– Czy dobrze pani spała? – zagadnął troskliwie, ona zaś z uśmiechem zapewniła go, że tak. Potem zwróciła mu książkę, którą przeczytała z wielką przyjemnością. Powiedziała mu o tym. Chyba miło mu było to słyszeć. Przyniósł jej w zamian trzy nowe.

– Jej cesarska mość mówiła o pani wczoraj wieczorem, chciałaby wydać dla pani małą kolację. Kilkoro przyjaciół z Petersburga, nic wielkiego, żeby pani zanadto nie zmęczyć. Jak pani sądzi, czy starczy już pani sił? – Zdawał się o nią niepokoić. Ostrzegał Aleksandrę Fiodorowną, że może być na to jeszcze za wcześnie, Danina była jednak podniecona tym pomysłem.

– Może za parę dni… jak pan sądzi, panie doktorze?

– Sądzę, że robi pani świetne postępy. – Uśmiechnął się do niej. – Nie chciałbym jednak przedwcześnie narażać pani na przemęczenie. Będę pani towarzyszył, a jeśli po czuje się pani zmęczona, odprowadzę ją z powrotem.

– Dziękuję, panie Nikołaju – powiedziała serdecznie.

Wybrali się na spacer po parku. Było zimno, a wiatr silniejszy niż poprzedniego dnia, doktor więc po paru chwilach zawrócił ją do domu. Nie puścił jej ręki, kiedy wracali, ale oboje zdawali się tego nie zauważać. Policzki jej się zaróżowiły, a oczy rozbłysły jaśniej, w ogóle wyglądała zdrowiej niż kiedykolwiek, odkąd tu przybyła. Nadal jednak miała przed sobą długą, bardzo długą drogę, zanim zdoła wrócić do baletu. Zaczęła już ćwiczyć po pół godziny dziennie. Opowiedziała mu o tym, ale stanowczo zabronił jej wracać do tańca wcześniej niż w kwietniu. Dziewczyna musi w pełni odzyskać zdrowie i siły, zanim w ogóle będzie o czym myśleć. Czekały ją długie miesiące rekonwalescencji, ale żadnego z nich nie martwiła ta perspektywa. Danina tęskniła za zespołem baletowym, który zastępował jej rodzinę, ale po iluś tam tygodniach czuła się tutaj zupełnie jak w domu. Teraz zaś bardzo ją nęcił pomysł wydania przez carycę małej kolacyjki.

Doktor został u niej na obiedzie, jak czynił nierzadko, a wkrótce potem pożegnał ją, żeby podjąć swoje obowiązki w pałacu. Jak zwykle wrócił po południu, a później raz jeszcze po kolacji. Weszło to już w nawyk, który obojgu odpowiadał; ona sama teraz oczekiwała tych odwiedzin.

Nazajutrz zgodził się, by cesarzowa wydała kolację dla Daniny. Obecni mieli być jedynie najbliżsi przyjaciele domu, parę osób z rodziny i oczywiście dzieci. Car znowu był na froncie przy wojsku, nie mógł więc uczestniczyć.

W następnym tygodniu wielkie księżniczki przysłały rekonwalescentce kilka sukien przez Diemidową, pokojówkę ich matki, a dwie z tych sukien wspaniale leżały na Daninie. Była od księżniczek nieco szczuplejsza, zwłaszcza teraz, po chorobie, ale wystarczyło mocniej niż one ściągnąć szarfę, żeby wybrana suknia leżała znakomicie. Była z niebieskiego aksamitu, który wyjątkowo zgrabnie podkreślał figurę, obramowana sobolami. Do tego etola i mufka, aby Danina nie zmarzła w drodze z domku do gościnnego pałacu. Wieczorem, w dniu kolacji, Danina ledwo mogła opanować podniecenie. Pozostała w łóżku przez całe popołudnie, próbując nabrać sił. Kiedy Nikołaj zaszedł po nią do willi, jeszcze nie zdążyła się ubrać do końca. Czekając, przeglądał tom wierszy, jeden z tych, które jej po życzył. Pokrzepiał się przy tym parującą herbatą ze srebrnego samowara na stole. Słysząc odgłos otwieranych drzwi, podniósł oczy i uśmiechnął się, wciąż jeszcze trzymając w ręku szklankę. Wyglądała niesłychanie wytwornie w pożyczonym stroju. Jej ciemne, lśniące włosy miały ten sam odcień, co sobolowe futerko.

