Pani szuka, w Błękitnej Orchidei. - Podniosła wzrok na Ace'a. – To wszystko. Nie ma żadnego podpisu. Jak sądzisz, czy Błękitna Orchidea to klub nocny? Czy mamy się tam z kimś spotkać?

Ace zamknął paszporty, które uważnie studiował, i popatrzył na dziewczynę.

– Nie podoba mi się to spojrzenie! Kiedy poprzednio spojrzałeś na mnie w ten sposób, wylądowaliśmy w bagnie! -Fiona aż się cofnęła.

– Błękitna Orchidea to całkowicie zamknięta wspólnota, jakieś osiemdziesiąt kilometrów na północ stąd – odpowiedział z lekkim uśmiechem.

– Tak? – Przyglądała mu się zmrużonymi oczami. – A jaka nas tam czeka pułapka? Aligatory w basenie? A może, z uwagi na ciebie, raczej sępy na dachu?

– Nie ma tam żadnych zagrożeń. To całkiem miłe miejsce. Oczywiście, nie widziałem go na własne oczy, ale słyszałem, że…

Nie dokończył zdania i Fiona nabrała pewności, że za tym wszystkim kryje się coś niedobrego. Wyrwała mu paszporty i przyjrzała się im. Początkowo nie zauważyła niczego niezwykłego. Były wystawione na nazwiska: Gerri i Reid Hazlett.

– Kim są ci ludzie? Mamy się z nimi spotkać w Błękitnej Orchidei? – zapytała.

– Przyjrzyj się zdjęciu kobiety – powiedział cicho.

W pierwszej chwili nie zrozumiała, o co mu chodzi. To była fotografia pięćdziesięcioletniej Avy Gardner, niepodobnej do wielkiej gwiazdy, którą większość ludzi pamięta z ekranu.

– Kim jest ta Gerri Hazlett? – zapytała i w tej samej chwili zrozumiała wszystko. Nie wypuszczając paszportu z ręki, usiadła na kanapie. – Mamy tam pojechać w przebraniu, tak? A nasze przebranie będzie polegało na tym, że znacznie się postarzejemy?

– Obawiam się, że tak – odparł Ace. – Mamy nowe nazwiska i wiek. Błękitna Orchidea jest wspólnotą emerytów. Nikt poniżej pięćdziesiątki nie może tam zamieszkać.

Fiona wyglądała tak, jakby miała się rozpłakać.

– Dlaczego kiedy jakaś kobieta trafia, na przykład w telewizji, w ręce charakteryzatorów, to dostaje króciutką spódniczkę i wielkie wiszące kolczyki? A kiedy ja mam się ucharakteryzować, to przypada mi w udziale robótka na drutach i fotel inwalidzki?

– Nie jest tak źle. Będziesz mniej więcej w wieku mojej matki, a ona nie ma pojęcia o robieniu na drutach.

– Bardzo zabawne! I co to za imię: Gerri?

– Ja chciałbym raczej się dowiedzieć, co takiego zrobił twój ojciec dla autora tego listu, kimkolwiek on jest. Te paszporty są nieudolnie sfałszowane.

– Kiedy Raphael ma się pojawić w ogólnokrajowym kanale telewizji? – Fiona podniosła głowę.

– Chyba za tydzień, dlaczego pytasz?

– Bo spora grupa osób może się rozpoznać w telewizji.

Ace usiadł obok Fiony.

– A kiedy się rozpoznają, uświadomią sobie, że na świecie jest tylko jedna osoba spoza ich grupy, która zna całą tę historię. Tylko jedna niewinna osoba, która może ich zdemaskować, nie wplątując się sama w tę brudną aferę.

– Ta osoba już nie jest niewinna. Ta osoba jest teraz poszukiwana za morderstwo. A jeśli zostanie skazana, kto będzie zwracał uwagę na słowa kryminalistki?

– Bingo! – Ace pochylił się i wziął ze stolika do kawy pęk kluczy. – Cóż, pani Hazlett, czy jest pani gotowa przyłączyć się do staruszków przy partyjce canasty?

Fiona jęknęła.

– Mam nadzieję, że Roy Hudson trafił tam, gdzie jest jego miejsce – powiedziała.

