– Nie mogę przecież wziąć udziału w podobnym wyścigu – wróciła do tematu.

– Jeśli pani odmówi – westchnął sir Mortimer – wówczas sir Hector, który jest człowiekiem o zmiennym charakterze, zatrzyma pieniądze w kieszeni. Dla lady Laker może co nieco z nich skapnie, lecz ochronka nie otrzyma nic.

Malvina nie potrafiła się zdecydować.

– Musi być jeszcze ktoś poza mną.

– Nie znam nikogo innego, kto by powoził tak doskonale i miał tak wspaniałe konie – powtórzył sir Mortimer.

Malvina odniosła wrażenie, że mówił szczerze.

Nie miała jednak ochoty angażować się w całe przedsięwzięcie, a przy tym wszystkim nie bez znaczenia był fakt, że nie darzyła sympatią sir Mortimera.

– Jeżeli pożyczę panu konie, znajdzie pan kogoś innego, by nimi powoził?

– Przypuszczam, że istnieją kobiety niemal dorównujące pani umiejętnościami – rzekł sir Mortimer – ale nie ma czasu, aby je odnaleźć.

Poza tym czy jest pani przygotowana na ryzyko oddania swoich cudownych koni w obce ręce?

Malvina westchnęła.

– Wszystko to wydaje mi się bardzo dziwne – rzekła. – Razem z babcią nie wybieramy się z powrotem do Londynu przed jutrzejszym obiadem.

– Gdyby pani wyjechała jutro wcześnie rano – zapalił się sir Mortimer – byłaby pani w Londynie po dwóch godzinach z niewielkim okładem. Wyścig zaczyna się punktualnie w południe.

Bez kłopotów zdążyłaby pani na Berkeley Square przed herbatą o piątej.

– Gdzie ma się odbyć ten wyścig? – spytała Malvina.

Na twarzy sir Mortimera dostrzegła pewność, że już przystała na jego prośbę. Złościło ją to, lecz rzeczywiście nie bardzo potrafiła odmówić.

– Plan przewiduje, że pani i lady Laker wystartujecie w Regent's Park i będziecie powoziły do pewnego domu zbudowanego na odleglejszym krańcu Potters Bar. Wszystko nie powinno zająć dłużej niż godzinę. Po przybyciu na metę będzie pani mogła zjeść obiad, odebrać nagrodę i wrócić do Londynu. – W głosie sir Mortimera brzmiała triumfalna nuta.

– Czy jest pan pewien, że sir Hector nie przeznaczy pieniędzy na ochronkę, jeśli nie podejmę wyzwania?

– Na pewno odwoła wszystkie postanowienia powzięte w związku z jutrzejszym dniem.

Może każe zorganizować jakiś inny wyścig kiedy indziej, trudno to przewidzieć. Należy on do tych ludzi, którzy dziś odnoszą się do jakiegoś projektu entuzjastycznie, a jutro nie poświęcą mu nawet jednej myśli.

Malvina rozumiała słowa sir Mortimera aż nadto dobrze.

Na dłuższy czas zaległa cisza.

– Cóż… – odezwała się wreszcie dziewczyna – sądzę, że chyba… mogłabym przystać…

– Wiedziałem, że będzie pani zainteresowana!

Kiedy oznajmiłem sir Hectorowi, że poproszę panią, by zechciała stanąć w szranki z lady Laker, stwierdził stanowczo, że nikt nie może jej pobić. „Chociaż… z córką Magnamusa Maultona… to by był z pewnością porywający wyścig!”, tak powiedział.

Malvina podjęła decyzję.

– Dobrze. Przyjmę to wyzwanie, mimo że jestem pewna, iż babcia nie wyrazi zgody.

– A po cóż ją niepokoić? – zapytał szybko sir Mortimer.

– Sugeruje pan, bym jej nic nie mówiła?

– Opowie pani o wszystkim przy popołudniowej herbacie – uspokajał sir Mortimer. – Uwielbiam hrabinę Daresbury i jestem pewien, że byłoby ogromnym błędem pozostawiać ją na cały dzień w niepokoju, czy nie zdarzy się jakiś wypadek albo czy się pani nie przemęczy…

Można tego łatwo uniknąć.

