I jest odważna, pomyślał. Może zbyt wolno docierają do niej pewne sprawy, na przykład fakt, że ktoś do niej strzela, ale potem mężnie stawia czoło kulom.

Uśmiechnął się. I pomyślał o jej naiwności. Na myśl o tym zachichotał na cały głos i z niepokojem spojrzał na drzwi. Przez chwilę nasłuchiwał. Wolałby, żeby nie usłyszała jego śmiechu. Pomimo że Fiona lubiła o sobie myśleć jako o pewnej siebie mieszkance wielkiego miasta, była szalenie naiwna. Na przykład nie miała pojęcia, jaka jest piękna. Dla żartu upodabniała się do gwiazdy filmowej z lat pięćdziesiątych, ale kiedy Ace zobaczył ją po raz pierwszy, z tymi ciemnymi oczami, ciemnymi włosami, czerwonymi ustami i dołeczkiem w brodzie…

Starał się odpędzić od siebie tę myśl i wyjrzał przez okno.

Zapragnąłeś jej, pomyślał i wziął sobie drugiego drinka. Jednak to słowo nie w pełni oddaje twoje uczucia, prawda? Jaki mężczyzna nie pragnąłby wysokiej, namiętnej bogini?

Chodzi o coś więcej niż pożądanie, pomyślał i przypomniał sobie, jak straszliwie Fiona nienawidziła chaty jego wujka. Ace nie był w niej od lat i sam był zaszokowany tym, jak okropnie była zrujnowana. Chyba czyściej byłoby w kopcu żuka gnojnika!

A Fiona, po pierwszym szoku, wzięła się do sprzątania i jeszcze żartowała. I w końcu doprowadziła do tego, że ten wieczór był dla nich obojga miły. Ile kobiet by się na to zdobyło? Lisa pewnie by się nieustannie skarżyła, że odprysnął jej lakier z paznokci.

Ace dopił szybko whisky. Przecież za kilka tygodni ma się żenić z Lisą. Jeśli nie zamkną go w więzieniu, oczywiście.

Odwrócił się od okna i spojrzał na kanapę. Jest wystarczająco długa, żeby się na niej przespać, a powinien jak najszybciej się położyć i złapać trochę snu, bo jutro muszą rozpocząć poszukiwania. Nie wiedział tylko, czego mają szukać. Nie wiedział też, od czego zacząć.

Jednego był pewien: jeśli ma mu się udać, musi utrzymywać dziewczynę w stanie furii. Kiedy wyciągnął się na kanapie i zamknął oczy, natychmiast zobaczył przed sobą Fionę w wannie, wysuwającą z piany swe długie, bardzo długie nogi. W stanie furii, pomyślał. Tak, rzeczywiście. W stanie furii.

13

Dzień dobry! – zawołała radośnie Fiona, kiedy Ace otworzył drzwi sypialni. Była już ubrana i gdy wrócił z łazienki, posłała mu zza biurka, przy którym siedziała, jasny uśmiech.

– No dobrze, co się stało? – zapytał wojowniczo.

– Nic. – Uśmiech nie schodził z jej ust.

– Co ty knujesz? – Ace przyglądał jej się zmrużonymi oczami. Podszedł do biurka i zobaczył, że dziewczyna zapisała wszystkie kartki notesu, który był w szufladzie. Poza tym zapisała całą papeterię, informator o usługach hotelowych i wewnętrzne strony okładki spisu telefonów do różnych działów obsługi hotelowej.

– Uznałam, że miałeś rację – oznajmiła.

– Kiedy kobieta mówi coś takiego, to wiem, że już po mnie – jęknął Ace.

Twarz Fiony zmieniła się, a w oczach zamigotały iskierki gniewu.

– Nie spałam prawie przez całą noc i próbowałam samą siebie przekonać, że może nie jesteś takim potworem, za jakiego chcesz uchodzić, ale właśnie udowodniłeś, że nie miałam racji.

– Cieszę się, że ci sprawiłem przyjemność – oświadczył i usiadł na łóżku po turecku. – Podjęłaś już decyzję?

– Nie podoba mi się sposób, w jaki mi to powiedziałeś, ale masz rację: nie możemy oddać się w ręce policji, bo do końca życia nie wyjdziemy z więzienia. Też tak sądzisz?

