I będziesz musiała poinformować zarząd o swoim wyborze.
– Boże, tak się mylisz, jeśli chodzi o Matta!
– Mam nadzieję, że nie mylę się co do ciebie – przerwał jej – bo liczę na to, że nie zaalarmujesz go, że próbujemy się do niego dobrać, i że nie pozaciera śladów. – Sięgnął po swój płaszcz. Wyglądał na człowieka zmęczonego i starego. – Jestem wykończony. Jadę do domu, żeby odpocząć. Wrócę tu jutro, ale na razie zajmę salę konferencyjną. Zadzwoń do mnie, jeśli Braden dowie się czegoś nowego.
– Dobrze, ale chcę, żebyś mi coś obiecał – powiedziała spokojnie i jednocześnie wyzywająco.
Odwrócił się, trzymając już dłoń na klamce.
– Co takiego?
– Chcę, żebyś obiecał, że jeśli Matt okaże się niewinny, to nie tylko przeprosisz go za to, co zrobiłeś, ale naprawdę szczerze spróbujesz się z nim zaprzyjaźnić! Co więcej, chcę, żebyś obiecał, że powiadomisz Marka, Sama i wszystkich innych, przed którymi go oczerniałeś, że absolutnie się myliłeś…
Tak mało prawdopodobną wersję zdarzeń próbował skwitować wzruszeniem ramion, ale Meredith postanowiła zawrzeć z nim układ.
– Tak czy nie?
– Tak – wyrzucił z siebie.
Po jego wyjściu Meredith opadła na krzesło. Nawet przez chwilę nie pomyślała, że istniało coś, o czym powinna ostrzec Matta, a jednak koniecznością zachowania milczenia poczuła się w jakiś sposób wmanipulowana w zajęcie pozycji przeciwko niemu. Była jednocześnie poruszona zawoalowanymi stwierdzeniami ojca, że ją kocha i aprobuje jej działania w czasie, kiedy go zastępowała. Przede wszystkim jednak miała nadzieję, że kiedy zostaną ujawnione wszystkie fakty i ojciec przeprosi Matta, to Matt okaże się na tyle wspaniałomyślny, że te przeprosiny przyjmie. Ewentualność, że dwaj mężczyźni, których kochała, staną się przyjaciółmi albo chociaż przestaną być wrogami, była naprawdę oszałamiająca.
Pomimo optymizmu i pewności siebie gdzieś w zakamarkach jej umysłu ciągle krążyło coś, co powiedział jej ojciec. Tego wieczoru jadła kolację z Mattem, w nastrojowo oświetlonym zakątku pobliskiej restauracji. Kiedy zapytał ją o spotkanie z ojcem, opowiedziała mu niemal wszystko, poza absurdalnym przekonaniem jej ojca, że to on stał za zamachami bombowymi i nieistniejącą próbą przejęcia ich firmy. Była skłonna to przemilczeć w zamian za przeproszenie Matta, co ojciec obiecał zrobić, jeśli okaże się, że był w błędzie. Jednak z premedytacją wyczekała aż do późnego wieczoru, kiedy wrócili już do jej mieszkania i kochali się, żeby zapytać go dopiero wtedy o tę jedną wypowiedź ojca, która ją nurtowała. Czekała tak długo, ponieważ nie chciała, żeby zabrzmiało to jak oskarżenie lub próba konfrontacji.
Matt leżał obok niej, oparty na łokciu i leniwie wodził palcem wzdłuż zakola jej policzka.
– Chodź ze mną do domu – szeptał – obiecałem ci raj na ziemi, ale nie mogę ci go dać, kiedy mieszkamy w dwóch różnych miejscach i udajemy, że tylko częściowo jesteśmy małżeństwem.
Rozkojarzona, uśmiechnęła się tylko i to wystarczyło, żeby zrozumiał, że myśli ma zaprzątnięte czymś innym.
Ujął w dłoń jej podbródek i odwrócił ku sobie jej twarz.
– Co się stało? – zapytał cicho.
Spojrzała na niego. Starała się, żeby jej głos brzmiał bezstronnie.
– Chodzi o coś, co powiedział mój ojciec – przyznała. Na wzmiankę o ojcu rysy jego twarzy stwardniały.
– Co powiedział?
