Jakiś głos kobiecy odpowiedział coś niezrozumiale i tak cicho, że Camilla nie potrafiła rozróżnić ani słowa. Po chwili usłyszała ponownie znajomy męski głos:

– Jest już załatwiona, zrobię z nią, co zechcę. Była to najłatwiejsza zdobycz w moim życiu.

Kobiecy głos wydawał się wzburzony, ale był zbyt niewyraźny, ażeby Camilli udało się wyłowić sens wypowiedzi.

– Ech, czym jest małżeństwo w naszych czasach? – zabrzmiał uspokajająco głos Michaela. – Ożenię się z nią tak szybko, jak to możliwe, i wycisnę wszystkie pieniądze. A potem przyjdzie kolej na ciebie i na mnie. Jest niesamowicie naiwna, tak łatwo ją oszukać, że aż trudno w to uwierzyć!

Camilla usłyszała ponownie kobiecy głos, brzmiało w nim podniecenie. Michael przerwał swej rozmówczyni:

– Nie bądź zazdrosna, spędzę w jej sypialni możliwie najmniej czasu. Do cholery, nie jest zupełnie w moim typie, nie pojmuję, co mój brat w niej widzi, ma kompletnego bzika na jej punkcie, zresztą zawsze miał, chociaż wydaje mu się, że nikt tego nie zauważył… A ty i ja możemy oczywiście w tajemnicy się ze sobą spotykać, codziennie, jeśli chcesz. Camilla musi mieć pieniędzy jak lodu, a będzie miała jeszcze więcej, kiedy jej ojciec zejdzie z tego świata. Długo już nie pociągnie, ten drań.

Camilla cicho odłożyła słuchawkę.

Przez chwilę siedziała z zamkniętymi oczami. Czuła się upokorzona, ale wiedziała, że byłoby jeszcze gorzej, gdyby zrobił to ktoś inny, a nie Michael. Już raz dzisiaj zafundował jej zimny prysznic – jeden więcej nie miał większego znaczenia.

Napisała parę słów na kawałku papieru i zostawiła go w korytarzu. Jeden cię oszuka - to musi być Michael?

Następnie wróciła do biura. Pani Franck już poszła, Greger nie wspomniał o niej ani słowem.

Camilla ponowiła próbę skontaktowania się z Danem, ale nikt u niego nie odpowiadał, Greger zaś nie miał pojęcia, gdzie jest zatrudniony jego brat.

– Pracuje chyba w jakimś laboratorium – powiedział obojętnie. – Nigdy jednak nie udało mi się dowiedzieć, gdzie to jest. Jeżeli mam być szczery, to sądzę, że on w ogóle nie pracuje.

Ale Dan ma samochód i pieniądze, pomyślała Camilla. I kosztowną garderobę. Z jakiegoś źródła te pieniądze muszą pochodzić…

Camilli się nie podobało, że jej myśli podążyły w tym kierunku.

Również na obiedzie Dan się nie pojawił i nikt nie wiedział, gdzie mógłby być. Zanim Camilla wróciła po obiedzie do swego pokoju, poszła najpierw do ciemnego korytarza.

Nadeszła odpowiedź. Zawierała tylko jedno słowo: „Tak”.

Michael był więc rozszyfrowany. To znacznie upraszczało zagadkę. Na wycieraczce przed drzwiami Camilli leżał jakiś list, lecz dziewczyna tylko przesunęła go trochę w stronę pokoju. Najpierw chciała uporządkować swoją listę. Tu i tam skreśliła jakieś imię i otrzymała następujący rezultat:

Uwodziciel: Greger, Phillip, Dan.

Morderca: Greger, Dan.

Oszust: Michael.

Przyjaciel: Greger, Phillip, Dan.

Teraz wszystko stało się o wiele bardziej jasne.

I jednocześnie zagadka była przerażająco bliska rozwiązania.

Energicznym ruchem Camilla zwinęła kartkę, a następnie podniosła z podłogi list. Rozerwała kopertę i wyjęła kartkę zapisaną niezgrabnym pismem ręcznym:

Nie idź dziś wieczorem do baru hotelowego. To pułapka.

