– Przykro mi z powodu Heleny.

– C'est la vie! - Wzruszył ramionami, ale w jego oczach dostrzegła nagły smutek i pustkę. – Chyba nie troszczyłem się o nią tak, jak należało – dodał z pokorą.

Wiem, co on czuje, pomyślała ze współczuciem. Mam w duszy taki sam smutek i pustkę. Przypomniała sobie, jakim uwielbieniem darzył Harry swą niezwykle piękną żonę. Gazety rozpisywały się o przystojniaku, dla którego porzuciła męża. Amant był prezenterem mody i totalnym bezmózgowcem.

Tania nie wyobrażała sobie kobiety, która zdecydowałaby się porzucić Harry'ego, a jednak Helena odeszła.

Seks! Oczywiście seks, zdecydowała.

– Powiedz, co u ciebie? – Harry zmienił temat.

– Nie wygląda na to, żebyś spodziewała się rychłego powiększenia rodziny.

Twarz Tani ściągnęła się bólem.

– Jeszcze nie – powtórzyła to, co zwykle mówił Raf.

– A mnie się zawsze wydawało, że otoczysz się wianuszkiem hożej dziatwy – zażartował. – Czy nie dlatego rzuciłaś pracę?

– Nie – odparła lekko. – Raf nie chciał, żebym pracowała.

Harry uniósł brwi.

– No tak, bycie jego żoną to czasochłonne zajęcie, jak przypuszczam.

– Dba o to, bym się nie nudziła – przytaknęła.

– Więc dlaczego wydaje mi się, że nie jesteś szczęśliwa?

– zapytał, a jego ciemne oczy zrobiły się nagle bardzo poważne.

Zanim udało jej się wymyślić jakąś sensowną odpowiedź, w oczach Harry'ego błysnęło rozbawienie.

– I dlaczego odnoszę wrażenie, że za chwilę padnę ofiarą morderstwa? Nie odwracaj głowy, moja kochana! Twój małżonek zmierza ku nam z prędkością światła, z nozdrzy bucha mu ogień, a oczy ciskają błyskawice. Czy mam się usunąć w cień, czy dać się wyzwać na pojedynek?

Tania poczuła, że cała krew spływa jej do nóg. Czyżby zepsuła mu interes z Jorganssonem? Nie miała takiego zamiaru, ale czy Raf jej uwierzy? Oczywiście, że nie!

Harry westchnął ciężko i spojrzał na nią z głębokim współczuciem.

– Wygląda na to, że on zamorduje nie tylko mnie, więc lepiej zostanę i będę bronił twej niewinności.

– Harry… – Spojrzała na niego błagalnie. – Muszę sama stawić mu czoło. Dziękuję ci, ale…

– Nie ma sprawy, cała przyjemność po mojej stronie. Ostatnio moja męska odwaga była w nie najlepszym stanie. Raf przywraca ją do życia. Nie umknę mu jak podły tchórz. Za to ty, moja droga, pokaż plecy, zresztą niezwykle piękne. Powinnaś częściej je odsłaniać. Uwaga, uśmiechnij się, nadchodzi twój małżonek, a my jesteśmy niewinni jak nowo narodzone dzieci.

Uśmiechnęła się do niego niepewnie.

Harry się mylił. To nie on był celem morderczych spojrzeń jej męża. Raf wymazał ją ze swego życia i nie odczuwał już zazdrości. Stanęła mu na drodze do sukcesu, więc teraz chciał ją tylko zabić.

– Graham – przywitał go lodowato Raf.

– O wilku mowa! – zawołał Harry dobrodusznie, ignorując natychmiastowe ochłodzenie atmosfery. – Podobno nie planujecie na razie powiększenia rodziny?

Mówiłem właśnie Tani, że jeżeli chce wrócić do pracy, wystarczy wykręcić numer…

– To miło – zauważył lekceważąco Raf – ale ona nie szuka pracy. A teraz, wybacz nam…

Harry spojrzał na Tanię znacząco.

– Pamiętaj, że jeżeli będziesz potrzebowała przystani w sztormową noc, z przyjemnością udzielę ci schronienia.

– Potrafię sam zaopiekować się swoją żoną.

