– Kufer z narzędziami, instrumentami i książkami.

– I ten kufer owinięty jest mapą.

– Razem z dyrektorem artystycznym zrobiliśmy kolaż z map mojego ojca; ten kolaż został wydrukowany na papierze do pakowania. I w ten właśnie papier pakujemy kufry sprzedawane z Kimberly Kartografem.

– Wystarczy więc, że kupimy taki kufer i będziemy mieć mapę, tak?

Fiona odwróciła się i spojrzała na drzewa. Na jednej z gałęzi siedział biały ptak i dziewczynę kusiło, żeby zapytać Ace'a, jak się nazywa. Chciała zrobić cokolwiek, byle odwlec chwilę powiedzenia mu prawdy. W końcu nabrała głęboko powietrza i odwróciła się.

– Niezupełnie – wyznała. – Na arkuszu papieru o wymiarach trzy na pięć metrów wydrukowaliśmy dwadzieścia jeden map. Mapy ojca były ogromne i bardzo szczegółowe. Nawet kiedy je zmniejszyliśmy, nadal były spore.

Przez chwilę Ace patrzył na nią bez słowa, próbując zrozumieć, co dziewczyna chce mu powiedzieć.

– Jaką powierzchnię ma opakowanie każdego kuferka? -zapytał w końcu.

– Chyba około dwadzieścia pięć centymetrów kwadratowych. – Fiona rozstawiła palce, jakby miała zmierzyć odległość.

Ace przełknął z trudem.

– Jednym słowem, będziemy zmuszeni kupić setki kuferków, żeby zrekonstruować cały arkusz i znaleźć mapę, której potrzebujemy.

– Raczej tysiące niż setki, bo możesz kupić pięć kuferków zapakowanych w ten sam fragment arkusza, a to, prawdę mówiąc, bardzo prawdopodobne, jeśli kupisz wszystkie na jednym terenie. A w dodatku kuferki są sprzedawane razem z Kimberly Kartografką.

– Trzeba kupić lalkę, żeby dostać kuferek?

– Przecież najważniejsza jest lalka, nie kuferek – odparła z niechęcią, buntując się przeciwko wysłuchiwaniu obelg pod adresem Kimberly.

– Może mógłbym wynająć kogoś, kto by się włamał do Davidson Toys i ukradł…

– Nie masz pojęcia o systemie zabezpieczeń w wytwórniach zabawek, prawda? Wiesz, jakie łapówki proponowano moim ludziom w zamian za informację, kim będzie następna Kimberly? Oni… – Fiona zamilkła, bo uświadomiła sobie, że nie należy już do zespołu, tworzącego Kimberly.

– Dziewczynki! Małe dziewczynki kupują te lalki, prawda? -zapytał Ace, podnosząc głowę.

– Miliony dziewczynek.

– Gdybyśmy namówili dużo dziewczynek, żeby kupiły dużo lalek, zdjęły opakowania z kuferków i przefaksowały je do nas…

– I gdybyśmy zaoferowali nagrodę za każdy brakujący kawałek…

– A tą nagrodą mogłyby być talony na nową, będącą dopiero w sferze projektów lalkę: Olivię, Dziewczynę Ptaka. Co ty na to?

– Na 01ivię Naturalistkę – poprawiła bez namysłu Fiona. -Ale żeby dotrzeć do tysięcy dziewczynek w różnych stanach, musimy opublikować taki apel w Internecie. Chyba trudno liczyć, że policja się tym nie zainteresuje.

– Nie będzie z tym najmniejszego problemu. Nie zwrócimy się do nieznanych dzieci, tylko do dziewczynek z mojej rodziny.

Fiona obrzuciła Ace'a dziwnym spojrzeniem.

– Do dziewczynek z twojej rodziny? Ace, musiałbyś mieć setki krewnych i to rozrzuconych po całych Stanach. No i kto będzie płacił za te wszystkie lalki?

– Rodzina, oczywiście! – Ace wziął ją za rękę i zaczął ciągnąć do samochodu.

„Rodzina" to było jedyne słowo, jakie zdołała z niego wydusić podczas jazdy powrotnej do Błękitnej Orchidei.

