W rubryce towarzyskiej widniało ich zdjęcie – dwoje pełnych radości życia, uśmiechniętych i czarujących ludzi.

Camilla próbowała zebrać myśli. Ojciec wyzdrowiał…

To z pewnością duża ulga. Uśmiechnęła się bezradnie.

– Helena jako macocha… dziwny pomysł!

Camilla dotknęła czyjejś ręki i nieświadomie ją ścisnęła.

– Helena nie będzie żadną macochą – stwierdził Phillip oschłym i pewnym głosem. – Rozmawiałem z nią wczoraj wieczorem przez telefon. Była oburzona tym epizodem z dziennikarzem, przeklinała go i była bliska płaczu. Nigdy nie wyjdzie za twojego ojca, Camillo. Dla Heleny jest to tylko przygoda, z której zamierza się wycofać. Bała się, że mogłabyś mieć jej to za złe.

– Nie ma obawy. Ale czy to także nieprawda, że ojciec wyzdrowiał?

– Nie, to akurat się zgadza. Jego lekarz był zdumiony nagłą poprawą, opowiadała Helena. Silny organizm.

Camilla pobladła, spuściła głowę i wtedy zauważyła, że ściska czyjąś rękę. Podniosła wzrok i ujrzała wesołą twarz Dana.

– Przepraszam – wyjąkała i cofnęła rękę.

– Co za dzień, jak okropnie dziś gorąco – zabrzmiał w drzwiach czyjś glos i do kuchni wszedł Michael ubrany tylko w jasne, sprane spodnie. Jego wspaniały tors był równie opalony jak twarz. Camilla poczuła, jak zaczerwieniły się jej policzki, kiedy pomyślała, że być może to jego spotkała i obejmowała wczoraj w nocy w korytarzu.

– Ach, jak pięknie pachnie! Czy to ty, moja najdroższa, dokonałaś tych cudów? Co ja widzę? Dan! Jesteś na nogach o tej porze? Chyba nie jesteś chory?

Rozparł się na krześle tuż przed Camillą, zwrócony do niej plecami. Odchylił się do tyłu i wyciągnął do niej dłoń.

Camilla przyglądała mu się szeroko otwartymi oczyma, zapomniawszy podać mu ręki.

Skóra Michaela była gładka i złocistobrązowa. Na lewym ramieniu Camilla nie dostrzegła nawet śladu blizny.

ROZDZIAŁ XIV

– Jedzenie gotowe – oznajmiła dziewczyna bezbarwnie. – Siadajcie. Ja tylko…

Jak w transie wymknęła się z kuchni i wyszła do holu. Zatrzymała się przy schodach, oparłszy rękę na poręczy pomalowanej niezwykle oryginalnie przez Dana.

To nie Michael.

Ale czy dziś w nocy nie miała podobnego uczucia? Że to nie ramiona Michaela ją obejmowały, że to nie jego usta całowała. W każdym razie nie myślała o Michaelu. Widziała tylko przed sobą chłopca z drewutni i garderoby…

Ale czy to tamten chłopiec mógł być jej przyjacielem? Nie, to zupełnie absurdalna myśl, te dwa fatalne zdarzenia, tak odległe w czasie, nie mogły mieć nic wspólnego z zagadką! Najlepiej zupełnie o nich zapomnieć.

Usłyszała odgłos odsuwanego krzesła, szurnięcie i po chwili ktoś wyszedł za nią do holu.

– Ależ droga Camillo – zabrzmiał arogancki głos Dana. – Wyglądasz, jakbyś spadła z księżyca i zaryła nosem w beczce z mąką. Dlaczego jesteś taka blada, siostrzyczko?

– Trochę mi słabo – odparła nieobecna myślami. – Ale to nic. Mam taką pustkę w głowie, rozumiesz?

– Żałuję, ale chyba nie.

Odwróciła się i spojrzała na niego.

– Nie, oczywiście, że nie rozumiesz. To tylko moje młodzieńcze marzenie rozwiało się jak dym. Prysnęło niby bańka mydlana. Ale nie martwię się tym. Wręcz przeciwnie, naprawdę się cieszę! Chodźmy coś zjeść.

