– Co robi twój mąż? Nie będzie się o ciebie martwił? -zapytał Ace wieczorem nad basenem.

– Ma romans z sekretarką i dziś jest ich dzień – oznajmiła Suzie bez mrugnięcia okiem. – Nie uda wam się mnie pozbyć. Należy mi się udział w tej wyprawie.

Ace położył rękę na ramieniu Fiony, żeby uspokoić dziewczynę, która o mało nie pękła ze złości.

– Jeśli naprawdę uda nam się znaleźć te lwy, oddam je do muzeum. Nikt nie będzie miał z tego żadnej korzyści. Chcemy tylko oczyścić nasze nazwiska.

– Jeśli spróbujecie się mnie pozbyć, natychmiast zadzwonię na policję i powiem, że jesteście tutaj wraz z kolejnymi zwłokami. – Suzie uśmiechnęła się leciutko.

Tym razem to Fiona musiała uspokajać Ace'a.

– Wobec tego jesteśmy zachwyceni twoim towarzystwem – powiedziała tak słodko, jak tylko mogła. – I liczymy, że pomożesz nam dzisiaj pozbyć się zwłok Rosie.

Dziewczyna miała nadzieję, że po takiej propozycji kobieta pędem ruszy do drzwi.

– Oczywiście – odpowiedziała jednak Suzie. – Może włożymy ciało do wanny i rozpuścimy w kwasie? Albo poćwiartujemy zwłoki i zapakujemy do jakiegoś kufra.

Ace uniósł brew i spojrzał na Fionę, jakby chciał powiedzieć: A nie mówiłem?

– A skoro już mowa o kufrach, sprawdzę fax – stwierdził.

– Idę z tobą – zawołała Fiona szybko i spojrzała na Suzie. -On sobie z niczym nie poradzi bez mojej pomocy!

Wbiegła do domu za Ace'em i zastała go zajętego sortowaniem map. Otwarła usta, żeby coś powiedzieć, ale ostrzegawczo położył palec na ustach.

Co mamy zrobić, żeby się jej pozbyć? – nabazgrała Fiona na odwrocie niepotrzebnej mapy.

Może zrobimy z niej czwarte zwłoki? - odpisał.

– Bardzo śmieszne – powiedziała z przekąsem, wyjęła mu z ręki arkusze map i zaczęła je układać.

Nagle ich dłonie się spotkały i dziewczyna miała wrażenie, że przeskoczyła między nimi iskra elektryczna.

– Jak wam idzie z mapami? Macie już wszystkie kawałki? -zapytała stojąca w drzwiach Suzie.

– Prawie – wycedził Ace przez zaciśnięte zęby. Stanął pomiędzy kobietą a stołem, na którym były rozłożone arkusze, aby zasłonić mapy własnym ciałem. Ale Suzie najwyraźniej nie zależało na oglądaniu map, bo przeszła zaraz do salonu, skąd mogła wszystko widzieć, ale nie wszystko mogła usłyszeć.

Musimy coś zrobić z Rose. Nie możemy jej tu zostawić, wyjeżdżając stąd rano. Masz jakieś propozycje? - napisał Ace. Nie mam w tej dziedzinie żadnych doświadczeń. Co byś zrobił, gdyby Rose była ptakiem?

Włożyłbym ją z powrotem do gniazda, żeby zajęła się nią matka.

Spojrzeli na siebie i uśmiechnęli się.

– Zanieśmy ją do domu. Niech Lennie się nią zajmie – szepnęła Fiona.

Niechętnie myślała o tym, co działo się później. Układała wraz z Ace'em mapy, które jego małe kuzynki nieustannie faksowały.

– Czy one w ogóle nie kładą się spać? – zapytała o wpół do dwunastej, ziewając szeroko. Czuła się zmęczona po tym obfitującym w wydarzenia dniu i chciała tylko…

Spojrzała na Ace'a przez stół. Pragnęła jedynie znaleźć się wreszcie w łóżku z tym wspaniałym mężczyzną i…

Ace bez słów odczytał jej myśli, co dość często mu się zdarzało, ujął jej dłoń i zaczął przesuwać palce coraz wyżej i wyżej.

W tym momencie Suzie kichnęła i nastrój prysł.