– Wygląda pani wspaniale – oświadczył z wyrazem przestrachu. – Obawiam się. że przyćmi pani wszystkich. nawet wielkie księżniczki i jej cesarską mość.

– Wątpię, ale bardzo miło mi to słyszeć. Wykonała głęboki dworski dyg jak na scenie, podnosząc się jednak powoli z przysiadu, uświadomiła sobie, jak słabe ma nogi. Brak mu było słów, by opisać, co czuje, patrząc na nią. Nie miał pojęcia, skąd to śliczne stworzenie znalazło się w jego życiu, takie wytworne, takie wdzięczne, no i takie ładne. Oczarowały go na równi jej charakter i uroda. Nigdy dotąd nie widział ani nie znał nikogo podobnego.

– Naprawdę, moja droga, wygląda pani pięknie. Idziemy?

Odpowiedziała skinieniem głowy, on zaś podał jej sobolową etolę. Raz jeszcze powtórzyła, że wielkie księżniczki były wyjątkowo wspaniałomyślne, przysyłając jej te sobole. Krótką odległość do pałacu pokonali w jego saniach. Okrył ją troskliwie ciężkim pledem. Była jasna, mroźna noc i tysiące gwiazd na niebie. A każda wydawała się od bijać w świecach jarzących się blaskiem w oknach pałacu. Doktor szybko wprowadził Daninę do środka i powiódł na górę do przestronnego, pięknie urządzonego salonu, całego w pastelowych jedwabiach i brokatach, pełnego marmurów, malachitu i przepychu. Ten pokój miał znacznie mniej oficjalny charakter niż większość pozostałych. Ogień buzujący na kominku, blask świec, ciepłe przyjęcie, jakie jej zgotowano, wszystko to złożyło się na domowy nastrój, którego chyba nigdy dotąd nie zaznała, nigdy nie była szczęśliwsza. Już samo to, że jest tutaj, w gronie rodziny carskiej i jej przyjaciół, wraz z Nikołajem – już samo to było jak sen. Aleksy nie odstępował jej przez cały wieczór. Przy kolacji na własne życzenie siedział przy niej, z drugiej zaś strony usiadł Nikołaj, żeby móc z bliska „obserwować jej stan”. Nie miał jednak czego obserwować, wyjąwszy radość tego wieczoru i przyjemność, z jaką witali ją przyjaciele domu. Wszystkim wydawała się zgrabna, piękna, czarująca.

Rozmawiali z nią o balecie, wkrótce jednak zaskoczyła ich rozległością wiedzy w innych dziedzinach. Dzięki Nikołajowi nareszcie w ostatnich tygodniach miała okazję czytać i poduczyć się wielu rzeczy. Chłonęła nowe informacje jak gąbka i zapamiętywała wszystko, o czym jej opowiadał. Słuchając jej teraz, był z niej dziwnie dumny, jak ojciec z dziecka czy też twórca ze swojego dzieła.

Pozwolił jej na dłuższą wizytę, aż wreszcie po jedenastej, widząc jej rosnącą bladość i słabnące ożywienie, uznał, że najrozsądniej będzie zabrać ją do domu. Szepnął coś dyskretnie cesarzowej, a potem łagodnie powiedział Daninie, że chyba będzie najlepiej, jeżeli już wrócą. Bardzo był emocjonujący ten pierwszy wieczór, ale Danina, chociaż zachwycona każdą chwilą, nie sprzeczała się z lekarzem. Za nic nie chciała się do tego przyznać, była jednak bardzo zmęczona, a jemu nie trudno było to zauważyć. Uśmiech nie schodził jednak jej z twarzy, kiedy w drodze powrotnej do pawilonu odchyliła w saniach głowę do tyłu, wpatrzona w gwiazdy.

Kiedy wprowadził ją do środka, otoczywszy ramieniem, stali przez chwilę bardzo blisko. Oparła mu głowę na ramieniu, po części ze znużenia, bardziej jednak z poczucia swobody, jaka między nimi panowała, i z wdzięczności za wszystko, co dla niej zrobił.

