Ciekawe, jak teraz wygląda Camilla, pomyślał. Czy była dość silna, ażeby wyzwolić się z wiecznej, hipnotyzującej pogardy swego ojca? Czy też może została całkowicie pozbawiona własnej woli i uwierzyła w to, iż jest tak brzydka, że nikt się nią nie zainteresuje?

Do pokoju weszło dwóch pozostałych braci. Jeden wymachiwał rakietą tenisową, wkładając bardzo wiele siły w wyimaginowane uderzenia.

– Na pewno już o tym słyszeliście – zaczął, a w jego oczach błysnęła żądza zemsty. – Dzwoniła Helena. Camilla, to niewinne jagniątko, wchodzi prosto w paszczę lwa.

– A tym lwem jesteś oczywiście ty.

Usta tamtego wykrzywił grymas pogardy.

– Pamiętacie tego beznadziejnego dzieciaka, który wszędzie łaził za nami? Chyba jeszcze nie miała żadnego mężczyzny. Kto chciałby dwa razy spojrzeć na coś takiego?

– Chyba nie tkwisz ciągle przy tym zamiarze, o którym kiedyś wspominałeś?

– O nie, nie zapomniałem o tym! Zniknęła wtedy zbyt szybko i nie zdążyłem zrealizować swoich planów, ale teraz przekona się, co to znaczy upokorzenie.

– Myślę, że wie lepiej od ciebie, jak to jest.

Brat jakby tego nie słyszał.

– Daj mi tydzień, a zrobię z nią wszystko. Spadnie jak dojrzały owoc. Kiedy znajdzie się w moim pokoju w sytuacji, co do której nikt nie będzie miał wątpliwości, otworzę drzwi na oścież i zaproszę was, żebyście się mogli pośmiać. A ja będę się śmiał najgłośniej.

– Świetnie – odparł inny z braci stojący przy oknie. – Tylko że ja nie wejdę i nie będę się z niej śmiał. Będę grzecznie czekał na zewnątrz. W ten sposób dziewczyna trafi prosto w moje ramiona, ramiona pocieszyciela. Wtedy ja przeprowadzę mój plan zemsty.

– Jesteście głupi, obaj! To, co się stało, to nie jej wina!

Twarze braci się zachmurzyły.

– Zawsze byłeś dwulicowy! Damy sobie radę bez ciebie. Wykorzystam okazję, gdy nie będzie cię w domu.

Zamachnął się jeszcze raz rakietą i opuścił pokój.

Uwodziciel… W jaki sposób uchronić przed nim Camillę? Ma niezwykłą siłę przyciągania kobiet. A Camilla już jako dziecko była w niego wpatrzona jak w bóstwo.

Czwarty z braci nic nie powiedział. Wyciągnął się na sofie z gazetą w ręku. Pogardliwe, zimne spojrzenie wróżyło coś o wiele gorszego niż jakiekolwiek gadanie o zemście.

Obserwujący go młody mężczyzna drgnął. Poczuł, że przez pokój przeszedł jakby lodowaty powiew budzący grozę. Tu kryło się prawdziwe niebezpieczeństwo! Ze wszystkich moich braci ten jest najgorszy. Jest całkowicie przesiąknięty złem. Widziałem, jak w dzieciństwie i jako nastolatek robił rzeczy, od których włos się jeży na głowie. Nigdy jednak nie przekroczył dozwolonych granic, nie uczynił nic, co pozwalałoby go przyłapać i wykorzystać, czy to w sensie prawnym, czy w opinii ludzi. Ale Camilla… Och, Heleno, dlaczego byłaś tak krótkowzroczna?

Nie, Helena w ogóle nie jest przewidująca. Poza tym nie wie nic o tym mężczyźnie. Nie wie, że teraz, tak jak i wtedy, ma tylko jeden cel: niszczyć. Dręczyć i zabijać.

Ale co on chce przez to osiągnąć? To najmniej pewna forma zemsty, która potem automatycznie uderzy z powrotem w niego samego. A może planuje zabezpieczyć się w ten czy inny sposób?

