Kto to mógł być, kto skradał się w poczuciu winy? A może z bólem brzucha?

Dobrze przynajmniej wiedzieć, że nie jest już sama w domu. Nie mogła zaprzeczyć, że w Liljegården panowała atmosfera napawająca ją lękiem.

Camilla usiadła wygodnie w fotelu. Nie miała ochoty się położyć, czuła, że i tak nie uśnie. Dzisiejszy wieczór był wyjątkowo ciepły, a po wizycie w parnym pomieszczeniu z kwiatami Phillipa nawet w tym pokoju trudno było wytrzymać wysoką temperaturę. Zastanowiła się, czy nie otworzyć okna, lecz nie miała dość energii, ażeby zmienić myśl w działanie.

Ogarnęło ją przygniatające zmęczenie i potrząsnęła głową, żeby nie usnąć. Zegar w holu na dole uderzył jeden raz, ale nie wiedziała, czy było wpół do pierwszej, pierwsza czy wpół do drugiej.

Nagle podniosła głowę. Czy w pokoju roznosił się jakiś dziwny zapach? Słaby, obcy, duszący zapach. Kiedy się zastanowiła, uświadomiła sobie, że czuje go już od dłuższej chwili. Był tak słaby, że nie poczułaby go, gdyby usnęła. Co jej przypominał? Spaliny? Nie, to coś innego, coś, czego nie znała, lecz przypominało gaz albo spaleniznę, albo…

Nagle, niczym cios, dotarło do niej, że ma trudności z rozróżnieniem szczegółów w przeciwległym końcu pokoju. Jakby lekka mgiełka unosiła się i drżała w powietrzu.

Camilla wstała i zatoczyła się.

– O Boże – szepnęła.

Uczucie duszności przybrało na sile. Okno, pomyślała. Muszę dotrzeć do okna. Zaczęła mieć zaburzenia wzroku…

Wreszcie dotarła do okna i znalazła klamkę. Była mocno związana sznurkiem z klamką drugiej połowy okna. A przecież Camilla wietrzyła pokój w ciągu dnia!

W tej samej chwili jej spojrzenie padło na piękny, stary piec kaflowy w rogu pokoju. Z przodu, nad zamkniętymi drzwiczkami, dostrzegła szarawy cień na białym wzorze.

Jej wzrok przeniósł się szybko w górę na wywietrznik. Ktoś go zamknął.

Nie było żadnego powodu, żeby palić w taki wieczór jak ten, a poza tym stare piece stały tu tylko dla ozdoby.

Camilla postąpiła jeden krok w stronę pieca, ale nogi załamały się pod nią. Pot spływał jej po twarzy, czuła mdłości.

Wtedy krzyknęła rozpaczliwie. Nie zdołała już uświadomić sobie, czy udało jej się naprawdę wydobyć głos, czy tylko jej się wydawało, że krzyknęła. Była bowiem tak otumaniona, że poczuła jedynie dywan pod rękami. Musiała widocznie upaść, ale tego nie pamiętała.

Drzwi, pomyślała Camilla. Czy zamknęłam je na klucz? Nie, chyba nie, zwykle tego nie robię. A może jednak zamknęłam? Może bałam się czegoś… Dobry Boże, spraw, żeby drzwi nie okazały się zamknięte na klucz!

Zaszumiało jej w uszach, zakołysało wokół jak na wzburzonym morzu. Obym nie zamknęła drzwi na klucz…

ROZDZIAŁ X

Do uszu Camilli dotarł dźwięk dochodzący jakby z bardzo odległego miejsca.

Jakieś drzwi otworzyły się z trzaskiem, usłyszała przerażone krzyki, ktoś kaszlał. Zabrzęczała w oknie tłuczona szyba, co zabrzmiało jak tysiące dzwonków, a potem ktoś wyniósł Camillę na korytarz. Znowu mogła oddychać. Tuż obok otworzono okno, poczuła strumień cudownego chłodnego powietrza, wciągała je z trudem głębokimi haustami. Huczało jej w głowie. Jęknęła słabo.

– Piec kaflowy – szepnęła.

– Otworzyliśmy wywietrznik – usłyszała czyjś spięty głos, chyba Gregera.

