Posyłam wraz z listem hrabiego Andovera.

Zacznie on remontować klasztor. Sam opowie przyczyny, dla których się zjawia. Mam nadzieję, że uzyska pomoc, podobnie jak ci, którzy zwracali się do mojego Tatusia.

Podpisała się, zapieczętowała list i zaadresowała kopertę do lorda Flore. Jeszcze nie postawiła ostatniej litery, gdy usłyszała, jak hrabia wydmuchuje nos.

Podeszła do sofy. Gość się podniósł, a wówczas ujrzała w jego oczach ślady niedawnych łez. Nadal wyglądał bardzo krucho i wzruszająco.

Niczym mały chłopiec, nie umiejący pływać, rzucony na głębinę, w śmiercionośny wir.

– Proszę, oto list do lorda Flore. – Wręczyła hrabiemu kopertę. – Moimi końmi dotrze pan do jego majątku w niespełna trzy godziny. Teraz poda pan sekretarzowi szczegółowy spis wszystkich swoich długów. W tym czasie zarządzę coś do picia i do jedzenia.

– Ja… nie wiem, co powiedzieć – wykrztusił hrabia. – Nie znajduję… wyrazów, by pani… dziękować.

– Najlepszą podzięką dla mnie będzie pomoc lordowi Flore. On także jest w niemałych tarapatach, ale to człowiek, który na pewno z nich wybrnie.

– Tuszę, że ja… także…

Malvina uśmiechnęła się do hrabiego promiennie.

– Ależ z całą pewnością! Może to panu zająć nieco czasu, ale jeśli już podjął pan walkę, by stanąć na własnych nogach, musi się parni udać. Na początek dam panu zatrudnienie. Dostanie pan niewielką miesięczną pensję, która pozwoli panu się ubrać i starczy na napiwki dla służby, a w razie potrzeby także na jedzenie.

– Nie wierzę! – wykrzyknął hrabia. – Niemożliwe, bym wszystko zawdzięczał pani, którą przecież nazywają dziedziczką bez serca albo… – urwał raptownie.

– Albo…? – zapytała Malvina.

– Nie chciałbym pani tego powtarzać. To niegrzeczne i nieuprzejme.

– Może pan powiedzieć bez obawy – nakłaniała go Malvina. – Szczerze mówiąc, nic mnie nie przestraszy.

Hrabia odwrócił wzrok zakłopotany.

– Mówią o pani… tygrysica.

Malvina roześmiała się serdecznie.

– Nawet mi się podoba!

– Nie powinienem był mówić…

– Nie przeszkadza mi to zupełnie. Ale… jeszcze jedno musi mi pan przyrzec.

– Co takiego? – spytał hrabia, wyraźnie zaniepokojony.

– Nikomu prócz lorda Flore nie zdradzi pan, że spłaciłam pańskie długi. Jeśli pan zawiedzie moje zaufanie wyjawiając sprawę choć jednemu spośród swoich przyjaciół, może pan sobie wyobrazić, jak natychmiast obiegnie mnie cała armia zubożałych dżentelmenów oczekujących ponownego wypełnienia kieszeni gotówką.

– Przysięgam nie zrobić niczego, co mogłoby panią skrzywdzić – rzekł hrabia. – Przecież jest pani dla mnie tak… niewiarygodnie dobra. – Przetarł oczy dłonią. – Wydaje mi się, jakby była pani świętą. Mam ochotę klęknąć u pani stóp i wielbić ją do końca życia.

Zamiast tego przysięgam stać się godnym pani miłosierdzia – mówił z takim uczuciem, że Malvina zaczęła się obawiać, by znowu nie uderzył w płacz.

– Jestem pewna, że zrobi pan wszystko co w jego mocy – rzekła lekko. – Teraz proszę pójść ze mną do sekretarza. Pan Cater pracował jeszcze z moim tatą. Następnie poślę po faeton, którym -jak sądzę – będzie pan podróżował z prawdziwą przyjemnością.

Hrabiemu rozbłysły oczy.

