– Dlaczego mnie zaniedbujesz, Sheltonie? – spytała z wyrzutem. – Usłyszałam, że będziesz tu dzisiaj i z niecierpliwością oczekiwałam spotkania.
Lord Flore wstał.
– Charlotte! Nie wiedziałem, że wróciłaś do Anglii.
– W zeszłym miesiącu. Spodziewałam się zastać cię w Londynie.
– Mieszkam na wsi – wyjaśnił lord Flore enigmatycznie.
– Czy to ważne gdzie? Ważne, że wreszcie się odnaleźliśmy.
Wzniosła ku niemu oczy. Zarówno spojrzenie, jak i cała jej postawa wyrażały bardzo wiele.
Malvina, do tej pory wpatrzona w owo piękne zjawisko jak urzeczona, podniosła się teraz i odeszła. Nie chciała przeszkadzać.
Jeżeli takie właśnie kobiety admirował lord Flore, to traciła czas próbując znaleźć dla niego posażną niewinną panienkę.
W czasie podróży z ojcem poznała w Indiach i w różnych innych krajach całego świata wiele pięknych kobiet. Niektóre z nich podobne były w typie do Charlotte. Nie pozostawiały najmniejszych wątpliwości, że każdy przystojny mężczyzna ma u nich szanse.
Przypominała sobie, że przemawiały do ojca dokładnie w taki sam sposób. Pozostawały gotowe na każde jego skinienie. Tyle że za życia matki dla ojca inne kobiety mogły w ogóle nie istnieć, a po jej śmierci w każdej, nawet najpiękniejszej i najbardziej inteligentnej, szukał utraconej żony i w rezultacie żadną nie był zainteresowany.
Teraz Malvina zyskała w głębi duszy przekonanie, że lord Flore musiał być zaangażowany w affaire de coeur z Charlottą, która „wreszcie go odnalazła”. Poczuła w sobie gniew na niego i niejasną urazę, bo bliska znajomość takiego rodzaju niechybnie musiała kolidować z jego pracą nad torem wyścigowym.
Jakiś czas później, kiedy już nieco ochłonęła, rozejrzała się po sali balowej. Ani lorda Flore, ani Charlotte nigdzie nie zauważyła. Zapewne ukryli się w jakimś odosobnionym miejscu.
Być może, lord Flore komplementował tę szmaragdowooką piękność i zapewniał ją o swojej miłości.
Kobieta ta miała na głowie diadem, a więc bez wątpienia była mężatką. Lord Flore niepotrzebnie tracił czas.
Malvina przemyślała całą sprawę raz jeszcze.
Tak, rzeczywiście wzbudzało w niej niechęć jakiekolwiek zajęcie lorda Flore, które nie mogło mu pomóc w walce o jak najszybsze odbudowanie dawnej świetności zamku i majątku.
Tańce dobiegły końca, a ona nadal nie potrafiła się skupić na niczym innym.
Goście mieszkający w sąsiedztwie zaczęli się rozjeżdżać.
W pewnej chwili podeszła do Malviny Charlotte.
– Dziękuję, panno Maulton, za uroczy wieczór. Cudownie się bawiłam!
Spojrzała w stronę, gdzie lord Flore czekał na hrabiego Andovera.
Odwróciła się od Malviny i z wyciągniętą ręką podeszła do niego.
– Sheltonie, najdroższy, nie zapomnisz, co mi obiecałeś? Będę niecierpliwie czekała na wiadomości.
– Nie zapomnę, Charlotte. Dobrej nocy – rzekł lord Flore całując jej dłoń.
Towarzystwo powoli opuszczało gościnny dom.
Lord Flore z niejakim trudem przekonał hrabiego, że pora wychodzić, gdyż młody człowiek nie potrafił zakończyć rozmowy z roześmianą Rosette.
Dziewczyna wyglądała prześlicznie.
Malvina pomyślała, że lord Flore musiał chyba postradać zmysły, jeśli wołał taką Charlotte od Rosette i jej fortuny.
