– Wybacz mi – przeprosił i lekko pocałował ją w czoło. – To miał być uroczysty wieczór.

Camilla nie wytrzymała dłużej napięcia.

– Och, Dan! – szepnęła, przytulając czoło do jego policzka i ściskając jego rękę. – Nie możesz się na mnie złościć, nie ty! Potrzebuję kogoś, na kim mogłabym się oprzeć. Czuję się tak, jakby otaczała mnie ogromna próżnia!

Dan początkowo zupełnie nie zareagował, a po chwili odparł beztrosko:

– Zawsze możesz liczyć na wujka Dana. On jest twoim rycerzem, gotowym w każdej chwili bronić cię przed smokiem.

– Czy nigdy nie możesz być poważny? – westchnęła rozczarowana.

– Jestem poważny, Camillo! To jest twój wieczór. Dlaczego więc nie miałabyś zapomnieć o wszystkich zmartwieniach i się odprężyć? Zamierzam pokazać się od swej najlepszej strony.

Skinęła głową.

– Jak chcesz. Wybacz mi, żądałam od ciebie zbyt wiele. Jesteś tym, kim jesteś, Dan. Jeżeli dziś wieczorem chcesz odgrywać uwodziciela, to ja odegram płochą, czerwieniącą się i zalotną, ale bardzo porządną pannę.

– Uwodziciela? – roześmiał się. – Zbyt poważnie to traktujesz. Chciałem tylko, abyś przyjemnie spędziła wieczór. Nic poza tym.

I tak też było. Camilla miała wyrzuty sumienia, kiedy zobaczyła, ile przygotowań poczynił Dan przed tym spotkaniem. Kelner gotów był na każde jego najmniejsze skinienie, stół został nakryty odświętnie i intymnie, paliły się świece, w wazonie stały świeże kwiaty, a potrawy specjalnie skomponowano.

Wszyscy wydawali się znać Dana. Często do ich stolika podchodzili nieznajomi ludzie, pozdrawiali go i zatrzymywali na chwilę rozmowy. Sam Dan okazał się dowcipny i błyskotliwy jak nigdy przedtem i Camilla była oczarowana – wino chyba też zrobiło swoje. Dawne rozmowy o niczym krążyły nad ich stolikiem tam i z powrotem jak kule ze śniegu. W świetle świec twarz Dana wyglądała młodo i pociągająco.

– Dan – szepnęła nagle Camilla. – Wiesz, że nigdy przedtem nie byłam w restauracji? W każdym razie nie sama z młodym mężczyzną. Wszystko to jest dla mnie nowe i podniecające. Czuję się jak królowa.

Położył swą rękę na jej dłoni.

– O to właśnie chodziło – uśmiechnął się. – Czy widzisz, jak wszyscy mi zazdroszczą? Wyglądasz bardzo pięknie, Camillo.

Rękę miał silną i ciepłą. Dłuższą chwilę siedzieli w milczeniu, patrząc sobie w oczy, na ich twarzach malowało się napięcie. Camilla zakłopotana przeciągnęła dłonią po twarzy niezdarnym dziecinnym ruchem, więc Dan puścił jej rękę. Kontynuował rozmowę lekko i naturalnie, jak gdyby nic się nie stało, ale Camilla nie potrafiła już się do niej włączyć. Poczuła w głębi duszy coś, co wypełniało ją radością, lecz jednocześnie sprawiało dotkliwy ból.

Zegar wskazywał północ, kiedy nagle przy ich stoliku pojawił się barman. Szeptem szybko coś relacjonował Danowi, sprawiał wrażenie niespokojnego, nawet zdenerwowanego. Camilla dosłyszała, jak Dan odparł półgłosem:

– Pomogę ci się ich pozbyć… – po czym zwrócił się do niej: – Camillo, bardzo mi przykro, ale musisz wracać do domu. Natychmiast.

– Ale… co będzie z tobą?

– Muszę… coś załatwić. Bardzo cię przepraszam, ale mam nadzieję, że to zrozumiesz.

Nie, nie mogła tego zrozumieć. Zrezygnowana wyszła z hotelu za szatniarzem. Kątem oka dostrzegła jeszcze, jak Dan znika za barem i wychodzi przez drzwi dla personelu.

