– Jakiś dżentelmen z Indii prosi o widzenie, panno Malvino – oznajmił.

Dziewczyna, świadoma, że potargane włosy spadają jej na ramiona i mokrą od łez twarz, odwróciła się do okna.

Lord Flore instynktownie zastąpił ją w obowiązkach i pierwszy ruszył na spotkanie człowiekowi, który pewnym krokiem wszedł do pokoju.

Przybysz był Hindusem, miał na sobie barwny narodowy strój, przykryty z wierzchu dosyć nieładną wełnianą marynarką. W ręku trzymał tajemniczą szkatułkę.

Kiedy podszedł do niego lord Flore, gość odezwał się w te słowa:

– Przyszedłem prosić córkę sahiba Maultońa o adres sahiba Sheltona Flore… – urwał raptownie. – Ale przecież… – spojrzał uważniej.

– Oto sahib Shelton Flore we własnej osobie! – wykrzyknął.

– Tak, to ja – potwierdził lord Flore. – Rozumiem, że już się kiedyś spotkaliśmy?

– Jestem Asaf, sahibie, osobisty sługa Jego Wysokości maharadży Kapinwaru.

– Ależ oczywiście! – wykrzyknął lord Flore wyciągając dłoń na powitanie. – Doskonale pana sobie przypominam. Jego Wysokość zapewne ma się dobrze?

Uśmiech zniknął z twarzy przybysza.

– Jego Wysokość nie żyje, sahibie.

– Nie żyje… – powtórzył lord Flore ze smutkiem. – Jakże przykro mi to słyszeć. Był wspaniałym człowiekiem i wybitnym władcą!

– Wybitnym władcą – przytaknął Hindus – dzięki sahibowi i sahibowi Maultonowi.

Malvina podczas tej wymiany zdań otarła łzy z twarzy i upięła włosy. Stanęła u boku lorda Flore.

– Ten człowiek przybył z daleka, aby mnie odnaleźć – oznajmił lord Flore zwracając się do Malviny. – Na imię ma Asaf, poznaliśmy się w Indiach.

Malvina podała gościowi rękę.

– Słyszałam, że wspomnieliście mojego ojca.

– Magnamus Maulton był bardzo dobrym człowiekiem – rzekł Hindus. – Przysłał sahiba Sheltona Flore do pomocy Jego Wysokości.

On nam pomógł i Jego Wysokość był za pomoc bardzo wdzięczny.

Malvina spojrzała na lorda Flore z uśmiechem.

– W jaki sposób pomogłeś maharadży?

– Znalazłem mu kopalnię diamentów – powiedział lord Flore po prostu.

Malvina spojrzała na niego z niedowierzaniem.

– Tak, to prawda – potwierdził Hindus. – Jego Wysokość życzył sobie wyrazić swoją wdzięczność. Zostawił to dla pana, sahibie, i zobowiązał mnie, żebym to przywiózł z Indii.

– Bardzo panu dziękuję, Asaf – rzekł lord Flore z szacunkiem. – Będę traktował upominek od Jego Wysokości jak najcenniejszy skarb.

Hindus rozejrzał się dookoła.

Ujrzawszy niewielki stolik przy jednym z foteli, podszedł tam i z uwagą ustawił na blacie szkatułkę, którą troskliwie piastował w dłoniach.

– Strzegłem jej z narażeniem życia, sahibie.

– Jestem niewymownie wdzięczny.

Hindus wydobył z jakiejś sekretnej kieszeni na piersiach złoty kluczyk. Z namaszczeniem przekręcił go w zamku szkatułki.

Malvina gotowa była iść o zakład, że w środku znajduje się statuetka jakiegoś bożka. Może przepięknie rzeźbiony tańczący Kriszna. Wiele widziała podobnych figurek przebywając w Indiach.

Ojciec dziewczyny miał nawet sporą kolekcję takich rzeźb, niektóre były zdobione cennymi kamieniami.

Hindus miękkim gestem położył dłoń na wieczku.

– Oto jest, sahibie – zwrócił się do lorda Flore – upominek od Jego Wysokości, przesłany wraz ze szczerymi podziękowaniami płynącymi z głębi serca, za wszystko, co sahib dla Jego Wysokości uczynił.

