– Co? – zdziwił się Phillip.

– Coś ty zrobiła? – spytał głupio Michael. – Ścięłaś włosy czy…?

Greger tylko wybałuszył oczy.

Dan opanował się pierwszy. Podskoczył i złapał Camillę za ręce.

– Camillo, wyglądasz olśniewająco! Nie miałem pojęcia, że twoje oczy są takie niebieskie!

Camilla chciała powtórzyć to, co powiedziała jej Martha, że to kolor ubrania podkreśla barwę oczu. Lecz właśnie wtedy poczuła, że wspomniane przed chwilą jej niebieskie oczy zaraz zmienią kolor na czerwony z powodu łez radości. Spróbowała się opanować i powiedzieć coś dowcipnego, ale nie zdołała wydobyć słów. Pociągając nosem, zawstydzona ukryła twarz w jasnoniebieskiej koszulce Dana.

Zaskoczony, nie bardzo wiedział, jak się zachować, zawahał się przez chwilę, po czym zażartował:

– No już przestań, nie wiesz jeszcze, czy tusz jest wodoodporny. Nie chcesz chyba być cała w paski jak amerykańska flaga?

Poszukał chusteczki i ostrożnie wytarł jej łzy z policzków.

– Zawsze psuję cały efekt – zaśmiała się zakłopotana.

Dan podprowadził ją do stołu i pomógł zdjąć płaszcz. Phillip przysunął jej krzesło.

Z pewnością traktują mnie teraz inaczej, pomyślała Camilla z odrobiną goryczy. Czy rzeczywiście wygląd tak wiele znaczy? Nie, to nie tylko z powodu wyglądu. Mogła sobie wyobrazić, jakie nieciekawe wrażenie sprawiała zaledwie parę godzin temu. Nie było w niej ani odrobiny radości życia, ciepła czy poczucia humoru, lecz tylko niezręczność wywołana przekonaniem, jak bardzo jest beznadziejna. Ale teraz powinna uwolnić się od dawnych schematów myślowych, dokładnie tak, jak poradziła jej Martha.

Kiedy bracia zjedli obiad i każdy miał się udać do swoich zajęć, Dan powiedział:

– Camillo, wyglądasz tak wspaniale, że nawet taki snob jak Dan mógłby zaprosić cię na randkę, tylko po to, żeby pokazać wszystkim swoje nowe trofeum. Dzisiaj jednak idę na wieczorek rosyjski z żyrafami i wujkiem Alfredem. Co byś powiedziała na czwartek?

Zawahała się, spróbowała zagarnąć włosy za ucho, ale nie miała już czego zagarniać. Nigdy nie mogła rozgryźć Dana. Był jak węgorz, który prześlizguje się między dłońmi, gdy tylko ktoś próbuje dokładnie mu się przyjrzeć. Lecz może pewnego dnia, będąc z nim sam na sam, zmusi go do pokazania swej prawdziwej twarzy? A jeśli to on jest Uwodzicielem, będzie wiedziała, jak sobie z nim poradzić. Dana się nie obawiała. Był najmniej niebezpieczny spośród wszystkich braci.

– Dobrze – zgodziła się w końcu. – Dziękuję za zaproszenie.

– A ja muszę się przygotować do podróży. Wyjeżdżam na kongres adwokacki – zakomunikował Phillip. – W charakterze protokolanta. Adwokatem chyba nigdy nie zostanę. Chociaż mój szef uważa, że mam tak dystyngowany wygląd, że klienci czują się upokorzeni na sam mój widok. Jak sądzicie, czy mam to uznać za komplement, czy obrazę?

– Dystyngowany to łagodne określenie dla „zimny jak ryba” – odparł Dan.

– A więc to nie był komplement – zaśmiał się Phillip. Wydawało się, że nie czuł się tym urażony. – Czekają mnie dwie godziny jazdy pociągiem, muszę się pospieszyć. Jeżeli będziecie chcieli się ze mną skontaktować, to zatrzymam się w Grand Hotelu. Zawsze to lepiej, kiedy jest jedna gęba mniej do wykarmienia. Wrócę do domu któregoś ranka.

