– A co potem? – zapytała smutnie Danina. – Nie mogę zamieszkać z tobą… nie możesz się ze mną ożenić… car pozbawi cię stanowiska… nie stać nas jeszcze na dom… a jeśli masz rację, nie mogę też dłużej tańczyć.

A że on ma rację, już wiedziała. Były wcześniej takie dziewczęta, które tańczyły, jak długo się dało, ale po paru miesiącach rzecz wychodziła na jaw i wypędzano je. Nie które straciły dziecko po długich godzinach wyczerpujących ćwiczeń. Wiedziała o tym. Nic teraz nie będzie dla niej proste.

– Poradzimy sobie z tym oboje – powiedział Nikołaj, pełen trwogi o nią. Nie zdołał nawet zapewnić jej dachu nad głową, jednego, jedynego miejsca, w którym mogłaby powić ich dziecko. Nic jednak nie wydawało mu się piękniejsze niż myśl o dziecku, zrodzonym z ich miłości. A jednak nie mają domu ani nadziei, że go zdobędą. Jak mieliby się utrzymać, gdyby ona przestała tańczyć? Ich oszczędności są żałośnie małe, jej zaś bardziej teraz po trzeba modlitwy niż pieniędzy. Marie i chłopcy wydają co do grosza wszystko, co on zarobi.

– Pomyślimy o czymś – powiedział łagodnie. Potrząsnęła tylko głową i rozpłakała się cicho, kiedy ją objął. Rozpacz ostatecznie odebrała jej siły.

– Pozwól, że cię stąd zabiorę – rzekł z niepokojem. – Nikt tutaj nie musi wiedzieć, dlaczego jesteś chora. Musimy o tym pomówić.

Ona jednak wiedziała lepiej niż ktokolwiek inny, że nie ma o czym mówić i że nie ma nadziei. Wszystkie ich marzenia są nadal sprawą odległej przyszłości, a urzeczywistnić ich nie ma jak.

– Muszę zostać tutaj – powiedziała, na samą myśl o wyjeździe czując się gorzej. Tym razem nie może z nim wyjechać.

Ale on nie zgadzał się jej opuścić, zwłaszcza teraz, wiedząc, co narobił.

Pozostał przy niej do późnej nocy. Powiadomił Madame, że obawia się, czy to nie groźny wrzód. Dodał, że jego zdaniem chora powinna wrócić do pawilonu przy pałacu, aż wydobrzeje. Danina wszakże stawiła opór. Powiedziała Madame, że nie chce słyszeć o wyjeździe, że czuje się zbyt chora i że tutaj może wydobrzeć równie szybko jak w Carskim Siole, co zresztą było oczywistą nieprawdą. Madame jednak była zadowolona, że dziewczyna nie chce wyjechać z doktorem. Uznała to za pokrzepiającą oznakę dogasania romansu. Po raz pierwszy przecież Danina oparła się jego słowom.

– Jesteśmy w stanie zapewnić jej tu doskonałą opiekę, panie doktorze, choć nie w tak luksusowych warunkach jak w Carskim Siole – z odcieniem sarkazmu oświadczyła dyrektorka Nikołajowi, oszołomionemu odwagą Daniny. Spierał się z nią bez końca, kiedy Madame wyszła.

– Chcę cię mieć koło siebie. Chcę się tobą opiekować, Danino. Musisz wyjechać.

– Na jak długo? Na miesiąc? Dwa? A co potem? – zapytała z przygnębieniem.

Wiedziała, że jest tylko jedno rozwiązanie, ale nie wspomniała mu o tym. Znała dziewczęta z baletu, które to zrobiły i przeżyły. O niczym tak nie marzyła, jak o tym dziecku, ale nie było nadziei, że będą je mieli. Może później, ale nie w obecnych okolicznościach. Muszą spojrzeć prawdzie w oczy. Nie miała jednak pewności, czy Nikołaj jest gotów się z tym pogodzić. A właściwie była przekonana. że nie. Za bardzo się o nią niepokoił.

– Musisz mnie tu zostawić, Nikołaju – powiedziała. – Możesz wrócić za parę dni.

– Wrócę jutro – zapewnił i wyszedł pełen trwogi o nią, przerażony położeniem, w jakim się znalazła. Tylko raz czy dwa nie uważali, ale to, co się stało, zupełnie go zaskoczyło. Musi jej pomóc znaleźć jakieś rozwiązanie. Jest winien, wie o tym, znacznie bardziej niż ona. Dręczyła go myśl, że Danina płaci za to cenę wyższą niż on.