– Kto, u diabła, wpadł na ten pomysł? – oburzył się Michael. Jego czysty, dźwięczny głos był łatwo rozpoznawalny. – Bo chyba nie ty zaczęłaś palić węglem w środku sierpnia?

Camilla zdołała tylko zaprzeczyć głową.

– Skąd się tu wziął węgiel? – spytał Greger. – Czymś takim dawno już się nie pali.

– Mamy stary zapas w piwnicy – odpowiedział Michael. – Musi tam leżeć Bóg wie ile lat.

Camilla otworzyła oczy. Było tylko ich dwóch. Ale w tej samej chwili otworzyły się duże drzwi na parterze i Michael zawołał:

– Dan! Chodź tu na górę.

Kiedy wyjaśniali Danowi, co się stało, Camilla usiłowała dojść do siebie, ale bez powodzenia.

Kiedy próbowała odwrócić głowę, wszystko kołysało się przed jej oczami.

Dan przyglądał się jej zmartwiony, ale w jego oczach krył się żartobliwy błysk. Pokręcił głową.

– No wiesz, Camillo, wymyślasz najdziwniejsze rzeczy, żeby zwrócić na siebie uwagę! Czy myślisz, że twoje nowe ego nie wystarczy?

– Zamknij się! – ofuknął go Greger. – To poważna sprawa! Jak to właściwie się stało, Camillo?

– Wyszłam na około pół godziny do pokoju Phillipa – wyszeptała Camilla z wysiłkiem – żeby podlać jego orchidee; zadzwonił i mnie o to poprosił. Kiedy wróciłam, słyszałam, że ktoś czmychnął w pośpiechu na dół po schodach.

– Czy wybiegł na zewnątrz? – spytał krótko Greger.

– Nie wiem.

– Drzwi wyjściowe nie otwierają się bezgłośnie.

– Nic nie słyszałam.

– Są inne wyjścia – odparł Michael.

Camilla uśmiechnęła się słabo.

– Właściwie jestem wdzięczna za tę okropną bezsenność. Gdybym zasnęła, teraz…

Nie zdołała dokończyć myśli.

– Mamy więc do czynienia z usiłowaniem morderstwa – stwierdził Dan. – Ależ to podniecające! Może powinniśmy wezwać policję. „Gdzie pan był dziś wieczorem między…”

– Nie, poczekaj trochę z policją – powstrzymał go Greger. – Musi istnieć jakieś rozsądne wytłumaczenie.

– Oczywiście – dodał Michael – i myślę, że je znam. Nie tak dawno temu Helena malowała tu obrazy. Mogła wrzucić do pieca ścierkę nasączoną terpentyną, a te bryłki węgla leżały już tam od niepamiętnych czasów.

– Myślisz, że to samoistne zapalenie? – zastanowił się Greger. – Tak, to brzmi prawdopodobnie.

– Ale kroki na schodach? – spytała Camilla.

– W tym domu aż roi się od dźwięków. Czy jesteś pewna, że odgłos kroków ucichł w dole schodów? I czy możesz przysiąc, że to był człowiek?

Camilla zamknęła oczy. Czy potrafi sobie przypomnieć? Jak to właściwie było? Tak, słyszała kroki na schodach.

Lecz kiedy próbowała wydobyć z pamięci ten dźwięk, uświadomiła sobie, że wcale nie musiał dochodzić od strony głównych schodów. W domu znajdowały się jeszcze inne schody: jedne prowadziły na dół do kuchni, a drugie…

– Już nie wiem, Greger – szepnęła zmęczona.

Greger wyprostował się.

– A gdzie właściwie ty w tym czasie byłeś, Dan?

– No, zaczyna się – westchnął Dan. – Najpierw byłem w barze hotelowym i pytałem o parasol Heleny, ale nie tam go zostawiła, ta mała wiercipięta. Potem, jak wszyscy wiedzą, uczestniczyłem w tak zwanym wieczorku rosyjskim w klubie. Nie miał on jednak w sobie nic rosyjskiego! Był tylko pretekstem, aby się napić wódki.

– Czy ktoś może zaświadczyć, że tam byłeś przez ostatnią godzinę?

