To raniło najbardziej.

Helena bawiła się nożem do rozcinania kopert, dotknęła czubkiem blatu stołu i okręciła dookoła.

– Dwa małe krzewy różane także chciałyby żyć. Dlatego trzeba usunąć jabłoń.

– Nadal nie rozumiem.

– Tak, chyba nie rozumiesz. Zawsze byłaś trochę ociężała. Zrozum, Phillip i ja zostaliśmy pozbawieni naszych dochodów.

– Co?

– Tak. Mieliśmy wspaniałe źródło. Ale to źródło ma kłopoty z własnym sumieniem, więc teraz musimy stworzyć własne. To jednak wiele kosztuje.

Helena mówiła samymi zagadkami, ale Camilla rozumiała z tego przynajmniej tyle, że chodziło o narkotyki.

– Rozumiesz, mała głupiutka Camillo, że John i ja pobieramy się za tydzień?

Camilla spojrzała bez wyrazu na swoją przyszłą macochę.

– I co?

– Nie uwierzyłaś chyba w to, że wyzdrowiał? Nie, naprawdę już z nim koniec. Ale ty musisz umrzeć pierwsza.

– Ojciec nie ożeni się za tydzień, jeżeli jego córka dziś umrze.

Jak można ze spokojem mówić o takich rzeczach? pomyślała Camilla. Wydawało się, że jeszcze nie całkiem to do niej dotarło. Było zbyt nierealne.

Helena machnęła zniecierpliwiona ręką.

– Po prostu znikniesz, rozumiesz? Kto będzie chciał cię szukać? Potem cię znajdą, po jakimś czasie.

– Rozumiem. Chodzi o jego pieniądze.

– Właśnie, Helena potrzebuje pieniędzy. I ja też – włączył się do rozmowy Phillip.

Camilla skierowała wzrok na Phillipa. Teraz domyśliła się, skąd ta jego napięta skóra i powolne ruchy. Phillip był narkomanem w zaawansowanym stadium, chyba już nieuleczalnym. W Camilli zbudziła się dzika, dusząca nienawiść do Heleny. Wyczuła instynktownie, że ona była całym mózgiem tego wszystkiego. Helena to szatan, Meduza z wężowymi włosami i wzrokiem, który zabija wszystko, co znajdzie się w pobliżu.

A Dan… czy on także był pod jej wpływem?

– Weźmiemy ją na górę na strych? – spytał Phillip z nadzieją.

– Z przyjemnością – odparła Helena. – Czy masz jakiś pomysł?

Skinął głową.

– Już zacząłem przygotowania. Zajrzę na górę i skończę to.

Jego oczy błyszczały ze szczęścia jak u dziecka podczas fascynującej zabawy.

– Jeżeli tak, to ja dotrzymam Camilli towarzystwa.

Sam na sam z Heleną… Nie, ta myśl była nie do wytrzymania. Camilla podjęła desperacką próbę ucieczki. Rzuciła się do holu, Helena za nią. Dopadła jej i obie runęły jak długie. Phillip zbiegł po schodach prowadzących na strych i wspólnymi siłami przycisnęli szarpiącą się Camillę do zniszczonego dywanu.

– Masz strzykawkę, Heleno?

– Tak, zaraz ją przyniosę.

Helena pobiegła do swego pokoju, a Phillip tymczasem przytrzymywał Camillę. Jego oczy błyszczały fanatycznym blaskiem.


Taksówkarz pomylił drogę i wjechał w małą uliczkę na tyłach Liljegården. Dan miał właśnie wyjaśnić, jak trzeba jechać, by trafić na właściwą drogę, gdy nagle znieruchomiał. Za domem stał zaparkowany samochód.

Ten samochód… Dan zamarł z przerażenia.

Ona tu jest! Czy dowiedziała się, że on i Camilla byli bliższymi przyjaciółmi, niż myślała? Próbował swoje uczucia do Camilli zachować w tajemnicy, nawet przed samą dziewczyną, bo Camilla nie należała do tych, którzy potrafili cokolwiek ukryć. W jej twarzy można było czytać jak w otwartej księdze.