Gdybym tylko mógł uciec jak najdalej od tego zatrutego domu! Teraz jednak jest już za późno. Nie mogę wezwać policji, muszę pozostać na miejscu i dowiedzieć się, czy Camilla rzeczywiście jest w niebezpieczeństwie, czy też jest to tylko puste gadanie.

Czy powinienem unieszkodliwić mojego brata?

Jak tego dokonać?

ROZDZIAŁ III

Oto i dom Liljegården, wielki i wspaniały! W oknach lśniły liczne małe szybki, dach pokryty był czarnymi dachówkami. Zniknęło sześć lat, wszystko wyglądało jak dawniej. Nie, niezupełnie. Kiedy Camilla podeszła bliżej, dostrzegła ślady zniszczenia. Kilka brakujących dachówek, zaniedbany ogród, zszarzałe barwy domu i ogrodzenia. Liljegården należało do posiadłości, które powinny trafić do skansenu jako przykład dobrobytu minionych czasów. Jeśli jednak bracia pozwolą, żeby zniszczenie postępowało, nikt nawet nie zainteresuje się tym domem.

Camilla próbowała nie patrzeć na dom swego dzieciństwa, stojący tuż obok Liljegården, ale jej wzrok mimo wszystko skierował się w tę stronę. Nieskazitelnie białe ściany willi, starannie wypielęgnowany ogród. Teraz mieszkali tam obcy ludzie i widać było, że dbają o to miejsce.

Jej ojciec nigdy już tu nie wróci…

Odwiedziny w szpitalu przebiegły lepiej, niż się spodziewała. Dzięki Helenie. Ta urocza młoda dziewczyna zawsze działała inspirująco na Johna Berntsena. Zapomniał niemal całkowicie, że przyszła do niego także Camilla. Poza tym nie zdawał sobie sprawy z tego, jak poważnie jest chory. Nie był typem człowieka, który ze spokojem przyjąłby wyrok śmierci, dlatego lekarze nie powiedzieli mu prawdy. Miał trochę pożółkłą twarz, ale poza tym mógł chodzić, zachował witalność i młodzieńczość. On i Helena szybko znaleźli wspólny język i wrócili do dawnego stylu. Dopiero kiedy ojciec Camilli miał uścisnąć przyjaciółkę na pożegnanie, Helena powstrzymała go ze śmiechem:

– Ależ, John! Pamiętaj, że patrzy na ciebie twoja córka!

– Skąd mogę wiedzieć, że jest moim dzieckiem? – odparł Berntsen. – Nie ma między nami żadnego podobieństwa.

Nie przytulił Camilli na pożegnanie, sama zresztą tego nie chciała. Jej miłość do ojca umarła razem ze śmiercią matki wiele, wiele lat temu.

Camilla stała na ulicy, przebiegając wzrokiem doskonałe linie Liljegården. Wbudowane okienka w dachu, białe, marszczone, delikatne jak mgiełka firanki, imponująca fasada z ciężkimi, czarnymi drzwiami nad szerokimi schodami. Na samym szczycie, nad wejściem, znajdowało się maleńkie okienko, które z pewnością należało do strychu. Na parapecie leżało coś, co przypominało hełm lub czaszę. Kształt tego przedmiotu zawsze było widać przez szybę, odkąd Camilla mogła sięgnąć pamięcią.

W tej samej chwili wielkie drzwi wejściowe otworzyły się i na schody wyszedł młody mężczyzna. Był piękny jak grecki bóg, miał jasne, zielone oczy oraz średniej długości złociste włosy, które układały się wokół brązowej, opalonej twarzy. Był wysoki w porównaniu z innymi braćmi, ruchy miał płynne i elastyczne. Lekko zbiegł po schodach i na widok dawnej znajomej uśmiechnął się szeroko.

– Camilla, kochana mała Camilla! Witamy, witamy! Jak miło cię znowu zobaczyć!

„Kochana, mała Camilla”… Nikt nigdy przedtem nie zwracał się do niej takimi słowami, dlatego poczuła się onieśmielona.

Młody człowiek objął Camillę na powitanie.

– Cześć, Michael – wykrztusiła w końcu, zaczerwieniona i oszołomiona.

