowicie ustało. Dziewczyna była nadal zbyt słaba, żeby usiąść. Nikołaj jak pielęgniarka podawał jej łyżeczką zupę i kleik. Sypiał na kozetce koło jej łóżka. Widząc, że chora ma się nieco lepiej, sam zaryzykował wreszcie chwilę drzemki. Był doszczętnie wyczerpany, ale uszczęśliwiony, że Danina przeżyła.

– Jak się dzisiaj czujesz? – zapytał delikatnie, patrząc na czarne podkowy pod jej oczami. Nadal jej cera wydawała się popielata.

– Troszkę lepiej – skłamała. Nie mogła sobie przypomnieć, żeby którakolwiek z dziewcząt była tak chora w podobnej sytuacji, chociaż nieraz się słyszało o kobietach, które z tego powodu zmarły. Sama przecież nie rozumiała dobrze, na co się naraża. A jeśli nawet, i tak by to zrobiła. Nie miała żadnego, ale to żadnego wyboru, czuła to, i nawet teraz, kiedy Nikołaj był przy niej, wiedziała, że nigdy nie będą mogli mieć dziecka. To by zniszczyło wszystko, jego życie, jego karierę. W ich życiu nie było miejsca na dziecinny pokoik. Z trudem wystarczało miejsca na pokój dla nich dwojga, chociaż tak bardzo kochała Nikołaja. Pisane im było życie złożone z kradzionych chwil i pożyczanego czasu, pełne tylko nadziei na przyszłość. W takim życiu nie zmieści się dziecko.

– Chcę, żebyś wróciła ze mną do Carskiego Sioła – powiedział, kiedy znowu przymknęła powieki. Wiedział, że tym razem go słyszy. Otworzyła oczy. – Zamieszkasz znowu w pawilonie. Nikt nie musi wiedzieć, na co jesteś chora i co się stało.

I on jednak miał świadomość, że Danina przez długi czas będzie zbyt słaba, żeby się stąd ruszyć, nadal zresztą istniało ryzyko zakażenia, które mogło mieć wprost tragiczne następstwa. Nikołaj doglądał jej, jak mógł, pospołu z chirurgiem.

– Nie mogę znowu tego zrobić. Nie mogę się narzucać cesarzowej – odparła łamiącym się głosem, chociaż marzyła o tym, żeby być z nim, jak wtedy w Liwadii. Uwielbiała rozkosz wspólnego z nim mieszkania. Nie mogła znowu na czas rekonwalescencji porzucić baletu. Wiedziała, że tym razem Madame nie przyjmie jej z powrotem ani nie wybaczy, że ich opuściła, wszystko jedno, zdrowa czy chora. Danina zapłaciła już słono za swoją poprzednią rekonwalescencję, a balet był jej potrzebny. Nikołaj nie może jej pomóc, nie jest wolny, nie może więc jej poślubić ani się nią zaopiekować, ani nawet zapewnić jej utrzymania. Danina musi polegać na sobie.

– Nie możesz przez jakiś czas wrócić do tańca – po wiedział troskliwie. Zdecydował się wyznać jej, co obmyślił. – Chcę, żebyś się nad czymś zastanowiła. Rozważyłem tysiąc sposobów rozwiązania naszego problemu, odkąd tutaj leżysz. Nie możemy dalej tak postępować. Marie nigdy się nie ugnie. Gdybym miał dla ciebie nabyć dom, zajęłoby to lata, a madame Markowa nigdy nie zwolni cię z zespołu. Chcę być z tobą, Danino. Chcę, żebyśmy mieli wspólne życie, z dala od tego wszystkiego, od tych wszystkich ludzi, którzy chcą nas rozdzielić. Chcę prawdziwego życia z tobą razem, daleko stąd, gdzie moglibyśmy zacząć od nowa. Nie możemy się pobrać, ale nikt o tym nie musi wiedzieć. – I dodał nieśmiało: – Gdzie indziej moglibyśmy nawet mieć dzieci.

Wyraz smutku przebiegł po jej twarzy przy tych słowach. Nikołaj ścisnął jej dłoń. Oboje pomyśleli o stracie, którą właśnie ponieśli.

– Nie ma takiego miejsca, gdzie moglibyśmy zacząć od nowa. Dokąd mamy wyjechać? Z czego się utrzymamy? Jeżeli Madame zechce mnie zdyskredytować, żaden inny zespół baletowy mnie nie przyjmie.

Miała na myśli Moskwę i inne miasta w Rosji, on jednak myślał o czym innym. Snuł znacznie śmielsze plany.

– Mam kuzyna w Ameryce. To miejsce nazywa się Vermont. Leży na północnym wschodzie Stanów Zjednoczonych. Kuzyn twierdzi, że te strony z wyglądu bardzo przypominają Rosję. Mam dosyć oszczędności, żeby opłacić nasze tam przenosiny. Z początku zamieszkalibyśmy u niego. Znajdę pracę, a ty przecież możesz gdzieś uczyć tańca.