Podniósł się z sofy, jak gdyby stojąc łatwiej mu było zebrać myśli.

– Zabiorę panią do Londynu – zaczął. – Wyjedziemy około wpół do ósmej, zanim jeszcze pani babka zostanie obudzona. Zostawimy liścik z kilkoma słowami wyjaśnienia, że wezwało panią niespodziewane zobowiązanie, ale na popołudniową herbatę będzie pani z pewnością na Berkeley Square.

Rozłożył szeroko ręce ukazując wymownym gestem, jak proste jest całe przedsięwzięcie.

– W ten sposób nie będzie się martwiła, a pani nie musi nikomu o niczym wspominać, dopóki nie wróci do domu.

– Tak… rzeczywiście… to zupełnie możliwe… – rozważała Malvina.

– Sama pani doskonale wie, jak starsze panie potrafią człowieka zamęczać, szczególnie jeśli chodzi o kogoś tak cennego dla nich jak pani dla swojej babki! – ciągnął sir Mortimer. – Dobrze radzę: niech pani robi to, co pani serce nakazuje, a z babką rozmawia później.

Malvina spodziewała się po nim takiego rozumowania.

– Nie lubię mieć sekretów przed babcią – oświadczyła.

Ależ była hipokrytką! Przecież nie wspomniała babce ani słowem o planach stworzenia toru wyścigowego! Poczuła wyrzuty sumienia.

– Cóż – powiedziała z lekkim wahaniem – zgadzam się spełnić pańską prośbę.

Zapewne będzie pan chciał tutaj przenocować?

– Przybyłem wynajętym powozem z rozstawnymi końmi. Rzeczywiście bardzo mi nie na rękę wracać teraz do Londynu i znów jechać tutaj wczesnym rankiem.

Niespodziewanie Malvina wybuchnęła śmiechem.

– Przejrzałam pana na wylot! Zdecydował pan wprosić się na moje przyjęcie nie bacząc, że mi to nie w smak!

– Musi pani wybaczyć… że okazałem się intruzem – sir Mortimer spojrzał na nią pokornie – lecz bardzo mi zależy, by pani wygrała ten wyścig.

– Ja również bym sobie tego życzyła. – Malvina wstała. – Powinnam zaprosić przyzwoitkę, skoro mam jechać z panem.

– Proszę czynić, jak pani uważa za stosowne, ale jeżeli pojedziemy najszybszym pani faetonem, który jest moim zdaniem nawet lżejszy od powozu lady Laker, będziemy się w nim strasznie tłoczyć.

Trudno było odmówić mu racji. Malvina doskonale zdawała sobie sprawę, że obojgu im będzie bardzo niewygodnie, jeśli zabiorą ze sobą jeszcze jedną osobę.

Chyba niepotrzebnie robiła wiele hałasu o nic. Przecież w końcu miała jechać do własnego domu w Londynie. Dwie osoby do towarzystwa: gospodyni oraz pan Cater wystarczą, by na miejscu nie uchybić etykiecie ani przyzwoitości. A w czasie podróży będzie im przecież towarzyszył parobek. Mogła poprosić Hodgsona, by wysłał z nią któregoś ze starszych, bardziej godnych zaufania służących.

„W takich warunkach sir Mortimer nie będzie miał okazji próbować żadnej ze swoich sztuczek” – pomyślała.

Poszła na górę, by zdjąć czepeczek i poprawić włosy.

Po zejściu z powrotem na dół zastała sir Mortimera, z niebywałą galanterią spełniającego każdą myśl babki oraz lady Langley.

Dopiero teraz miała okazję się przekonać, że jeśli mu zależy, potrafi być czarujący.

Nawet babka, która przecież podkreśliła kiedyś wyraźnie, że nie lubi tego człowieka, teraz musiała ulec jego urokowi, trudno bowiem było zachować obojętność wobec tak szczodrych komplementów i chętnych usług.

Sir Mortimer był na każde skinienie obu starszych pań przez całe popołudnie.

