„Powinnam była urodzić się chłopcem” – rozmyślała Malvina smutno.

Magnamus Maulton zawsze chciał mieć syna.

Gdyby nie była dziewczyną, wówczas z pewnością ktoś pokochałby ją dla jej własnych zalet, a nie dla pieniędzy ojca.

„A tak, chyba nie mam na to szans” – rozważała przygnębiona.

Nagle uderzyła ją okropna myśl.

Nawet jeśli kiedykolwiek się zdecyduje wyjść za mąż, nigdy nie będzie zupełnie pewna, czy wybranek poprosiłby ją o rękę, gdyby nie miała do zaoferowania nic prócz siebie samej.

Dziewczyna próbowała zapomnieć o tym nieszczęsnym dylemacie.

Odetchnęła głęboko i weszła do salonu.

Zastała tam Rosette Langley wraz z ciotką i kilku dżentelmenów czekających, by powitać gospodynię.

Dużo później tego samego wieczoru Malvina spoglądała po gościach siedzących przy kolacji.

Mogła być dumna ze swego pierwszego przyjęcia w Maulton Park.

Babka oraz lady Langley, wystrojone w diademy, skrzące naszyjniki i migocące bransolety, wprost olśniewały na tle reszty towarzystwa.

Rosette ograniczyła biżuterię do skromnego sznureczka pereł. Inne dziewczęta postąpiły podobnie. Prawdziwą ich ozdobę stanowiły kwiaty – wpięte nad skronią, wplecione we włosy czy przypięte do sukni, dzięki czemu panny same stały się podobne kwiatom.

Malvina dołożyła wszelkich starań, by jej goście świetnie się bawili, stąd, wziąwszy przykład z matki, przydzieliła u stołu miejsca nie zwracając uwagi na pozycję gościa w towarzystwie.

Posadziła każdego tam, gdzie, jej zdaniem, miał szansę czuć się najlepiej.

Po głębszym namyśle zadecydowała nie sadzać Rosette obok lorda Flore, gdyż domyśliła się, że dziewczynie taki towarzysz przy stole może się wydać nieco zbyt dominujący.

Umieściła lorda Flore prawie naprzeciw dziewczyny.

Doszła do wniosku, że w ten sposób będzie mógł w pełni docenić urodę kandydatki na żonę. U boku Rosette umieściła Davida Andovera, a po drugiej stronie innego, równie młodego dżentelmena.

Sama usiadła po lewej ręce lorda Flore.

Z prawej miał za sąsiadkę dziewczynę dwudziestoletnią, dosyć swobodną w obyciu, może nawet nieco zalotną i bardzo gadatliwą. Była to zupełnie miła osoba, tyle że bez grosza przy duszy. Czyniła starania, by się wydać za pewnego przystojnego mężczyznę, również obecnego na przyjęciu, starszego syna markiza Frome – faworyta wszystkich ambitnych matek.

Malvina tańczyła z nim kilkakrotnie i oceniła jako wyjątkowo próżnego zarozumialca.

Postanowił już, że wstąpi w związek małżeński dopiero jako mężczyzna w średnim wieku.

Na razie poświęcał czas na zabawy, przyjęcia, jazdę konną i polowania na lisy w doborowym gronie. Malvina miała dołączyć do tej niewątpliwej elity najbliższej zimy.

Rozejrzała się wokół raz jeszcze. Towarzystwo obecne na kolacji składało się niemal z samych ludzi młodych, było barwne i cieszyło oko.

Panowie wystroili się wyjątkowo elegancko.

Przyciągały wzrok fantazyjnie wiązane fulary, końce kołnierzyków sterczące wysoko pod szyją. Od dołu dominowały wąskie proste spodnie, koniecznie czarne, od czasu do czasu widać było bryczesy do kolan i jedwabne męskie pończochy, którą to modę wprowadził król, będąc jeszcze księciem regentem.

Zaraz po kolacji w jednej z komnat niewielki zespół muzyków zaczął przygrywać do tańca.

