– Fiona! – zawołał za nią jakiś inny głos, starszy i przyjazny, ale nie zatrzymała się i nadal maszerowała w stronę drogi. Mężczyzna złapał ją za rękę i zmusił do zatrzymania się. -Poznałbym cię wszędzie!

– Pozwól, że zgadnę – powiedziała z ciężkim sarkazmem: -Roy Hudson.

– Masz rację, młoda damo. A teraz chodź i poznaj resztę załogi.

Roy Hudson był człowiekiem tuż po sześćdziesiątce i wyglądał równie poczciwie jak Kubuś Puchatek. Fiona miała ochotę go zapytać, czy uwielbia miód i czy ma przyjaciela, który lubi skakać.

– To jest Ace Montgomery, właściciel tego kawałka ziemi.

– Zasługuje na każdy centymetr kwadratowy tego terenu -rzuciła Fiona, patrząc ponad uniesionym ramieniem Roya prosto w oczy właściciela piaszczystego Kendrick Park i uśmiechając się złośliwie. Nie podała mu ręki.

– Już się spotkaliśmy. – Ace jeszcze raz drwiąco obejrzał Fionę od stóp do głów – Mieliśmy… konfrontację na lotnisku.

– To wspaniale! – zawołał Roy i klepnął Fionę w plecy z taką siłą, że omal nie upadła na Ace'a – Jesteście gotowi? Samochód czeka, a łódź też już załadowana.

– Panie Hudson – powiedziała stanowczo Fiona – sądzę, że zaszło jakieś nieporozumienie. Wiem, że rozmawiał pan o mnie z Garrettem i że mnie pan tu zaprosił, ale ja naprawdę nie mam zielonego pojęcia o handlu marionetkami. Ani wypchanymi zwierzętami czy czymkolwiek pan chce handlować. Nie mam też bladego pojęcia o łowieniu ryb. Więc, jeśli pan pozwoli, przeproszę pana i wrócę do miasta.

Włożyła rękę do zewnętrznej kieszonki plecaka i wyjęła telefon komórkowy. Prawdę mówiąc, nie mogła się doczekać, żeby opowiedzieć Piątce, że miały rację: Ace był jeszcze piękniejszy, niż przypuszczały – czarnowłosy, czarnooki, o ciele… Był też tak przegrany, jak przewidywała, pomyślała, zerkając ponownie na rozpadający się sklep z pamiątkami.

Wyciągnęła palec, żeby wcisnąć guziczki telefonu, i spojrzała na Ace'a.

– Nie martw się, jest prawdziwy, to nie plastikowa imitacja.

Zanim Ace zdążył odpowiedzieć na jej drwinę, Roy wybuchnął śmiechem.

– To wasze wczorajsze spotkanie musiało być naprawdę niezwykłe. Mamy przed sobą kilka dni, musicie mi dokładnie o nim opowiedzieć. – Zdecydowanie objął ramieniem plecy Fiony i zawrócił ją z drogi, wiodącej do wyjścia z parku, a potem równie stanowczo ujął jej rękę, którą usiłowała wystukać numer telefonu. – Zaraz, kochanie, musimy porozmawiać o tym, dlaczego cię tu zaprosiłem. Ale jeszcze nie teraz. Najpierw trochę się zabawimy.

Ace przez cały czas wpatrywał się w dziewczynę z taką wrogością, że w innych okolicznościach pewnie by się wystraszyła. Ale w tej chwili była tak zaabsorbowana swoimi planami, że nie bała się niczego. Odsunęła się od Roya, zastanawiając się, jak wybrnąć z tej sytuacji. Nawet Garrett powinien zrozumieć, dlaczego, po tym wszystkim, co przeszła, musiała wyjechać. Niech no tylko Garrett usłyszy słowo „proces", a natychmiast jej wszystko daruje.

– Musimy znaleźć dla pani jakieś inne ubranie, nie sądzisz, Roy? – W głosie Ace'a była jakaś miękkość i troska, ale w spojrzeniu, jakim objął dziewczynę, nie było nic miękkiego. Było twarde jak stal.

