– Nie chciałem cię zarazić po tym wszystkim, co przeszłaś. Czuję się już jednak znacznie lepiej.

– Miło to słyszeć. – Była przy nim trochę skrępowana, ale wpatrywała się w niego z natężeniem. Wydawał się jej teraz nawet przystojniejszy, wyższy i mocniejszy. W pewien osobliwy sposób należał teraz do niej, wiedziała o tym, a przez to był jej jeszcze droższy, nawet gdyby nigdy nie mieli się poważyć na to, czego oboje pragnęli. – Czy byłeś poważnie chory? – Wzruszyła go tym troskliwym pytaniem. W różowej wełnianej sukience wyglądała prześlicznie i nawet młodziej, niż ją zapamiętał. Przed wczoraj wieczorem w sukni z niebieskiego aksamitu wydawała się dostojna i bardzo dorosła, teraz zaś była to młoda dziewczyna, którą jeszcze bardziej niż zwykle miał ochotę pocałować. Wiedział jednak, że tym razem nie może.

– Nie tak jak ty. Dzięki Bogu. Już wyzdrowiałem.

– Nie powinieneś wychodzić w taką śnieżycę – skarciła go, a on uśmiechnął się w odpowiedzi.

– Chciałem zajrzeć do Aleksego – wyjaśnił, ale jego oczy powiedziały jej coś jeszcze. Bardziej niż do Aleksego chciał zajrzeć do niej.

– Zostaniesz na obiad? – zagadnęła uprzejmie, a on skinął głową i uśmiechnął się.

– Z przyjemnością.

Oboje uprzytomnili sobie przy tym, że to możliwe. Mogą spędzać czas razem, tak jak dawniej, nie zdradzając swych sekretów, nawet jedno przed drugim. Zaraz jednak zaczęła się zastanawiać, co będzie, kiedy za parę miesięcy wróci do Petersburga. Czy zapomną o sobie, czy też on będzie się z nią widywał? Czy będzie to tylko pielęgnowanie wspomnień, a ich miłość zniknie jak ślad po jej influency? Trudno było sobie wyobrazić samo rozstanie.

Przegadali czas aż do popołudnia, zwróciła mu kilka książek, on zaś obiecał zajrzeć do niej raz jeszcze wieczorem w drodze do domu. Kiedy wyszedł, wszystko znowu wyglądało normalnie. Wcale jednak nie wrócił tego wieczora, zamiast tego przysłał liścik. Aleksy nie czuł się dobrze, Nikołaj wraz z doktorem Botkinem spędzi więc noc w pałacu przy chorym. Z powodu hemofilii mały wymagał troskliwej opieki, Nikołaj uznał więc, że lepiej się od niego nie oddalać. Danina to zrozumiała. Zwinęła się w kłębek pod kołdrą z jedną z jego książek, spokojna o to, że zobaczy go rano. Jego dwudniowa nieobecność po dramatycznej wieczornej scenie była dla niej udręką. Migrena znikła dzisiaj na sam jego widok.

I znów odczuła ulgę, kiedy nazajutrz rano przyszedł do niej na śniadanie. Ale i ona musiała zdać sobie sprawę, jakiej mocy nabrała nagle łącząca ich więź. Chociaż się umówili, że nie będą więcej mówić o wzajemnych uczuciach, stało się nagle jasne, że nic na świecie nie jest dla niej ważniejsze od jego wizyt, a jego też nurtował niepokój, gdy jej nie było w pobliżu. Oboje żywili jednak nadal przekonanie, że jak długo będzie trzeba, są w stanie zapanować nad palącym ich ogniem, a ona postanowiła okiełznać w sobie to uczucie i nigdy, do końca ich życia, nie poruszać więcej tego tematu. Nikołaj z każdym dniem miał mniej pewności, że stać go na to samo, wiedział jednak, że musi postępować tak, jak ona sobie życzy, bo w przeciwnym razie mógłby ją stracić.