– A wszystko dlatego, że podczas wyprawy na ryby ciągłe padało! Chodź, mamuśka, idziemy się oszpecić. – Ace wstał i wyciągnął rękę do Fiony, żeby jej pomóc wstać z kanapy.

– Zapakuj moje lekarstwo na reumatyzm, papciu. I nie zapomnij o zabraniu kompotu z suszonych śliwek.

– Musimy się postarać o siwą farbę do włosów i…

– Zgodzę się ufarbować włosy na siwo, jeśli ty ogolisz się na łyso.

– W takim razie będziemy twierdzić, że farbujesz swoje siwe włosy na czarno.

– A ja będę na prawo i lewo podawać nazwisko fryzjera, który zrobił twoją perukę.

– Czy wiesz, że kobiety z twojego pokolenia zazwyczaj gotują mężom obiadki?

– Jeśli obiecasz, że będziesz je jadł, to ja mogę gotować.

– Wiesz, pomyślałem, że mogę być emerytowanym kucharzem A ty? Co dawniej robiłaś? Nikt nie uwierzy, że byłaś gospodynią domową.

– Byłam aktorką?

Ace przyjrzał jej się sceptycznie.

– To może byłam projektantką mody w jakiejś małej firmie odzieżowej na Środkowym Zachodzie?

– Nieźle. A co byś powiedziała… – roześmiał się Ace.

Słońce już zachodziło, a oni jeszcze rozmawiali. Zamówili kolację i podczas jedzenia co chwila wybuchali śmiechem, wymyślając sobie nowe życiorysy. Ten śmiech był im obojgu niezwykle potrzebny, żeby rozładować napięcie ostatnich dni, wspomnienia o szaleńczych ucieczkach i kulach świszczących im koło uszu.

Była już głęboka noc, kiedy wreszcie się rozstali. Ace położył się w salonie, Fiona poszła do sypialni, gdzie znów oddała się rozmyślaniom o tym, jak w gruncie rzeczy niewiele o nim wie. Dzisiaj wymyślili dwa kompletne życiorysy i świetnie się bawili, konstruując opowieść o tym, jak to dopiero niedawno poznali się i pobrali.

– To będzie tłumaczyć, dlaczego tak niewiele o sobie wiemy – stwierdził Ace.

– Oczywiście wiedzielibyśmy o sobie o wiele więcej, gdybyś nie uciekał z pokoju za każdym razem, kiedy pytam o twoje życie.

– Zawsze byłem przekonany, że kobiety nie cierpią mężczyzn, którzy cały czas mówią wyłącznie o sobie.

– Kobiety nie cierpią mężczyzn, którzy nie chcą się niczym dzielić, którzy są gotowi mówić o wszystkim, byle nie o sobie -odpaliła.

Ale nawet ta jawna kpina nie skłoniła Ace'a do ujawnienia jakichkolwiek informacji o sobie.

Kiedy Fiona położyła się do łóżka, poczuła głębokie, nieusprawiedliwione nawet jej autentycznie trudną sytuacją, poczucie osamotnienia. Co było z nią nie w porządku? Powinna przecież myśleć o tym, jak się ratować, a nie leżeć i zastanawiać się, co Ace teraz robi. Czy ma koc? Klimatyzacja pracowała na pełny regulator, więc będzie potrzebował koca. A co z poduszką?

Naciągnęła poduszkę na głowę i monotonnie nuciła „Jeremy, Jeremy, Jeremy", aż wreszcie zapadła w sen.

15

Jeśli zjem jeszcze jedną bułkę z otrębami, to chyba się rozchoruję. Czy ci ludzie oceniają wszystko, podliczając kalorie? Chyba jedynym wyjściem jest upuścić tę bułkę na podłogę, jak sądzisz? – spytała Fiona przy śniadaniu.

– Tylko w wypadku, jeśli podłoga jest z cegły – odpowiedział Ace.

Był wczesny niedzielny poranek. Minęły już całe trzy dni, odkąd przyjechali do społeczności emerytów. Żadne z nich jeszcze nigdy w życiu nie było tak wyczerpane.

Od chwili, kiedy weszli frontowymi drzwiami, byli zasypywani zaproszeniami. Początkowo bardzo ich to cieszyło.