Lord Flore z powagą skłonił głowę.

Hindus wolno uniósł wieko szkatułki.

Malvina, pchana niepohamowaną ciekawością, zajrzała do środka. Doznała rozczarowania.

Piękna szkatułka wypełniona była brudnymi kamykami.

– Diamenty! – wykrzyknął lord Flore.

– Z kopalni, którą pan odkrył, sahibie – uzupełnił Hindus z triumfalną nutą w głosie. – Niektóre wyróżniają się szczególną wielkością, inne urodą, a wszystkie są wyjątkowo cenne!

– Czy to rzeczywiście dla mnie? – lord Flore nie mógł uwierzyć.

– Takie było ostatnie życzenie Jego Wysokości, sahibie. A w testamencie Jego Wysokość zaznaczył, że co roku dziesięć procent całego wydobycia należy do sahiba! – Asaf zaśmiał się krótko. – Sahib Maulton nazywał się Pan Dziesięć Procent, teraz sahib Flore zasłuży na to samo miano.

Lord Flore odzyskał zdolność mówienia.

– Trudno mi wyrazić, co czuję.

Malvina wyciągnęła rękę i dotknęła jednego z kamyków.

– To naprawdę diamenty? – spytała z powątpiewaniem.

– Najczystszej wody! Najpiękniejsze diamenty wydobywane w Indiach – zapewnił Asaf.

Na chwilę zapanowała cisza.

– Po tak długiej i niebezpiecznej podróży – odezwał się w końcu lord Flore – zapewne z przyjemnością pokrzepi pan siły przy stole i odpocznie nieco, nim porozmawiamy o śmierci Jego Wysokości i jego dla mnie uprzejmości.

– Z przyjemnością, sahibie.

– Proszę pójść ze mną. Jestem pewien, że sekretarz panny Maulton dopatrzy, by niczego panu nie zabrakło. Kiedy pan odpocznie, będziemy mogli porozmawiać.

Obaj mężczyźni wyszli na korytarz.

Malvina została sama. Ciągle nie dowierzając przyglądała się diamentom, trąciła palcem jeden, potem drugi.

Oszlifowane będą miały niewyobrażalną wartość.

Rozumiała doskonale, co oznaczał dla lorda Flore dziesięcioprocentowy udział w kopalni diamentów. Stale. Rok po roku.

Usłyszała zbliżające się kroki. Wstrzymała oddech.

Lord Flore wszedł i zamknął za sobą drzwi.

Przez długą chwilę stał bez słowa, przyglądając się dziewczynie.

Malvina nie przeczuwała, że blask słońca wpadający przez okno tworzy z jej złotych włosów świetlistą aureolę przeplataną ognistymi kosmykami.

Czekała, a jej spojrzenie wyrażało niepokój.

Wreszcie lord Flore się uśmiechnął. Wówczas mogła już być pewna, że nie ma się czego lękać.

Stała nadal bez ruchu, a on podszedł do niej blisko.

– Teraz mogę ze spokojnym sumieniem zapytać – odezwał się bardzo cicho. – Czy zechcesz, kochana, oddać mi swoją rękę?

Malvina na wpół roześmiała się, na wpół rozszlochała.

– Teraz… kiedy jesteś tak bajecznie bogaty… możesz ożenić się, z kim zechcesz… I z klasztoru Flore uczynić prawdziwy pałac…

– Nie odpowiedziałaś.

– Kocham cię – rzekła Malvina. – I… gdybym nie mogła zostać twoją żoną… nie miałabym po co żyć!

Objął ją ramieniem i przytulił.

– Zostaniesz moją żoną – powiedział. – I będziesz się zachowywała, jak przystało na prawdziwą damę. A pieniądze będziemy wydawali razem, tak żeby dzięki nim uszczęśliwiać ludzi.

– Podobnie jak… tatuś.

– Jemu zawdzięczam, że niosąc pomoc maharadży odkryłem złoża diamentów.

