Po lunchu do biura zajrzał Michael, leniwy i opalony. Przyniósł pocztę. Camilla spuściła głowę, zasłaniając włosami spłonioną twarz, ale nie udało jej się opanować drżenia rąk, kiedy przerzucała papiery na biurku.

Michael usiadł naprzeciw niej na krześle dla klienta. Przez chwilę wydawało się, że bawi go obserwowanie jej niepewności i zakłopotania. Potem zagadnął niskim, ciepłym głosem:

– Camillo, moja droga, dlaczego chowasz swoje oczy za tymi włosami? Jedyne, co można dostrzec, to nos i broda, a nie są one najpiękniejszą częścią twojej twarzy. Długie, nieposłuszne włosy dodają uroku Helenie, nie tobie.

Odruchowo zgarnęła włosy za jedno ucho.

– Nie możesz porównywać mnie z Heleną – bąknęła. – Czy przyszła jakaś poczta?

Michael nadal spokojnie obserwował dziewczynę, jakby doszukując się ukrytych zalet.

– Tak, oczywiście – odparł, otrząsając się z zamyślenia. – Mnóstwo rachunków dla Gregera i jeden list dla „pani domu”. To na pewno do ciebie, bo innych kobiet tu nie ma.

Podał Camilli ofertę reklamową, a pozostałą pocztę położył na biurku. Pocałował ją lekko we włosy, mruknął coś pod nosem o rym, że co prawda nie są już dziećmi, ale dlaczegóżby nie kontynuować dawnej przyjaźni, po czym zniknął.

Camilla cieszyła się, że siedziała, poczuła bowiem, że jej kolana stały się dziwnie miękkie. Uśmiechnęła się do siebie, a ponieważ to Michael dał jej list, otworzyła go. Była to napisana na maszynie oferta reklamowa z domu mody „Martha”, proponująca darmowe dobranie odzieży od stóp do głów i ogólne zabiegi upiększające. „Stań się inną kobietą”, brzmiało hasło. „Prosimy zachować tę kartę i zapamiętać swój szczęśliwy numer. Jutro otrzyma Pani nową kartę z wydrukowanym numerem zwycięzcy. A jeżeli nie okaże się Pani tą szczęśliwą, która drogą losowania bezpłatnie będzie mogła skorzystać z naszych porad, zabiegów kosmetycznych i usług fryzjerskich, to być może wygra Pani flakonik perfum jako nagrodę pocieszenia”.

Camilla darowała sobie czytanie zamieszczonych poniżej licznych informacji na temat jubileuszu domu mody. Ech, nigdy nie wygram, westchnęła. Pomyśleć tylko, gdyby udało mi się zwyciężyć? Uśmialiby się do rozpuku. Albo przeprosiliby, że ich zdolności upiększania mają swoje granice, cudów nie potrafią dokonywać. Wsunęła list do przegródki oznaczonej „niezbyt pilne”.

Po południu zadzwoniła Helena.

– Cześć, jak ci leci? – zaszczebiotała radośnie.

– A dziękuję, sytuacja została opanowana. A co u ciebie?

– Świetnie! – zapewniła Helena. – Twój tato jest fantastyczny! On nie potrzebuje żadnej opiekunki, o nie, przynajmniej na razie. Mieszkam tu już pięć dni i jak dotąd jest wspaniale, a on jest tak szlachetny, że czuję się niezręcznie. Czy jest Greger?

– Nie, wyjechał. W tej chwili właściwie jestem sama w domu.

– Czy możesz przekazać braciom ode mnie kilka surowych poleceń?

– Tak, już mam coś do pisania.

– Doskonale. Przypomnij Gregerowi o rzeczach w szufladzie, będzie wiedział, o które chodzi. Powinny zostać wysłane dawno temu.

– Szuf – la – dzie – bę – dzie – wie – dział – sylabizowała Camilla. – Czy coś jeszcze?

