– Dla mnie? Dlaczego?

Odwrócił się do niej rozdrażniony.

– Czy nie skończysz niebawem, po świętym Olafie, osiemnastu lat?

– To prawda!

– I nie obudź tej baby!

Tova, ocknąwszy się ze zdumienia, wróciła do swego alkierza. Podniecona zajrzała do torby Ravna.

Pomyśleć, że pamiętał o jej urodzinach!

Bez trudu znalazła podłużną paczkę i rozwinęła materiał. Mimo że nie widziała dobrze w ciemnościach, poznała po kształcie, że trzyma w ręce chochlę podobną do tej, której używali z Ravnem w opuszczonej górskiej zagrodzie. Tyle że ta była pięknie rzeźbiona i całkiem nowa, pachnąca świeżym drewnem.

Z radości serce zabiło jej mocniej. Przycisnęła łyżkę do piersi i już miała wejść do sąsiedniej izby, by pokazać prezent Borghild, gdy zatrzymała się gwałtownie. Nie może przecież budzić służącej w środku nocy, a poza tym Ravn wysłał ją po klucze. Pewnie już się denerwuje, bo cierpliwość nie należy do jego przymiotów. Włożywszy prezent do swego kufra, pośpiesznie wyszła.

Zdyszana, podała mu klucze i wyszeptała słowa podziękowania.

– W ciemności nie mogłam dokładnie obejrzeć chochli, ale wyczułam, że jest piękna. Bardzo się cieszę.

– Czy to powód, by się mazać? – burknął, widząc, że Tova wyciera łzy wzruszenia, ale w jego głosie zabrzmiała nuta zadowolenia.

Drewniana łyżka znaczyła dla Tovy znacznie więcej niż jakikolwiek inny podarek, bo świadczyła o tym, że w Ravnie dokonała się wielka przemiana. Zapewne po raz pierwszy w życiu uczynił coś, by ucieszyć drugiego człowieka.

Poza tym tak misterne ornamenty nie powstały w jeden dzień. Musiał w to włożyć wiele pracy. A nawet jeśli zamówił chochlę u jakiegoś rzemieślnika w Grindom, nie umniejszało to wartości prezentu. Najważniejsze, że chciał jej coś ofiarować, właśnie jej, a tego dziewczyna była pewna, bo chochla bardzo przypominała tę, w której niosła wodę ze strumienia wtedy, gdy Ravn leżał ciężko ranny w opuszczonej zagrodzie w lesie. W ten sposób pragnął jej wyrazić wdzięczność.

– Nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę ją w świetle dziennym – powiedziała bez tchu, ale on tylko coś burknął w odpowiedzi.

Żaden z kluczy oczywiście nie pasował

– Ja i tak muszę się dostać do środka – mruknął pod nosem Ravn. – Czy twojemu ojcu bardzo zależy na zachowaniu starych chat? – spytał.

– Tak myślę.

– Ta i tak się wkrótce zawali.

– Ale nie musimy w tym pomagać.

Nagle odwrócił się i popatrzył Tovie prosto w oczy. Wiele ją kosztowało, by wytrzymać jego wzrok. W głowie jej się kręciło.

– Skup się i pomyśl! – powiedział. – Te postaci, które widziałaś. Którędy wchodziły?

– Tędy, drzwi były otwarte.

– A widziałaś, jak wychodziły?

– Tak – rzekła powoli. – Co właściwie masz na myśli?

Przez chwilę patrzył na nią nieobecnym wzrokiem. Przesunął spojrzeniem po jej półdługiej koszuli i bosych stopach bielejących w mroku.

– Nie wierzę w te twoje upiory – zaczął.

– Ale ja je widziałam! – zapewniła gorąco.

– Być może, ale to nie były duchy. Szczególnie ten ostatni, którego sylwetka wydała ci się znajoma. A jeśli to są żywe istoty, to muszą mieć klucz. Z pewnością chowają go gdzieś w pobliżu. Zastanów się, Tova. Widziałaś, jak ktoś zamykał drzwi?

– Nie, spostrzegłam tylko postaci oddalające się od chaty.

– Tak było dwukrotnie, prawda?

