Czy to Greger, który traktował ją z wyższością i pogardą, dokładnie tak jak czynił to jej ojciec? Czy może Phillip, sprawiający wrażenie, że się nią w ogóle nie interesuje? Albo Dan, który potrafił tylko żartować i nie umiał skupić się na tyle, by zrozumieć nieszczęśliwą dziewczęcą duszę? Michael, ciągle otoczony wianuszkiem pięknych dziewcząt? Dlaczego miałby się interesować właśnie nią?

Nie, wszyscy czterej w równym stopniu nie pasowali do wizerunku tajemniczego przyjaciela.

Teraz Camilla otrzymała ostrzeżenie numer dwa. Również matka podzielała jej myśli: trzech z braci było niebezpiecznych, na jednym można było polegać. A więc chłopiec, który ją pocałował, został adoptowany. Teraz wiedziała już, skąd wzięła się jego blizna. Nie z powodu upadku z gruszy, lecz od uderzenia toporkiem. Ale okaleczony na całe życie…? Tak, taka blizna z pewnością była jakimś piętnem, ale wydawało się, że matka miała na myśli coś o wiele poważniejszego. Nigdy jednak sama nie zauważyła, żeby któryś z chłopców miał jakąś fizyczną wadę.

Kiedy Camilla położyła się tego wieczoru, ktoś cicho zapukał do drzwi.

Kimkolwiek był jej gość, nie czekał, aż mu otworzy, mimo że bardzo się spieszyła. Na podłodze leżała kartka papieru. Camilla rozejrzała się dookoła, lecz nikogo nie dostrzegła ani nic nie usłyszała. Zabrała więc kartkę i zamknęła drzwi na klucz.

Wieczór tajemniczych listów, pomyślała i zaczęła czytać.

Powinna się tego spodziewać, ale mimo to słowa spadły na nią jak grom z jasnego nieba.

Jeden cię oszuka,

jeden zniszczyć chce,

jeden jest uwodzicielem,

jeden jest twym przyjacielem.

Nic się nie zmieniło przez te sześć lat, które minęły. Tym razem potraktowała ostrzeżenie poważnie.

ROZDZIAŁ V

Po tak niespodziewanie miłym powitaniu nie mogła zasnąć. Leżała skulona pod kołdrą i szeroko otwartymi oczyma wpatrywała się w ciemność panującą w pokoju. Pragnęła opuścić Liljegården, z drugiej jednak strony chciała tu zostać. Mimo że bała się braci Franck, była nimi również zafascynowana, przede wszystkim uczepiła się myśli o odnalezieniu zagadkowego przyjaciela, który kiedyś pocałował ją w taki sposób, że nie mogła o tym zapomnieć.

Camilla zapadła już niemal w sen, kiedy nagle otworzyła szeroko oczy i z bijącym sercem nasłuchiwała.

W jakiejś części domu zaskrzypiały drzwi.

Fakt, że ktoś otwierał drzwi, nie powinien budzić jej przerażenia, lecz nie były to zwykłe drzwi.

Takie przenikliwe skrzypienie słyszała już przedtem. Jeden jedyny raz jak w niewyraźnym, na wpół zapomnianym śnie.

We wspomnieniu, którego nie udawało się skojarzyć z jakimś konkretnym miejscem.

Camilla ujrzała ponownie ogromną postać siwego mężczyzny, na nowo usłyszała za sobą pewne i zdecydowane kroki, podążające w ślad za nią, kiedy uciekała trzymając chłopięcą rękę w swojej, poprzez krajobraz pełen znieruchomiałych postaci. Las skamieniałych ludzi, przypatrujących się dwojgu uciekającym dzieciom.

Camilla wyciągnęła rękę w stronę nocnej lampki i nacisnęła guzik. Nic się nie zmieniło, ciemność pozostała tak samo nieprzenikniona, meble nadal były tylko niewyraźnymi cieniami. Wyskoczyła z łóżka, niemal nie zdając sobie sprawy z tego, co robi. Drżącą ręką otworzyła drzwi i bezgłośnie wymknęła się na korytarz.