Podczas wizyty w klasztorze Flore nie uczynił ani jednej nieprzyjemnej uwagi pod adresem gospodarza. Właściwie schodził mu z drogi, a nawet chwalił zalety i zniewalający urok wiekowego zamku.

Malvina zauważyła, że lord Flore był zdziwiony widokiem sir Mortimera, ale nie miał szczególnej okazji dać temu wyraz, gdyż goście z takim zajęciem zaangażowali się w oglądanie przepięknego klasztoru, że dwaj antagoniści nie mieli kiedy zamienić słowa na osobności.

Po zwiedzeniu pięknych, choć cokolwiek zaniedbanych komnat, dotarli do kaplicy.

– Wówczas Malvina niespodziewanie zdała sobie sprawę, że nie ma z nimi Davida Andovera oraz Rosette. Domyśliła się, że hrabia chciał pokazać dziewczynie swoją pracę wykonywaną w pokoju opata i dlatego pozostali w tyle.

Lady Langley zorientowała się w zniknięciu młodych dopiero w galerii obrazów.

– Gdzie Rosette? – zapytała. – Taka jest zainteresowana malarstwem… Z pewnością bardzo chciałaby zobaczyć te wyjątkowe dzieła sztuki.

– Może pójdę jej poszukać? – zaoferowała się Malvina. – Nietrudno się zgubić w takim dużym domu.

Lady Langley jednak już nie słuchała, zajęta czymś zupełnie innym. Lord Flore zwrócił jej uwagę na włoskie arcydzieło, które, choć wymagało odrestaurowania, nadal olśniewało oryginalnym pięknem.

Przez całą wizytę w klasztorze Flore Malvina nie znalazła okazji, by zamienić z gospodarzem choćby jedno słowo na osobności.

Wróciwszy do wielkiego hallu, towarzystwo natrafiło na hrabiego i Rosette.

– Tak mi przykro, ciociu – odezwała się dziewczyna – zostałam z tyłu, ale czułam się nieco zmęczona po wczorajszych tańcach do późnej nocy.

– Jestem pewna, że będziesz mogła przyjechać i obejrzeć pozostałą część domu innym razem – rzekła lady Langley – ale żałuj, że nie widziałaś galerii obrazów.

– Pozwoli mi pan, mam nadzieję, zajrzeć jeszcze któregoś dnia – zwróciła się Rosette do lorda Flore.

– Proszę się tu czuć jak u siebie – odparł gospodarz grzecznie.

Malvina pomyślała z zadowoleniem, że wreszcie stara się być miły dla ślicznej dziedziczki.

Wsiedli wszyscy do powozu, który miał ich zawieźć z powrotem do Maulton Park.

– To zawsze przykry widok, gdy piękny stary dom znajduje się w takim strasznym stanie! – stwierdziła lady Langley. – Dlaczego lord Flore nie sprzeda kilku obrazów, by w ten sposób uzyskać pieniądze na renowację?

– Sądzę, że stary lord, w odwecie za jego zachowanie, upewnił się, by nawet najdrobniejsze przedmioty zostały objęte majoratem – wyjaśniła hrabina Daresbury.

– Ach tak, to zrozumiałe – zgodziła się lady Langley. – Zupełnie zapomniałam. Rzeczywiście zachował się przecież karygodnie.

– Co takiego zrobił? – zapytała Rosette.

Wyglądała w owej chwili wyjątkowo młodo i niewinnie.

W powozie zaległo pełne zakłopotania milczenie.

Na szczęście sir Mortimer opowiedział jakąś anegdotę zupełnie nie związaną z tematem, towarzystwo w śmiechu zapomniało o poprzedniej sprawie.

Malvina była mu szczerze wdzięczna.

Pomimo to, kiedy zeszła na dół o wpół do ósmej następnego ranka, czuła na sercu ołowiany ciężar winy.

Babce z całą pewnością by się nie spodobał ten dziwaczny wyjazd do Londynu – nie dosyć, że w towarzystwie sir Mortimera, to jeszcze po to, by uczestniczyć w wyścigu. A lord Flore protestowałby przeciwko tej wyprawie zapewne jeszcze gwałtowniej niż ona.