Kiedy znaleźli się na ulicy, Camilla zwróciła się do szatniarza bezbarwnym głosem:

– Dziękuję za pomoc, ale chętnie pójdę do domu pieszo.

Szatniarz zawahał się, ale dziewczyna już ruszyła przed siebie. Dotarła do rogu kamienicy, przeszła na drugą stronę ulicy i ustawiła się w cieniu markizy, skąd miała dobry widok na hotel. Nie minęło wiele czasu, kiedy podjechały cicho dwa policyjne samochody, wypadli z nich policjanci i obstawili wszystkie wejścia do hotelu.

Camilla nie chciała dłużej na to patrzeć. Myślała, że poczeka i zobaczy, czy w jakiś sposób będzie mogła pomóc Danowi, ale w tej sytuacji nic nie mogła poradzić. Zaczęła powoli iść w stronę domu. Z trudem opanowywała płacz.

Czar prysnął. Piękny strój na nic się nie przydał. Zniknęła gdzieś cała pewność siebie, Camilla znowu czuła się samotna i przerażona, i nikt jej nie kochał.

Dan, Dan… jak mogłeś się tak zachować?

Towarzyszu dziecięcych zabaw, wesoły, dowcipny, Danie, bez najmniejszego pojęcia o powadze życia. Jak mogłeś okazać się tak krótkowzroczny?

Weszła w wąski zaułek prowadzący do Liljegården. Usłyszała za sobą warkot zapalanego silnika. Kto wpadł na pomysł, żeby wjeżdżać samochodem w te wąskie uliczki? Wyglądało na to, jakby jechał tą samą drogą, którą szła Camilla.

Dziewczyna odwróciła się, kiedy padło na nią światło reflektorów. Ależ, do licha, ta uliczka była zbyt wąska, żeby samochód mógł przejechać obok!

Pojazd jechał za nią cicho i zdecydowanie. Camilla szybko skręciła za rogiem w inną uliczkę, ażeby mógł ją ominąć. Ale samochód sunął tą samą drogą!

Camilla nagle zrozumiała, że ktoś ją ściga. Przez okamgnienie pomyślała, żeby poczekać i zobaczyć, kto chce ją schwytać i dlaczego, kiedy nagle z przerażeniem uświadomiła sobie, że auto zmierza w jej stronę, zwiększając szybkość.

Camilla zatrzymała się na sekundę, nie wierząc, że to w ogóle możliwe. Po chwili jednak zaczęła biec. Uciekała wzdłuż wąskich, krętych uliczek pogrążonych w mroku. Jedynym światłem było tych dwoje wielkich białożółtych oczu, które uparcie za nią podążały.

Wydawało się, że nie ma człowieka, który by nie spał tej nocy, okolica była jak wymarła. Buty Camilli stukały o bruk, a samochód niemal bezgłośnie posuwał się za nią. Biegła wzdłuż i w poprzek tej starej dzielnicy, ale nie znalazła uliczki zbyt wąskiej dla samochodu.

Nagle Camilla dostrzegła schody dzielące dwie przecznice. Okazały się dla niej ratunkiem. Czuła już niemal karoserię samochodu na swojej spódnicy, kiedy rzuciła się w bok i wskoczyła na stopnie. Następnie przeszła przez siatkę ogrodzenia, minęła niewielki trawnik i wbiegła na kolejne schody. Znalazła się na innej ulicy.

Świszczało jej w płucach przy każdym oddechu. Próbowała się zorientować, gdzie się znajduje. Drżąc ze strachu nasłuchiwała. Nie słyszała szumu silnika, natomiast doszedł ją dźwięk szybko zbliżających się kroków i czyjś głos zawołał:

– Camillo!

W następnej sekundzie z mroku wyłonił się Dan.

– Słyszałem twój krzyk – mówił sapiąc. – Co się stało?

– Krzyczałam? – zdziwiła się Camilla oszołomiona. – Jakiś samochód… próbował mnie przejechać!

– Tutaj?

– Nie, tam na dole. Uciekłam po schodach na górę.

W pobliżu dał się słyszeć odgłos silnika. Camilla skuliła się przerażona.