Phillip nie był z tych, którzy odzywają się nie w porę, i Camillę zaskoczyła jego autoironia. Spojrzała na niego nowymi oczyma, nie znała go od tej strony.

– À propos – zagadnęła obojętnie. – Rozmawiałam dziś z Marthą. Miła kobieta. Czy jej dzieci są w waszym wieku?

– Martha? – spytał Michael zdumiony. – Ona nie ma dzieci.

– Tak zrozumiałam…

– Musiałaś źle zrozumieć – odparł Greger. – Martha nigdy nie wyszła za mąż.

Camilla wolno wchodziła po schodach. Myślała, że zadała sprytne pytanie. Łatwo by policzyła, który z braci był rówieśnikiem dziecka Marthy.

Zamiast tego dowiedziała się czegoś całkiem innego: kto był prawdziwą matką adoptowanego chłopca.

Odwróciła się. Bracia nadal stali na dole i rozmawiali.

– Dostałam list pewnego razu w korytarzu – powiedziała.

– Co tam mamroczesz? – spytał Michael.

– Cytat – odparła Camilla. – Gdzie ja czytałam te słowa? „List pewnego razu w korytarzu”.

Pokręcili głowami, nie rozumiejąc.

– Zresztą wszystko jedno.

Kiedy była już u siebie w pokoju, skreśliła szybko kilka słów na kartce. Liczyła na to, że jej tajemniczy przyjaciel będzie zainteresowany nowiną, którą przyniosła od Marthy, i miała nadzieję, że jest dość inteligentny, żeby zrozumieć sens jej „cytatu”. Tylko jeden człowiek mógł to zrozumieć.

Dziękuję za pomoc, nieznany Przyjacielu. Bardzo chciałabym, żebyś mi wyjaśnił, jakie zamiary ma każdy z braci wobec mnie i kim Ty jesteś. Chyba jednak nie możesz? Czy wiesz, że jesteś adoptowany? Nie znam Twojego ojca, lecz Twoja matka jest wyjątkowym człowiekiem. Myślę, że świadomość tego przyniesie Ci ulgę.

Co Cię powstrzymuje przed ujawnieniem się? Czy jesteś żonaty albo związany w jakiś inny sposób? A może boisz się, że ta nieznośna Camilla spadnie Ci na kark? Zapewniam Cię, że mogę opanować swoją tłumioną tęsknotę za miłością. Tę tęsknotę opanowuję już przez dwadzieścia dwa lata, a więc nie rzucę się w ramiona pierwszego lepszego mężczyzny, który okaże mi odrobinę życzliwości.

Chyba że jest on jednym z tych, których bardzo, bardzo lubię…

Następnie Camilla zbiegła po schodach i ruszyła dalej ciemnym korytarzem obok kuchni. Pamiętała, że wzdłuż sufitu biegła rura. W pośpiechu położyła zwiniętą kartkę na rurze tuż nad miejscem, gdzie nieznajomy pocałował ją sześć lat temu. Rozejrzawszy się ostrożnie, czy nikt jej nie widział, pobiegła z powrotem.

Kiedy była już na szczycie kuchennych schodów, zatrzymała się z wahaniem. Znajdująca się najdalej część holu na pierwszym piętrze była słabo oświetlona, lecz Camilla dostrzegła wyraźnie wielkie, tajemnicze drzwi nad schodami.

Nieśmiało zbliżyła rękę do klamki. Nacisnęła ją zdecydowanie. Jak się spodziewała, drzwi były zamknięte na klucz.

Wtedy Camilla zrobiła coś, na co nigdy przedtem nie odważyłaby się: ostrożnie zapukała do drzwi.

Kiedy uświadomiła sobie, co zrobiła, czmychnęła wystraszona jak zając w stronę światła i pokoju Heleny.

ROZDZIAŁ IX

Tej nocy Camilla przeżyła chwile grozy.

Zaczęło się od tego, że wszędzie słyszała stukanie i szmery, jakby ostrożne skradanie się i szuranie. Wydawało jej się, że dochodziły z góry, z tajemniczego strychu.