– To był cudowny wieczór, Nikołaju… dziękuję, że mi pan pozwolił… i że tak to pan urządził… wszyscy byli dla mnie tacy mili, to było urocze… – Tutaj przypomniał się jej jeden z gości, bardzo zabawny człowiek. – Szkoda, że car nie mógł być. – Wszyscy zapewniali, że go im brakuje. Danina uśmiechnęła się do przyjaciela. – To było urocze przyjęcie.

– Wszystkich rozkochałaś dzisiaj w sobie, Danino. Hrabia Orłowski uznał panią za nadzwyczaj uroczą.

Hrabia dobrze się trzymał jak na swoje osiemdziesiąt kilka lat, toteż przez cały wieczór umizgał się do niej bez żenady, jego żona była tym zresztą ubawiona. Przez sześćdziesiąt pięć lat małżeństwa pozwalał sobie na to, ale na nic więcej, wobec każdej pięknej kobiety.

– Aleksy był bardzo zawiedziony, że dziś wieczór nie zagrałam z nim w karty – powiedziała, zdjąwszy etolę. Dziwne to było doznanie: powróciwszy razem do domu, omawiać miniony wieczór. Jak gdyby od dawna byli małżeństwem. – Nie zagrałam z nim w karty – wyjaśniła – bo nie chciałam być niegrzeczna wobec reszty towarzystwa.

– Zagra pani kiedy indziej. Może jutro, jeśli oboje będziecie w stanie. Obawiam się, że będzie bardzo zmęczony. A pani? – Popatrzył na nią z troską. – Jak pani się czuje, Danino?

Oczy jej płonęły ożywieniem, jaśniały błękitem bardziej niż zwykle. – Jestem szczęśliwa i czuję się cudownie, jak po najpiękniejszym wieczorze w życiu.

Stała, patrząc na niego, z lekkim uśmiechem na ustach; zbliżył się do niej powoli. Nie zdjął jeszcze płaszcza.

– Nigdy nie spotkałem kogoś takiego jak pani – powiedział cicho, stojąc tuż przed nią i patrząc na nią z góry. W tej jednej chwili zapomniał, kim ona jest. To nie primabalerina ani nawet jego pacjentka. To jego przyjaciółka, kobieta, która go olśniła, którą pokochał, a przecież nigdy nawet nie marzył o czymś podobnym.

– Jest pani naprawdę niezwykła – dodał szeptem. Od dalszych jego słów zaparło jej dech w piersiach, a oczy zogromniały ze zdumienia.

– Danino… Kocham cię…

I nie czekając na odpowiedź, pochylił się ku niej i delikatnie ją pocałował. Objął ją, a ona, zaskoczona tym, jaki jest silny, bez zastanowienia przytuliła się do niego i oddała pocałunek. W tejże chwili wymknęła się jednak z uścisku i ze zgrozą podniosła na niego oczy. Co oni zrobili najlepszego? Co teraz zrobią? Wszystko zepsują, jeżeli to zrobią.

– Ja… ja nie… nie możemy… nie wolno nam, Nikołaju… Nie wiem, jak to się stało…

Łzy rozpaczy zakręciły się jej w oczach, kiedy ujął jej ręce. Był pierwszym mężczyzną, którego kiedykolwiek po całowała, czy też który ją pocałował. Miała dziewiętnaście lat, a on otworzył przed nią drzwi, nigdy wcześniej nie otwierane. Nie miała pojęcia, co teraz począć.

– Ja wiem bardzo dobrze. Danino. – Wydawał się spokojniejszy, niż był w istocie. Serce waliło mu w piersiach, kiedy patrzył na dziewczynę. Czuł przerażenie na myśl, że ją straci. Być może jednym zuchwałym gestem odepchnął ją od siebie na zawsze, a perspektywa ta napełniała go grozą. Niech się dzieje, co chce, byleby jej nie stracił.

– Pokochałem cię, kiedy tylko cię zobaczyłem. Nie przy puszczałem, że przeżyjesz noc. Ale ciągle wracałem do ciebie myślami, jawiłaś mi się jak wcielenie wdzięku i piękna, okaleczony motyl, który, jak sądziłem, nie zdoła ocaleć. Nie miałem jednak pojęcia, kim jesteś, nic o tobie nie wiedziałem… aż do teraz… aż tutaj przyjechałaś i spędzaliśmy codziennie tyle czasu na rozmowach. I teraz kocham ciebie całą, twoje myśli, twój charakter, twoje dobre serce… Danino, nie mogę bez ciebie żyć.