– Spokojnie, nie wiadomo, czy to ten sam – uspokajał ją Dan. – Ta ulica jest bardziej ruchliwa. Ale lepiej chodźmy stąd.

Nareszcie ktoś, komu można zaufać! Wziął ją za rękę i spiesznie ruszyli w stronę Liljegården na skróty ścieżkami, którymi biegali będąc dziećmi, wąskimi dróżkami pomiędzy domami, przez dziury w ogrodzeniach i drewnianych plotach.

Zatrzymali się między ścianami dwóch domów, gdzie mogli czuć się bezpiecznie, stanęli i nasłuchiwali. Wokół panowała cisza. Cisza i ciemność. Camillę powoli opuszczał strach.

Stoję tu tak razem z Danem, pomyślała. Z Danem, który właśnie przed chwilą siedział naprzeciw mnie w hotelu, elegancki, pewny siebie i dobrze ubrany, czujący się jak ryba w wodzie w tamtejszym otoczeniu. A oto ja. Kopciuszek, który wrócił do swej dawnej, nędznej postaci, kiedy zegar wybił dwunastą. Ciemność skrywała teraz jej ubranie i fryzurę, jej nowe ja okazało się już nieprzydatne. Była tak samo bezradna, pozbawiona wdzięku i niezdarna jak zawsze.

– W… wiem, g… gdzie jesteśmy – wyjąkała Camilla i cofnęła się myślami w przeszłość. – Ukrywaliśmy się tutaj bawiąc w chowanego.

Usłyszała, że się roześmiał.

– Zawsze najpierw tu cię szukałem. Pod tym względem byłaś dość mało pomysłowa.

Zapewne kombinacja wypitego wina z życzliwością Dana sprawiła, że odpowiedziała tak bezpośrednio:

– Może stałam tu i czekałam, żebyś mnie znalazł?

Nie odpowiedział. Camilla poczuła, jak opuszkami palców lekko dotknął jej twarzy. W następnym okamgnieniu przyciągnął ją silnie do siebie i pocałował gorąco, niemal brutalnie.

– To za te wszystkie chwile, kiedy tu na mnie czekałaś – szepnął. Milczał przez chwilę, po czym wyznał: – Camillo, pragnę cię.

Oniemiała. Przez kilka sekund gotowa była mu ulec. Dan wyczuł to. Jego ręce pieściły drżące ciało dziewczyny. Nagle Camilla przypomniała sobie policyjne samochody przed hotelem i wyrwała się z płaczem.

– Camillo – szeptał prosząco. – Nie obawiaj się mnie! Nie zrobię ci nic złego.

Spuściła głowę, szlochając:

– Nie o to chodzi, Dan. Chciałabym tylko, żebyś, jeżeli możesz, szczerze mnie pocałował. Nie lekko, po bratersku, ani tak zaborczo, jak przed chwilą, ale tak, żebym wiedziała, co do mnie rzeczywiście czujesz. Proszę cię, Dan. Albo jesteś próżny i powierzchowny, albo gorący i pożądliwy. Czy nie ma nic pośrodku? Czy nie istnieje ciepły, prawdziwy, żywy Dan?

Poczuła, że drży. Z westchnieniem cofnął ręce.

– Nie – odparł lekko. – Nie mogę cię pocałować tak, jak o to prosisz.

Bez słowa otoczył ją ramieniem i wyprowadził z wąskiego pasażu.

Oczy Camilli były pełne łez.

– Jeden jest uwodzicielem – wyszeptała.

– Co mówiłaś? – spytał Dan spokojnie.

– Nic nie mów – poprosiła zrezygnowana. – Żadne przeżycie nie sprawiło mi nigdy takiego bólu, jak to.

Potrząsnął głową.

– Chyba nie możesz pić wina, Camillo. Musisz przywyknąć do tego, że mężczyźni będą cię pożądać.

– Na Boga, Dan. Nie syp soli na moje rany.

Żadne z nich nie odezwało się ani słowem, dopóki nie stanęli przed bramą Liljegården. Camillę znowu ogarnął spokój. Spojrzała w górę na dom.

– Dan, jak tam jest na górze na strychu?

– Nie powinnaś się tym interesować.