Camilla zagryzła wargi. Spojrzała na zegar. Za niecałą godzinę miała się spotkać z Danem.

Najgorszą rzeczą, jaką znała, było kazać komuś czekać na próżno. Zapukała ostrożnie w ścianę do pokoju Dana, a ponieważ nikt nie odpowiedział, zadzwoniła do hotelu, prosząc do telefonu barmana.

– Czy zna pan Dana Francka? – spytała.

Tak, oczywiście, że znał Dana! Wszyscy znali Dana.

– Powinien za chwilę pojawić się w hotelu. Czy mógłby pan mu powtórzyć, że dzwoniła Camilla Berntsen i prosiła przekazać, że coś jej przeszkodziło i nie będzie mogła przyjść?

Z czystym sumieniem skierowała się do salonu, żeby jeszcze przez chwilę pooglądać telewizję przed snem.

ROZDZIAŁ XV

Być może był to dobry program telewizyjny, lecz Camilla nie mogła się na nim skoncentrować.

Michael, Oszust, siedział obok niej i próbował wziąć ją za rękę, ale mu się nie udawało. Phillip, tajemniczy i nieodgadniony, rozparł się na sofie.

A w barze hotelowym siedział Dan i czekał…

Ta świadomość sprawiała Camilli ból. Dan był wprawdzie próżny i powierzchowny, ale nigdy nie okazał się wobec niej niemiły, nigdy nie traktował jej lekceważąco czy z pogardą.

Phillip ziewnął. Camilla uśmiechnęła się, kiedy pomyślała o kartce pocztowej, którą dostał dziś rano. Widniały na niej tylko trzy słowa, napisane ręką Heleny:

Jabłoń, ty draniu.

Ale jabłoń stała nadal na swoim miejscu. Camilla była dziś rano w ogrodzie i stwierdziła, że krzewy różane rzeczywiście czeka marny los. A drzewo było stare, spróchniałe, miało niewiele liści i dwa jabłka. Helena miała zapewne rację, ale Camilla podzielała zdanie Phillipa. To stare drzewo pasowało do ogrodu. Stało tam tak długo, jak tylko mogła sięgnąć pamięcią.

Camilla nie mogła rozgryźć Phillipa. Z pozoru taki zimny i nieprzystępny, a ma tyle serca dla starego drzewa!

Jedno wiedziała na pewno: jeżeli Phillip był uwodzicielem, to działał tak, jakby miał bardzo dużo czasu. Do tej pory ani jednym słowem czy miną nie okazał zainteresowania Camillą. Wprawdzie czasami obserwował ją badawczo, ale jeżeli te spojrzenia kryły jakiś tajemny zachwyt, to chyba niewiele wiedziała o wyrafinowanej sztuce flirtu!

Usłyszawszy soczyste przekleństwo dobiegające z pierwszego piętra, domyślili się, co porabia Greger.

– Camilla! – dobiegło wołanie ze szczytu schodów. – Jesteś dziewczyną… co zrobić, żeby jakoś wyprasować te spodnie?

Podeszła z wahaniem do schodów.

– Hm, wyprasować… chcesz, żeby ci pomóc?

– Tak, proszę. To mnie dobija!

Camilla weszła na górę i skierowała się w stronę pokoju Gregera. Zatrzymała się w holu i wskazała ręką ciemną wnękę.

– Te drzwi prowadzą na schody na strych, prawda?

– Tak.

– Nigdy tam nie byłam.

– A czy masz tam coś do roboty?

– O ile wiem, to nie.

Zaśmiał się krótko, kiedy weszli do jego pokoju.

– Jest dokładnie tak, jak w bajce. „Wszystkie drzwi możesz otwierać oprócz tych”. I wtedy oczywiście te jedyne stają się najbardziej kuszące.

Pomasował swoją rękę i wyprostował ją.

– Czy coś się stało? – spytała.

– Trochę ją ostatnio nadwerężyłem, gdy grałem w tenisa, i odnowiła mi się dawna kontuzja. O, tu masz te nieszczęsne spodnie.

Camilla roześmiała się.

