Nagle wszyscy ożyli.
– No cóż! – powiedziała wesoło Leigh Ackerman, patrząc na całą ich grupę i nie obejmując wzrokiem Matta Farrella, który stał z tyłu i trochę z boku. Chodźmy jeść! – Wcisnęła swoją dłoń pod ramię Jona i obróciła go do drzwi, dodając celowo: – Zarezerwowałam stolik na dziewięć osób.
Meredith przeliczyła szybko. W ich grupie było dziewięć osób, nie licząc Matta Farrella. Zamarła, zdegustowana zachowaniem Jonathana i jego przyjaciół; przez moment pozostała na swoim miejscu. Ojciec zobaczył ją stojącą w niewielkiej odległości od Farrella. Zatrzymał się przy niej, idąc do sali jadalnej ze swoimi przyjaciółmi. Ścisnął jej łokieć.
– Pozbądź się go! – warknął na tyle głośno, że Farrell go usłyszał, po czym ruszył dalej.
Meredith z gniewnym, pełnym wyzwania buntem obserwowała, jak odchodził. Potem spojrzała na Matta Farrella, niepewna, co zrobić dalej. On odwrócił się w kierunku drzwi prowadzących na taras. Obserwował znajdujących się tam ludzi z wyniosłą niezmiennością kogoś, kto wie, że jest osobą niepożądaną i kto w takim układzie chce wyglądać jak ktoś, kto preferuje taki stan rzeczy.
Meredith wiedziała od razu, w chwilę po poznaniu go, że nie należy do ich grupy społecznej, jeszcze zanim powiedział, że jest hutnikiem z Indiany. Smoking nie leżał na jego szerokich ramionach tak, jak leżałoby ubranie szyte na miarę, co oznaczało, że prawdopodobnie go wypożyczył. Nie mówił też z głęboko zakorzenioną pewnością siebie człowieka z towarzystwa, który oczekuje, że będzie mile widziany i lubiany, gdziekolwiek się pojawi. Co więcej, był w nim jakiś trudny do zdefiniowania brak ogłady, a także cień szorstkości i bezwzględności, które intrygowały ją i odpychały jednocześnie.
Biorąc pod uwagę to wszystko, zaskakujące było, że nagle wydał jej się bardzo podobny do niej samej. Tak było. Spojrzała na osamotnionego mężczyznę, który sprawiał wrażenie, że nic sobie nie robi z tego, że jest szykanowany. Przypomniała sobie w tym momencie siebie w St. Stephen, kiedy spędzała każdą przerwę z książką otwartą na kolanach, też udając, że jej nie zależy.
– Panie Farrell – zapytała tak obojętnie, jak tylko mogła. – Czy napiłby się pan czegoś?
Odwrócił się zaskoczony, przez chwilę się wahał, po czym skinął głową.
– Szkocka z wodą.
Przywołała kelnera, który pospieszył ku niej.
– Jimmy, podaj szkocką z wodą panu Farrellowi.
Kiedy się odwróciła, Matt Farrell obserwował ją, krzywiąc się lekko. Wodził wzrokiem od jej twarzy po biust i talię, potem skoncentrował się na oczach, jakby uważał jej akcję za podejrzaną i zastanawiał się, co spowodowało, że trudziła się aż tak bardzo.
– Kim był człowiek, który kazał ci się mnie pozbyć? – zapytał znienacka.
Nie miała ochoty niepokoić go prawdą, ale odpowiedziała:
– To był mój ojciec.
– Współczuję ci głęboko i naprawdę szczerze – zażartował ponuro, na co Meredith zareagowała śmiechem, bo nikt nigdy nie ośmielił się skrytykować jej ojca, nawet pośrednio, i ponieważ nagle wyczuła, że Matt Farrell jest „rebeliantem” takim samym, jakim ona postanowiła się stać. Wydal jej się dzięki temu o wiele milszy. Zamiast użalać się nad nim lub czuć do niego niechęć, pomyślała o nim nagle jak o kundlu, który wbrew woli został wrzucony sam jeden w grupę hardych psów z rodowodem. Zdecydowała, że to ona go uratuje.
