Dziewczyna nie zdawała sobie dotychczas sprawy, ile w niej było tłumionych emocji, ile tęsknoty; nie zdawała sobie z tego sprawy, dopóki nie dotknęła Ace'a. Natychmiast oboje zaczęli gorączkowo zdzierać z siebie ubrania, ściągali koszule przez głowy, gwałtownie zrywali z siebie spodnie.
Ich dłonie i usta były wszędzie. Kiedy wargi Ace'a odnalazły pierś dziewczyny, Fiona odchyliła do tyłu głowę, poddając jego ustom najwrażliwsze partie szyi.
Ręce mężczyzny ześlizgiwały się w dół, przesuwały się wzdłuż bioder, wzdłuż wypukłości pośladków.
Także i Fiona poznawała ciało Ace'a. Dotykała jego ramion i szyi, na widok których tylokrotnie zasychało jej w ustach z pożądania. Nie pamiętała, od jak dawna już pragnęła tego mężczyzny, wydawało jej się, że od zawsze.
Kiedy w nią wszedł, krzyknęła z zaskoczenia i rozkoszy, a Ace zakrył jej wargi ustami. Sama nie wiedziała, jakiego kochanka spodziewała się w nim znaleźć, ale nie oczekiwała aż takiego ognia. A przecież wiedziała, że był człowiekiem gorących namiętności, znała jego miłość do ptaków, do tych bagien. Teraz, kiedy drzemiący w nim ogień wydostał się na powierzchnię, przyjęła go z radością.
Poruszali się na niewielkiej przestrzeni namiotu, ich długie ramiona i nogi co chwila uderzały o ścianki schronienia, przytulali się, przyciągali do siebie, chcieli zdobyć jak najwięcej siebie nawzajem, być jeszcze bliżej niż dotychczas.
Fiona otoczyła nogami talię Ace'a i zacisnęła je, kiedy silnie wdarł się w jej ciało. Wyginała się, wychodziła naprzeciw każdemu jego pchnięciu, aż uderzało w jej wewnętrzną istotę, wypełniając ją, stapiając się z nią, docierając do najtajniejszych zakątków jej kobiecości.
Razem dotarli do kresu; Fiona czuła, że eksplozje, które w nią uderzają, pobudzają ją do życia.
– Kocham cię – jęknął Ace, opadając na jej spocone, nagie ciało.
Nadal oplatała go nogami i przytulała mocno do siebie, bawiąc się jego włosami. Chciała poznać najdokładniej każdą część jego ciała, poznać je tak, jak swoje własne.
I chciała wiedzieć, co się kryje w jego duszy. I podzielić się z nim wszystkim, co było w niej. Jeszcze nigdy, w żadnym związku nie opanowały jej podobne uczucia.
Może dobrze się stało, że poznali się w tak niezwykłych okolicznościach, bo wiedziała, że nigdy w przyszłości nie będzie musiała niczego przed nim udawać. Często żartowała z przyjaciółkami, że istnieje pewna „randkowa" osobowość, którą kobieta przybiera, umawiając się z mężczyzną. „Dopóki go nie zdobędzie. Potem może już być sobą", mawiała Ashley.
Fiona nigdy jeszcze nie odrzuciła swojej „randkowej osobowości" podczas spotkań z żadnym mężczyzną, nawet z Jeremym. Aż do chwili, kiedy została oskarżona o morderstwo.
Wobec Ace'a zachowywała się najgorzej, jak tylko mogła, na skutek okoliczności ich pierwszego spotkania. Widział ją zmęczoną i naburmuszoną. Znał jej sarkazm i złośliwość. Wiedział, że chwilami jest błyskotliwa, a chwilami tępa. Zdawał sobie nawet sprawę, że niekiedy była wyrachowana i interesowna.
A jednak ją kochał.
– Dam pensa za twoje myśli – szepnął jej do ucha Ace, kładąc się obok niej i opierając jej głowę na swoim ramieniu.
– Ja… – Fiona uśmiechnęła się w ciemności.
– No, wyduś to z siebie – szepnął miękko. – Cokolwiek by to było, z pewnością słyszałem już gorsze rzeczy.