W holu na pierwszym piętrze panowała ciemność jak w studni, światła latarni ulicznych tu nie docierały. Camilla zatrzymała się przy drzwiach, nasłuchując. Wszędzie panowała cisza, dom wydawał się pogrążony we śnie.

Nagle jednak coś wyczuła, raczej intuicyjnie, słabe ciepło, bezgłośny oddech…

Ktoś stał tuż obok niej.

Postąpiła krok, aby się odsunąć.

Wtedy czyjaś dłoń zacisnęła się na jej nadgarstku. Mocno i ostrzegawczo.

Camilla bała się nawet poruszyć.

Drzwi do pokoju Heleny znajdowały się w niewielkiej niszy w holu. Człowiek ten schował się tu widocznie z tego czy innego powodu. I wtedy, z pewnością ku jego zaskoczeniu, pojawiła się Camilla. Miała wrażenie, że nie skrył się w tym miejscu tylko dlatego, że w głębi był jej pokój i chciał znaleźć się blisko niej. Camilla postanowiła czekać, co się stanie.

Poczuła chłód na bosych stopach. Zimne powietrze wdzierało się pod jej nocną koszulę i zaczęła drżeć.

Trzymająca ją dłoń nie zwalniała uścisku.

Nagle Camilla przysunęła się bliżej. Teraz bowiem usłyszała coś innego.

Szybkie kroki w ciemności. Kroki dochodzące z najbardziej odległej części długiego holu. Próbowała przypomnieć sobie, jak wyglądał ten fragment domu. Minęło wiele lat od czasu, kiedy ostatnio tam była.

Po drugiej stronie, tuż obok tylnych schodów, prowadzących na dół do kuchni, znajdowały się pokoje Gregera i Michaela.

Lecz było tam coś jeszcze. Camilla nie mogła sobie przypomnieć. Tymczasem kroki spiesznie przeszły obok, zmierzając w stronę głównych schodów. Ktoś szedł z jakiegoś odleglejszego miejsca w holu, nie od drzwi prowadzących do pomieszczeń chłopców. Tylne schody znajdowały się po lewej stronie. Ale po prawej… co tam było?

Mózg Camilli pracował na pełnych obrotach, kiedy usiłowała wydobyć z pamięci obraz tego miejsca. Małe drzwiczki. Szafa. Stara, nie używana łazienka. Wszyscy bracia mieli już swoje osobne kabiny prysznicowe.

Widziała tam przecież jeszcze jedne drzwi!

Tak! Teraz sobie przypomniała. Próbowała je kiedyś otworzyć, gdy bawili się w chowanego, ale były zamknięte. A kiedy później o nie rozpytywała, otrzymywała wymijające odpowiedzi. „Nie, nie ma tam nic ciekawego”.

Były to duże drzwi, takie jak te do kuchennego wyjścia.

Odgłos tajemniczych kroków ucichł w dole na parterze. Zamiast nich dały się słyszeć w ciemności nowe kroki.

Camilla stłumiła jęk. Nieznajomy objął ją ramieniem, a ona przytuliła twarz do jego koszuli pachnącej świeżością. Znalazła ukojenie, czując ciepło przenikające przez cienką tkaninę. Jakże teraz potrzebowała wsparcia!

Zbliżające się kroki, powolne i ciężkie, zdecydowanie posuwały się w ślad za zbiegiem.

Camilla miała wrażenie, że znowu znalazła się w ciasnej kryjówce, mocno przytulona do płaczącego chłopca. Dzięki niewytłumaczalnej, lecz nieomylnej kobiecej intuicji wiedziała, że tamten chłopiec i mężczyzna obok niej to jedna i ta sama osoba.

Ten sam chłopiec, który pomagał jej i opiekował się nią, lecz nigdy się nie ujawnił.

Ten, który potajemnie odrabiał za nią lekcje, który przekopywał dla niej ogród, wkładał jej do tornistra czekoladki i cukierki. Nie potrzebowała sprawdzać, czy ma bliznę na ramieniu. Wiedziała…

Z wdzięczności, rozpaczy i tęsknoty za bezpieczeństwem Camilla przysunęła się do niego i przytuliła mocno, mocno, wdychając zapach jego ciepłej skóry spod rozpiętej koszuli. Otoczył ją opiekuńczo ramieniem i przytulił twarz do jej włosów.