– To był wspaniały wieczór, wspaniały! – zachwycał się hrabia Andover rozanielony. – Może zechce pani jutro przyprowadzić gości do klasztoru Flore? Chciałbym pokazać Rosette efekty swojej pracy.
Malvina odpowiedziała uśmiechem.
– Mam nadzieję – zwróciła się do stojącego obok lorda Flore – że jest pan w odpowiednim ku temu nastroju.
– David i ja będziemy zachwyceni mogąc gościć panie przed obiadem lub zaraz po nim.
Malvina nie zdołała powstrzymać uśmiechu.
Wiedziała, że w klasztorze Flore nie ma kto gotować. Stara żona majordomusa, która była na służbie co najmniej od pięćdziesięciu lat, bardzo się wprawdzie starała, ale z ledwością dawała sobie radę z gotowaniem dla dwóch domowników i męża.
– Spodziewam się – rzekła Malvina – że jutro, jak zazwyczaj w niedzielę, pojadę z babcią do kościoła, tak więc zajrzymy w odwiedziny raczej po obiedzie.
– Będę oczekiwał – powiedział lord Flore – i dziękuję za wyśmienitą kolację, panno Maulton.
Jak zwykle w obecności innych ludzi zwracał się do niej bardzo oficjalnie. Malvina zastanowiła się, do jakiego stopnia go to bawi.
Po odjeździe panów poszła wraz z Rosette na piętro.
– Nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę klasztor Flore – emocjonowała się dziewczyna.
– Tyle o nim słyszałam…
– Ja także z chęcią odwiedzę to piękne miejsce – rzekła Malvina – ale większość panów, jak sądzę, będzie wolała się wybrać na konną przejażdżkę.
Kiedy stanęły pod drzwiami sypialni Rosette, dziewczyna impulsywnie ucałowała Malvinę w policzek.
– To był cudowny wieczór – wyznała rozpromieniona. – Nigdy się me bawiłam tak wspaniale. – Mówiła, bez wątpienia, najzupełniej szczerze.
Kilka chwil później Malvina, nareszcie sama we własnej sypialni, bardzo by chciała móc powiedzieć to samo.
Nie mogła się pozbyć uczucia, że czegoś jej brakowało… coś bardzo jej przeszkadzało… lecz nie wiedziała co.
W końcu przecież Rosette, hrabia Andover oraz oczywiście dama o imieniu Charlotte z pewnością świetnie się bawili.
Jeszcze długo zamiast zasnąć, myślała o pewnych szmaragdowozielonych oczach.
Następnego ranka wszyscy zaspali na śniadanie.
Kiedy Malvina wraz z babką oraz lady Langley ruszały do kościoła, żadna z dziewcząt nie zeszła jeszcze na dół.
Po powrocie hrabina i lady Langley poszły na górę, odpocząć nieco przed wyprawą do klasztoru Flore, Malvina natomiast miała zamiar w salonie oczekiwać gości wracających ze śniadania. Ku swemu ogromnemu zdumieniu zastała tam sir Mortimera Smithe'a.
– Co pan tu robi? – zapytała ostro.
– Musiałem się z panią widzieć – rzekł. – W bardzo ważnej sprawie. – W jego głosie dało się wyczuć przedziwne napięcie.
Malvina obrzuciła sir Mortimera uważnym spojrzeniem.
Czyżby jakimś niewiadomym sposobem dowiedział się o spłaceniu długów hrabiego? Albo odkrył zamiar budowy toru?
– Tutaj może nam ktoś przeszkodzić – podjął takim samym intrygującym tonem. – Proszę mnie zaprowadzić gdzieś, gdzie będziemy mogli porozmawiać bez przeszkód.
Malvina otworzyła drzwi przy kominku, prowadzące do mniejszego, choć rzadko używanego, to jednak przepysznie urządzonego pokoju. Jak wszystkie pomieszczenia w domu ozdobiony był świeżo ciętymi kwiatami, których woń napełniała powietrze słodkim aromatem.
Sir Mortimer wszedł za dziewczyną i starannie zamknął drzwi.
– Co to wszystko ma znaczyć? – spytała Malvina ostro. – Trudno mi wyobrazić sobie powód, dla którego musiałby mnie pan odnajdywać aż tutaj.