Długo tego dnia rozprawiał o Aleksym, objaśniając jej szczegółowo naturę jego choroby. Doprowadziło ich to do dyskusji o urokach posiadania dzieci. Przedkładał jej, że nie powinna pozbawiać się tej radości, jest bowiem pewien, że byłaby wspaniałą matką. Ona zaś kręciła tylko głową, przypominając mu, jakie ma obowiązki wobec baletu. On na to znowu wyrzucał jej ten niestosowny zapał jako rzecz nierozsądną i niezdrową.

– Madame nie wybaczyłaby mi, gdybym odeszła – od parła cicho.

– Zawsze oddawała i będzie nam oddawać wszystkie siły – dodała po prostu, kiedy skończyli śniadanie. – Oczekuje ode mnie tego samego.

– Dlaczego od ciebie bardziej niż od innych? – zapytał uszczypliwie.

Roześmiała się w odpowiedzi i po raz pierwszy od wielu dni w oczach jej zatańczył figlarny chochlik.

– Bo jestem lepszą od nich tancerką. Słysząc to, uśmiechnął się szeroko.

– I z pewnością nieporównanie skromniejszą – zakpił. – Ale masz słuszność. Jesteś lepszą tancerką, choć nadal nie jest to powód, żeby oddać życie w ofierze.

– Balet to coś więcej niż taniec, Mikołaju. To sposób życia, duch, cząstka duszy, religia.

– Jesteś szalona, Danino Pietroskowa, ale i tak cię kocham.

Słowa te wymknęły mu się bezwiednie. Spojrzał na nią z przerażeniem, nic jednak nie powiedziała. Uznała to za pomyłkę, przypadek i postanowiła przemilczeć.

Tymczasem śnieg przestał padać po bez mała dwóch dobach zamieci, wyszli więc na spacer do parku. W chwilę później zaczęła go obrzucać śnieżkami. Nie zdołałby wyrazić, jak uwielbia spędzać z nią czas, jak uwielbia jej dziecięcą pogodę ducha, która przecież nie wyklucza wielkiej wewnętrznej głębi i oddania dla tego wszystkiego, w co dziewczyna wierzy. Jak na młodą kobietę było to niezwykłe. Pewien, że znów czują się w swoim towarzystwie odprężeni i wszystko między nimi układa się prosto, pożegnał ją tego popołudnia, żeby wrócić do domu i przebrać się po nocy spędzonej przy małym pacjencie. Najgrubsze chmury, które wisiały nad nimi przez kilka ostatnich dni, rozwiały się teraz, oboje więc byli przekonani, że zdołają przeżyć, mimo rygorów, jakie narzuciła im Danina. A pod koniec następnego tygodnia w pełnej zgodzie odzyskali nieskrępowaną swobodę obejścia.

Nikołaj zaglądał do niej co najmniej dwa razy dziennie, a nawet częściej, kiedy tylko się dało. Stale jadał u niej obiady lub kolacje, a czasami przychodził tak wcześnie, że mógł z nią razem siąść do śniadania. Cały ten miesiąc był mroźny, większość czasu spędzali więc pod dachem, ale pod koniec stycznia pogoda zaczęła się pomału poprawiać. Zdrowie Daniny także. Postępy rekonwalescencji były znaczne, ale powrót do baletu był nadal sprawą przyszłości, której Danina nie mogła przyspieszyć. Z początku błagała Madame, żeby pobyt w Carskim Siole trwał tylko miesiąc, ale Nikołaj nieodmiennie zalecał przeciągnięcie go do marca lub kwietnia. W kolejnym liście do Madame Danina napisała, że się na to zgadza. Tego właśnie jej trzeba. Madame przyjęła to z ulgą. Cesarzowa podobnie. Rodzina carska przepadała za towarzystwem dziewczyny.

Wielkie księżniczki wpadały na herbatę, kiedy tylko po zwalały im na to ich obowiązki sióstr miłosierdzia albo lekcje. Aleksy zaś uwielbiał grać z nią w karty. Wydawała się znakomitym dodatkiem do rodziny, przynajmniej w jego mniemaniu. To właśnie Aleksy przyniósł jej wiadomość, że ma przybyć na bal, który jego rodzice wydają pierwszego lutego, pierwszy bal w tych czasach. Cesarzowa czuła się winna wobec córek, które od tak dawna nie miały żadnej rozrywki ani przerwy w obowiązkach szpitalnych, przekonała więc męża, że bal wszystkim doda ducha. Dopiero po zakomunikowaniu tego Daninie Aleksy oznajmił matce, że życzy sobie, by ją zaprosiła.