Jaką on ma pamięć!

– Tak.

– Czy zawsze zmierzały w tę samą stronę?

– Niech pomyślę… Nie, nie pamiętam. Muszę popatrzeć przez okno mojego alkierza, żeby odtworzyć sobie ten obraz.

Ravn kiwnął głową.

– Przy okazji załóż coś na siebie!

Kiedy wróciła, już nieco cieplej ubrana, Ravn zerknął na nią z ukosa. Tova udawała, że nie dostrzega szczególnego wyrazu jego twarzy, ale jej ciałem wstrząsnął dreszcz podniecenia.

– Sprawdziłam, one zawsze szły w tym samym kierunku – powiedziała, starając się nie patrzeć na niego. – Najpierw w dół ku studni, a potem skręcały w stronę zagrody dla owiec.

– Wchodziły do środka?

– Nie, posuwały się wzdłuż ściany obory. Potem zniknęły mi z pola widzenia.

– Czy to często używana droga?

– Nie, przeciwnie.

– W takim razie idźmy tam!

Szybko ruszyli ku zagrodzie dla owiec, pustej o tej porze roku, gdyż zwierzęta wygnano już na pastwiska w wyższych partiach gór. Ravn posuwał się powoli wzdłuż ściany obory, a Tova szła za nim jak cień.

Zaglądali pod deski, pod okap dachu, ale nigdzie nie mogli znaleźć klucza. Ravn szukał nawet w trawie. Wszystko bez skutku.

– Zaraz, zaraz – zastanawiała się Tova, niezmiernie przejęta. – Powiedzmy, że minęli zagrodę… Dalej musieli przejść obok tamtego drzewa…

Nagle oboje przyspieszyli kroku, bo mniej więcej metr nad ziemią w pniu drzewa dostrzegli dziuplę.

Ravn wsunął rękę do otworu i popatrzył na dziewczynę triumfalnie. W jego oczach pojawiła się radość.

Wspólnie odnaleźli klucz do tajemniczej chaty.

ROZDZIAŁ IX

Drzwi do starego domu ustąpiły bez trudu i w nozdrza uderzył ich zapach stęchlizny.

Tova wciąż się trochę bała.

– A jeśli dach zwali się nam na głowę? – wyszeptała.

– Przydałaby się lampa – mruknął Ravn, nie zwracając uwagi na słowa dziewczyny.

Tova lekko dotknęła jego ramienia.

– A jeśli leżą tu jeszcze szczątki zmarłych na dżumę?

– Bzdura!

– A jeśli tu straszy?

– Ile jeszcze razy zamierzasz powiedzieć: „A jeśli”? Może lepiej byłoby, gdybyś wróciła do alkierza i położyła się spać?

– Nie, nie – zaprotestowała gwałtownie. – Ale mogę przynieść świecę.

– Pośpiesz się w takim razie i nikogo nie obudź!

Po chwili wróciła. Ravn wszedł do chaty i pochylił się nad podłogą.

– Światło tutaj! – zarządził.

Posłusznie mu poświeciła, choć nie wydawało się jej, by mogło być coś godnego uwagi w podłodze.

– Co to? – zapytała.

– Kopali tutaj. Cała podłoga jest przekopana, oprócz tego kawałka w rogu przy drzwiach. Pamiętasz, co widziałaś? Mężczyznę z kamienną głową i kobiety niosące trumnę.

– Tak.- Myślisz, że kogoś tutaj pochowano?

– Na to wygląda.

Tova zadrżała i rozejrzała się wokół z lękiem. W chacie nie było żadnych mebli ani sprzętów, nic… jedynie łopaty i kilofy zgromadzone w rogu.

Ponieważ Ravn wydawał się dość dobrze usposobiony, Tova odważyła się zapytać:

– Jak myślisz, co to mogło być, ta kamienna głowa?

– Odgadłem od razu, że widziałaś odwróconego plecami mężczyznę, który dźwigał coś na ramionach – odpowiedział. – Nie mam jednak pojęcia, co to mogło być. Dobrze, weź łopatę, zaczynamy kopać.

O, nie, wszystko ma swoje granice!

