– Jeśli pozwolisz mi dopaść tego nikczemnika, dostanie, na co zasłużył.

– Ależ, ojcze, on przecież otrzymał rozkaz, żeby mnie zabić, a jednak puścił mnie wolno.

– A więc zostanie ukarany Grjot… Na razie jednak wolałbym nie wywoływać waśni między naszymi dworami, bo i bez tego dość mam zmartwień. Krążą pogłoski, że zostanie tu przysłany duński gubernator. Martwi mnie, co wówczas stanie się z nami? Zresztą Grjot podobno jest poważnie chory. Ponoć rana, jaką odniósł wtedy w lesie, nie chce się zagoić. Twierdzi, że musiałaś widzieć napastnika. Czy to prawda, córko?

Tova spuściła głowę.

– Widziałam tylko, jak Grjot osunął się trafiony, ale… nie zauważyłam sprawcy.

Matko Najświętsza, wybacz mi to kłamstwo!

– Powiedz, córeńko, jak to się stało, że byłaś świadkiem tego zdarzenia?

– Przypadkowo. Uciekałam do domu i po drodze natknęłam się na nich – wykręciła się dziewczyna.

Rycerz Gudmund przez długą chwilę nie spuszczał badawczego wzroku ze swej najmłodszej córki. Nic dziwnego, że ją tak kochał. „Czarna śmierć” zabrała mu trzech synów, a starsze córki były już prawie dorosłe, kiedy Tova przyszła na świat. Była jego jedyną nadzieją na to, że w przyszłości dwór nie dostanie się w obce ręce.

– Wobec tego wyślę do Grjota posłańca z wiadomością, że nie widziałaś, kto go zranił. Powiem też, iż sądziłaś, że zginął, bo inaczej na pewno udzieliłabyś mu pomocy. Ale… zdaje się, że chciałaś o czymś ze mną pomówić?

Tova opowiedziała o tym, co zdarzyło się w nocy.

– Wydaje ci się więc, że widziałaś już kiedyś tego mężczyznę? W takim razie to nie upiór, jak sobie wcześniej wmawiałaś. Ale wiesz dobrze, że sprawdziliśmy tę chatę. To prawda, że klucz przepadł w tajemniczych okolicznościach, gdyby jednak ktoś tamtędy chodził, pozostawiłby po sobie ślady. Øystein zaglądał do środka przez szparę i nie zauważył niczego podejrzanego.

Øystein, młody parobek, służył na dworze jako posłaniec Krążyły plotki, że jego prawdziwym ojcem jest rycerz Gudmund, a nie Arne Øysteinsson, ale Tova nie dawała temu wiary. Nigdy nie lubiła Øysteina, szczególnie raził ją bezczelny ton, jakim się do niej zwracał ostatnimi czasy.

Ojciec traktował go tak samo jak innych, a przecież gdyby plotki okazały się prawdą, właśnie on byłby spadkobiercą rycerskiego dworu. Nie, to niemożliwe, zresztą nie mogła sobie wyobrazić, by jej ojciec chciał mieć cokolwiek wspólnego z matką Øysteina, brudną plotkarą. Poza tym Tova była pewna, że jej dumna matka nie tolerowałaby obecności nałożnicy ojca na dworze. Plotki zresztą pojawiły się stosunkowo niedawno.

Głos ojca wyrwał ją z zamyślenia.

– Wiesz co, córko? Kiedy znów pojadę do miasta, przywiozę ze sobą wielce dostojnego gościa, który bardzo by chciał cię poznać, jednego z bliskich doradców starego króla Haakona.

Dziewczynie serce zabiło mocniej i poczuła, że się rumieni. Odsunęła się trochę i powiedziała:

– Ojcze, ja… – Zawahała się na moment i zaczęła jeszcze raz: – Ojcze, zdecydowałam, że pójdę do klasztoru.

– Co ty opowiadasz? – Rycerz uśmiechnął się niepewnie, nie kryjąc zaskoczenia.

– Mówię poważnie.

– Do klasztoru? Ty? Dlaczego?

– Tej decyzji nie podjęłam pochopnie, ojcze. Bardzo chcę wstąpić do zakonu.