Pan Cater, z naturalną u niego perfekcją, zrealizował każdą sugestię Malviny.

Na następny wieczór dziewczyna kazała zatrudnić znaczniejszą orkiestrę do sali balowej.

W tak krótkim terminie nie mogła zawiadomić większej liczby gości, lecz rozsyłając parobków w cztery strony świata już otrzymała pięćdziesiąt twierdzących odpowiedzi na zaproszenie na jutrzejszy bal.

– Musimy mieć kotyliona – oznajmiła panu Caterowi – ze wspaniałymi prezentami dla dam.

Pan Cater zanotował jej życzenie.

– Królowi tak się spodobała wizyta w Szkocji – ciągnęła dziewczyna – że teraz, idąc w jego ślady, wiele osób chętnie tańczy żywe szkockie tańce.

Pan Cater najął kobziarza.

„Musimy dzisiaj wcześnie położyć się spać – pomyślała Malvina siedząc przy stole – inaczej jutro o wpół do siódmej będę strasznie zmęczona”.

– O czym myślisz? – zapytał cicho lord Flore.

– O jutrzejszym ranku – odparła zniżonym głosem.

– Jeżeli zaśpisz, zrozumiem.

– Waśnie myślałam, że powinniśmy wszyscy iść wcześniej do łóżek. – Zniżyła głos jeszcze bardziej. – Co o niej myślisz?

Lord Flore nie udawał, że nie rozumie.

Spojrzał przez stół na Rosette, z szeroko otwartymi oczyma zasłuchaną w słowa Davida Andovera.

Malvinie przyszło na myśl, że dziewczyna niewiele się odzywa.

Lord Flore także milczał.

– Jest śliczna! – powiedziała Malvina.

– Nieopierzona i kompletnie bez wyrazu!

– Przecież tego właśnie chciałeś.

– To prawda. Zastanawiam się jedynie, o czym byśmy rozmawiali w długie zimowe wieczory.

– Ty byś mówił, a ona by słuchała! – rzekła Malvina drwiąco. – Od czasu do czasu przerywałaby twój monolog zachwytami nad niepowszednim umysłem męża.

– Oczywiście, masz rację – zgodził się lord Flore gładko. – Doskonałe zakończenie do romantycznej powieści.

Spojrzał na nią wymownie i dodał:

– Ciekaw jestem, jak ty zakończysz swoją historię.

– Jesteś przekonany, że nie będzie romantyczna?

Przypomniały jej się w tym momencie własne obawy, że nie zdoła uwierzyć żadnemu mężczyźnie. Zawsze będzie się doszukiwała w oznakach uczucia jedynie płaskiej miłości do pieniędzy.

Lord Flore powinien był teraz ją pocieszyć, nawet jeśli było to niezgodne z prawdą, że dzięki jej urodzie i wdziękowi osobistemu mężczyzna, którego wybierze na męża, pokocha ją niezawodnie.

Lecz on zamiast tego powiedział:

– Moim zdaniem bardzo trudno ci będzie oddzielić ziarna od plew. Jesteś zbyt młoda, by brać na siebie taką odpowiedzialność.

Malvina zesztywniała.

– Mam przez to rozumieć, że jestem za głupia, by wiedzieć, który mężczyzna zaleca się do mnie ze względu na majątek ojca?

– Jesteś bardzo mądra – zaprzeczył lord Flore – ale kobietę nietrudno oszukać. Aby się o tym przekonać, wystarczy przeczytać parę gazet albo choć powierzchownie poznać historię ludzkości.

– W takim razie mam nadzieję okazać się chlubnym wyjątkiem – powiedziała Malvina chłodno. – Teraz powinniśmy się jednak zająć nie moimi, lecz twoimi sprawami.

– Jesteś dla mnie taka uprzejma! – rzekł lord Flore sarkastycznie. – Czuję się zażenowany.

W oczach zalśnił mu przekorny błysk, a wargi ułożyły się w znajomy grymas, którego Malvina tak bardzo nie lubiła.