– Powiedział, że przed laty zagroziłeś, że go wykupisz, a potem wykończysz, jeśli będzie próbował stanąć między nami. Naprawdę tak powiedziałeś?
– Tak – odparł zwięźle i już spokojniej dodał: – Powiedziałem to, kiedy próbował mnie przekupić, a potem wystraszyć mnie na tyle, żebym dał ci spokój. W rewanżu ja też wypowiedziałem swoje groźby, na wypadek gdyby chciał stanąć między nami.
– Ale nie mówiłeś tego serio, tak naprawdę? – zapytała, przyglądając mu się badawczo.
– Wtedy mówiłem serio. Zawsze mówię serio – szepnął, całując ją długo i mocno. – Ale – dodał – muskając ustami jej policzek – czasami zmieniam zdanie…
– A mówiąc, że go wykończysz – nalegała – miałeś naprawdę na myśli zabicie go?
– Ta część groźby była przenośnią, chociaż wtedy z przyjemnością dołożyłbym mu.
Poczuła się uspokojona, ale nie w pełni usatysfakcjonowana. Palcami dotknęła jego ust, zapobiegając kolejnemu pocałunkowi, który by ją rozproszył.
– Dlaczego powiedziałeś mu, że masz zamiar go wykupić? Uniósł głowę. Nie był zadowolony, słysząc niewiarę brzmiącą w jej głosie. Zmarszczył brwi.
– Właśnie odrzuciłem pieniądze, którymi chciał mnie przekupić, i wysłuchałem oskarżeń, że zależy mi tylko na twoich pieniądzach, a nie na tobie. Powiedziałem mu, że nie potrzebuję twoich pieniędzy i że sam zamierzam kiedyś mieć ich tyle, żeby go wykupić i sprzedać. Wydaje mi się, że dokładnie użyłem takich słów. Myślę, że mówiąc o wykończeniu go, miałem na myśli to samo: możliwość wykupienia i sprzedania go.
Odprężyła się i przyciągnęła do siebie jego głowę. Palcami gładziła pieszczotliwie jego policzek.
– Teraz mogę dostać ten pocałunek? – szepnęła, uśmiechając się.
ROZDZIAŁ 54
Następnego poranka Meredith, w dalszym ciągu w świetnym nastroju, sięgnęła po poranną gazetę, leżącą przed drzwiami jej mieszkania. Treść nagłówka niemal zbiła ją z nóg:
Matthew Farrell przesłuchiwany w sprawie o morderstwo Stanislausa Spyzhalskiego Z bijącym sercem podniosła gazetę i przeczytała artykuł pod nagłówkiem. Najpierw przytaczano w nim całą historię fałszywego prawnika, który zaopatrzył ich w sfałszowane dokumenty rozwodowe, a kończono nie wróżącym jej nic dobrego stwierdzeniem, że Matt wczoraj po południu był przesłuchiwany przez policję.
Zszokowana wpatrywała się w to zdanie. Matt był wczoraj przesłuchiwany. Wczoraj. I nie tylko ukrył to przed nią, ale nawet nie wyglądał ani nie zachowywał się tak, jakby coś się stało! Była oszołomiona tym nie dającym się podważyć dowodem, świadczącym o jego umiejętności ukrywania emocji. Nawet ją potrafił wyprowadzić w pole. Powoli weszła do mieszkania, żeby przygotować się do wyjścia do pracy. Już z biura miała zamiar zadzwonić do Matta.
Kiedy tam dotarła, zastała Lisę, krążącą nerwowo po gabinecie.
– Meredith, muszę z tobą porozmawiać – powiedziała, zamykając drzwi.
Meredith spojrzała na przyjaciółkę i uśmiechnęła się z wahaniem. W tym spojrzeniu malowała się jej niepewność co do lojalności Lisy.
– Zastanawiałam się, kiedy w końcu się na to zdecydujesz.
– Co masz na myśli?
Meredith spojrzała na nią obojętnie.
– Myślę o Parkerze.
Po tych słowach Lisa straciła całą pewność siebie i wydawało się, że była bardzo rozkojarzona.