– Kiedy ojciec odwiedzał mnie w internacie, starałam się być najlepszą dziewczynką na świecie -powiedziała spokojnie, nie dodając już ani słowa.
Przez chwilę zastanawiał się nad tym, co powiedziała.
– Miałaś nadzieję, że tak cię polubi, iż nie zostawi cię już w internacie, tylko zabierze ze sobą.
– Właśnie – wykrztusiła, czując, że coś ją dławi w gardle. -Te gazety, rozpisujące się o moim samotnym dzieciństwie, były bliskie prawdy. – Odwróciła się i wtuliła usta w szyję Ace'a. – A ty…
Ace zawahał się znowu.
– A ja cię kocham, choć wiem, jaka humorzasta z ciebie damulka.
– Wcale nie jestem humorzasta! – zaprotestowała Fiona. -No, chyba że jestem ścigana za morderstwo.
– I jesteś zdana na towarzystwo faceta, którego do gruntu nie cierpisz.
– No, nie byłeś dla mnie zbyt miły – broniła się. – I niech pan sobie raz na zawsze zapamięta, panie Montgomery, że jeśli jeszcze raz mi pan zarzuci zniszczenie aligatora, to ja… to ja…
– To co? – Fiona słyszała, że Ace aż dusi się od śmiechu, ale jego ręka zaczęła przesuwać się po jej biodrze. – To podpalisz moją budkę biletową?
– Myślałam, że już podłożyłam ogień pod twoją budkę biletową – mruknęła gardłowym głosem i leciutko przygryzła jego ucho.
– Tak? Nie pamiętam. Może pokażesz mi to jeszcze raz?
– Dobrze. Pokażę ci. – Fiona położyła nogę na jego udach.
22
No więc, gdzie one są? – zapytała Fiona, kiedy na niebie pojawił się pierwszy zwiastun światła dziennego. Zdążyła się już ubrać i klęczała wewnątrz namiotu.
Ace, ciągle jeszcze leżąc, ziewnął szeroko i spojrzał w górę na dziewczynę.
– Nie chciałabyś najpierw czegoś zjeść? Albo wypić? Albo…
Jedno spojrzenie w jego oczy wystarczyło, aby dziewczyna domyśliła się, co się kryje pod jego ostatnim „albo". Jego stopa już wędrowała w górę po jej łydce. Fiona odsunęła się nieco.
– Chciałabym po pierwsze się wykąpać, a po drugie – przeżyć. Żadnego z tych życzeń nie uda mi się spełnić, dopóki nie rozwiążemy tej zagadki i nie wydostaniemy się z tych bagien.
Ciągle ziewając i drapiąc się po głowie, Ace usiadł w namiocie, uderzył głową o sufit i znów opadł na ziemię. Fiona wycofywała się z ich nylonowego schronienia.
– Nawet jeśli zobaczysz te lwy, w jaki sposób ma to wyjaśnić tajemnicę śmierci Roya, Erica i Rose? – zapytał Ace.
– Nie wiem, ale wszystko może się okazać pomocne. Jak myślisz, mam wszy we włosach?
– Raczej pijawki pod ubraniem. Powinnaś je zdjąć, żebym mógł obejrzeć twoją skórę.
– Nieźle to wymyśliłeś, ale nic z tego. Ubieraj się i chodźmy stąd – zażądała, ale na jej ustał błąkał się miękki uśmiech. Już prawie po wszystkim, myślała ciągle. Ich ciężkie doświadczenia dobiegają końca; czuła to.
Kiedy wyszła z namiotu i rozejrzała się dokoła, natychmiast pojęła, że to miejsce zostało stworzone ludzką ręką. To nie natura je tak ukształtowała. Poza tym roślinność na bagnach Florydy jest raczej niska, a to było… To było jak piętrowy kamienny dom, tyle że tak ukryty, że wydawało się, że jest pod ziemią. Z zewnątrz porastała go tak gęsto winorośl, że w środku było niemal zupełnie ciemno.
Kiedy Ace wyszedł z namiotu, Fiona nie poruszyła się, nadal rozglądając się dokoła.
– Co to jest? – wyszeptała, bo to miejsce budziło w niej jakieś dziwne uczucia.
