Wiem, że Uwodziciel to niezłe ziółko, pomyślała Camilla. Ale kocham go mimo to. Potrzebuje jedynie pomocy, żeby wyzwolić się z nałogów. A ja pragnę mu pomóc. Na pewno mi się uda!


Dzień w biurze minął jak zwykle, bez sensacji. Greger wyglądał, jakby poprzedni wieczór spędził na porządnej libacji, a kiedy Dan przyszedł z pocztą, Camilla zobaczyła, że też nie był w lepszej formie. Przykro było patrzeć na jego bladą twarz.

Na wiadomość o przybijających i odpływających statkach Camilla znieruchomiała. „Santa Rosa” miała przybić o godz. 21 poprzedniego wieczoru.

„Santa Rosa”? S.R.

Czy Dan był na pokładzie, żeby odebrać nowy transport narkotyków? Gdyby brał tylko dla siebie, mogłaby to ścierpieć. Ale jeżeli… jeżeli był…

Camilla stłumiła jęk.

Greger zachowywał się tak samo dziwnie i niezgrabnie, jak poprzedniego dnia, przez cały czas sprawiał wrażenie, jak gdyby chciał coś powiedzieć, ale się na to ostatecznie nie zdobył.

Wreszcie, tuż przed końcem pracy, kiedy Camilla przygotowała się do wyjścia, zawołał ją z desperacką stanowczością.

Odwróciła się i spojrzała na niego pytająco.

Greger stał przy biurku i przebierał palcami w papierach, które tam leżały, starannie unikając jej wzroku.

– Ja… ja… Camillo, chciałbym ci coś wyznać, ale to nie jest takie proste. Zachowywałem się żałośnie w stosunku do ciebie.

– O? – zdziwiła się.

– Przez wiele lat – mówił dalej – osądzałem cię przez pryzmat czynów twego ojca i było to bardzo niesprawiedliwe. Teraz wiele spraw i rzeczy się zmieniło i jest mi bardzo przykro… Camillo, nie jestem tak zły, jak myślisz, chciałbym, aby wszystko między nami lepiej się ułożyło, i pragnę naprawić krzywdę, którą ci wyrządziłem…

Camilla stała jak wryta, nie rozumiejąc niczego.

– Już od dawna nosiłem w sobie złe zamiary – wyjaśnił Greger. – Chciałem się na tobie zemścić za nieszczęście, do którego przyczynił się twój ojciec. A zemsta miała być nie byle jaka.

Dziewczyna zrozumiała, że Greger nie zazna spokoju, zanim nie oczyści swego sumienia, dlatego zachęciła go, aby kontynuował, chociaż najchętniej wolałaby tego nie słuchać.

– No i?

Usiadł i przetarł twarz dłońmi.

– Chciałem cię w sobie rozkochać… ośmieszyć cię, zwabić cię najpierw do swego pokoju, a wtedy w niedwuznacznej sytuacji miałem zawołać moich braci… i wystawić cię na pośmiewisko…

Zapadła cisza. Camilla nie odezwała się ani słowem, a Greger ciągnął dalej w desperacji:

– Czy myślisz, że nie nauczyłem się prasować spodni? To był tylko pretekst, nie dlatego cię zawołałem. Planowałem cię uwieść. Czy słyszałaś coś równie śmiesznego? Ale kiedy zobaczyłem cię, jak prasujesz, schylona, ufna i życzliwa… wtedy coś we mnie pękło. To nie na tobie powinniśmy się mścić, byłaś tak samo źle traktowana przez swego ojca jak my. Wszystkie moje podłe plany rozsypały się niby domek z kart. To prawda, przerwano nam wtedy, ale to nie miało znaczenia. A potem… Camillo, z pewnością brzmi to teraz idiotycznie, ale naprawdę się w tobie zakochałem. Słowo! A więc teraz już wiesz.

Wyglądał na załamanego, kiedy tak siedział z twarzą ukrytą w dłoniach.

Minęła dobra chwila, zanim Camilla zdołała cokolwiek odpowiedzieć.