– W głosie Rafa wyczuwało się rozdrażnienie. Duma, pomyślała Tania, tylko duma. Nic go już nie obchodzę, ale będzie mnie utrzymywał bez względu na to, co się jeszcze stanie. Pozostawienie żony na łasce losu nie licowało z zasadami Rafa Carltona. Uważał jednak, że za głupotę należy płacić i stosował się do tej zasady z zimną bezwzględnością.

– Taniu? – Harry pominął milczeniem uwagę Rafa. Nie musiała patrzeć na męża, by wiedzieć, że całe jego ciało wibruje napięciem. Narastał w nim straszny gniew. Był w gorszym stanie, niż kiedy wychodzili z domu. Harry nie zdawał sobie sprawy, w co się pakuje.

– Dziękuję, Harry – powiedziała miękko. Była mu wdzięczna za propozycję pracy. To ułatwi jej życie.

– Dziękuję, że ze mną porozmawiałeś. Dała mu do zrozumienia, żeby zostawił ich samych.

Był miłym człowiekiem, zbyt miłym, żeby wciągać go w małżeńską wymianę ognia.

Kiwnął głową na znak, że rozumie.

– Au revoir, moja droga. I pamiętaj… życiowe wraki to moja specjalność. Wiem o nich wszystko.

Obrzucił Rafa ironicznym spojrzeniem.

– Głupcem jest ten, kto ma w ręku brylant i nie potrafi się na nim poznać.

Zasalutował z szyderczym uśmieszkiem i już go nie było.

Tania zaczerpnęła tchu, próbując opanować wewnętrzne drżenie, i odwróciła się do męża. Odprowadzał wzrokiem Grahama, a w jego spojrzeniu malowała się chęć mordu. Przez chwilę Tania była zupełnie zdezorientowana. To nie mogła być zazdrość. Potem przypomniała sobie ostatnią uwagę Harry'ego. Nazwanie Rafa głupcem równało się wyrokowi śmierci.

Czas z tym skończyć, pomyślała. Na szczęście nie będzie przy tym Niki.

– Chciałeś czegoś ode mnie? – zapytała spokojnie. Jego napięta twarz przypominała maskę. Spojrzał na nią pustym wzrokiem.

– Nie było cię bardzo długo – powiedział beznamiętnie.

– Kazałeś mi odejść – przypomniała. Wykrzywił usta w sardonicznym uśmieszku.

– Zaskoczyło mnie twoje posłuszeństwo. Szkoda, że zdecydowałaś się na nie tak późno.

– Sądzę, że twoja niezawodna asystentka utrzymuje zdobyte pozycje, podczas gdy ty szukasz niesfornej żony.

– Tak, na niej mogę polegać – rzucił chłodno. Ależ ze mnie idiotka, pomyślała Tania. Mało mi bólu, że dopraszam się o więcej? Odetchnęła głęboko, próbując zmniejszyć ucisk w piersiach.

– Jeżeli ma to dla ciebie jeszcze jakieś znaczenie, chciałam przeprosić cię za tę sukienkę – powiedziała obojętnie – i za pana Jorganssona.

– Pana? Chyba udało ci się nawiązać z nim bliższe stosunki? – wycedził. – Jorgan nie może doczekać się twego powrotu.

Poczuła, że cała krew odpływa jej z twarzy. Chyba nie miał zamiaru użyć jej jako przynęty? Nie mógł wykorzystać jej w ten sposób. Ciągle jeszcze była jego żoną!

– Nie czuję się dobrze. – Głos jej drżał. – Szłam właśnie powiedzieć ci, że chcę wrócić do domu.

– Masz już dość walki na dzisiaj? – Uniósł brwi w udanym zdziwieniu. – A ja właśnie kończę rozgrzewkę.

– Szkoda, że nie możemy się zgrać! – wybuchnęła z goryczą. – Lepiej było zostać w domu.

– Bez wątpienia – mówił z bezgranicznym szyderstwem – nadal byłbym zaślepionym niewolnikiem twoich wdzięków.

– Nawet jeżeli nie jesteś już ślepy, pozostałeś głuchy na wszystko, czego nie chcesz usłyszeć – rzuciła, unosząc wyzywająco głowę.

Spojrzeli sobie w oczy. Otchłań między nimi pogłębiała się z każdą chwilą. Raf wzruszył ramionami.