– Myślę, że dobrze byłoby zwilżyć je najpierw wodą. Masz gdzieś trochę wody?

Kiedy Camilla była zajęta spodniami, Greger zapytał:

– Czy nie miałaś przypadkiem wybrać się gdzieś dzisiaj z Danem?

Coś Camillę zakłuło w sercu.

– Tak, ale nic z tego nie wyszło.

Greger się zmienił, pomyślała, jest bardziej łagodny. Właściwie wiedziała zdumiewająco mało o prawdziwym ja każdego z braci. Tak, Michael został zdemaskowany i obraz, który ujrzała, nie był taki piękny, jakby się na pozór wydawało. Ale czy rzeczywiście Greger był tak zasadniczy, a Phillip tak zimny, jak ich do tej pory oceniała? Zaczynała w to wątpić.

Nagle poczuła na swoim karku rękę, która zaczęła przesuwać się na dół i do góry wzdłuż kręgosłupa.

– Przestań, Greger – rzuciła ostro.

Cofnął rękę i usiadł naprzeciw niej.

– Przepraszam, Camillo, to było głupie z mojej strony. Ale przyzwyczaiłem się do swobodnego zachowania Heleny.

– Tęsknisz za Heleną? – spytała obojętnie.

Greger odpowiedział powoli i z namysłem:

– Nie, nie tęsknię. To dziwne, ale wcale mi jej nie brakuje.

Było coś w jego głosie, co sprawiło, że zdziwiona podniosła wzrok. Ich oczy spotkały się na kilka sekund. Wtedy wstał i podszedł bliżej. Camilla zaczęła znowu prasować z zapałem.

Jakiś głos powstrzymał Gregera.

– Czy sądzisz, że to w porządku, Camillo? – spytał z wyrzutem Dan, opierając się o framugę drzwi. – Robić uniki w taki sposób?

– Nie dostałeś wiadomości? – spytała Camilla z największym na świecie poczuciem winy.

– Dostałem i dlatego tu jestem. Poczyniłem wiele przygotowań do tego wieczoru, Camillo.

Wyjęła wtyczkę z gniazdka i niemal rzuciła spodnie w stronę Gregera.

– Już gotowe. Chodź, Dan!

Prawie sfrunęła w dół po schodach, nie upewniając się, czy pospieszył za nią.

– Co się stało? – zdumiał się Dan, kiedy dogonił ją na dole w kuchni. – Dlaczego nie przyszłaś?

Bez słowa podała mu list, który znalazła pod drzwiami. Pora położyć kres tajemniczym strachom.

Dan przeczytał list i jego twarz pociemniała. Dostrzegła jego wargi poruszające się w niemym przekleństwie.

– Co to za idiotyzmy? – rzucił oburzony. – Kiedy to dostałaś?

– Po południu. Leżało przed moimi drzwiami.

– Camillo – poprosił, próbując się opanować. – Muszę teraz iść do hotelu i bardzo chciałbym, żebyś poszła ze mną.

Spojrzała mu w oczy.

– All right. Ale wiesz, że ja wiem i że jeszcze ktoś o tym wie, więc jeśli to pułapka…

– Nonsens – odparł i odwrócił się. – Chodź już, możesz iść tak, jak stoisz, nie musisz się przebierać.

– Daj mi pięć minut!

Te pięć minut wydłużyło się do ośmiu, ale za to Camilla poprawiła swój wygląd według najlepszych rad Marthy. Dan był w dalszym ciągu nieco zdenerwowany, ale kiedy zobaczył Camillę, pokiwał z uznaniem głową.

– Chodźmy! – zawołał. – Dziś nie biorę samochodu.

Był ciepły sierpniowy wieczór i gdyby nie okoliczności, rozkoszowałaby się tym krótkim spacerem w stronę centrum.

– Dan – poprosiła. – Żadnych bzdurnych rozmów dziś wieczorem. Nie zniosę tego.

– Ja potrafię mówić tylko same bzdury.

– Nie, potrafisz też się złościć.

Zatrzymał się nagle i jego twarz nabrała łagodnego wyrazu, kiedy uśmiechnął się czule.