Dan spojrzał na Camillę zdziwiony, po czym wzruszył ramionami i podążył za nią z powrotem do kuchni.


Camilla z trudem koncentrowała się na pracy biurowej. Myśli wirowały w jej głowie. Teraz, kiedy wiedziała, że Michael nie jest Przyjacielem, musiała wszystko przemyśleć od nowa.

Ułożyła listę zgodnie z prawami logiki, ustawiając braci według wieku i znaczenia. Wzdrygnęła się napisawszy „Morderca”, ale „Niszczyciel” był beznadziejnym słowem.

Oszust: Greger, Phillip, Dan, Michael.

Morderca: Greger, Dan, Michael.

Uwodziciel: Greger, Phillip, Dan, Michael.

Przyjaciel: Greger, Phillip, Dan.

Niewiele danych, na których można by się oprzeć!

Gdyby teraz Camilla wyszła z założenia, że Michael był Uwodzicielem, a chyba musiał nim być, sądząc po jego miłosnym wyznaniu w ogrodzie, to należałoby wykluczyć Gregera jako Przyjaciela. Obaj bowiem mieszkali na tym samym piętrze i nie mogli ze sobą rozmawiać tamtej nocy za drzwiami jej pokoju…

Nie, to zbyt skomplikowane.

Przeklęty Michael! Bezduszny Uwodziciel, tak oszukać młodą, niewinną dziewczynę! Camillę nagle rozbawiła ta myśl i uśmiechnęła się do siebie. Greger obserwował ją podejrzliwie.

Dziwne, ale wykluczenie Michaela jako Przyjaciela nie sprawiło Camilli takiej przykrości, jakiej doznała wczoraj, kiedy w myśli skreślała innych z powodu Michaela.

W głębi duszy Camilla wiedziała bardzo dobrze, w którą stronę kierowała się jej tęsknota, ale nie podobała się jej ta myśl. Absolutnie. Powodowała tak wiele komplikacji.

Camilla zwróciła uwagę, że Greger usiadł naprzeciw i obserwował ją jakby zdziwiony. Uderzyło ją, że wyglądał na zmęczonego i zrezygnowanego. Dziewczyna przyznała w duchu, że jej przełożony wygląda na człowieka, który ma poważne kłopoty. Rozbite małżeństwo, może? Albo odpowiedzialność za braci?

W którym miejscu właściwie pasował Greger do tej niepokojącej zagadki? „Jeden cię oszuka”. Tak, raz rzeczywiście go o to podejrzewała, kiedy zaofiarował się, że może zaopiekować się jej pieniędzmi. Drugie zdanie szybko przeskoczyła, na słowo „morderca” dreszcz przebiegł jej po plecach i nie chciała o tym myśleć. „Jeden jest uwodzicielem”? Tak naprawdę nie wykazał jakichkolwiek skłonności w tym kierunku.

„Jeden jest twym przyjacielem”. Greger? Kopia ojca…

Potrafił ją pocieszyć, ale czy mogła w jego obecności czuć się tak dobrze i bezpiecznie, jak w ramionach Przyjaciela?

Greger, nieprzystępny i demoniczny, był bardzo pociągający w specyficzny sposób, ciągle jednak Camilla napotykała tę samą barierę: zbytnie podobieństwo do jej ojca. Gdyby potrafiła się uwolnić od tego schematu… tak, wtedy ujrzałaby zapewne Gregera w zupełnie innym świetle i wtedy wszystko mogłoby się zdarzyć.

Biuro nie mówiło wiele o osobowości właściciela, ponieważ dominował tu zbyt wyraźnie gust Heleny. Nie było wątpliwości, że dokładnie wiedziała, jak powinien wyglądać reprezentacyjny gabinet młodego, nowoczesnego i operatywnego dyrektora. Imponujące biurko, duże, wygodne krzesło dla szefa i niższe, nie tak eleganckie dla klienta, sekretarka dyskretnie cofnięta do rogu pomieszczenia, lecz jej biurko i krzesło nie mniej eleganckie niż szefa (typowa Helena), a na wyłożonych boazerią ścianach wyszukane i niezrozumiałe współczesne obrazy.