– Tak, mam zadania dla wszystkich. Poproś Dana, żeby spytał w barze hotelowym o mój przezroczysty parasol, musiałam go tam zostawić. Phillip natomiast niech jak najszybciej coś zrobi z tą starą jabłonią w ogrodzie. Powiedz mu, żeby ją wyciął, bo moje dwa krzewy różane nie mają żadnych szans. Michaelowi możesz przekazać, że nie udało mi się zdobyć tego co chciał, ale jutro spróbuję znowu. Masz?

Camilla notowała skrupulatnie.

– Myślę, że tak – powtórzyła to, co zapisała.

Helena była zadowolona.

– Wpadnę może do domu w czasie weekendu – oznajmiła. – Chociaż nie sądzę. Życie wielkiego miasta bardziej mi odpowiada. Uważaj na siebie. Nie uwiedź mi chłopców!

Ton głosu Heleny świadczył o tym, że w tym względzie nie obawiała się Camilli ani trochę.

Przy obiedzie Camilla przekazała wszystkie informacje, zawzięcie odgarniając włosy za ucho.

– Ten mały kurzy móżdżek – rzucił Greger, który właśnie przyszedł do domu. – Papiery wysłałem już dawno temu. Powinna o tym wiedzieć.

– O Boże, czy ona znowu zacznie niszczyć ogród? – jęknął Phillip z wyrazem rezygnacji na twarzy. – Czy koniecznie trzeba było sadzić róże właśnie tam?

– Wszędzie zostawia parasole i tym podobne – westchnął Dan. – A ja potem, jak jakiś chłopiec na posyłki, muszę biegać po całym mieście. Przez ostatnie dni wydawało mi się, że tu tak spokojnie. Teraz znam powód.

Michael nic nie powiedział. Wydawał się tylko rozczarowany i zirytowany, że Helena nie zdobyła dla niego tego czegoś.

Camilla przysłuchiwała się rozmowie braci. Wydawali się zmęczeni zachciankami Heleny, ale w ich głosach wyczuwało się ton emocjonalnego zaangażowania. Sama nie wiedziała, co naprawdę czuła wobec Heleny. Oczywiście podziwiała ją, teraz jednak, z dystansu, mogła spojrzeć na nią bardziej sceptycznie niż kiedyś. Istnieją ludzie, którzy mają zbyt silną i tak przytłaczającą osobowość, że inni czują się nieswojo w ich obecności. Być może Helena należała do takich osób. Lecz nie da się zaprzeczyć, że rzadko spotyka się człowieka, który byłby tak aktywny i pełen radości życia jak ona.

Spojrzenie Camilli zatrzymało się na chwilę przy jednym z braci Franck i szybko prześliznęło się dalej. Dawne dręczące ją wspomnienie pojawiło się znowu, chociaż próbowała je od siebie odsunąć. Wspomnienie o ciekawych chłopięcych rękach, które w drewutni próbowały ściągnąć z niej ubranie, wiele, wiele lat temu. Na początku niczego nie rozumiała, potem oszalała ze złości i bijąc na oślep z krzykiem pobiegła do mamy, która tak samo się zdenerwowała. A potem wszystko ucichło, bo przecież nic się nie stało…

I jeszcze inne wspomnienie. Dziewięć lat temu, miała wówczas chyba trzynaście lat. Obszerna garderoba na parterze w Liljegården._ Schowali się tu przed odświętnie ubranymi gośćmi, których wszędzie było pełno. Camilla przypomniała sobie szept w ciemności… Wtedy otrzymała pierwsze informacje na temat zagadek życia. Jego ręce, teraz bardziej pewne siebie, wiedziały, gdzie powinny szukać. Oniemiała Camilla pozwoliła im wśliznąć się pod pulower i dotknąć piersi. Drżała na całym ciele.

– Boję się – szepnęła prawie płacząc.

– Ja też – odpowiedział bezradny. – Nic ci nie zrobię, Camillo, obiecuję. Chcę tylko dotknąć twoich bioder, masz takie śliczne… ja…

– Nie – jęknęła, lecz czuła tęsknotę za jego dotykiem. Pragnęła, żeby ją pocałował, tylko pocałował, tak jak o tym czytała w czasopismach, tak pięknie i romantycznie, czysto i nieskalanie, on jednak nie domyślił się tego, a ona bała się poprosić.