– Zdecydowanie tak. A teraz powiedz, co tak pisałaś?

– Próbowałam ustalić, co wiemy, a czego musimy się dowiedzieć.

– I?

Nie zdążyła odpowiedzieć, bo rozległo się pukanie do drzwi salonu. Ace zerwał się, zanim Fiona zdążyła odetchnąć, złapał ją za ramię i wypchnął na malutki balkonik.

– Siedź cicho, niezależnie od tego, co się będzie działo – mruknął i zamknął drzwi balkonowe.

Fiona stała na balkonie, rozdarta między wściekłością a przerażeniem, nasłuchując dochodzących z pokoju głosów. Może za chwilę rozlegną się strzały? A może powinna przyjrzeć się rynnom jako potencjalnej drodze ucieczki?

– Wszystko w porządku. To mój kuzyn – powiedział Ace, otwierając drzwi balkonowe.

Dziewczyna odwróciła głowę, więc tylko Ace mógł zobaczyć, jakim spojrzeniem go obrzuciła. Miała zamiar przeprowadzić z nim poważną rozmowę. Powinien się mieć na baczności!

– Jak się pan miewa? – Fiona wyciągnęła rękę do mężczyzny, który na jej widok wstał z kanapy. U jego stóp stała walizka, na oko bardzo ciężka. – Bardzo mi miło poznać kuzyna… Paula.

Mężczyzna był bardzo przystojny, choć niższy od Ace'a i mocniej zbudowany. Fiona pomyślała, że w porównaniu z Ace'em wygląda jak robotnik portowy. Nawet ich ręce były… Odpędziła te myśli.

– Czego się pan dowiedział? – spytała, siadając naprzeciw niego.

Mężczyzna przenosił wzrok z Fiony na Ace'a i z powrotem.

– Nazywam się Michael Taggert – przedstawił się i położył gruby plik papierów na stoliczku do kawy. – Mam pewne wyniki śledztwa w sprawie Roya Hudsona, to znaczy wszystko, czego udało się nam dowiedzieć w tak krótkim czasie. Hudson i John, twój ojciec, Fiono, wybrali się parę lat temu na wspólną wyprawę na ryby.

– Na Alaskę – szepnęła bez tchu. – Tak, ojciec pisał mi o tym. Wycieczka była okropna, lało bez przerwy i niczego nie złowili.

– Właśnie – mruknął Michael. – Podejrzewamy, że opowiedział mu wtedy o tobie. Może Hudsonowi zrobiło się żal córki Smo… hm… Johna.

– Może pan mówić Smokey. Zdaje się, że wszyscy tak go nazywali.

Michael sięgnął do teczki.

– Musimy się upewnić, czy mówimy o tym samym człowieku. Czy to pani ojciec?

Ręce Fiony drżały, gdy dotykała fotografii. Tego zdjęcia nigdy nie widziała. Potem zobaczyła jeszcze kilka fotek ojca. Ona miała tylko cztery, które zostały w jej nowojorskim mieszkaniu. Na pierwszym zdjęciu ojciec stał z Royem Hudsonem przed namiotem, trzymali w rękach wędki bez żadnej zdobyczy i śmiali się.

Patrząc na fotografię, Fiona zrozumiała, że to, w co nie chciała wierzyć, jest prawdą: istniało inne, nieznane jej oblicze ojca. Nigdy nie spotkała człowieka ze zdjęcia. Roześmiany mężczyzna z niegoloną od tygodnia brodą to nie był ten elegancki gentleman, który zabierał ją i jej przyjaciółki do francuskich restauracji.

– Tak, to mój ojciec. – Fiona oddała zdjęcie Michaelowi. – Ale to dowodzi jedynie, że znał Roya Hudsona. Trudno mi sobie wyobrazić, że mój ojciec odmalował tak czarny obraz swojej córeczki sierotki, że Hudson uznał, iż musi mi zapisać swoje dobra doczesne.

– Szczególnie sierotce w twoim wieku – mruknął zamyślony Ace.

– Nie wszystkie kobiety mogą być osiemnastoletnimi cheerleaderkami – odparowała Fiona.