Camilla uśmiechnęła się zrezygnowana do siebie samej, zerknęła na Gregera i napotkała jego podejrzliwe spojrzenie.

Speszona, pochyliła się pilnie nad swoją pracą.


Oczywiście Gregera nie było kiedy przyszła z wizytą jego eks – żona. Pani Franck okazała się drobną kobietą o agresywnym spojrzeniu.

– Proszę usiąść – powiedziała uprzejmie Camilla. – Greger zaraz przyjdzie.

– Greger?! – pani Franck niemal krzyknęła. – Jesteście już na ty?

– Mówimy tak do siebie już od dwudziestu dwóch lat – uśmiechnęła się Camilla. – Wychowywałam się w sąsiednim domu.

Oczy kobiety rozszerzyły się.

– Camilla Berntsen? Czy pani do reszty postradała rozum?

– Hm. Nigdy nie udało mi się tego tak naprawdę stwierdzić. Dlaczego?

– Oni pani nienawidzą, czy zdaje sobie pani z tego sprawę? Proszę stąd wyjechać, zanim pozbawią panią życia! To budząca postrach przestępcza banda!

– Chyba nie wszyscy są jednakowo groźni?

– No tak – przyznała niecierpliwie była żona Gregera. – Jest może jeden wyjątek, ale ma za to inne wady, przez co nie jest wcale lepszy od innych. O, nie, dziękuję, ja stąd uciekłam i gdyby nie należne mi pieniądze, moja noga nigdy więcej nie postałaby w tym domu. Niech się pani strzeże, żeby nie wylądowała pani w muzeum dziadka!

– Co takiego?

– To samo stałoby się ze mną, gdybym w porę nie nabrała rozumu i nie odeszła. Ale wkrótce pęknie ta piękna bańka mydlana, która nosi nazwę Liljegården, ponieważ właśnie władze zaczynają się interesować panującymi tu stosunkami. Proszę posłuchać mojej rady i trzymać się z dala od tego domu! Jak najdalej! To miejsce jest śmiertelną pułapką. Proszę mi wierzyć, mieszkają tu sadyści, kłamcy i leniwi narkomani i…

– Chwileczkę! – przerwała jej Camilla. – Narkomani? Kto?

– Niech pani o tym zapomni – zlekceważyła pytanie. – Nie chcę być zamieszana w te brudy. O ile wiem, policja zaczęła się bardzo interesować tą posiadłością, a szukają nie tylko płotek.

– Przyszedł Greger – oznajmiła Camilla bezbarwnie i poszła do swojego pokoju, żeby tych dwoje mogło spokojnie porozmawiać.

Był czwartek i na dzisiejszy wieczór umówiła się z Danem. Ale po rozmowie z byłą żoną Gregera miała tylko ochotę położyć się z głową ukrytą pod poduszką, udawać chorą i w ogóle nie myśleć. Camilla nie mogła zaprzeczyć, że bardzo cieszyła się na to spotkanie. Teraz jednak uznała, że w tym stanie nie ma ochoty gdziekolwiek wychodzić ani też nastroju do bzdurnych rozmów z Danem.

Może uda się jej skontaktować z nim telefonicznie i poprosić o przełożenie spotkania na inny dzień? Nie chciała bowiem za nic w świecie rezygnować z kolacji z Danem, jego lekkomyślna radość życia była czymś, czego naprawdę potrzebowała po napięciu psychicznym, jakie cały czas towarzyszyło jej w Liljegården. Ale akurat dzisiaj nie miała na to siły…

Podniosła słuchawkę z widełek. W aparacie zamontowano mały przełącznik, dzięki któremu można było dzwonić w obrębie całego domu, lecz Camilla nie miała zbytnich uzdolnień technicznych. Naciskała i kręciła małą dźwignią.

Nagle włączyła się do jakiejś rozmowy. Trzeba uważać na to, co się tu mówi przez telefon, pomyślała. Właśnie miała z powrotem odłożyć słuchawkę, kiedy usłyszała głos, który znała aż nazbyt dobrze:

– …Nie może nas usłyszeć. Jest tylko jeden aparat, z którego można podsłuchiwać inne rozmowy, i znajduje się w jej pokoju. A ona jest teraz w biurze.