Czy ktoś ich widział w barze hotelowym? Bardzo ryzykował, zabierając Camillę tego wieczoru ze sobą, ale miał za zadanie obserwować wtedy okolicę, a nie chciał zostawiać swej przyjaciółki samej w domu. Wiedział bowiem o niecnych planach Gregera uwiedzenia jej. Ze swej strony gorąco pragnął spędzić z Camillą cały wieczór. Ale ktoś mógł o tym donieść.

Dan przypomniał sobie pewną dziewczynę, z którą tylko rozmawiał kilka razy w mieście. Helena zobaczyła ich i wkrótce po tym dziewczyna uległa przykremu wypadkowi. Dan domyślał się, za czyją sprawą, i dlatego nie chciał tym razem ryzykować. Bał się o Camillę.

A może Helena zjawiła się tu w innej sprawie?

Pierwsza próba zabójstwa Camilli oszołomiła Dana. Nie mógł zrozumieć, kto za tym stał, nawet Phillip miał niezbite alibi. O drugą próbę zamordowania Camilli podejrzewał natomiast Helenę, ponieważ tamta dziewczyna miała właśnie wypadek samochodowy. Wtedy Dan postanowił być jeszcze ostrożniejszy w okazywaniu uczuć Camilli, a jednocześnie strzec jej jeszcze staranniej. Ale dziś wieczorem musiał ją opuścić, a tu stał wóz Heleny!

Helena i Phillip… Pupile dziadka, którzy z błyszczącymi oczami słuchali jego makabrycznych historii. Równie źli i cyniczni – i tak samo zręcznie ukrywający to przed światem. Dan wątpił, żeby Phillip zdolny był do popełnienia morderstwa, ale Helena nie cofała się przed niczym, jeżeli chciała coś osiągnąć.

Dan zapłacił za kurs, przeskoczył przez płot sąsiadów, minął dziedziniec i znalazł się na terenie Liljegården. Wszedł tylnym wejściem i skierował się w stronę pokoju Camilli. Nagle usłyszał jęk dochodzący z góry.

Wbiegł po schodach na górę. Jego oczom ukazała się przerażająca scena: Camilla leżała na podłodze, szarpiąc się i kopiąc, Phillip przytrzymywał ją, a Helena pochylała się nad dziewczyną ze strzykawką w ręku.

Dan z całej siły odepchnął Helenę na bok. Wrzasnęła ze złości.

Wtedy przyszła kolej na Phillipa, był to twardszy orzech do zgryzienia, ale Dan sobie poradził. Kiedy przyrodni brat został unieszkodliwiony, Dan przeciągnął go do pokoju Michaela i zamknął drzwi na klucz. Phillip został wyłączony z gry, przynajmniej na pewien czas.

Camilla postąpiła niepewnie parę kroków w stronę Dana, powtarzając jego imię. Objął ją i przytulił do siebie.

– Kochana – szeptał – kochana Camillo.

Teraz już niczego się nie bala. Dan był przy niej. To on był prawdziwym Przyjacielem i nareszcie się ujawnił. Camilla oparła głowę na jego zdrowym ramieniu, ogarnął ją błogi spokój.

Helena tymczasem podniosła się i oparła o balustradę. Rzuciła z pogardą:

– Próbujesz wzbudzić we mnie zazdrość? Myślisz, że uda ci się zwieść tę biedną dziewczynę? Nie wierz mu, Camillo. On robi to tylko po to, żebym była zazdrosna! Dan szaleje za mną, rozumiesz, ale nigdy mnie nie zdobędzie, bo ja potrzebuję mężczyzny, a nie słabeusza!

Dan spojrzał na nią.

– Ile razy musiałem wyrzucać cię z mojego pokoju, Heleno? Nie możesz znieść tego, że jakiś mężczyzna ci odmawia?

Helena zaśmiała się ironicznie.

– Ty niby miałbyś mi odmówić?

– Tak. Odkryłaś mój słaby punkt, wiedziałaś, że jestem uzależniony od leków przeciwbólowych i próbowałaś namówić mnie do narkotyków. Miały mi przynieść ulgę. Ale ja wiedziałem, że jeśli posłucham twojej rady, wkrótce będziesz miała mnie w swojej mocy, tak jak to się stało z Phillipem i Michaelem. Tego jednak nie chciałem. Poza tym nigdy nie pociągałaś mnie fizycznie.