– Chyba rzeczywiście będzie lepiej, jeżeli wrócisz do domu. Może wtedy będę mógł popracować.

– Tak właśnie pomyślałam – powiedziała słodko. – I przekaż Nice moje gratulacje. Zna cię lepiej niż ja, czemu, rzecz jasna, nie należy się dziwić. Dałeś jej większe szanse.

Oczy Rafa rozbłysły. Każda uwaga na temat Niki doprowadzała go do szału. Tania miała nadzieję, że temperament panny Sandstrom jest równie gorący, jak wejrzenie jej stalowych źrenic. Może wtedy Raf pożałuje swego wyboru. Zresztą, kogo to obchodzi? Na pewno nie ją! Skończyła z Rafem, ich związek był martwy i pogrzebany.

– Odprowadzę cię do taksówki – oświadczył Raf.

– Nie ma potrzeby.

– Jesteś moją żoną! – syknął.

– Ach, oczywiście. Pozory! Przywołała na twarz wyraz uwielbienia i rzuciła mu uwodzicielski uśmiech.

Zaklął pod nosem i ruszył w stronę wind. Drzwi otworzyły się bezszelestnie i weszli do środka. Winda była pusta. Tania zamknęła oczy i zapragnęła, by pozostali w niej na zawsze. Nikt by ich wtedy nie rozdzielił. Ale to odosobnienie trwało zaledwie parę sekund. Wystarczająco długo, by mogła uświadomić sobie cały ogrom poniesionej straty.

Winda zatrzymała się na parterze.

Nienawidzę go! myślała.

Ale nie łudziła się nawet, że to prawda. Kochała go. Kochała go całą swą obolałą duszą.

Raf otoczył ją ramieniem i poszli w stronę głównego wyjścia. Dotyk jego ręki był słodką torturą. Wiedziała, że jest to tylko kurtuazyjny gest, ale ciepło jego dłoni rozgrzewało ją, budząc pożądanie.

Wystarczyło muśnięcie marynarki Rafa, by poczuła dobrze znany dreszcz rozkoszy. Cóż za ironia losu! Subtelne pieszczoty Jorganssona nie robiły na niej żadnego wrażenia, a otarcie się o marynarkę męża pobudziło ją do tego stopnia, że chciało jej się krzyczeć.

Stanęli w drzwiach hotelu i Raf uniósł rękę, żeby przywołać taksówkę.

Chce się mnie pozbyć, pomyślała z rozpaczą.

– Raf, nie mam przy sobie pieniędzy – wyszeptała upokorzona.

Bez słowa sięgnął do kieszeni i wręczył jej portfel. Dopóki w grę wchodziły pieniądze, Raf Carlton był uosobieniem hojności. Skąpił jej jedynie swoich uczuć. Oddawał wszystko, z wyjątkiem samego siebie.

– Dziękuję – wymamrotała czerwona ze wstydu. Pieniądze były ostatnią rzeczą, o którą chciała go prosić.

Nadjechała taksówka i Raf szybko ruszył wraz z Tanią w jej kierunku. Spojrzała na jego kamienną twarz. W oczach męża nie dostrzegła ani śladu czułości. Nie było w nich nic poza ponurą determinacją, by zakończyć tę scenę i wrócić do pracy.

Przełknęła z trudem ślinę, usta miała wyschnięte na wiór. Chciała go jeszcze o coś prosić. Przesunęła językiem po zdrętwiałych wargach. Nawet jeżeli odmówi, nie będzie to miało żadnego znaczenia.

Słowo „duma” stało się dla niej pustym dźwiękiem.

– Coś jeszcze? – zapytał krótko ostrym, nieprzyjemnym tonem.

Teraz albo nigdy, pomyślała Tania.

– Pocałujesz mnie na pożegnanie? Głos wydobywał się z trudem ze ściśniętego gardła. Była pewna, że odmówi. Na jego twarzy ukazał się grymas zniecierpliwienia.

– Oczywiście – powiedział w końcu. Dostrzegła w jego oczach błysk ironii. Pochylił głowę i musnął wargami jej usta tak niedbale, że przyjęła to jak policzek. Kiedy cofnął głowę, uczucie dojmującej straty przeszyło ją ostrym bólem.