– Czy miałbyś ochotę zatańczyć? – zapytała, uśmiechając się do niego, jakby był starym przyjacielem.
Rzucił jej rozbawione spojrzenie.
– Dlaczego myślisz, księżniczko, że hutnik z Edmunton w Indianie umie tańczyć?
– A umie?
– Myślę, że sobie poradzę.
Była to raczej mało zgodna z prawdą ocena jego zdolności. Przekonała się o tym już kilka minut później, kiedy tańczyli na tarasie do wolnej melodii granej przez zespół. Prawdę mówiąc, był zupełnie niezły, ale za bardzo spięty i tańczył mało nowocześnie.
– Jak mi idzie?
Beztrosko nieświadoma podwójnego znaczenia, jakie można by przypisać jej słowom, powiedziała lekko:
– Jak na razie, mogę jedynie powiedzieć, że masz wyczucie rytmu i poruszasz się dobrze. Tak czy inaczej to jedyne, co się naprawdę liczy, – Patrząc mu z uśmiechem w oczy, żeby złagodzić ewentualną nutkę krytycyzmu, której mógł doszukać się w jej następnych słowach, dodała: – Potrzebujesz tylko trochę praktyki.
– Jak wiele praktyki zalecasz?
– Niewiele. Jedna noc wystarczy, żeby nauczyć się kilku nowych ruchów.
– Nie wiedziałem, że są jakieś „nowe” ruchy.
– Są – powiedziała Meredith – ale najpierw musisz nauczyć się rozluźniać.
– Najpierw? – powtórzył. – Do tej pory byłem przekonany, że należy się rozluźniać dopiero potem.
Nagle dotarło do niej, o czym on myślał i co mówił. Nie tracąc głowy, powiedziała:
– Czy mówimy o tańcu, panie Farrell?
Wychwycił brzmiącą w jej głosie reprymendę. Przez chwilę obserwował ją ze wzrastającym zainteresowaniem, ponownie ją oceniał, szacował. Jego oczy nie były jasnoniebieskie, jak myślała początkowo, ale niezwykłe, metalicznie szare. Włosy miał ciemnobrązowe, a nie czarne. Kiedy się odezwał, jego cichy głos brzmiał usprawiedliwiająco.
– Mówimy o nim teraz. – Chcąc wytłumaczyć swój brak swobody w tańcu, który wyczuła w jego ruchach, dodał: – Przed kilkoma dniami naderwałem więzadło w prawej nodze.
– Przykro mi – powiedziała, przepraszając za wyciągnięcie go na taras. – Czy to boli?
, Jego opalona twarz rozbłysła uśmiechem.
– Tylko wtedy, kiedy tańczę.
Meredith roześmiała się z tego żartu i poczuła, że jej troski gdzieś znikają. Przetańczyli jeszcze jeden taniec, rozmawiając o niczym bardziej istotnym niż zła muzyka i dobra pogoda. Kiedy wrócili do sali, Jimmy przyniósł ich drinki. Kierując się chęcią odegrania się i urazą do Jonathana, powiedziała:
– Jimmy, zapisz, proszę, te drinki na konto Jonathana Sommersa. – Spojrzała na Matta i zobaczyła zaskoczenie w jego twarzy.
– Jesteś przecież członkiem klubu?
– Tak – powiedziała Meredith ze smętnym uśmiechem. – To mały rewanż z mojej strony.
– Za co?
– Za… – zbyt późno zorientowała się, że cokolwiek teraz powie, zabrzmi to jak użalanie się nad nim i będzie dla niego żenujące. Wzruszyła ramionami. – Nie lubię Jonathana Sommersa.
Spojrzał na nią dziwnie, podnosząc swojego drinka i wypijając łyk.
– Myślę, że jesteś już głodna. Dołącz do swoich przyjaciół. Był to miły gest, dający jej możliwość wyboru. Meredith nie miała jednak ochoty dołączyć teraz do grupy Jona. Rozejrzała się wokół i było dla niej jasne, że jeżeli zostawi tutaj Matta Farrella, nikt nie zrobi wobec niego najmniejszego przyjaznego gestu. Prawdę mówiąc, wszyscy na sali omijali ich z daleka.