– Powiedzieć ci, do jakiego gatunku należy? – zapytał w pewnej chwili.

– Co?

– Ten ptak, na którego patrzyłaś?

– Co?! Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że patrzę na jakiegoś paskudnego, starego ptaka! – Fiona zerknęła na Ace'a. Uśmiechał się w tak irytujący sposób, że dała mu kuksańca w ramię.

– Och! – krzyknął Ace, udając ból i zaczął rozcierać ramię. -Ty naprawdę jesteś strasznie agresywną kobietą. Założę się, że ciało tego biednego Jeremy'ego jest całe czarnogranatowe.

Te słowa otrzeźwiły Fionę. Uświadomiła sobie, że od kilku dni nie poświęciła Jeremy'emu ani jednej myśli. Wręcz przeciwnie, teraz całym jej światem stał się Ace Montgomery. I choć wiele aspektów jego życia nadal stanowiło dla niej zagadkę, pod pewnymi względami znała go lepiej niż Jeremy'ego. Z Jeremym kochała się setki razy, ale nigdy z nim nie żyła. Wiedziała dobrze, co Ace je, w co lubi się ubierać, o czym myśli. Nigdy nie wiedziała tego o Jeremym.

– Chyba zadzwonię do niego, kiedy wrócimy – mruknęła.

– Zadzwoń, kiedy zdobędziemy mapę. Wtedy będziesz mu miała coś do powiedzenia – błyskawicznie odpowiedział Ace.

– Dobry pomysł. Kiedy zdobędziemy mapę – zgodziła się natychmiast Fiona.

Trzy?! Dlaczego dajesz się wodzić za nos temu małemu potworowi? Kto cię uczył, jak robić interesy? – mówił Ace do telefonu. Odwrócił się, zakrył ręką słuchawkę i zwrócił się do Fiony. – Ona żąda, żeby jej kupował każdą lalkę, sukienkę, but, kapelusz i co tam jeszcze należy do wyposażenia, w trzech egzemplarzach! I zrobiła już listę przyjaciółek, które chcą mieć nową lalkę.

– Obiecujesz coś, czego nie mamy i pewnie nie będziemy mieli – mruknęła zdenerwowana Fiona. – I co ty masz za rodzinę, że dziewięcioletnie dziewczynki twardo negocjują kontrakty?!

– Mmm. – To była jedyna odpowiedź Ace'a na jej zastrzeżenia. Potem znów zaczął mówić do telefonu. – A skąd mam wiedzieć, że ty rzeczywiście dostarczysz towar? Obok mnie stoi fax, który, jak dotąd, nie wypluł jeszcze ani jednej stroniczki.

Słuchał przez chwilę.

– No cóż, może będziemy mogli porozmawiać o konkretach, kiedy zobaczę parę map. Nie ma sposobu. Robi to panna Burkenhalter i robi to zupełnie sama, rozumiesz? A teraz rusz się wreszcie i kup to! Za godzinę czekam na fax.

Fiona siedziała obok niego na kanapie z oczami wielkimi jak spodki. Nie mogła uwierzyć, że Ace rozmawia z dzieckiem.

– Czego ona chce? – zapytała, kiedy odłożył słuchawkę.

– Chce być w radzie nadzorczej nowej fabryki. I chce mieć coś do powiedzenia przy projektowaniu nowej lalki. Czy mamy coś do jedzenia?

– Chodź, zrobię ci kanapkę. – Weszli do kuchni. Ace usiadł naprzeciw Fiony, która wyjęła z lodówki chleb, musztardę, pieczoną wołowinę, pomidory i sałatę. – Jak możesz rozmawiać o rozdawaniu lalek, które nie istnieją i pewnie nigdy nie będą istnieć? Jeśli nawet uda nam się wykaraskać z obecnych kłopotów, to skąd weźmiemy pieniądze?

– Coś wymyślimy – stwierdził Ace, przyglądając się, jak Fiona przygotowuje kanapkę. – Jeszcze majonez, jeśli możesz, i…

Urwał, bo zadzwonił stojący na kuchennym stole telefon. Spojrzeli na siebie, ogarnięci paniką. Tylko kuzyn Ace'a,

Michael Taggert, znał ten numer telefonu, a z nim rozmawiali przed kilkoma minutami.