– Och, Sheltonie, to zupełnie jak w bajce…

A kiedy się pobierzemy, będzie nawet… szczęśliwe zakończenie!

– Bardzo szczęśliwe zakończenie! – przytaknął lord Flore zgodnie. – Pamiętaj tylko, że albo będziesz się zachowywała, jak powinnaś, albo będę się na ciebie gniewał jeszcze bardziej niż wczoraj!

– Powiedziałam już przecież… bardzo mi przykro i… przepraszam – przypomniała Malvina nieśmiało.

Lord przytulił ją mocniej, ale ponieważ nie odezwał się słowem, dziewczyna patrzyła na niego cokolwiek niepewnie.

– Obiecałam ci, że będę dokładnie taką żoną, jaką zawsze chciałeś mieć – przekonywała.

– Poskromiłeś tygrysicę.

– Bardzo w to wątpię – westchnął lord Flore – ale chyba będę miał możliwość sprawować nad nią jakąś kontrolę.

– W jaki sposób…? – spytała Malvina nieco nerwowo.

– Poprzez miłość! – odparł lord Flore. – Miłość, która mi uświadomiła, kochanie, że nie potrafię żyć bez ciebie, że bez względu na to, jak bardzo jesteś niesforna, nie mogę ci się oprzeć.

– Och, Sheltonie, to… najcudowniejsze słowa, jakie mi kiedykolwiek powiedziałeś! – wykrzyknęła Malvina.

– Nie zamierzam na tym kończyć. Nie masz pojęcia, najdroższa, jaką torturą było dla mnie milczenie. Przecież od chwili gdy cię ujrzałem, miałem nieodpartą chęć sławić twoją urodę i na cały świat głosić, jak mocno cię uwielbiam.

– To znaczy… Chcesz powiedzieć… że kochasz mnie od dawna?

– Pokochałem cię od pierwszego wejrzenia – rzekł lord Flore – ale nie miałem ci nic do zaoferowania, a nie chciałem mieć żony bogatszej od siebie!

– Ale… tak naprawdę… chciałeś się ze mną ożenić? – spytała Malvina. – Powiedziałeś to, zanim przyszedł ten Hindus.

– Jak mógłbym pozwolić, by córka Magnamusa Maultona w podobny sposób marnowała życie? – spytał lord Flore retorycznie. – Potrafiłaś sprowokować tyle kłopotów, choć byłem w pobliżu. Bóg jeden wie, co by się działo, gdyby mnie tu nie było.

– Teraz, kiedy wiem, że mnie kochasz, nie będę już sprawiała kłopotów – obiecała Malvina.

– Mój kochany… mój kochany Sheltonie, niczego nie pragnę bardziej, tylko byś ty był szczęśliwy… i żebyś mnie kochał!

Oparła policzek na jego ramieniu.

– Sheltonie! – wykrzyknęła nagle. – Przyszedł mi do głowy wspaniały pomysł!

– Co takiego?

– David i Rosette mogą zamieszkać w moim domu, dopóki nie będą mieli własnego, a ja przeprowadziłabym się do klasztoru Flore!

Dobrze? I proszę… czy moglibyśmy tego dokonać jak najszybciej?

– Jeśli o mnie chodzi, im szybciej, tym lepiej, kochanie. Chcę cię mieć przy sobie w każdej minucie dnia i nocy.

– Żeby zyskać pewność, że nie robię nic… szalonego ani złego? – przekomarzała się Malvina.

– Nie. Raczej po to, bym mógł ci mówić o swojej miłości i upewniać się, że ty kochasz mnie.

Niespodziewanie odsunął dziewczynę od siebie.

– Co się stało…? – spytała Malvina niepewnie.

– Dlaczego patrzysz na mnie… tak dziwnie?

– Ilu mężczyzn cię całowało?

– Nikt oprócz… ciebie.

Lordowi Flore rozbłysły oczy.

– Chcę, żebyś mnie pocałowała – rzekł bardzo cicho.

Malvina przysunęła się do niego blisko, ale on nadal stał bez ruchu.

Uniosła ku niemu twarz.

– Czekam – odezwał się lord Flore. – Obiecałaś być mi posłuszną.