– Greger, dziękuję, że mi o tym powiedziałeś – odparła cicho. – To wiele zmienia. I dobrze rozumiem, że miałeś żal do mojego ojca i do mnie, i nie mam o to do ciebie pretensji. Mam tylko jedno pytanie: czy to ty próbowałeś dostać się do mojego pokoju drugiej nocy? I zostałeś zatrzymany w holu?

Skinął głową ze wstydem. Camilla mówiła dalej.

– Ale wracając do tego, co powiedziałeś na końcu… Czy nie jest trochę za wcześnie na to, aby mówić o miłości?

Potrząsnął przecząco głową i odważył się podnieść wzrok.

– Myślę więc, że powinieneś o tym zapomnieć – powiedziała Camilla tak delikatnie, jak tylko potrafiła. – Jesteś moim przyjacielem, przyjacielem z dzieciństwa, ale zawsze za bardzo przypominałeś mi mojego ojca, ażebym się mogła w tobie zakochać.

– Ja? Podobny do twego ojca? Oszalałaś?

– W swoim zachowaniu wobec mnie, tak. Poza tym, nić. Zawsze byłeś apodyktyczny, zawsze zniecierpliwiony z powodu mojej niezgrabności i bezradności. Nazywałeś mnie pokraką i wzbudzałeś we mnie poczucie winy. Takie rzeczy pozostają w pamięci, rozumiesz, chociaż chętnie bym o tym zapomniała… A poza tym, to… trochę się spóźniłeś.

Zaklął bezgłośnie, dobrze rozumiał, co miała na myśli.

– To bez sensu, Camillo. On jest przegrany!

Na moment spotkała wzrok Gregera. Potem odwróciła się.

– Przykro mi z tego powodu – szepnęła.

Stał przez kilka sekund nieruchomo jak posąg. Następnie szybko wyszedł z pokoju. Po chwili usłyszała odgłos zapalanego i oddalającego się od domu z dużą szybkością samochodu.

Zamyślona Camilla pozostała na swoim miejscu przez dłuższą chwilę.

„Jeden jest uwodzicielem…”

A więc ten punkt został wyjaśniony. Całkowicie!

Z westchnieniem wstała i opuściła biuro.

W holu panował ruch i gwar. W drzwiach stało dwóch mężczyzn i rozmawiało z Danem, Michael zakładał kurtkę, a Phillip stał z boku, obserwując z żywym zainteresowaniem, jak Dan dyskutuje z obcymi.

Camilla przeszła przez hol, całkiem zatopiona we własnych myślach, ledwie ich zauważając.

Greger był Uwodzicielem! W takim razie nie mógł nim być Dan. Musiał więc być Przyjacielem. Co za szczęście!

Jeżeli tak, to…

– Nie! – krzyknęła na głos w rozpaczy. Wszyscy odwrócili się i spojrzeli na nią. – Nie – powtórzyła i ruszyła biegiem do kuchni, krzycząc w proteście przeciw okrutnej konkluzji. – Nie, nie, nie!

Dan dogonił ją i złapał za rękę.

– Co się stało? Dlaczego płaczesz?

Łzy płynęły strumieniem.

– Puść mnie! Więcej już nie zniosę!

– Powiedz, o co chodzi?

Przyglądała mu się przez łzy.

– Potrafię wiele znieść – łkała. – Że uganiasz się za spódniczkami i jesteś donżuanem, że jesteś narkomanem i że jesteś niepoważny, że nie masz żadnych zasad, ale tego nie wytrzymam!

Jego twarz była kredowobiała.

– O czym ty mówisz?

– Michael jest Oszustem – mówiła Camilla, płacząc. – Greger sam przyznał, że był Uwodzicielem. A Phillip nie może być Mordercą. Phillip nie może być Mordercą!

Wyrwała się i pobiegła do swojego pokoju, zamknęła drzwi na klucz i rzuciła się na łóżko. Poprzez spazmatyczny płacz zdołała usłyszeć podniesione głosy dochodzące z holu. Dan krzyczał, że nie może wyjść, musi zostać w domu, żeby zająć się Camillą. Ale naciski były chyba zbyt duże, głosy oddaliły się i zrobiło się cicho, zupełnie cicho.

Camilla usłyszała delikatne pukanie do drzwi.