Cesarzowa uczyniła to, wedle jej własnych słów, z najwyższą przyjemnością. Nie czekając na odpowiedź Daniny. posłała dziewczynie do przymierzenia kilka sukien balowych, jak wtedy, przed ich dużo mniej uroczystą kolacją. Tym razem jednak suknie były zaiste tak wspaniałe, że Danina poczuła się oszołomiona.

Atłasy i jedwabie, aksamity i brokaty jak dla królowej albo dla samej cesarzowej. Danina wręcz krępowała sieje włożyć. Wybrała wreszcie białą atłasową, ze złotym, brokatowym stanikiem, który tak ściśle opinał jej szczupłą talię, że przypominała raczej królową elfów niż baletnicę. Wyglądała, jak orzekł Aleksy, kiedy pokazała mu się w sukni, niby księżniczka z bajki. Nikołaj sukni jeszcze nie widział, ale wiedział o niej wszystko z opowieści Daniny. Biała atłasowa narzutka, przysłana wraz z nią, była lamowana takim samym złotym brokatem jak stanik, i w dodatku podbita gronostajami. W istocie strój to był królewski, a ciemnowłosa Danina robiła w nim jeszcze większe niż zwykle wrażenie. W pewnej mierze suknia była dla niej jak kostium, piękniejszy jednak od wszystkich, które kiedykolwiek widziała, przywdziewała czy nawet o których marzyła. Nikołaj też był rad usłyszeć, że dziewczyna wybiera się na bal. Jak poprzednio ostrzegał ją, żeby się nie przemęczała i wyszła, kiedy tylko poczuje się znużona. Nie miał jednak żadnych zastrzeżeń do jej obecności na carskim balu i zaofiarował się, że przywiezie ją tak jak wcześniej na kolację.

Sam bal był w tych dniach wydarzeniem niezwykłym. Rodzina panująca z powodu wojny zrezygnowała ze wszystkich urzędowych okazji towarzyskich, wyjątek od tej reguły czyniąc w tym tylko jednym wypadku. Nie wiadomo było, kiedy taka sytuacja mogłaby się powtórzyć. Car specjalnie na bal powrócił z frontu, a jego zapowiedziana obecność cieszyła wszystkich.

– Czy twoja żona tym razem nie zdecyduje się przyjść? – ostrożnie zagadnęła Danina Nikołaja w wigilię balu, on jednak pokręcił głową z miną nieco zirytowaną. Kiedyś zwróciłby uwagę Marie, jakim grubiaństwem z jej strony jest odrzucenie najjaśniejszego zaproszenia, ale teraz nie dbał o to z powodów oczywistych dla Daniny. Ona zaś już sobie przysięgła, że zatańczy z nim może raz czy drugi, jeśli ją o to poprosi, ale to nic nie będzie znaczyło. Jego wyznanie sprzed dwóch tygodni jak gdyby zasnuła mgła. Znów są po prostu przyjaciółmi, nie ma obaw.

– Oczywiście nie. – Tyle tylko odpowiedział Nikołaj. – Nie znosi balów… i wszystkiego, co nie związane z końmi.

Potem zmienił temat, by opowiedzieć z uśmiechem, jak to Aleksy oświadczył, że dziewczyna wygląda „całkiem dobrze” w sukni, którą pożyczyła jej jego matka. To „całkiem dobrze” w najmniejszej mierze nie przygotowało jednak Nikołaja do widoku Daniny, która wynurzyła się ze swojej sypialni w toalecie z białego atłasu, złotego brokatu i gronostajów. Wyglądała jak młoda monarchini, z włosami upiętymi na głowie w luźne fale, z perłowymi kolczykami w uszach, które były jej jedyną pamiątką po matce. Cieszyła się, że nie zapomniała ich wziąć tutaj ze sobą.

Na jej widok Nikołajowi zaparło dech. Przez dłuższą chwilę nie mógł wydusić słowa. Łzy nabiegły mu do oczu. Niemal się modlił, żeby ich nie dostrzegła.