– Żeby odgrzebać nieboszczyka? Dziękuję bardzo!

– Kobiety są doprawdy bezużyteczne – westchnął Ravn. – Wracaj do łóżka!

Tova wahała się, co robić. Z jednej strony pragnęła zostać z Ravnem, z drugiej zaś wcale nie była ciekawa, co znajduje się pod ziemią. Gdy Ravn sięgnął po łopatę, zwyciężył strach. Tova czym prędzej wycofała się do drzwi, a on, pochłonięty kopaniem, nawet nie zauważył, że wyszła.

W sieni dziewczyna dostrzegła jakiś ruch, ale zanim się zorientowała, co on może oznaczać, ktoś chwycił ją wpół i zasłonił ręką usta.

– Spróbuj krzyknąć, a koniec z tobą – usłyszała chrapliwy głos.

Napastnicy – odgadła, że było ich dwóch – zasłonili jej oczy i zakneblowali usta, a na głowę zarzucili worek. Próbowała stawiać opór, ale na szyi poczuła ostrze noża.

Jeden z mężczyzn przerzucił ją sobie przez ramię i wyniósł z chaty. Dziewczynę ogarnęła bezsilna złość, ale nie mogła powstrzymać biegu zdarzeń.

Na szczęście strach nie pozbawił jej całkiem zdolności myślenia. Starała się odgadnąć, dokąd mężczyźni ją niosą, czy skręcają w lewo, czy w prawo, co nie było łatwe. Przecież zwisała głową w dół, było jej duszno i niewygodnie. Porywacze wcale ze sobą nie rozmawiali, tylko ten, który ją dźwigał, dyszał ze zmęczenia.

Mam nadzieję, że jestem bardzo ciężka, pomyślała.

Gdyby Ravn wiedział… Ale on przecież był wewnątrz chaty i nawet nie zauważył, co się stało.

Po trzasku łamanych patyków i szeleście jagodowych krzaczków Tova poznała, że idą przez las. Raz po raz czuła uderzenia gałęzi, zdawało jej się, że napastnicy zmierzają pod górę.

Wreszcie się zatrzymali. Mężczyzna, który niósł dziewczynę, najwyraźniej zmęczony, zrzucił ją na ziemię. Zdjął worek, który miała na głowie, i wyjął knebel z ust, pozostawiając jedynie opaskę na oczach.

– Teraz możesz krzyczeć do woli. Nikt cię tu nie usłyszy.

Nie znała tego głosu, była pewna, że nigdy wcześniej go nie słyszała, ale wiedziała, że ten ktoś nie żartuje.

– Potrafię krzyczeć bardzo głośno – rzekła mimo to przekornie.

– Spróbuj tylko, a pożałujesz.

– Czego ode mnie chcecie?

– Odpowiesz nam na kilka pytań, potem pozbędziemy się ciebie. Byłaś zbyt wścibska!

Tova nie miała złudzeń – jej los został już przesądzony.

Mężczyzna podszedł bliżej, tak blisko, że czuła na policzku jego oddech.

– Teraz nam grzecznie powiesz, kto jest w starej chacie.

– A skąd mogę wiedzieć?

– Nie próbuj nas nabrać! – wrzasnął napastnik. – Przyszliśmy po klucz, ale go nie było w umówionym miejscu, a w szparach między belkami dostrzegliśmy światło. Podkradliśmy się bliżej i usłyszeliśmy twój głos. Z kim rozmawiałaś?

– O, ja często mówię sama do siebie.

Obcy mocno, aż do bólu, ścisnął jej ramię.

– Nie próbuj żartować! Kto to był?

– Przyjaciel.

– To już lepiej. Co wiecie?

– Sam się przekonaj! – wykrzyknęła hardo, ale gdy poczuła ostrze noża na gardle, dodała: – On nazywa się Ravn.

– Co? Co on tu robi? – krzyknął ze złością mężczyzna.

– Nie wiem. Mówił, że ma do wypełnienia tajną misję.

Drugi z napastników przez cały czas nie odzywał się ani słowem. Tova przypuszczała, że jest mieszkańcem dworu i milczy w obawie, że zostanie rozpoznany po głosie.