– Ale jesteś jeszcze taka młoda – przerwał jej rycerz, ciągle nie dowierzając, że Tova mówi poważnie. – Taka piękna, całe życie przed tobą.

Czyżby? pomyślała Tova z rozpaczą. Co się stanie, jeśli wyjdę za mąż za mężczyznę wysokiego rodu i on się zorientuje, że poślubił zhańbioną pannę? Wybuchnie skandal nad skandale! Takie sprawy nie przechodzą bez echa nawet wśród pospólstwa.

Poczuła ścisk w sercu, przypomniawszy sobie beztroskie życie, jakie jeszcze niedawno wiodła. Wydało jej się nieludzkie porzucić ten świat i zamknąć się w klasztornych murach.

Tyle że beztroska już dawno musiała ustąpić miejsca bolesnej rozpaczy. Wszystkie marzenia o szczęśliwej przyszłości rozwiały się jak dym po tym, co zaszło w górach. Nie miała też wcale ochoty poślubić obcego mężczyzny. Nikogo nie zamierzała poślubić!

Tova czuła, że gdyby opowiedziała rodzicom o gwałcie, którego stała się ofiarą, potrafiliby ją zrozumieć. Ale coś w głębi duszy dziewczyny protestowało przeciwko takiemu rozwiązaniu.

– Pójdę do klasztoru, tak będzie najlepiej dla wszystkich – powiedziała z ciężkim sercem.

– Doprawdy, dziwnie się wyrażasz, córko – powiedział rycerz, patrząc badawczo na Tovę. – Czy coś ukrywasz przed nami, maleńka?

Popatrzyła na ojca przerażonym wzrokiem.

– Nie! Pomyślałam tylko, że skoro jedyne, czego pragnę, to służyć Bogu, nie powinnam się z nikim wiązać.

Rycerz westchnął ciężko.

– Porozmawiamy o tym później. Pozwól mi jednak przywieźć tu królewskiego doradcę. Poznasz go, może wówczas zmienisz zdanie.

Tova jednak nie podzielała optymizmu ojca.


Mniej więcej w tym samym czasie Ravn, przechodząc przez dziedziniec dworu Grindom, spojrzał w stronę fiordu. W głowie miał chaos, dręczyły go niespokojne myśli i nie uświadomiony lęk.

W wielkiej sali odbywały się tańce, ale Ravn nigdy nie brał udziału w zabawach. Teraz jednak został wezwany do Grjota i chcąc nie chcąc, musiał przejść przez salę pod obstrzałem spojrzeń ciekawskich. Niechętnie udawał się na rozmowę z chorym, któremu sam zadał ranę. Co prawda Grjot, niczego się nie domyślając, snuł przypuszczenia, że obaj zostali zaatakowani przez tę samą osobę. Sądził, że w chwili gdy się to stało, Ravn leżał bezsilny na łożu w izbie, skąd się potem zwlókł i wezwał pomoc.

Ciężkim krokiem Ravn przestąpił próg sali. Uczestnicy biesiady zamilkli i pośpiesznie ustąpili miejsca wysokiemu mężczyźnie, który sunął naprzód jak lunatyk. Jakaś kobieta przycisnęła do piersi dziecko, szepcząc mu do ucha:

– Nie wolno ci się zbliżać do tego człowieka. To niebezpieczny okrutnik!

Ravn nie zdawał sobie sprawy, jak porażającą trwogę wywołuje wśród innych ludzi jego obecność. Tego lata sposępniał i stał się jeszcze bardziej ponury. Zamknął się w sobie, w swoim własnym mrocznym świecie.

Grjot leżał w łożu blady, a jego twarz pokrywał perlisty pot.

– Podejdź, Ravn! Chcę z tobą porozmawiać.

Wojownik stanął przy łożu chorego opiekuna.

– Ale nie miej tak ponurego oblicza – próbował zażartować Grjot. – Bo już samym wyglądem płoszysz moich ludzi. Nie powinieneś się tak przejmować moją chwilową słabością. Wyjdę z tego! Żeby tylko ta piekielna rana zaczęła się goić. Teraz posłuchaj! Ale usiądź, bo nie lubię, kiedy ktoś patrzy na mnie z góry!

Zaczęło mu rzęzić w płucach i chwilę trwało, nim znowu mógł przemówić.