Chciała, by zdał sobie sprawę, że nie podobają się jej te ciągłe próby ingerowania w jej życie, ale nie zdążyła już nic powiedzieć, właśnie bowiem nadszedł czas, by panie zostawiły dżentelmenów przy porto.

Wstała z miejsca.

Babka i lady Langley już podążały w stronę drzwi.

Kiedy Malvina ruszyła za nimi, podeszła Rosette. Wsunęła rękę w jej dłoń.

– Tak się cieszę, że tu przyjechałam! – powiedziała cicho. – Dziękuję… Jestem taka wdzięczna, że mnie zaprosiłaś!

W drodze do wyjścia Malvina utwierdziła się w przekonaniu, że dziewczyna jest wyjątkowo miła.

Bez względu na to, co twierdził lord Flore, ona, Malvina, była całkowicie pewna, że Rosette Langley pasowałaby do niego jak ulał i mogłaby go obdarzyć ogromnym szczęściem.

ROZDZIAŁ 5

Bal następnego wieczoru należał do wyjątkowo udanych. Nawet kotylion przebiegł zgodnie z oczekiwaniami Malviny.

Rosette otrzymała najwięcej upominków i kwiatów, lecz jednocześnie żadna panna nie podpierała ściany.

W pewnym momencie, gdy Malvina znalazła pomiędzy kolejnymi tańcami czas na chwilę odpoczynku i obserwowała wirujących na parkiecie gości, usiadł przy niej lord Flore.

Nie opodal Rosette znów tańczyła z hrabią Andoverem. Wyglądali razem wyjątkowo pięknie, dziewczyna w różowej wieczorowej sukni przypominała rozkwitającą różę.

– Ona jest naprawdę bardzo ładna – zauważyła Malvina.

Lord Flore powiódł oczyma za jej spojrzeniem.

– To prawda, lecz muszę stwierdzić, że patrząc na nią czuję się trochę staro.

Malvina nie mogła powstrzymać uśmiechu.

– Szczerze mówiąc, mam podobne uczucie.

Lord Flore milczał.

– Tak wiele podróżowałam z tatusiem po odległych krajach, tylu poznałam ludzi, że dziewczęta w moim wieku, z ich brakiem wszelkich doświadczeń, skłonna jestem traktować raczej jak córki niż rówieśnice!

– Teraz przestraszyłaś mnie naprawdę – rzekł lord Flore. – Będziemy musieli znaleźć ci na męża wiekowego starca o lasce, żeby potrafił sprostać oczekiwaniom twojego ducha i umysłu.

Malvinie nie przeszkadzało, że sobie z niej dworował. Odpowiedziała uśmiechem.

– Oboje jesteśmy pompatyczni – zauważyła i zmieniła temat. – Ciągle myślę o torze wyścigowym. Najchętniej zaczęłabym nad nim pracować bez zwłoki.

– Kiedy już zaczniemy, cala sprawa nie potrwa długo.

– Zaczynajmy więc – niecierpliwiła się Malvina – bo inaczej stracimy sezon wyścigowy w tym roku i będziemy musieli czekać aż do następnej wiosny.

– Musimy być przygotowani na taką ewentualność – ostudził jej zapał lord Flore. – Możemy napotkać wiele nieprzewidzianych przeszkód, zanim nareszcie będziemy mogli otworzyć bramy dla publiczności.

– Jesteś chyba zbyt powolny i ostrożny – okazała swe niezadowolenie Malvina.

Ciekawa była, jaką otrzyma odpowiedź.

Nie doczekała się jednak, ponieważ niespodziewanie stanęła przed nimi jedna z dam mieszkających w niedalekim sąsiedztwie. Była to młoda kobieta, bardzo atrakcyjna, tyle że dziwnie sztuczna, może nieco zbyt ekscentryczna.

Miała ciemne włosy ozdobione szmaragdowym diademem, jej oczy zdawały się odbijać blask klejnotów.

Nieco afektowanym gestem wyciągnęła do lorda Flore obie dłonie.