– Nie potrafię uwierzyć! Ja śnię! Na pewno obudzę się znowu w wynajętym mieszkaniu.

– Następnym razem obudzi się pan w nieco zrujnowanej sypialni klasztoru Flore. Kiedy spojrzy pan na ściany tej komnaty, a potem którejkolwiek innej, będzie pan narzekał, że obarczyłam pana zadaniem ponad siły!

– Nie ma dla mnie pracy zbyt wielkiej! – wykrzyknął hrabia dumnie.

Malvina uznała, że wszystko już omówili.

Chciała, by młodzieniec dotarł do klasztoru Flore przed nocą, więc bez dalszej zwłoki poprowadziła go do biura sekretarza.

Pan Cater był człowiekiem w średnim wieku.

W sprawach utrzymania w absolutnym porządku i świetnej kondycji domów, stajen i majątków ziemskich ojciec dziewczyny polegał na nim bez żadnych zastrzeżeń.

Umeblowanie gabinetu stanowiły dwa głębokie, wygodne fotele, w których najwyraźniej rzadko ktokolwiek siadywał, a poza fotelami – szafki z przegródkami ze szczegółowo opisaną zawartością.

Cztery kasetki oznaczono MAULTON PARK. Malvina wiedziała bez najmniejszych wątpliwości, że znajdujące się w środku dokumenty są w równie doskonałym porządku, jak sam dom i majątek.

Pan Cater na widok wchodzących podniósł się zza biurka.

– Mam dla pana ważne zadanie – uśmiechnęła się do niego Malvina. – Ważne i nie cierpiące zwłoki.

Przedstawiła hrabiego i pokrótce wyjaśniła sprawę. Szczerze podziwiała niezwykłe opanowanie sekretarza. Nawet nie mrugnął powieką, gdy oznajmiła, że zamierza spłacić wszystkie zobowiązania młodego człowieka.

– Hrabia przedstawi panu szczegółowe wyliczenia – mówiła dalej. – W tym czasie ja zarządzę dla niego jakiś posiłek przed podróżą do klasztoru Flore.

Pan Cater zapisywał jej polecenia. Dziewczyna odniosła wrażenie, choć niczym się nie zdradził, że był dziwnie poruszony.

– Zatrudniłam hrabiego – ciągnęła Malvina – i postanowiłam wypłacać mu wynagrodzenie wysokości sześćdziesięciu funtów miesięcznie.

Była to niebagatelna suma, lecz pan Cater zapisał i tę decyzję bez żadnego komentarza.

– Jako mój pracownik – podjęła Malvina – hrabia będzie otrzymywał także wyżywienie.

Zechce pan przez parobka, którego wysyłam z hrabią, poinformować o tym listownie pana Doughty'ego.

Odwróciła się do hrabiego.

– Pan Doughty jest zarządcą Maulton Park – wyjaśniła.

Hrabia jedynie patrzył na nią w milczeniu.

Najwyraźniej w dalszym ciągu był przekonany, że śni.

Malvina zwróciła się do sekretarza.

– Proszę poinformować pana Doughty'ego, że ma codziennie posyłać do klasztoru jajka, kurczaki, śmietanę oraz masło, a w razie potrzeby baraninę.

Podniosła się z fotela.

Teraz hrabia poda panu listę zobowiązań.

Ruszyła ku drzwiom.

– Miałem wrażenie, jakbym rozmawiał z pani ojcem, panno Maulton – rzekł cicho pan Cater.

Malvina roześmiała się ukontentowana.

W hallu poinstruowała jednego z lokajów, by natychmiast zaprzęgano dwukonny faeton.

Magnamus Maulton był pomysłodawcą i wykonawcą pewnego projektu: otóż z ogromnym zainteresowaniem sprawdzał, ile czasu zajmuje podróż z Londynu do posiadłości Maulton Park, a potem nieustannie podejmował próby bicia własnych rekordów.