– Ravn, wiesz dobrze, że dzieje się coś niedobrego. Nieustannie napływają do mnie raporty o tajemniczych osobach, które tu węszą, tajnych spotkaniach, które natychmiast się kończą, ilekroć ktoś się zbliży. Przypomnij sobie, co wydarzyło się w wiosce w górach! To muszą być jacyś obcy, dlatego chcę, żebyś się udał do dworu rycerza Gudmunda – w pokojowych zamiarach – i zapytał, czy i oni zauważyli coś dziwnego. Wiesz, że w obliczu wspólnego zagrożenia nawet wrogowie się jednoczą.

– Zauważyli – odparł sucho Ravn, choć słowa Grjota nieoczekiwanie bardzo go wzburzyły.

– Tak? A skąd wiesz?

– Dziewczyna mi a tym opowiadała – odparł, ale imię córki rycerza nie przeszło mu przez gardło. – Podobno ktoś się kręcił w pobliżu starej chaty.

Jego głos brzmiał sucho i rzeczowo.

– W takim razie najlepiej będzie, jeśli wyruszysz od razu. A przy okazji rozeznaj się w sprawie przyszłości dziewczyny, która przecież jest już w takim wieku, że mogłaby wyjść za mąż. Okryta hańbą nie będzie przebierać ani grymasić. Przekaż rycerzowi, że mogę ją poślubić, nie zważając na wstyd. Jest nawet ładna. Może urodzi mi synów? Poza tym łatwiej mi będzie przejąć rycerskie dobra.

Ravn nabrał powietrze głęboko w płuca.

– Myślę, że nie jestem właściwą osobą do składania takich propozycji – odparł na pozór spokojnie, choć twarz mu pobladła.

– Rycerz przecież cię nigdy nie widział! Nie wie, że to ty pozbawiłeś czci jego córkę.

– Ale jego żona mnie widziała, kiedy zabrałem podstępem dziewczynę z domu.

– To trzymaj się z daleka od tej baby!

– Panie – odezwał się Ravn, wstając z łóżka. – Zapytam chętnie o to, czy mieszkańcy dworu Gudmunda nie zauważyli w okolicy czegoś podejrzanego, ale w swaty nie pojadę!

– Trudno. Może to i racja? Ale miej oczy i uszy otwarte! Oczekuję dokładnego meldunku. Resztę sam załatwię. Chyba że wolisz, bym wysłał kogo innego?

Ravn zwlekał z odpowiedzią.

– Właściwie jest mi wszystko jedno, mogę jechać – odparł w końcu i wysłuchawszy dokładnie rozkazów Grjota, opuścił izbę.

W dużej sali ludzie zbili się w grupki i rozmawiali o czymś z ożywieniem. Ravn, wytężywszy słuch, zorientował się, że mówią o młodej służebnej, którą podobno znaleziono martwą na dnie fiordu. Nikt nie miał wątpliwości, że targnęła się na swe życie z rozpaczy, porzucona przez dworskiego lekkoducha, który sprowadził na nią nieszczęście.

Ravn powoli torował sobie drogę przez ciżbę, czując w sobie wzbierający lęk, a może po prostu zwykłą niechęć wobec tych ludzi. Na ławie siedziały trzy trajkoczące kobiety.

– Dobrze jej tak – rzekła jedna z nich.

– Tak – zgodziła się z nią druga. – Samobójczyni… Teraz jej dusza nigdy nie zazna spokoju, będzie się smażyć w ogniu piekielnym.

Ta myśl najwyraźniej przypadła jej do gustu.

– Szkoda tylko, że wcześniej nie została ukarana – dodała trzecia. – Takie dziewki powinno się umieścić pod pręgierzem, rozszarpać albo ukamienować. Byłoby co obejrzeć!

Ravn zatrząsł się z gniewu. Gwałtownym ruchem chwycił za koniec ławy i uniósł ją w górę, nie pojmując, skąd wzięła się w nim taka irytacja. Plotkarki z przeraźliwym piskiem zsunęły się na ziemię.

– Byłyście przy tym? Łatwo czynić zaletę z cnoty, komuś kto nie jest narażony na żadne pokusy – rzucił złośliwie i opuścił salę, torując sobie drogę łokciami.