O wpół do pierwszej w nocy Ace stwierdził, że jest wystarczająco ciemno i pusto, żeby przenieść Rosie do jej własnego domu. Próbował namówić Suzie, żeby została; prawdę mówiąc, Fionę też chciał zostawić w domu, ale żadna z kobiet nie uznała za stosowne go posłuchać. Fiona była o włos od zamordowania Suzie, kiedy blondyna wyciągnęła rękę i dotknęła z przodu spodni Ace'a.

– Kluczyki – wyjaśniła, zwracając się do Fiony. – Ma w kieszeni kluczyki od samochodu. Chciał nas zostawić.

Ace zaczerwienił się, kiedy Fiona na niego spojrzała. Wyglądał jak mały chłopiec przyłapany na czymś nieprzyzwoitym.

Suzie złapała stertę kartek, wypluwanych właśnie przez fax, i przedarła je na pół.

– Połowa dla was i połowa dla mnie – oznajmiła, podając połówki Fionie.

Nie odezwali się. Oboje wiedzieli, że właściwa mapa została przefaksowana już kilka godzin temu i spoczywa bezpiecznie w kieszeni na piersi Ace'a.

Ace rzucił Suzie gniewne spojrzenie, jakby udało jej się przeszkodzić mu w realizacji jakiegoś nikczemnego planu; potem odwrócił się, mrugnął do Fiony i ruszył w stronę schodów. Wrócił po dwudziestu minutach, niosąc przewieszony przez ramię rulon, owinięty prześcieradłami plażowymi i zawiązany w czterech miejscach jedwabnymi krawatami.

Skinął na Fionę, żeby otworzyła drzwi i ostrożnie wyjrzał, czy nikt nie przechodzi.

Na widok Ace'a z tobołkiem, o znanej jej zawartości, Fiona poczuła nowy przypływ paniki.

– Nie zawiedź mnie teraz – szepnął. – Przyniosłaś rękawiczki?

Kiwnęła głową. Kazał jej wziąć żółte gumowe rękawiczki, wiszące pod zlewem, żeby nie zostawić odcisków palców, kiedy będą się włamywali do domu Rosie.

Postanowili iść chodnikiem; przekradanie się ogródkami na tyłach domów byłoby zbyt ryzykowne, bo musieliby w ciemności kluczyć między basenami. Na ulicy nie dostrzegli nikogo i, co było dość niezwykłe, nie paliły się żadne światła – ani w domach, ani na zewnątrz.

– Nikt nie zostawił światła przed domem? – szepnęła Fiona. Uwiesiła się ramienia Ace'a, nie bacząc na to, że dźwigał ciężki rulon.

– Myślicie, że wszyscy nas obserwują? – zapytała cichutko Suzie, wieszając się na drugim ramieniu mężczyzny.

– Jesteś jedną z nich, więc to ty powinnaś nam odpowiedzieć na to pytanie – syknął jej do ucha.

– Ja? – Suzie rozejrzała się wokół, jakby spodziewała się, że zaraz rzuci się na nią cała armia. – Ja jestem po stronie Smokeya. Chciał znaleźć skarb, żeby córka mogła być z niego dumna.

– Mój ojciec tak mówił? O to mu chodziło? Opowiadał ci o mnie? – pytała Fiona, wysuwając głowę zza pleców Ace'a.

– Złotko, on mówił wyłącznie o tobie. Oczywiście nie wszystkim, ale mnie i Levander, kiedy leżeliśmy razem w łóżku… hm… chciałam powiedzieć: kiedy siedzieliśmy we trójkę nad szklaneczką wina, ciągle opowiadał o tobie.

– Ty i mój ojciec…

– Czy mogłybyście przestać gadać? – warknął Ace. – Jesteśmy na miejscu. Zostańcie tutaj. – Pochylił się, złożył swoje brzemię na ziemi, po czym zniknął w ciemnościach za domem.

Fiona i Suzie spojrzały na siebie ponad leżącym na ziemi ciałem i obie rzuciły się biegiem za Ace'em. Fiona dogoniła go pierwsza; Suzie wpadła na nią z rozpędu.

– Cholera jasna! – wymamrotał i odwrócił się, chcąc pomóc im złapać równowagę. Zatoczył ręką w koło, żeby przypomnieć im, gdzie są, ale wystarczył jeden rzut oka na oświetlone blaskiem księżyca twarze kobiet, i Ace westchnął z rezygnacją. Przyłożył tylko palec do ust na znak milczenia i pokazał gestem, że mogą iść za nim.