Kiedy jednak wrócił nazajutrz, żadne z nich nadal nie widziało prostego wyjścia. Nie mieli za co utrzymać dziecka ani zapewnić mu opieki. Nie stać ich było nawet na mieszkanie. Danina wiedziała, że to wszystko jest po prostu nierealne, chociaż on zapewniał, że to nieprawda. Nie wdawała się w spór. Leżała w przygnębieniu, cicho płacząc, nadal dręczona nudnościami i wymiotami. Doktor zmuszał ją teraz do jedzenia i do przyjmowania jak największej ilości płynów. Wydawała mu się nieco mocniejsza, ona jednak, rozbita chorobą, czuła się bodaj jeszcze gorzej. Znowu łzy zakręciły mu się w oczach, kiedy usiadł bezradnie i zapatrzył się w nią. Wiedział, że dziewczyna po czuje się lepiej za parę miesięcy. Tymczasem jednak czekają ją męczarnie.

Kiedy odjechał, Danina poprosiła o rozmowę jedną z tancerek. Wiedziała, że Waleria zrobiła dwa razy to, o czym Danina tylko słyszała od innych. Waleria poradziła jej, dokąd się udać, z kim pomówić, a nawet zaproponowała, że wybierze się razem z nią. Danina z wdzięcznością przyjęła propozycję.

Obie dziewczyny nazajutrz rano jak najciszej wymknęły się z budynku. Pozostali byli w cerkwi. W cerkwi, jak co niedziela, była też Madame. Danina oczywiście nie mogła pójść z powodu choroby, a Waleria udała migrenę. Wyszły w pośpiechu, Danina po drodze co pięć minut dostawała mdłości. Musiały przejść przez pół miasta, aż wreszcie dotarły pod właściwy adres w ubogiej, tonącej w nieczystościach dzielnicy.

Był to mały, ciemny dom z brudnymi zasłonami w oknie. Spojrzenie kobiety, która otworzyła im drzwi, przy prawiło Daninę o dreszcz, Waleria jednak zapewniała, że wszystko będzie wykonane szybko i sprawnie. Danina wzięła ze sobą wszystkie swoje oszczędności, a teraz modliła się w duchu, by starczyło pieniędzy. Ze zgrozą wysłuchała, ile ją to będzie kosztować.

Kobieta, która przedstawiła się jako „pielęgniarka”, za dała Daninie całą litanię pytań. Chciała mieć pewność, że nie jest zbyt późno, nie wyglądało jednak, żeby termin dwumiesięczny ją przeraził. Odebrała Daninie połowę pieniędzy i zaprowadziła ją do sypialni w tylnej części domu. Prześcieradła i powłoczki były brudne, a na podłodze widać było plamy krwi, których nikt nie pofatygował się zmyć po wizycie poprzedniej „pacjentki”.

Stara umyła ręce w misce z wodą ustawionej w korytarzu i wyjęła z szafy ułożone na tacy narzędzia. Zapewniła, że są czyste, Daninę jednak przeraził ich wygląd, kiedy na chwilę oderwała wzrok od staruchy.

– Mój ojciec był doktorem – wyjaśniła „pielęgniarka”, Danina jednak nie chciała tego słuchać. Chciała to już mieć za sobą. Gdyby Nikołaj wiedział, co ona tu robi, niechybnie uczyniłby wszystko, żeby ją powstrzymać, i nigdy by jej nie wybaczył, gdyby odkrył prawdę. Teraz jednak nie wolno jej o tym myśleć. Najgorsze, że oboje pragną tego dziecka, ale przecież ona wie, że mieć go nie mogą. Nie ma co nawet o tym marzyć; to, co robi, robi dla dobra ich obojga. Nieważne, że to takie straszne, zrobi to, choćby miała umrzeć. Właśnie kiedy o tym pomyślała i zastanowiła się, czy rzeczywiście jej to nie zabije, pielęgniarka kazała jej się rozebrać. Podczas rozbierania ręce drżały Daninie nie miłosiernie. W końcu położyła się na brudnym łóżku w samym swetrze, a starucha obmacała jej brzuch i skinęła głową. Tak jak wcześniej Nikołaj, wyczuła w dole brzucha małą, krągłą, prężną wypukłość.