Helena z trudem łapała oddech. Dan, mówiąc dalej, obejmował opiekuńczo Camillę. Wiedział, co może najsilniej zranić Helenę.

– Tylko Camilla coś dla mnie znaczy. Do ciebie nigdy nic nie czułem.

Helena zakryła rękami twarz i rozpłakała się ze złości.

Camilla zrozumiała, że Helena naprawdę chciała zdobyć Dana – przypuszczalnie tylko jako eksponat do kolekcji – i że nigdy go nie dostała.

Drżąc ze zmęczenia Camilla podniosła głowę i napotkała spojrzenie Dana. Oboje uśmiechnęli się i pomyśleli o tym samym.

Dan nadal kochał Camillę.

Drewutnia. Ruchliwe chłopięce ręce, rozhisteryzowana dziewczynka, która biła rękami na oślep. O wiele bardziej gorące spotkanie w garderobie. Pocałunek w korytarzu dwojga bardzo młodych ludzi. Iskra, która zapaliła się między nimi.

Teraz byli dorośli. I nic się między nimi nie zmieniło. Wręcz przeciwnie, ich uczucia przekształciły się w coś głębszego niż tylko fizyczny pociąg.

Helena zrozumiała to i z wściekłością krzyknęła do Dana:

– Co?! Naprawdę chcesz być z tą idiotką, która nie wie o tym, że ma zbyt szerokie biodra, żeby ubierać się w ten sposób, niezręczna, głupia i niewychowana krowa, która…

Głos Dana zabrzmiał jak trzask bicza:

– Wystarczy już, Heleno. Nie rób z siebie bardziej śmiesznej, niż jesteś.

Przez chwilę patrzyła na niego pustym wzrokiem, po czym wbiegła do swego pokoju i zamknęła drzwi na klucz.

– Zejdź na dół i zadzwoń po policję, Camillo – poprosił cicho Dan.

Wkrótce pojawili się funkcjonariusze. Wyważyli drzwi do pokoju Heleny. Wzięła zbyt dużą dawkę i jej życia nie można było już uratować.

Phillip natomiast został odwieziony do szpitala. Był już jednak tak zaawansowanym narkomanem, że o żadnej kuracji odwykowej nie mogło być mowy. Lekarze dawali mu zaledwie parę miesięcy życia.

ROZDZIAŁ XIX

Dan zadzwonił do Marthy i zjawiła się jak na skrzydłach. Zarówno on, jak i Camilla byli wstrząśnięci śmiercią Heleny i losem Phillipa. Na szczęście Martha przejęła wszystko w swoje ręce. Spakowała najpotrzebniejsze rzeczy Camilli i Dana do swego samochodu i odjechała z Liljegården, zabierając ich ze sobą.

– Zawiozę was do jednego z mieszkań dla pracowników, które obecnie stoi puste. Możecie co prawda mieszkać u mnie, ale myślę, że musicie trochę odpocząć, zanim znowu zaczniecie widywać się z ludźmi, prawda?

Zdołali tylko kiwnąć głowami na znak zgody.

– Jak tam ramię, Dan? – spytała Martha.

– Rano zacznie się piekło, ale zabrałem tabletki.

Camilla wzięła go za rękę.

– Dan, musisz zrobić coś z tym ramieniem.

– Skąd o tym wiesz?

– Wiedziałam o tym już dawno, kiedy miałam jeszcze szesnaście lat. Chociaż nie wiedziałam, że tym mężczyzną w korytarzu byłeś ty.

Twarz Dana wyglądała na bardzo bladą w świetle latarni ulicznych.

– Nie chciałbym stracić ręki.

– Zostanie przecież na swoim miejscu – uspokoiła go Martha.

– Ale nigdy nie będę mógł przytulić Camilli.

– Nawet nie wiesz, jak można sobie radzić z jedną ręką – odezwała się Camilla. – Nie mogę spokojnie patrzeć, że tak cierpisz.