– Camilla? Tu Phillip.

Phillip, który był jej Przyjacielem…

– Odejdź. Chcę zostać sama. Zaraz przyjdę.

Długo leżała na łóżku, na wpół przytomna ze zmartwienia i zwątpienia. Nie wiedziała, ile dokładnie minęło czasu, kiedy wreszcie opanowała się i wyszła do holu.

Phillip wstał z fotela miękko jak kot.

– O, jesteś. Czy już lepiej?

– Gdzie są pozostali? – spytała ze ściśniętym gardłem.

Wzruszył ramionami.

– Hm, sama widziałaś, co się stało z Danem. Wreszcie zabrała go policja, najwyższy czas. Greger pojechał gdzieś samochodem, Bóg jeden wie dokąd. A Michael wyruszył chyba w podróż pociągiem.

Camilla czuła ogromne zmęczenie.

– Wracam do domu.

– Dobrze – skinął głową. – Rozumiem, że masz dość Liljegården. Czy wyjeżdżasz dziś wieczorem?

– Najchętniej. Greger da sobie radę sam.

Wyjrzała na ogród.

– Nie ściąłeś jeszcze jabłoni.

– Nie – odparł i stanął obok niej.

– Powinnam była się domyślić, że to Greger podłożył list pod moimi drzwiami, że nie powinnam iść do hotelu. Nawet wielkie litery mają swoje cechy szczególne, a te nie były podobne do liter z twoich listów.

Uśmiechnął się tylko.

Ostatnia wiadomość: Ja także Cię kocham.

Odwróciła się od niego.

– On nic chyba na to nie mógł poradzić – zauważyła. – Mam na myśli Dana.

– Nie. Dziadek, wiesz. Mówiłem ci, że w naszej rodzinie jest wiele słabych charakterów. Jeżeli człowieka takiego jak dziadek można nazwać słabym. A może masz ochotę obejrzeć jego muzeum?

– Ochotę? O nie, wielkie dzięki!

– Uważam, że powinnaś to zobaczyć. Może inaczej ocenisz to wszystko.

Jego głos był łagodnie przekonywający. Camilla z wahaniem podążyła za Phillipem. Czuła ucisk w okolicy żołądka – ze zmartwienia i napięcia.

Phillip przekręcił włącznik i nagie lampy jarzeniowe rzuciły białe światło na ogromny strych. Stało tam mnóstwo manekinów ubranych w mundury wojskowe – las nieżywych postaci ze wspomnień Camilli.

– Robił jedną figurę za każdego zabitego żołnierza – wyjaśnił Phillip. – Ubrane są we francuskie mundury. Dziadek walczył po stronie niemieckiej.

– Czy kiedyś go spotkałeś?

– Oczywiście! Wiesz, był fascynującą osobą. Często opowiadał o swoim życiu w wojsku mnie i Gregerowi, pozostali bracia byli jeszcze za mali, i oprowadzał nas tutaj. Greger nie był szczególnie zainteresowany, ale ja krążyłem za dziadkiem jak cień. Tu jest jeden z jego rewolwerów. Widzisz te rysy na kolbie?

– Tak. Czy możemy już stąd iść?

– Nie, jeszcze nie widziałaś najlepszego. Chodź.

Niechętnie podążyła za nim do pomieszczenia za kominem. To stąd słyszała krzyki poprzedniego wieczoru. A teraz Philip mógł tak spokojnie tu chodzić!

Camilli nieprzyjemna wydała się myśl, że to ręce Phillipa obejmowały jej lekko odziane ciało. Czy kiedykolwiek oswoi się z myślą o Phillipie jako Przyjacielu?

Znaleźli się w małym pokoiku i Camilla rozejrzała się niepewnie dookoła. Na ścianach wisiały przeróżne przedmioty z podpisami pod spodem. Uderzyło ją to, że te rzeczy nie mogły należeć do starego dziadka Francka.

– Tak, właśnie – wyjaśnił Phillip, uprzedzając jej pytanie. – Ten kamień na przykład… pamiętam chłopca, który dostał nim w głowę. No, oczywiście niegroźnie… niedobry mały chłopiec. A ten gwóźdź…