– A jaki to ma związek z napadem na mnie w lesie? I podpaleniem chat w Grindom? – odezwał się po chwili Ravn.

Tova, zakłopotana, musiała przyznać, że nie widzi żadnego związku.

Zapadło milczenie. Łagodny wietrzyk poruszał gałęzie rosnących w pobliżu brzóz.

Nagle Tova jęknęła, wstrząśnięta osobliwym uczuciem, jakie przeniknęło jej ciało.

– Co się stało?

– Nic, tak sobie nagle coś pomyślałam.

– O czym?

– Jesteś ostatnią osobą, z którą chciałabym się tym podzielić.

– Powiedz! – Ravn zacisnął dłoń na jej szczupłym karku.

Tova uwolniła się lekkim szarpnięciem, dając mu do zrozumienia, że przemoc na nic się nie zda, ale wykrzywiając twarz w lekkim grymasie rzekła:

– To niedorzeczne, ale ostatecznie mogę ci powiedzieć. Nagle zapragnęłam oprzeć głowę na twym ramieniu, byś mnie pocieszył. Czy słyszałeś już coś równie głupiego? Teraz możesz mnie wyśmiać.

Ravn nic nie odpowiedział.

– Ale oczywiście nie zamierzam tego uczynić – roześmiała się niepewnie. – Bo nie szuka się pociechy u krwiożerczego zwierza.

– Spróbuj! – powiedział cicho.

– Żebyś znowu cisnął mi w twarz pogardliwe słowa? Dziękuję bardzo, ale znam już twoje metody.

– Spróbuj! – ryknął z furią i przycisnął jej dłoń do poręczy.

Tova wybuchnęła śmiechem. Nie mogła się powstrzymać, miała wrażenie, jakby pękła w niej jakaś niewidzialna tama.

– Och, Ravn – jęknęła w końcu. – To właśnie cały ty!

Najpierw spojrzał na nią, urażony, a potem odwrócił się, by nie mogła zobaczyć jego twarzy. Zdążyła jednak zauważyć, że się uśmiechnął. Skoro potrafi śmiać się z samego siebie, to może nie jest jeszcze całkiem stracony? pomyślała Tova i oznajmiła z powagą:

– Nie, Ravn, nie mogę szukać u ciebie pociechy. Zbyt mocno mnie zraniłeś.

– Odnoszę wrażenie, że szybko się otrząsnęłaś – rzucił cierpko.

– A cóż ty możesz o tym wiedzieć? – szepnęła i dodała: – Dziwne, ale jakoś nigdy się ciebie nie bałam, Ravn.

Popatrzył na nią, gotów odeprzeć kolejny atak, ale uświadomił sobie, że dziewczyna ma rację. Miała wszelkie powody, by przed nim drżeć, a jednak siedziała obok spokojna. Zresztą wcześniej także nie okazywała lęku.

– Czułam się jedynie rozczarowana.

– Rozczarowana? Dlaczego?

– A to ci pytanie!

I nagle Ravn pojął, że wtedy w górach coś utracił. Choć usiłował o tym nie myśleć, wspomnienia ożyły w nim na nowo… Letnia zagroda w górach… Pełne przejęcia opowiadanie Tovy… Kiedy oznajmił, że odprowadzi ją do domu, okazała mu wdzięczność i ufność! Potem, gdy potraktował ją tak brutalnie, cała radość w jej oczach zgasła.

Bolesny ucisk w piersiach stawał się nie do zniesienia.

Może nabawiłem się zapalenia płuc? starał się oszukać siebie, choć doskonale wiedział, że ból ulokował się gdzieś głębiej. W duszy.

Uporczywie odganiał od siebie natrętnie powracające wspomnienie o tym, jak trzymał dziewczynę w ramionach. Widział przed sobą jej twarz w chwili ekstatycznego uniesienia: malującą się na niej rozpacz pomieszaną ze wstydem, przymknięte powieki, usta rozchylone w półuśmiechu, drżące… Łzy bólu i smutku, ale może też tęsknotę i poczucie wspólnoty…

A potem… Rozwścieczony niepewnością i zamętem, jaki wprowadziła w jego dotychczasowe życie, jakby w obawie, że pęknie pancerz chłodu i obojętności, którym otoczył się dzięki wychowaniu Grjota, rzucił się na dziewczynę i związaną rzemieniem bezlitośnie powlókł po ziemi.