Ace podniósł słuchawkę i przez chwilę czekał w milczeniu.

– Tak, owszem, jest tutaj – mruknął gburowato.

Zaintrygowana Fiona wzięła od niego słuchawkę.

– Fiono, kochanie! -usłyszała głos Jeremy'ego i zastanowiła się, od jak dawna już nie rozmawiali ze sobą. Czy zawsze mówił do niej „kochanie"?

– Słucham – odpowiedziała, czując, jak ogarnia ją poczucie winy. Ostatni raz widziała go na ekranie telewizora, kiedy błagał, żeby oddała się w ręce policji.

– Jak się czujesz, najdroższa?

– Świetnie – odpowiedziała i przełknęła z trudem. – A ty… kochanie?

Ace siedział na stołku barowym i z nieodgadniona twarzą patrzył przez okno na ich basen pływacki.

– A jak mógłbym się czuć bez ciebie, jeśli nie okropnie nieszczęśliwy?

Fiona odsunęła słuchawkę od ucha i przyjrzała się jej skonsternowana. Od kiedy to Jeremy grucha jak gołąbeczek?

– Co się dzieje? – zapytała cicho.

– W tej chwili nic. Nadal jesteście poszukiwani. Nie wiem, czy słyszałaś o podwójnym morderstwie ubiegłej nocy? To usunęło ciebie i Montgomery'ego z pierwszych stron gazet.

– Nie, Ace i ja nie… To znaczy ja niezbyt często oglądam wiadomości, bo to nas przygnębia… to znaczy mnie przygnębia. Posłuchaj, Jeremy, Ace i ja chyba wpadliśmy na coś. Chyba zbliżyliśmy się do odkrycia, kto zabił Hudsona i, co ważniejsze, dlaczego Roy został zamordowany. A potem…

– Och, najdroższa, doskonale rozumiem. Masz tyle czasu, ile tylko potrzebujesz.

– Ale myślałam, że chcesz, żebyśmy… żebym oddała się w ręce policji?

– Chciałem, oczywiście. To jedyne, co mogłem ci zalecić jako prawnik, ale przecież jestem też mężczyzną. Pamiętasz o tym, najdroższa, prawda?

– Jeremy, przerażasz mnie. Co się dzieje?

Na te słowa Ace odwrócił się na stołku i spojrzał na Fionę z uniesioną brwią. Wyglądała na zaintrygowaną.

– Jeremy, dlaczego do mnie zadzwoniłeś? Jak zdobyłeś ten numer i czy podałeś go policji?

– Oczywiście, że nie, kochanie – odpowiedział, ignorując pierwszą część pytania. – A jeśli dowiedzą się, że go mam, będę ich musiał okłamać, że nie wiedziałem, że to twój numer. Dlatego właśnie dzwonię z publicznego aparatu.

– Dlaczego zadzwoniłeś? – zapytała Fiona. Wydawało jej się, że w jego głosie i w jego stosunku do niej jest coś dziwnego. Jeremy, którego znała od lat, wrzeszczałby na nią za ucieczkę przed wymiarem sprawiedliwości. Jeremy, którego znała, nigdy ani na moment nie przestawał być prawnikiem i był zawsze świadom swoich obywatelskich obowiązków. A teraz rozmawia z kobietą, która uciekła przed wymiarem sprawiedliwości, i życzy jej miłego dnia.

– Żeby się z tobą skontaktować, dowiedzieć się, co się z tobą dzieje i czy czegoś nie potrzebujesz.

„Mapy", miała na końcu języka, ale nie chciała mówić mu zbyt wiele. O ile go znała, siedział teraz na posterunku policji.

– U mnie wszystko w porządku. U nas wszystko w porządku – powiedziała z naciskiem.

Jeremy roześmiał się nieszczerze.

– A, tak. Ty i Ace. Sporo o nim słyszałem. Wygląda na to, że jest wspaniałym młodym człowiekiem.

– Najwspanialszym – oznajmiła Fiona i zacisnęła usta.

Znów usłyszała krótki chichot.

– To dla nas obojga trudne chwile. Cóż, kochanie, odezwę się do ciebie później. Powodzenia. – Odłożył słuchawkę.