Cokolwiek dawniej zdarzyło się w życiu Daniny, nic nie przygotowało jej do tego poniżenia i grozy. Czegokolwiek zaznała z Nikołajem, nic nie miało związku z tym, co się działo w tej chwili, a kiedy o tym pomyślała, zaczęła wymiotować. To jednak nie było w stanie powstrzymać kobiety, która nazywała siebie pielęgniarką. Zapewniła tylko Daninę, że raz-dwa będzie po wszystkim. Powiedziała jej, że może tu chwilkę zostać, żeby zebrać siły na drogę po wrotną. Potem musi odejść. Jeśli będą jakieś komplikacje, ma wezwać lekarza, a tutaj nie wracać. Oznajmiła, że ewentualnych komplikacji nie leczy. Ona robi swoje, a reszta to już kłopot Daniny. Gdyby tu wróciła, nie wpuści jej do środka, dodała ponuro.

– Zaczynamy – oznajmiła energicznie. Wolała z każdą pacjentką uwinąć się szybko, bo sprawiały jej za dużo kłopotu. Przedłużające się wymioty Daniny jej nie po wstrzymywały, ale dziewczyna poprosiła o chwilę zwłoki. Wreszcie dała znak, że jest gotowa. Była zanadto przerażona, żeby mówić.

Na polecenie starej przypięła się pasem do łóżka. Starucha silną ręką przygniotła jej nogę, surowo nakazując dziewczynie, by się nie ruszała. Nogi Daniny dygotały jednak zbyt mocno, by mogła usłuchać polecenia. Nic, co kiedykolwiek słyszała od innych, nie przygotowało jej na przeszywający ból, jaki odczuła, gdy baba sięgnęła jej wnętrza swoim narzędziem. Usiłowała nie krzyczeć, wbijając oczy w sufit i dusząc się własnymi wymiocinami. Wydawało się, że ból nigdy nie ustanie. Nagle pokój zakołował nad nią i niemal w tej samej chwili zapadła w zbawienną ciemność. Stara zaczęła nią potrząsać, a na czole położyła jej mokrą ścierkę. Powiedziała, że Danina może już wstać. Jest po wszystkim.

– Chyba jeszcze nie utrzymam się na nogach – powiedziała Danina słabym głosem.

W pokoju wisiał smród wymiotów. Na widok miski z krwią koło łóżka dziewczyna o mało znów nie zemdlała, ale baba siłą postawiła ją na nogi i bez ceregieli zaczęła ją ubierać. Danina chwiała się, półprzytomna, pełna bólu i grozy, a baba upychała jej szmaty między nogami. Nie wiadomo, jak udało się Daninie dowlec do sąsiedniego pokoju i odnaleźć koleżankę, którą w zamroczeniu ledwie mogła dostrzec. Oszołomiło ją odkrycie, że są tutaj dopiero niecałą godzinę. Waleria wyglądała na zatroskaną, ale uspokojoną. Kto jak kto, ale ona dobrze wiedziała, jakie to paskudne. W końcu sama robiła to dwa razy.

– Zaprowadź ją do domu i niech leży – rzuciła „pielęgniarka”, przytrzymując im drzwi. Miały szczęście, że złapały dorożkę. Danina nie zapamiętała nic z drogi po wrotnej do szkoły. Wszystko, co była sobie w stanie później przypomnieć, to wspinaczka po schodach z powrotem do łóżka i szmaty uwierające ją między nogami, i palący ból, jaki starucha posiała w jej wnętrzu. Dziewczyna nie była teraz w stanie myśleć o niczym – ani o Nikołaju, ani o ich dziecku, ani o tym, co się zdarzyło. Z cichym jękiem osunęła się na łóżko i straciła przytomność.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Nikołaj tego popołudnia zastał ją leżącą w ubraniu na łóżku i śpiącą kamiennym snem. Nie miał pojęcia, że dokądś wychodziła, dopóki więc bliżej się jej nie przyjrzał, czuł ulgę, że przynajmniej śpi. Dostrzegł jednak zaraz, że twarz ma szarą, wargi bladosine, a całkiem się przeraził, kiedy zbadał jej tętno. Spróbował ją obudzić, ale okazało się to niemożliwe. Ona nie śpi, uzmysłowił sobie, jest nieprzytomna. Powodowany instynktem czy może nawykiem lekarskim, odrzucił kołdrę i zobaczył, że dziewczyna leży w kałuży krwi. Krwawiła przez kilka godzin.