– O Parkerze? O Boże, chciałam pomówić z tobą i o tym, ale jeszcze nie zebrałam w sobie tyle odwagi. Meredith – zaczęła, uniosła ręce, po czym pozwoliła, żeby opadły bezsilnie – wiem, że jak sobie przypomnisz moje ciągłe żartowanie z niego, to pomyślisz, że jestem największą kłamczucha i krętaczem na całym świecie. Przysięgam, że nie robiłam tego po to, żeby cię zniechęcić do wyjścia za niego. Próbowałam w ten sposób obrzydzić go sobie, sprawić, żebym przestała go chcieć. Próbowałam przekonać siebie samą, że on jest niczym innym, jak tylko… tylko nadętym bankierem. I przyznaj, do diabła, że tak naprawdę nie byłaś w nim zakochan… popatrz, jak szybko rzuciłaś się w ramiona Matta, gdy tylko się pojawił. – Zewnętrzne pozory odwagi i wyzywająca poza opadły z niej. – Och, proszę cię, nie znienawidź mnie za to. Proszę, nie rób tego – powiedziała łamiącym się głosem. – Kocham cię bardziej niż moje własne siostry, a siebie nienawidziłam za to, że kocham człowieka, którego ty kochasz…
Nagle stały się znowu ósmoklasistkami, które pokłóciły się i stanęły do konfrontacji na boisku St. Stephen. Teraz jednak były starsze, mądrzejsze i znały wartość własnej przyjaźni. Lisa patrzyła na nią ze łzami błyszczącymi w oczach. Dłonie, bezsilnie zaciśnięte w pięści, opuściła wzdłuż ciała.
– Proszę – szepnęła. – Nie znienawidź mnie. Meredith westchnęła wzruszona.
– Nie mogłabym cię nienawidzić – powiedziała z niepewnym uśmiechem. – Ja też cię kocham, a poza tym nawet nie mam innych sióstr…
Powstrzymując śmiech, Lisa rzuciła się w ramiona Meredith. Zupełnie tak samo jak dawno temu, kiedy nosiły mundurki ósmoklasistek, obściskiwały się, śmiały i powstrzymywały łzy.
– Jednak nie wydaje ci się to trochę… kazirodcze? – zapytała Lisa z niepewnym uśmiechem, kiedy zakończyły przeprosiny. – To, że jestem z Parkerem?
– Prawdę mówiąc, trochę… miałam takie odczucie wtedy rano, kiedy zadzwoniłam do ciebie i okazało się, że byliście w łóżku. Razem.
Lisa zaczęła się śmiać, po czym nagle spoważniała.
– Właściwie nie przyszłam do ciebie, żeby rozmawiać o Parkerze. Przyszłam, żeby cię zapytać o wczorajsze przesłuchanie Matta. Zobaczyłam w porannej gazecie artykuł na ten temat i… – odwróciła wzrok, rozglądając się po pokoju… – I… no cóż, sądzę, że przyszłam, żeby się upewnić, to znaczy… czy policja uważa, że on zabił Spyzhalskiego?
Zmagając się z poczuciem lojalności i złości, jaka ją ogarnęła, Meredith powiedziała spokojnie:
– Dlaczego mieliby tak myśleć? Ważniejsze jest to, dlaczego ty tak pomyślałaś?
– Nie pomyślałam tak – zaprotestowała Lisa z nieszczęśliwą miną. – Tylko po prostu ciągle przypominam sobie dzień waszej konferencji prasowej, kiedy to Matt rozmawiał ze swoim prawnikiem, włączając głośnik w telefonie. Matt był wściekły na Spyzhalskiego, był też zdecydowany uchronić ciebie przed skandalem. Wtedy powiedział coś, co zabrzmiało trochę… dziwnie i… może nawet wtedy było w tym słychać groźbę.
– O czym ty mówisz? – zapytała ostro Meredith, już bardziej zniecierpliwiona niż zdenerwowana.
– Mówię o tym, co Matt powiedział, kiedy jego prawnik ostrzegł, że Spyzhalski to wariat, który ma ochotę zrobić wielkie przedstawienie w sali sądowej. Matt powiedział prawnikowi, żeby wpłynął na zmianę jego zamiarów i wywiózł go z miasta. I wtedy Matt powiedział, że potem „zajmie się nim”. Nie sądzisz chyba, że – kończyła, wpatrując się z obawą w twarz Meredith – że Matt miał „zająć się nim”, kazać go pobić i rzucić martwego do rowu?
"Raj" отзывы
Отзывы читателей о книге "Raj". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Raj" друзьям в соцсетях.