– Podążyłem za panią, ponieważ mam dla pani wieści nie dość, że interesujące, ale wręcz fascynujące!
– Cóż to takiego?
Mimo że dziewczyna stała, i to niedaleko wejścia, sir Mortimer rozsiadł się na sofie przy kominku.
– Proszę, niech pani usiądzie przy mnie.
Obawiam się, by nas ktoś nie podsłuchał.
– Zupełnie nie mogę pojąć przyczyny pańskiego zachowania – rzekła Malvina zirytowana.
– Proszę mi pozwolić powiedzieć najpierw, że pani stajenni przyprowadzili wczoraj wieczorem sześć koni, które kupiła pani od markiza Ilminstera.
Malvina poczuła się trochę winna. Tak bardzo była zajęta organizowaniem przyjęcia i tańców, że zapomniała spytać, czy konie dotarły do domu.
Nagle słowa sir Mortimera dotarły do niej w pełni.
– Powiedział pan: sześć? – zdziwiła się głośno – A co z pozostałymi dwoma?
– O tym właśnie zamierzam pani opowiedzieć.
Kazałem je zatrzymać w Londynie.
– Pan kazał je zatrzymać w Londynie… – powtórzyła Malvina. – A dlaczego to, jeśli mogę wiedzieć, ingeruje pan w moje sprawy?
– Miałem ku temu bardzo ważny powód – odparł. – Wiem, że będzie pani poruszona do głębi.
Malvina przyglądała się sir Mortimerowi bez słowa.
Wyświadczył jej przysługę przekazując wcześniej informację o sprzedaży tak wspaniałych koni, to prawda, pod żadnym jednak pozorem nie miał prawa zmieniać podjętych przez nią postanowień.
– Te dwa konie, które rozkazałem stajennemu markiza zatrzymać w Londynie – podjął sir Mortimer – to najlepsze sztuki, jakimi markiz kiedykolwiek powoził.
Ponieważ Malvina najwyraźniej nie miała zamiaru komentować tego stwierdzenia, sir Mortimer, po chwili ciszy, podjął wątek:
– Wierzę, że jeśli pani będzie nimi powozić w jutrzejszym wyścigu, mając za przeciwniczkę lady Laker, odniesie pani spektakularne zwycięstwo.
A nagrodą jest tysiąc gwinei przeznaczonych na wybitnie szlachetny cel.
– Nie rozumiem, o czym pan mówi!
– To zupełnie proste. Jeden z moich przyjaciół, sir Hector, postanowił przeznaczyć tysiąc gwinei na nagrodę dla tego, kto zdoła pobić lady Laker powożącą jego najlepszymi końmi zaprzężonymi do faetonu, który właśnie skonstruował.
Malvina chciała przerwać, lecz sir Mortimer nie dał jej dojść do słowa.
– Drugi tysiąc gwinei zostanie ofiarowany na stworzenie londyńskiej ochronki dla nieszczęsnych podrzutków i opuszczonych przez rodzinę dzieci nędzarzy. Dzieci, które inaczej czeka śmierć z zimna lub głodu.
Sir Mortimer wyciągnął ku Malvinie dłoń w błagalnym geście.
– Nie znam nikogo prócz pani, kto powozi tak dobrze, by miał szansę pobić lady Laker.
Nie wiem też, kto inny dysponowałby odpowiednimi ku temu końmi.
– Skąd pan wie, że dobrze powożę? – zdziwiła się Malvina.
– Czy sądzi pani, że cokolwiek, co pani dotyczy, mogłoby dla mnie pozostać osłonięte mgłą tajemnicy? – uśmiechnął się sir Mortimer.
– Wspaniale pani powozi, doskonale jeździ konno, zna obce języki, a poza tym wszystkim jest pani odurzająco wprost piękna!
Słowa sir Mortimera wprawiły Malvinę w niejakie zakłopotanie.
"Poskromienie Tygrysicy" отзывы
Отзывы читателей о книге "Poskromienie Tygrysicy". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Poskromienie Tygrysicy" друзьям в соцсетях.