– Tak naprawdę – powiedziała – jedzenie tutaj wcale nie jest takie dobre.
Rozejrzał się wokół i zdecydowanie odstawił swoją szklankę, dając jej do zrozumienia, że zamierza wyjść.
– Ludzie też niezbyt ciekawi.
– Oni trzymają się od nas z daleka nie z małostkowości czy arogancji – zapewniła go. – Naprawdę.
Patrząc na nią obojętnie, zapytał:
– To dlaczego tak się zachowują?
Meredith popatrzyła na kilka par w średnim wieku, znajomych jej ojca. Wszyscy oni byli sympatycznymi ludźmi.
– No cóż, są na pewno zażenowani zachowaniem Jonathana. A z tego, czego się dowiedzieli o tobie: gdzie mieszkasz i czym się zajmujesz, większość z nich wyciągnęła wniosek, że nie mają z tobą nic wspólnego.
Najwyraźniej uznał, że traktuje go protekcjonalnie, uśmiechnął się grzecznie mówiąc:
– Już czas na mnie.
Nagle wydało jej się niesprawiedliwe, że on wyjdzie i jedyne, co zapamięta z tego wieczoru, to upokorzenie, jakiego tu doznał. Prawdę mówiąc, wydawało jej się to niepotrzebne i… wręcz nie do pomyślenia!
– Nie możesz jeszcze wyjść – zaprotestowała zdecydowanie, uśmiechając się. – Chodź ze mną i weź swojego drinka.
– Dlaczego? – spytał podejrzliwie.
– Dlatego – zadeklarowała Meredith uparcie, z figlarnym uśmiechem – że jest łatwiej, jeśli robiąc to, trzyma się w dłoni drinka.
– Robiąc co? – nalegał.
– Poznając ludzi – wyjaśniła. – Przedstawię cię kilku osobom!
– Absolutnie nie! – Matt chwycił jej nadgarstek, chcąc ją powstrzymać, ale było już za późno. Meredith nagle zawzięła się, że zmusi wszystkich do przełknięcia tej „pigułki” i będzie im się to musiało podobać.
– Proszę, zrób mi tę przyjemność – powiedziała miękko, błagalnym głosem.
Wymuszony uśmiech pojawił się na jego ustach.
– Masz zupełnie niezwykłe oczy…
– Tak naprawdę to jestem okropnym krótkowidzem – żartowała, serwując mu jeden ze swych zniewalających uśmiechów. – Znana jestem z wchodzenia na ściany. To przykry widok. Może wezmę cię pod rękę i wyprowadzisz mnie do hallu, żeby nie spotkało mnie znowu coś takiego.
Nie pozostał nieczuły ani na jej żarty, ani na ten uśmiech.
– Poglądy masz też bardzo nieszablonowe – odpowiedział, zaśmiał się niechętnie, ale jednak podał jej ramię, gotów zapewnić jej dobrą zabawę.
Po przejściu kilku kroków w hallu Meredith zobaczyła znaną jej starszą parę.
– Dzień dobry, pani Foster, panie Foster – przywitała ich wylewnie, w chwili kiedy mieli zamiar, nie dostrzegając jej, przejść obok.
Zatrzymali się natychmiast.
– O, dzień dobry, Meredith – powiedziała pani Foster, po czym obydwoje z mężem uśmiechnęli się z grzecznym zainteresowaniem do Matta.
– Chciałabym przedstawić państwu przyjaciela mojego ojca – obwieściła Meredith, powstrzymując uśmiech na widok niedowierzającego wzroku Matta. - To jest Matt Farrell. Matt pochodzi z Indiany i zajmuje się hutnictwem.
– Miło mi – powiedział pan Foster, ściskając dłoń Matta. – Wiem, że Meredith i jej ojciec nie grają w golfa, ale mam nadzieję, że powiedzieli panu, że mamy tu w Glenmoor dwa wysokiej klasy pola golfowe. Czy zabawi pan tu wystarczająco długo, żeby zagrać ze mną?
"Raj" отзывы
Отзывы читателей о книге "Raj". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Raj" друзьям в соцсетях.