Camilla westchnęła cicho. Próbowała zebrać myśli. Często zastanawiała się, co znajduje się za zamkniętymi drzwiami w korytarzu i którędy właściwie można dojść na strych z małym okienkiem nad głównym wejściem. Odpowiedź była niewiarygodnie łatwa: schody na strych znajdowały się za tymi drzwiami, do których dziś pukała.

Teraz znowu usłyszała na górze szuranie, postukiwanie i szelesty.

Zbliża się jesień i to zapewne myszy szukają pożywienia, pomyślała.

Było wpół do dwunastej, kiedy w holu na dole zadzwonił telefon.

W każdym pomieszczeniu znajdował się dodatkowy aparat, ale ktoś zlikwidował połączenie między nimi, więc Camilla nie mogła odebrać w pokoju Heleny. Długo brzęczał dzwonek, ale nikt nie podnosił słuchawki. Dan nie wrócił jeszcze ze spotkania z rosyjskimi żyrafami, Phillip przecież wyjechał, a gdzie byli dwaj pozostali, nie miała pojęcia.

Camilla z wahaniem wyszła do holu. Rzuciła przez ramię wystraszone spojrzenie w stronę narożnika, gdzie kryły się tajemnicze drzwi. Nigdy nie lubiła tego miejsca, a teraz, gdy podczas swej pierwszej nocy w tym domu słyszała dziwne kroki, jeszcze mniej.

Telefon ciągle dzwonił.

Mruknęła coś w złości i zbiegła na dół po schodach.

Dzwonił Phillip.

– Nareszcie, już myślałem, że nikt nie odbierze. Czy wszyscy śpią?

– Na to wygląda.

– Ach, prawda, Greger i Michael mają dziś trening, obaj lubią sport. Dan chyba wyszedł i fruwa jak zwykle. To gorzej, co tu zrobić… Camillo, czy mogłabyś wyświadczyć mi przysługę?

– Oczywiście.

Drzwi do jej pokoju zamknęły się z lekkim trzaskiem. Te krzywe podłogi w starych domach…

– Nie obiecuj tak ochoczo – zaśmiał się Phillip. – Praca, jaką chcę cię obarczyć, nie należy do najłatwiejszych. Pójdziesz do mojego mieszkania, wiesz, gdzie to jest, prawda? A potem… jak to wytłumaczyć? Wszyscy inni wiedzą, ale ty jesteś tu od niedawna. Mam w pokoju kilka orchidei, rozumiesz, parę rzadkich i delikatnych roślin, które próbuję sam uprawiać. Zapomniałem się nimi zająć przed wyjazdem, a nie chciałbym, ażeby umarły z mojej winy. W szafie po prawej stronie znajdziesz pudełka z nawozem…

Długo i dokładnie wyjaśniał, co należy zrobić. Camilla powtórzyła słowo w słowo i miała nadzieję, że sobie poradzi.

Odwiesił słuchawkę, a dziewczyna udała się do jego mieszkania na parterze.

Czuła się trochę nieswojo, poruszając się po cudzym terenie, ale przecież sam ją o to prosił.

Ktoś wszedł do domu i nucąc wesoło poszedł do kuchni. Znowu zrobiło się cicho.

Mieszkanie Phillipa nie miało własnego charakteru, jak to często bywa w domach kawalerów. W jednym pokoju dominowały bielone wapnem skrzynki na kwiaty, temperatura była dokuczliwie wysoka. Krótkie spojrzenie na inne pokoje wystarczyło, by stwierdzić, że Phillip jest bardzo pedantyczny. Wszystko leżało na swoim miejscu, posprzątane i uporządkowane.

Wykonanie poleceń Phillipa zabrało Camilli dużo czasu. Orchidee stały w pąkach, będą piękne w dniu, kiedy rozkwitną. Camilla nie wątpiła, że są bardzo wymagające. I widać było, że nikt się ostatnio nimi nie zajmował, wprost wołały o opiekę.

Kiedy Camilla wyłączyła światło i zamykała za sobą drzwi, zegar w holu wybijał godzinę dwunastą. Powlokła się zmęczona w górę po schodach do pokoju Heleny.

Kiedy weszła do środka, usłyszała na zewnątrz szybkie, skradające się kroki, a potem lekko skrzypnęło kilka schodów.