Dan zachichotał.

– Nie sądzę, aby ktoś był w stanie zaświadczyć cokolwiek o tej porze. Poza tym wyszedłem stamtąd kilka godzin temu. A jeśli chcesz wiedzieć, dokąd, to poszedłem do portu i wpatrywałem się w kuszącą, wciągającą, czarną wodę i rozmyślałem nad swoim przegranym życiem. Nie było jednak nikogo, kto by mnie widział. Dlatego nie skoczyłem. To przestaje być zabawne, gdy nikt nie może przybiec na ratunek. A ty? Wy dwaj chyba razem wróciliście do domu?

– Nie – sprostował Michael. – Rozstaliśmy się w szatni. Ja wróciłem do domu… hm, chyba za dwadzieścia dwunasta.

– Czy nuciłeś coś? I czy poszedłeś do kuchni? – spytała cicho Camilla.

Zamyślił się.

– Tak, pewnie tak, zawsze mruczę pod nosem. Wziąłem sobie kanapkę i poszedłem tylnymi schodami do siebie.

– I nie widziałeś nikogo innego? – spytał Dan.

– Nie. Słyszałem, jak Camilla wraca na górę i wchodzi do pokoju Heleny. Potem w domu było zupełnie cicho, do chwili kiedy Camilla krzyknęła.

– A ty, Greger? Widzicie, jak dobrze wypadam w roli detektywa?

– Właśnie wszedłem do domu – odparł Greger. – Zostałem jeszcze chwilę i rozmawiałem z przyjaciółmi, a potem pomaszerowałem do domu. Właśnie byłem w drzwiach, kiedy usłyszałem krzyk.

Camilla wolno usiadła.

– Czuję się już trochę lepiej. Może powinnam przenieść się do hotelu na dzisiejszą noc? Nie mogę przecież spać w pokoju Heleny.

Spojrzeli po sobie.

– Na parterze jest pokój gościnny – zaproponował Greger. – Możesz dzisiaj z niego skorzystać.

Camilla zawahała się. Najbardziej pragnęła w ogóle opuścić ten dom, ale nie chciała chłopców dodatkowo niepokoić.

W chwilę później przy ich wydatnej pomocy urządziła się jakoś w pokoju gościnnym, który znajdował się obok kuchni. Dan wpadł na chwilę z krótką wizytą.

– Rzeczywiście, jesteś blada na buzi, dziewczyno – stwierdził. – Ale tutaj jest porządny zamek w drzwiach i zasuwy w oknach. W dawnych czasach służyły po to, aby trzymać zalotników z dala od pokojówek. Jeżeli będziesz się czegoś bała, zapukaj w ścianę. Mieszkam zaraz obok.

Dan nie był, co prawda, tym, który dawał jej największe poczucie bezpieczeństwa, ale podziękowała mu uprzejmie za troskę.

Jak tylko Dan wyszedł, Camilla rzuciła się do telefonu. Połączenie z głównym aparatem było czynne. Zamówiła rozmowę z Grand Hotelem i po chwili miała Phillipa na linii.

– Tu mówi Camilla – zaczęła. – Dzwonię, bo nie wiedziałam, czy miałam podlać te żółtozielone orchidee, więc je tylko zrosiłam. Chyba nie zrobiłam źle?

Westchnął ciężko.

– Nie, nic się nie stało. Ale czy wiesz, że jesteś już drugą osobą, która dzwoni z domu w odstępie paru minut, żeby spytać o drobiazgi? W środku nocy!

– Och, przepraszam – powiedziała pokornie. – Śpij dobrze. Dobranoc.

Usiadła na brzegu łóżka. W myślach skreśliła Phillipa z listy jako „Niszczyciela” i zrobiła to z radością. Phillip jako morderca… to nieprzyjemna myśl.

Zanim się położyła, wymknęła się cicho z latarką w ręku i skręciła w ciemny korytarz na tyłach domu. Poświeciła na rurę. Dostrzegła tam coś białego i sięgnęła po zwinięty papier. A więc nie zauważył jej listu.

Kiedy jednak przyjrzała się lepiej, zrozumiała, że to nie był jej list, ale nowa wiadomość!