Ravn oddychał ciężko, brakowało mu powietrza. Czuł, jak niewidzialna pętla zaciska się na jego szyi.

Poderwał się ze schodów i przeszedł nerwowo kilka kroków.

– Kiedy w końcu przyjdzie ten rycerz? – warknął. – Nie mam czasu czekać w nieskończoność.

– Mogę po niego pójść! – zaofiarowała się Tova trochę nieśmiało i ruszyła w stronę plebanii.

Ravn chwycił ją za ramię.

– Zostaniesz tu! – powiedział już spokojniej, odzyskując nad sobą kontrolę.

Tova z powrotem usiadła na schodach spłoszona, gdyż nie wiedziała już, w jaki sposób odnosić się do tego niezrównoważonego mężczyzny, który najchętniej posłałby ją do stu diabłów, choć równocześnie nie chciał sobie odmówić przyjemności upokorzenia jej.

– W jaki sposób zamierzasz wyjaśnić te wszystkie tajemnicze wydarzenia, które miały miejsce w ostatnim czasie? – zapytała, by odwrócić uwagę od osobistych spraw.

– Muszę to omówić z twoim ojcem.

– To się pospiesz, bo ojciec jutro wyjeżdża do miasta. Ma przywieźć ze sobą kandydata do mojej ręki – dodała ponuro.

Ravn zesztywniał.

– Tak? Kim jest ten człowiek? – zapytał.

Tova wzruszyła ramionami.

– Jeden z doradców starego króla, dokładnie nie wiem. Ale i tak nie dojdzie do małżeństwa, gdyż postanowiłam pójść do klasztoru.

– Co?

– Chyba słyszysz, co mówię.

– Do klasztoru? – zapytał niepewnie. – Dlaczego?

– Pozostawiłeś mi jakiś wybór? – spytała z goryczą dziewczyna.

Ravn zacisnął usta i z trudem powstrzymał się od ostrej odpowiedzi, jaka cisnęła mu się na język.

– Pan Grjot chce także przysłać swatów do ciebie – rzekł złośliwie. – Gotów jest cię poślubić pomimo hańby.

Poczuła na plecach lodowaty dreszcz, choć pogoda była słoneczna.

– Powiedziałeś mu…?

– Sam się domyślił, przecież było widać.

– Bzdura! Czy dlatego zapytałeś mnie o skutki tamtego dnia? Grjot ci kazał?

Ravn zwlekał przez chwilę z odpowiedzią.

– Oczywiście – rzucił kąśliwie. – Chciał wiedzieć, czego się spodziewać.

Ale Tova poznała po nim, że kłamie. I uznała, że nie wolno jej zniszczyć tego drobnego ludzkiego odruchu okazanego przez okrutnego wojownika.

Wyprostowała więc plecy i oznajmiła:

– W takim razie moja decyzja jest nieodwołalna. Muszę skryć się za klasztornym murem, czy tego chcę, czy nie.

Ravna ogarnęło uczucie, jakby tonął. Przeklęta diablica! Czy zawsze musi go doprowadzać swym zachowaniem do takiego stanu, że traci pewność siebie? Zatęsknił nagle za swą chatą obok stajni, z dala od kobiety, której nie pojmował.

Długo siedział pogrążony w milczeniu. Tova intuicyjnie odgadywała, że zmaga się sam ze sobą i nie jest mu łatwo. Czekała jednak cierpliwie, widząc, że wyraźnie chce ją o coś zapytać.

W końcu wykrztusił:

– Chyba… chyba możesz trochę się wstrzymać z tym klasztorem? Mam przyjaciela, który potrzebuje twojej pomocy.

– Kto, pan Grjot? Dziękuję, ale nie!

– Nie, nie chodzi o Grjota – przerwał jej zniecierpliwiony i zdarł liście z ułamanej brzozowej gałązki. – Chodzi o to, że… otrzymałaś takie staranne wychowanie, wiesz, jak należy się zachować w różnych sytuacjach… – urwał.

– Tak? – odezwała się zachęcająco.