Michael mrugał oczami, nie mogąc pojąć jej dziwnego stwierdzenia.

– Lisa – podpowiedział mu Ace.

– A tak, rozumiem – mruknął Michael i na chwilę odwrócił wzrok. – Właściwie przyszedłem tylko po to, żeby powiedzieć, że poza tą wyprawą na ryby nie udało nam się znaleźć żadnego powiązania pani ojca z Royem. Nie udało nam się znaleźć czegokolwiek, co łączyłoby panią z Ace'em, ani Ace'a z Hudsonem, ani nawet Ace'a ze Smokeyem. – Głęboko odetchnął. -Chcę wam też powiedzieć, że zdaniem nas wszystkich powinniście się zgłosić na policję.

– Ktoś musiał znać mojego ojca! – Fiona zachowywała się tak, jakby nie usłyszała ostatniego zdania Michaela. – Ktoś musi przecież wiedzieć, co mój ojciec zrobił dla tego okropnego człowieka.

– Ona ma na myśli Hudsona – wyjaśnił kuzynowi Ace. -Czy nadal wszyscy twierdzą, że Hudson był słodkim, kochanym człowiekiem?

– Pluszowym misiem – mruknął Michael. – Wiódł nudne życie i dopóki nie wpadł na pomysł programu Raphael, nikt nie zwracał na niego najmniejszej uwagi. Ale odkąd stworzył ten show, dzięki któremu lokalna stacja telewizyjna stała się sławna, wszyscy go pokochali.

– Ja nie! – żachnęła się Fiona, lecz widząc, jakie spojrzenia wymienili mężczyźni, zerwała się na równe nogi. – O, nie! Tylko niech wam nie przyjdzie do głowy, że nie lubiłam go do tego stopnia, że go zamordowałam. – Spojrzała na Michaela. – Bardzo nie lubię pańskiego kuzyna, o wiele bardziej niż tego biednego starego Roya Hudsona, ale jeszcze jakoś go nie zabiłam.

Michael zerknął na Ace'a, ale ten tylko wygodniej rozparł się na kanapie i uśmiechnął swobodnie.

– Kobiety często nie lubią Ace'a – oznajmił Michael uroczyście – Powiedz mi, czy chodzi o jego fioła na punkcie ptaków, czy też o brak subtelności?

Fiona usiadła na kanapie obok Ace'a i pochyliła się w stronę Michaela.

– O jedno i drugie. Ciosa mi kołki na głowie, żebym robiła to, co on chce.

– To podobne do niego. Moja żona twierdzi…

– Zanim zaczniecie wymieniać się przepisami kulinarnymi i wzorami do pikowania kołder, chciałbym porozmawiać z Fioną. Musimy podjąć decyzję, dokąd stąd pójść – przerwał im Ace.

– Nie macie dokąd iść. Nie ma żadnych śladów. To właśnie próbuję wam cały czas powiedzieć!

– Daje nam pan do zrozumienia, że możemy jedynie oddać się w ręce policji? – zapytała spokojnie Fiona.

– Przykro mi, ale na to wygląda. Zrobiliśmy wszystko, co rodzina Montgomerych i jej pie… – Michael urwał, skarcony ostrym spojrzeniem Ace'a. – Chciałem powiedzieć, że zrobiliśmy wszystko, co w ludzkiej mocy. Popatrzcie, tu są raporty, przeczytajcie, jeśli macie ochotę. Może znajdziecie w nich coś, co podsunie wam jakiś pomysł. Aha, byłbym zapomniał. Przyniosłem też taśmy wideo z kilkoma programami Raphael, które były emitowane w lokalnej teksaskiej telewizji. Nie oglądałem ich, ale słyszałem, że ten show jest okropny.

– Zły? To o co ludzie robią tyle hałasu? – zapytał Ace.

– Mnie to też uderzyło. Frank oglądał taśmy i powiedział, że program jest po prostu niesmaczny, a jego bohaterowie to banda wyrzutków społecznych. Coś w stylu: jak trzy kocmołuchy zostają piratami.

– To by była ironia losu, gdyby ten show został pokazany w telewizji ogólnokrajowej i zrobił klapę – mruknął Ace.