– Myślę, że przed wiekami to było miejsce pochówków. Musiano to budować bardzo długo.
Ace odszedł od dziewczyny na dwa kroki i podniósł z ziemi jakiś błyszczący przedmiot. Pokazał go Fionie. To było skorodowane i brudne srebrne pióro.
– To twoje? – zapytała.
– Wujka. Dałem mu je. – Dłoń Ace'a zacisnęła się wokół pióra, a oczy błądziły dokoła. – Podejrzewam, że wujek często tu przychodził i chyba doskonale wiedział, co widziałem, kiedy złamałem nogę. Ale moim rodzicom powiedział, że zna każdy centymetr rezerwatu i że nie ma tu żadnej „kamiennej groty", którą ciągle im opisywałem.
– A w jaki sposób udało mu się powstrzymać cię przed powrotem w to miejsce?
– Powiedział, że to jest teren rządowy i że są na nim rozmieszczone bomby. Kiedy byłem starszy i zrozumiałem, że to kłamstwo, uznałem, że w pobliżu są ruchome piaski albo zbyt wiele aligatorów czy inne niebezpieczeństwa. A poza tym, kiedy podrosłem, nie bywałem już tu tak często i… – Ace ciągle rozglądał się wokół siebie. – Wiesz, kiedy się dorasta, traci się potrzebę odkrywania tajemnic; a poza tym, ilekroć zbliżałem się do tego miejsca, zaczynała mnie boleć noga.
– Nie wiem, jak możesz tu odróżnić jedno miejsce od drugiego – mruknęła pod nosem.
– Chcesz zobaczyć lwy? Chcesz zobaczyć, za co tyle ludzi, w tym i mój wujek, zapłaciło życiem?
Fiona otworzyła usta, żeby powiedzieć „tak", ale coś w niej wołało, żeby wyjść stąd na oślepiające słońce Florydy i nigdy więcej nawet nie spojrzeć na tę jaskinię. Przytaknęła jednak ruchem głowy; kiedy Ace wziął ją za rękę, odetchnęła głęboko i poszła za nim.
Zapalił latarkę, poprowadził ją za namiot, potem w dół po jakichś kamiennych schodkach i dziewczyna zrozumiała, że większa część budowli mieści się pod ziemią. Im bardziej schodzili w głąb, tym mocniej jeżyły jej się włosy na głowie. Wydawało jej się, że śledzą ich tysiące oczu.
– Nie podoba mi się to miejsce – wyszeptała.
– Podejrzewam, że jest tu mnóstwo nieboszczyków – odpowiedział beztrosko Ace.
– Bardzo zabawne. Chyba nie sądzisz, że to miejsce wybudowali właściciele lwów?
Ace parsknął śmiechem.
– Podejrzewam, że ta budowla stoi od tysięcy lat. Archeolodzy byliby nią pewnie zachwyceni. Lwy są stosunkowo młode, mają moim zdaniem zaledwie około pięciuset lat, ale niezbyt wiele wiem o chińskiej sztuce.
– Zabierzemy je ze sobą i pokażemy komuś – mruknęła
Fiona i przylgnęła do ramienia Ace'a, przeszukując oczami kamienne ściany, po których ściekała woda, zwilżająca czepiającą się ich winorośl. Wśród pędów śmigały jaszczurki, a dziewczyna wzdrygała na widok ich błyskawicznych ruchów.
– Świetny pomysł – stwierdził Ace. – Ja wezmę jednego, a ty drugiego.
Fiona kiwnęła głową na znak zgody i zeszli kolejne dwa stopnie w dół. Stanęli przed czymś, co wyglądało na żelazne wrota.
– W przyszłości wolę czytać o przygodach, niż je przeżywać. Zdecydowanie nie podoba mi się to miejsce.
– Powinnaś je oglądać w całkowitych ciemnościach i ze złamaną nogą. Wówczas na pewno by ci się spodobało.
– Jeśli to miał być żart, to powinieneś jeszcze trochę nad nim popracować. Masz klucz do tego zamka?
"Przypływ" отзывы
Отзывы читателей о книге "Przypływ". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Przypływ" друзьям в соцсетях.