Ktoś ciężko przeszedł obok i zniknął na dole.

Mężczyzna uwolnił się delikatnie, otworzył drzwi do pokoju Heleny i ostrożnie wprowadził Camillę do środka. Stała nieporuszona, wsłuchując się w odgłos jego kroków cichnących w dole schodów. Przekręciła klucz w zamku. W tych ciemnościach nie było sensu szukania skrzypiących drzwi.


Pół godziny później Camilla, na wpół rozbudzona, krzyknęła ze strachu. Oślepiające światło rozbłysło nagle przed jej oczami. Ach, to tylko z powodu włączonej ponownie elektryczności. Zapomniała przecież zgasić lampkę nocną.

Dziewczyna uniosła się na łokciu i pokręciła w zamyśleniu głową. Czy prądu zabrakło w całym mieście? Ależ nie, widziała światło latarni ulicznych, kiedy bez powodzenia próbowała zapalić nocną lampkę. Tylko w Liljegården nie było światła. Ktoś celowo wyłączył prąd i teraz ponownie go włączył. Może zrobił to jej przyjaciel, a może jednak ktoś inny?

Przynajmniej dwie rzeczy potwierdziły się dzisiejszej nocy.

Przypomniała sobie słowa z listu matki: „A co właściwie się stało, kiedy Camilla miała cztery lata i wróciła do domu całkiem rozhisteryzowana?”

Nieuchwytny wizerunek przerażającego mężczyzny, który gonił ją i tego chłopca, nie był koszmarem sennym. Był rzeczywistym wspomnieniem. To zdarzyło się naprawdę. Niecałe dwadzieścia lat temu…

I miało miejsce tutaj, w Liljegården!

ROZDZIAŁ VI

Kiedy Camilla spędziwszy trzy bite godziny w biurze Gregera stwierdziła, że zasłużyła na przerwę śniadaniową, uświadomiła sobie, jak mało właściwie wiedziała o giełdzie i żegludze morskiej. Kiedy Greger mówił, że pierwszy dzień może potraktować ulgowo, nie brał chyba pod uwagę tych wszystkich telefonów z pytaniami, na które nie znała odpowiedzi. Początkowo zacinała się i jąkała, próbując udzielać klientom rozsądnych informacji, w końcu jednak wyuczyła się standardowej repliki, że Greger Franck wyjechał i będzie dopiero jutro, ale może mogłaby przekazać wiadomość? Funkcjonowało to całkiem dobrze do chwili, gdy usłyszała w słuchawce agresywny kobiecy głos:

– Czy zastałam Jego Wysokość?

Camilla na to wyrzuciła z siebie jednym tchem, że nie ma pana Francka, ale może mogłaby… Kobieta odparła sucho:

– Słyszę, że to nie głos Heleny. Kim pani jest?

Camilla wyjaśniła, że przez kilka tygodni będzie zastępować Helenę.

– Ach, tak – odparła krótko kobieta. – Moje nazwisko Franck.

Pani Franck? No tak, była żona Gregera.

Głos mówił dalej:

– Proszę mu przekazać, że jestem już zmęczona tym pustym gadaniem. Teraz żądam działania, a nie mnóstwa pięknych obietnic. Minął tydzień, od kiedy zaręczał, że spodziewa się wielkich pieniędzy, nadal jednak nic z nich do mnie nie dotarło.

Po tych słowach rzuciła słuchawką. Camilla odetchnęła. W jaki sposób przekazać taką wiadomość szefowi? Postanowiła, że zapisze ją dosłownie. O ile rozumiała, żadne z małżonków nie owijało niczego w bawełnę.

Camillę ogarnęło dziwne uczucie. Siedziała tu i rozmawiała przez telefon (zawsze dawała sobie radę lepiej w rozmowach telefonicznych; jej beznadziejny wygląd nie miał wtedy żadnego znaczenia), solidaryzując się w pewien sposób z Gregerem. Tworzyli jakby wspólny front i myśl ta przepełniła ją dumą.