Przykucnął przy tylnych drzwiach i obejrzał zamek, po czym wziął od Fiony gumowe rękawice i zaczął przy nim majstrować.

Stojąca z tyłu Suzie wyciągnęła rękę ponad ich głowami, nacisnęła klamkę i drzwi stanęły otworem. Nie były zaryglowane.

Dom był całkowicie pusty. Nie było w nim ani jednego mebla, ani obrazka na ścianie. W jasnym księżycowym świetle można było dostrzec, że dom został nawet odnowiony, żeby zatrzeć wszelkie ślady, że ktokolwiek kiedykolwiek w nim mieszkał.

– I co teraz? – Suzie wzięła się pod boki i patrzyła na Ace'a tak, jakby to on był wszystkiemu winien.

– Skąd mam wiedzieć? Zrobiłem doktorat z ornitologii, a nie ze zbrodni.

– Chciałabym się dowiedzieć, jakim cudem zdołali wszystko uprzątnąć tak szybko i tak cicho. – Fiona zamyśliła się. – Kiedy się przeprowadzałam do nowego mieszkania, firma przewozowa pakowała moje rzeczy przez trzy dni, a wcale nie miałam tak znowu dużo mebli. Może… Och!!!

– Co się stało? – zaniepokoił się Ace.

– Wczoraj minął termin opłaty komornego. Wyrzucą mnie, jeśli nie zapłacę.

– Wyjdźmy stąd – westchnął zdegustowany.

– Popieram. To miejsce przyprawia mnie o gęsią skórkę -mruknęła Suzie.

Obie kobiety zostały na zewnątrz, podskakując nerwowo za każdym razem, kiedy lekki wiatr poruszył źdźbłami trawy, podczas gdy Ace wniósł owinięte ręcznikami ciało do willi i zamknął za sobą drzwi.

Wrócili do domu bardzo szybko i w absolutnym milczeniu.

Ace zamknął frontowe drzwi na dwa zamki i oparł się o nie plecami.

– Proponuję, żebyśmy położyli się już spać. Jutro musimy wcześnie wstać na piknik – oznajmił głośno na użytek podsłuchujących ich osób, kimkolwiek by były.

Kobiety zgodziły się ochoczo, choć zostało im już niewiele godzin na wypoczynek i choć pewnie nigdy w życiu nie czuły się mniej senne niż w tej chwili.

Powstał jednak problem, kto ma się gdzie położyć. Ace nie ufał Suzie, podejrzewał, że może zrobić im w nocy jakiś paskudny kawał, więc nie zgadzał się, żeby spała sama. Poza tym wydawało mu się najbardziej logiczne, aby obie kobiety położyły się razem w pokoju Fiony, a on sam we własnej sypialni. Ale wystarczyło jedno spojrzenie na łóżko, na którym pozostało jeszcze wgłębienie po ciele Rosie, żeby stwierdził, że zdecydowanie nie ma ochoty kłaść się spać w tym pokoju.

W innych okolicznościach Fiona zapewne zrobiłaby kilka kąśliwych uwag na temat jego nerwowości, ale nie chciała zostać sama z Suzie. Zastanawiała się, jaką rolę odegrała w rzeczywistości ta kobieta przed laty, kiedy jej ojcu i jego towarzyszom nie udało się odnaleźć lwów.

W końcu cała trójka ułożyła się w jednym łóżku, z Suzie pośrodku. I właśnie Suzie była jedyną osobą, która tej nocy usnęła choć na chwilę.

– Nie musisz jutro jechać. Możesz zostać tutaj i poczekać -szepnął Ace do Fiony ponad ciałem uśpionej kobiety.

– I skończyć jak Rosie?

– Mogę cię odwieźć do… – odetchnął głęboko – do Jeremy'ego.

– A ty możesz sobie jechać do Lisy – odparła; zamilkli oboje. Wydawało im się teraz, że znali tych ludzi kiedyś, dawno temu, w poprzednim życiu. Fiona uświadomiła sobie nawet, że już niezbyt dobrze pamięta Kimberly. Rzeczywisty był dla niej tylko Ace, jego ptaki, jego park i to, czego się dowiedziała w ciągu ostatnich kilku dni.