– Nie zostanę tu – syknęła do niego, po czym odwróciła się do Roya z uśmiechem. Lepiej, żeby nie rozzłościła właściciela Raphaela, skoro Garrettowi tak zależy na prawach do tej koncesji. Musi tylko wytłumaczyć Royowi, że powinni przełożyć swoją małą wycieczkę na później, najlepiej na czas, kiedy Ace spocznie w grobie.

– Znajdę jej coś do włożenia – zwrócił się Ace do Roya, po czym mruknął do ucha Fiony: – Pójdziesz ze mną albo spędzimy to popołudnie z prawnikami, rozważając, w jaki sposób zapłacisz za zniszczenia, które spowodowałaś.

To by się nie spodobało Jeremy'emu, pomyślała. Kiedy palce mężczyzny mocniej zacisnęły się na jej ramieniu, łzy zakręciły się jej w oczach.

– Chyba rzeczywiście muszę się przebrać – powiedziała do Roya, starając się dotrzymać kroku temu maniakalnemu właścicielowi parku.

Kiedy tylko zniknęli z oczu Roya – i z oczu cywilizacji, bo miała wrażenie, że są otoczeni przez napierające na nich drzewa – Fiona zatrzymała się i wyrwała rękę z uchwytu palców mężczyzny.

– To wbrew prawu – wysyczała cicho, żeby Roy nie mógł usłyszeć jej słów.

Ace przysunął się do dziewczyny tak blisko, że niemal dotykali się nosami.

– Niszczenie cudzej własności też jest wbrew prawu. Mój adwokat twierdzi, że jestem idiotą, iż nie podałem cię jeszcze do sądu. Nie masz bladego pojęcia, ile ten aligator kosztował.

– Masz na myśli cenę hurtową czy detaliczną?

Oczywiście ten facet nie miał poczucia humoru. Obrzucił ją tak nienawistnym spojrzeniem, że cofnęła się o krok.

Z całej siły zacisnął zęby, Fiona widziała ruch mięśni jego szczęki. Chwycił ją w pasie i prawie wlókł ścieżką. Ścieżka miała najwyżej piętnaście centymetrów szerokości, więc gałęzie drzew drapały ramiona. Fiona była pewna, że ma podarte rajstopy. Po długim marszu po piasku zaczęła się już przyzwyczajać do ziarenek piasku między palcami stóp.

– Dokąd mnie prowadzisz? – zapytała, ale mężczyzna wlókł ją nadal bez słowa.

W końcu dotarli do polanki w „dżungli", na której stał mały domek, pokryty żaluzjami od dachu aż do połowy wysokości od ziemi. Ace pchnął drzwi z żaluzji i wepchnął ją do długiego, wąskiego pomieszczenia, potem otworzył kolejne drzwi i rzucił dziewczynę na łóżko.

Dopiero w tym momencie Fiona przeraziła się. Nikt nie usłyszałby tu jej krzyku, była zupełnie sama z szaleńcem.

– Nie pochlebiaj sobie – parsknął drwiąco Ace. – Nie jesteś w moim typie. Lubię kobiece kobiety.

Zniknął za drzwiami garderoby. Fiona natychmiast odzyskała panowanie nad sobą. Nic równie skutecznie nie uspokaja paniki, jak podanie w wątpliwość kobiecości kobiety.

– A co to, do diabła, miało znaczyć? – zapytała, wyskakując z łóżka.

– Masz, włóż to. – Ace rzucił na łóżko dżinsy i biały bawełniany podkoszulek.

– To twoje ubrania? Chcesz, żebym włożyła twoje ubrania?! – Patrzyła na leżącą na łóżku garderobę takim wzrokiem, jakby chciała powiedzieć, że wolałaby włożyć na siebie zatrutą szatę Dejaniry.

Jego reakcja zaskoczyła ją. Błyskawicznie, jak atakujący wąż, chwycił ją za ramiona i przygwoździł do ściany.