– Teraz dowiemy się wszystkiego – stwierdziła Fiona pierwszego wieczoru, a Ace uśmiechnął się z aprobatą. Oboje wyobrażali sobie, że wystarczy tylko trochę ożywić pamięć starszych ludzi, i byli zgodni co do tego, że są o krok od rozwiązania tajemnicy. Uważali, że jedynym ich problemem będzie przekonanie mieszkańców Błękitnej Orchidei, że są dość starzy, aby ich przyjęto do grona ludzi po pięćdziesiątce.

Tymczasem pierwsza kobieta, którą Fiona tu spotkała, zawołała na jej widok:

– Hej, wyglądasz świetnie! Jak się nazywa twój chirurg?

Fiona stała jak wmurowana, gapiąc się na tę kobietę i nie była w stanie wykrztusić ani słowa, bo jej rozmówczyni miała figurę dwudziestolatki. Była ubrana w króciuteńkie czerwone szorty i podkoszulek, który byłby przymały nawet dla dziecka, a co dopiero dla kobiety o tak ogromnych, jędrnych piersiach. Jej blond włosy były związane w koński ogon, a na twarzy Fiona nie dopatrzyła się ani jednej zmarszczki. Biegała wokół placu, rozmawiając z Fioną.

– Daj mi znać, jeśli będziesz chciała nad sobą popracować. Może będę mogła dać ci kilka wskazówek. – Kobieta przyjrzała się Fionie od stóp do głów i najwyraźniej uznała, że dziewczyna jest za mało umięśniona.

– Oczywiście. Może w przyszłym tygodniu – wymamrotała Fiona.

Stojący za nią Ace parsknął śmiechem. Wyglądało na to, że ich dyskusje o sposobach maskowania wieku nie miały najmniejszego sensu. Dzięki chirurgii plastycznej i intensywnym ćwiczeniom niektórzy mieszkańcy Błękitnej Orchidei wyglądali młodziej od nich.

Już tylko tydzień dzielił ich od pierwszej emisji Raphaela w kanale ogólnokrajowym i w ciągu tego tygodnia musieli dowiedzieć się, co wydarzyło się w 1978 roku, kiedy Fiona miała jedenaście lat.

Ale spędzili tu już trzy dni i nie udało im się odkryć niczego, co mogłoby im pomóc rozwiązać zagadkę.

– Jak sadzisz, czy oni wszyscy byli w Woodstock? – Zwróciła się Fiona do Ace'a, który właśnie przewracał omlety na drugą stronę. Willa, którą im przydzielono, była jasna i wesoła, więc po trzech dniach Fiona zaczęła o niej myśleć jako o „domu". Był to jeden z typowych budynków w tej wspólnocie, umeblowany przez znającego się na rzeczy dekoratora wnętrz i kompletnie wyposażony, od naczyń kuchennych poczynając, a na nowoczesnym biurze kończąc. Trochę za dużo tu czerni i bieli, uznała Fiona, ale dom był wyjątkowo komfortowy i mogła sobie bez trudu wyobrazić, że zamieszkała tu na stałe. Przygotowywała kawę. Taką, jak Ace lubił: trzy gatunki ziaren, po łyżeczce każdego, zmielone razem.

– Gdzie jest twój…? – zapytała Fiona i spojrzała w kierunku, który Ace wskazał jej oczami. Wiedział, że dziewczyna szuka jego kubka do kawy, dużego, z solidnym uszkiem – wolał go od ślicznych, delikatnych filiżanek, które były na wyposażeniu domu.

– Jeśli można im wierzyć, to wszyscy tam byli. – Ace westchnął głęboko, zsuwając omlet na talerz Fiony. Omlet był dokładnie taki, jaki Fiona najbardziej lubiła: ze zdecydowaną przewagą zielonego pieprzu nad cebulą i ze znacznie mniejszym dodatkiem czarnego pieprzu, niż lubił Ace.

– Uważasz ich wszystkich za łgarzy? – Wyjęła pieczywo z tostera: z ziarnem sezamowym i odrobiną masła dla siebie, a mocno przypieczone, posypane makiem dla niego.