Rozpiął jej spodnie, a ona mu pomagała, przerażona jego namiętnością i własną niepohamowaną tęsknotą.

Wtedy ktoś z dorosłych na zewnątrz zawołał i odskoczyli od siebie jakby w poczuciu winy. Camilla poprawiła ubranie i wymknęła się, a chłopiec został w garderobie.

Nic nikomu wtedy nie powiedziała. Przez wiele tygodni nie miała odwagi pójść do Liljegården.

Potem chłopiec już nigdy nie nawiązywał do tego epizodu, ani słowami, ani gestem. Z jednej strony cieszyła się z tego powodu, ale też była trochę rozczarowana. Później, kiedy była starsza, często próbowała zostać z nim sam na sam, tylko na próbę. Ale on nie wyszedł naprzeciw jej staraniom, wręcz przeciwnie, unikał jej.

Drgnęła nagle, kiedy ktoś odezwał się:

– Michael, proszę, deser dla ciebie.

– Jaka szkoda, że wybudowali szosę pomiędzy domem a morzem – włączyła się do rozmowy Camilla. – Jak ludzie mogli na to pozwolić?

– O, nie brakowało protestów – odpowiedział Michael. – Ale nie było innej możliwości.

– Teraz nic już nie jest jak dawniej – westchnęła rozmarzona. – Pamiętam, jak jeździliśmy na rowerach po wiejskiej drodze w jasne wiosenne wieczory. Jeździliśmy powoli zygzakiem aż do polnej drogi. Dzisiaj byłoby to niemożliwe, taki panuje tu ruch, że zaraz ktoś by nas potrącił.

– O, odezwałaś się – mruknął Greger.

Camilla zapomniała o swej nieśmiałości i mówiła z zapałem, pragnąc jedynie, aby zamknięty w sobie Greger się z nią zgodził, więcej nie wymagała.

– Najgorsze, uważam, jest to, że nigdzie nie można dojść na piechotę – mówiła dalej. – Ludzie myślą teraz tylko o samochodach. Powinno istnieć prawo nakazujące budowanie ścieżek spacerowych obok wielkich szos.

– Ratujcie mnie! Jesteś istnym reformatorem społecznym! – zawołał wesoło Dan. – Takie tematy są dla mnie za trudne. Ja idę poddając się prądowi, pozwalam rzeczom płynąć ich naturalnym biegiem.

– Ciebie nie można brać pod uwagę – stwierdził Michael. – Czy masz więcej takich pomysłów, Camillo?

Zaczerwieniła się i znowu poczuła niepewność.

– N… nie. Cz… czy chcesz jeszcze… deseru, Phillipie?

Phillip podziękował. Zauważyła jego zamyślone spojrzenie i jeszcze mocniej się zaczerwieniła.

– Zostałem dziś zaproszony na wieczorek rosyjski – przerwał ciszę Dan. – Będę chyba zmuszony założyć krawat w żyrafy.

– Co żyrafy mają wspólnego z Rosją? – zdziwił się Greger.

– Żyrafy jedzą tylko kawior – odpowiedziała bez zastanowienia Camilla.

– Sporządzony ze sfrustrowanych Kozaków – dorzucił Dan.

– Dlaczego są sfrustrowani? – spytała.

– Ponieważ muszą iść do wujka Alfreda i rzucać pantoflami – zareplikował Dan. – Ale nie mogą znaleźć drugiego pantofla Selmy, żony Alfreda.

– O Boże, znowu zaczynają! – Michael wywrócił oczami.

– Wujek Alfred nie jest żonaty – sprostowała Camilla.

– Bzdura, to wujek Karl jest kawalerem, pamiętam, bo…

– Nie, wszystko ci się pomieszało – zaprotestowała Camilla poważnie. – To mój wujek Karl się ożenił. Z twoim Alfredem. Wiem, bo w poniedziałek skończył sześćdziesiąt lat.

– Pięćdziesiąt dziewięć – poprawił Dan. – Nigdy nie potrafiłaś liczyć dalej niż do Londynu.

– Czy możecie skończyć? – błagalnie westchnął Phillip.