– Posłuchaj, ty mała, nowojorska złodziejko, więcej już od ciebie nie zniosę. Przez trzy lata ja i wszyscy pracownicy parku oszczędzaliśmy każdy grosz, żeby kupić to, co ty zniszczyłaś w jednej chwili. A ciebie to nic a nic nie obchodzi. Słyszę tylko, że ci się tu nie podoba, że to miejsce nie dorasta do nowojorskich standardów, do jakich przywykłaś. – I choć wydawało się to niemal niemożliwe, przysunął się jeszcze bliżej do Fiony i pochylił, żeby ich nosy się zetknęły. – Posłuchaj mnie, i to uważnie. Nic mnie nie obchodzi, dlaczego tu przyjechałaś i czego Roy Hudson chce od ciebie. Chcę tylko, żeby w ciągu najbliższych kilku dni – podczas wyprawy łodzią – podjął decyzję, żeby zainwestować część dochodów ze swojego programu telewizyjnego w ten park. Może ci się on nie podobać – dałaś to aż zbyt jasno do zrozumienia – ale to jest moje życie. Więc pomóż mi, bo jeśli zepsujesz tę wyprawę swoją pełną poczucia wyższości arogancją, wytoczę ci proces i wyciągnę od ciebie każdy grosz, który udało ci się zarobić, każdy grosz, który w przyszłości zarobisz i każdy grosz, który chciałabyś zostawić dzieciom. Czy mówię dość jasno?

Zamilkł, a ponieważ Fiona nie odpowiedziała, jeszcze mocniej przycisnął ją do ściany.

Czuła nacisk jego dużych dłoni, czuła siłę, promieniującą z jego potężnego, przyciśniętego do niej ciała. Dotychczas dotykała w tak intymny sposób tylko Jeremy'go, ale Jeremy był o połowę mniejszy od tego człowieka.

– Tak, zrozumiałam – wyszeptała suchymi wargami.

– To dobrze! – Odsunął się od niej tak szybko, jakby nie mógł znieść jej dotyku, i odwrócił się do niej tyłem. – Wskakuj w te ciuchy, a ja postaram się znaleźć ci jakieś buty. I nie próbuj uciekać. Na zewnątrz są różne paskudne stworzenia. -Był już przy drzwiach, ale zawrócił, wziął leżący na łóżku telefon komórkowy Fiony i schował go do kieszeni.

– Na zewnątrz? – wysapała, ale Ace był już za drzwiami.

Dziewczyna przeszła trzy kroki, dzielące ją od łóżka, i padła na nie bez sił, trzęsąc się jak w febrze. Sama nie była pewna, czy drży ze strachu, czy z furii. Jeszcze nikt nigdy nie mówił do niej w taki sposób, jak ten człowiek przed chwilą, no i z pewnością nikt nigdy nie przypierał jej do ściany.

Przetrwać, pomyślała. Tylko to musi robić przez najbliższe trzy dni – przetrwać. Nie miała najmniejszej wątpliwości, że słowa Ace'a to nie były czcze pogróżki. Dlaczego Jeremy nie uprzedził jej, że ten człowiek ma prawo podać ją do sądu?

To zadziwiające, jak w ciągu kilku sekund może się zmienić życie człowieka. Gdyby wysiadła z samolotu trochę wcześniej, wiedziałaby, że aligator jest sztuczny i nie…

– Muszę być silna – powiedziała głośno do siebie, wstała z łóżka i spojrzała na ubrania. Co on miał na myśli, kiedy powiedział, że lubi kobiece kobiety? Fiona nigdy nie miała najmniejszych zastrzeżeń do swojego wyglądu.

Szybko rozejrzała się wokół, czy nikt jej nie podgląda, rozebrała się do bielizny i błyskawicznie włożyła męskie ubranie. Dżinsy były za szerokie w biodrach i w talii, a koszula miała zbyt długie rękawy. Ale nie na darmo jestem mieszkanką Nowego Jorku, pomyślała i ruszyła do garderoby w poszukiwaniu paska. Figura była jej mocną stroną.

Garderoba była sporym pomieszczeniem, wypełnionym w większości książkami o ptakach i… rzeczami dla ptaków. Nie wiedziała, do czego służy większość z tych rzeczy, ale nie miała wątpliwości, że są przeznaczone dla ptaków. W jednym z kątów wisiały trzy pary spodni i cztery koszule. Dwa szare uniformy, takie same jak miał na sobie, leżały złożone na półce. Niewątpliwie stroje nie należały do jego pasji.