Odsunął ją na odległość ramion.

– Wydoroślałaś i naprawdę wypiękniałaś. Wiesz, że prawie cię nie poznałem.

– Ten ko… komplement jest odrobinę wątpliwy – zaśmiała się i zaraz znienawidziła się za to, gdyż jej słowa zabrzmiały jak fuknięcie nastolatki. Zmieszana szybko zmieniła temat.

– Ach, ta stara grusza jeszcze tu stoi! Pamiętasz, jak kiedyś siadywaliśmy w górze na gałęziach i objadaliśmy się gruszkami, a potem musieliśmy szybko zeskakiwać na dół, żeby zdążyć do ubikacji…

Co za klęska! Czy zawsze musiała zaczynać mówić o niestosownych rzeczach? To na pewno dlatego, że tak rozpaczliwie próbowała tego unikać.

Białe zęby zalśniły na opalonej twarzy.

– Pewnie, że pamiętam, a raz spadłem z czubka drzewa i sam rozpłaszczyłem się na ziemi jak ogromna gruszka. Wtedy cię jednak nie było.

– Potłukłeś się?

– Czy się potłukłem! Miałem wszędzie pozdzieraną skórę!

Blizna na ramieniu? Camilla bardzo chciałaby, aby Michael okazał się tajemniczym „przyjacielem”, który ją kiedyś pocałował.

Ale to było tak dawno temu. Zagadka stała się już nieaktualna. Na pewno, po tylu latach!

– Wejdź! Dziś niedziela, jesteśmy więc wszyscy w domu. Często myśleliśmy o tobie i zastanawialiśmy się, co u ciebie słychać. Bardzo się ucieszyliśmy, kiedy Helena oznajmiła nam, że będziesz ją zastępować.

Te słowa podziałały na Camillę kojąco, lecz oczywiście nie wierzyła w nie. Jeżeli tysiąc osób mówi, że jesteś piękna, a tylko jedna twierdzi, że jest odwrotnie, to wierzysz właśnie tej jednej.

Czy to możliwe, ażeby Michael był tym z braci, który nie uległ Helenie? Chyba nie. Opowiadała przecież, że aż zanadto ją adorował, i Camilla przełknęła to jak gorzką pigułkę.

Michael był przecież bohaterem wszystkich marzeń Camilli, tym z braci, którego podziwiała najbardziej. Teraz rozumiała, że polegało to jedynie na dziecinnym uwielbieniu dla jego doskonałego wyglądu. Właśnie z Michaelem najczęściej się bawiła, gdyż była od niego tylko o rok młodsza. Pozostali bracia wyrastali i stopniowo tracili kontakt z Camillą i o dwa lata starszą od niej Heleną. Jaki jednak naprawdę był dorosły Michael? Pamiętała, że jako dziecko czasami zachowywał się dość dziwacznie i łatwo się obrażał. Jako dorastający chłopiec zręcznie unikał Camilli i jej bezkrytycznego podziwu. Lecz z dziecinnych wad się wyrasta, a dorośli mężczyźni dostrzegają w kobietach inne wartości niż młodzi chłopcy…

Miała taką nadzieję. Sama jednak wątpiła w to, że ktoś mógłby w niej dostrzec coś interesującego.

Chłopak chwycił jej bagaż i pchnął nogą ciężkie drzwi. Camilla weszła nieśmiało do dużego, mrocznego holu, w którym bywała już przedtem wiele razy.

Hol jednak wyglądał teraz inaczej. Wszystko, co ciemne i ponure, zostało przemalowane na jasne, radosne kolory; schody na pierwsze piętro były jaskrawoniebieskie z poręczą w biało – żółte pasy.

– To Dan – zaśmiał się Michael. – Czysty sabotaż wobec antyków. On jest niespełna rozumu.

Camilla opanowała swoje oszołomienie na widok zmian,, jakie zaszły w holu.

– Helena mówiła, że on nigdy nie zajmuje się niczym pożytecznym – zagadnęła Camilla.

– Tak jest w istocie. Dan jest próżniakiem. Ale czasami odczuwa nagły przypływ energii. Z najgorszymi skutkami.