– Ten człowiek potrzebuje pomocy – powiedział z wysiłkiem. – Jest mu bardzo ciężko i…

Czy ty myślisz, że ja nic nie rozumiem, Ravn? roześmiała się w duchu.

– Bardzo chętnie pomogę twojemu przyjacielowi – oznajmiła ciepło, a jej serce napełniło się radością. – Póki nikt nie zmusza mnie do małżeństwa, klasztor może trochę poczekać. W przeciwnym razie będę musiała działać szybko.

– Postaram się powstrzymać Grjota – obiecał Ravn. – Zresztą czuje się tak źle, że nie jestem pewien, czy w ogóle z tego wyjdzie.

– Z powodu rany… jaką mu zadałeś?

– Tak – odrzekł krótko.

Spontanicznie położyła dłoń na jego dłoni. Czuła, że zadrżał, jakby walczył ze sobą, czy odsunąć rękę, czy udawać, że nie zauważył tego drobnego gestu.

– Czy mogłabym spotkać się z twoim przyjacielem? – zapytała złośliwie.

– Nie, to niemożliwe! – odparł pośpiesznie, cofając dłoń. – Ale ja mu przekażę wszystkie twoje słowa.

– Dlaczego jest mu ciężko?

– Ech, to dość zawikłana historia. Żył w samotności… Nie wie, jak odnosić się do ludzi. Nie może spać, stracił apetyt… Myślę, że ma chorą duszę.

– Pomogę mu wyzdrowieć, obiecuję – rzekła łagodnie Tova. – Jeśli tylko potrafię. O, idzie ojciec. Porozmawiamy o twoim przyjacielu później. O ile zechcesz mnie widzieć – zakończyła z nieśmiałym uśmiechem.

– Obawiam się, że przez najbliższe dni spotykać mnie będziesz dość często – oświadczył, wstając. – Otrzymałem rozkaz, by sprawdzić dokładnie, co podejrzanego dzieje się na rycerskim dworze.

– Nie musimy wchodzić sobie w drogę – uśmiechnęła się Tova. – Wiem dobrze, co o mnie sądzisz. Kiedy widzieliśmy się ostatnio, wyraziłeś się na ten temat aż nadto dosadnie.

– Ty także. Dobrze zapamiętałem twoje współczucie i pogardę.

– Nic się nie zmieniło, nadal mnie nienawidzisz. Przynajmniej wiem, że choć w tym względzie jesteśmy zgodni.

– I bardzo dobrze – zakończył Ravn.


Rycerz Gudmund szedł ścieżką prowadzącą od plebanii. Podniósł wzrok i na moment zwolnił kroku, bo to, co ujrzał, nie na żarty go zaniepokoiło.

Jego ukochana córka, Tova, rozmawiała z wysokim mężczyzną. Było coś groźnego w mrocznej postaci nieznajomego, jakby dopiero co wyłonił się z doliny cieni. Rycerz odniósł wrażenie, że rozmawiają ze sobą niezbyt przyjaźnie, chociaż mężczyzna pochylił się nad dziewczyną, a ona patrzyła mu prosto w twarz. Na widok tych dwojga jego serce napełniło się lękiem. Dlaczego stoją tak blisko siebie? Przynajmniej o pół kroku za blisko!

Gdyby nie to, że pewien był, iż widzą się po raz pierwszy, odniósłby wrażenie, że się bardzo dobrze znają.

Kiedy odwrócili się w jego stronę, rycerz wzdrygnął się z lękiem i lodowaty dreszcz przebiegł mu po plecach. Znał tego człowieka! Spotkał go przed kilkoma laty i nie raz słyszał, co o nim mówią. Wojownik Grjota, zabójca, najgroźniejszy i najbardziej bezwzględny ze wszystkich. Co on tu robi? Jego obecność nie wróży nic dobrego.

– Ojcze, to jest posłaniec od pana Grjota. Przybywa w pokojowych zamiarach.

– W takim razie witam! – rzekł rycerz i wyciągnął rękę do przybysza. – Mam nadzieję, że moja córka zajęła się wami, panie. Co prawda jest z natury dość porywcza i czasami zdarza się jej powiedzieć coś nieodpowiedniego, ale kierują nią szlachetne pobudki.