I tak człowiekowi powożącemu jednym koniem droga ta zajmowała cztery godziny, powóz dwukonny pokonywał ją w ciągu trzech godzin, ale jeśli Magnamus Maulton podróżował czwórką koni ciągnącą rydwan podróżny specjalnie zaprojektowany z myślą o lekkości i szybkości, mijały niecałe dwie godziny.

Wyniki zależały, rzecz jasna, w dużej mierze od pory roku. Zimą, kiedy drogi pokrywał śnieg, podróż trwała znacznie dłużej, gdyż niebezpiecznie było rozwijać zbyt dużą prędkość.

Malvina myślała o tym wszystkim wydając służbie odpowiednie rozkazy. Uświadomiła sobie, że nie padało blisko od tygodnia, tak więc hrabia powinien dotrzeć do klasztoru Flore akurat w porze kolacji.

Tylko czy znajdzie się tam dla niego kolacja?

Miała uczucie, że jej zbytnia hojność mogłaby obrazić lorda Flore, lecz z drugiej strony był on chyba na tyle praktycznym człowiekiem, by pohamować dumne protesty w sytuacji, gdy większe znaczenie miały bardziej przyziemne sprawy.

Udała się do kuchni.

Zamierzała się dowiedzieć, czy dysponuje potrawami, które można by przewieźć do klasztoru Flore bez uszczerbku dla ich jakości. Nie mogły też wymagać dalszego gotowania ani przyrządzania.

Szef kuchni zatrudniony w jej domu uważany był za jednego z najlepszych w Londynie.

A także jednego z najdroższych.

Na widok Malviny rozpłynął się w uśmiechu.

Kiedy dziewczyna wyjaśniła mu, czego oczekuje, zaoferował jej przepysznie wyglądający pasztet z kurzych wątróbek z truflami, do tego łososia przyrządzonego poprzedniego dnia oraz jeszcze ciepły ozór wołowy.

– Proszę kazać zapakować jedzenie do faetonu – poleciła dziewczyna kucharzowi.

– I niech Newman dołoży skrzynkę szampana.

Opuszczając kuchnie pomyślała z uśmiechem, że właśnie zmusiła lorda Flore, by się czuł wobec niej zobowiązany. Bez względu na to jak daleka była od jego ideału kobiety i do jakiego stopnia ganił jej zachowanie, nie mógł odmówić przyjęcia żywności dla hrabiego.

Pozostało jej już tylko znaleźć lordowi Flore upragnioną dziedziczkę. Potem wreszcie będą się mogli skoncentrować na budowie najlepszego w całym kraju toru wyścigowego.

Hrabia pokrzepił siły i natychmiast wyruszył w drogę. Żegnając się z Malviną miał taki wyraz twarzy, że dziewczyna czuła się, jakby podarowała małemu chłopcu najwspanialszy na świecie prezent pod choinkę.

– Niech pan nie zapomni najpierw wrócić do wynajętego mieszkania i spakować swoich bagaży – przypomniała uszczęśliwionemu młodzieńcowi.

– A… tak, rzeczywiście. Na pewno bym zapomniał – przyznał. – Kiedy powożę takimi końmi, czuję się jak Apollo podróżujący przez niebieski firmament i już o niczym innym nie potrafię myśleć – dodał zachwycony.

Ujął dłoń dziewczyny i ścisnął aż do bólu.

Najwyraźniej znów zaczynało go opanowywać wzruszenie.

– Proszę nie tracić czasu – rzekła Malvina.

– Powinien pan dotrzeć na miejsce około wpół do siódmej. Gdyby lord Flore odczuł pana niespodziewany przyjazd jako nadużycie gościnności, kolację ma pan w faetonie.

Hrabia obdarzył ją spojrzeniem, w którym wymowniej niż w słowach zawarł wyznanie, że wielbi ją za okazane miłosierdzie nieomal nad życie.

Wskoczył do wysokiego faetonu, ujął lejce w dłonie, uchylił z szacunkiem cylindra i ruszył.

Malvina dostrzegła jeszcze, że stajenny towarzyszący hrabiemu to starszy człowiek, który na pewno nie pozwoli młodzieńcowi na żadne niepotrzebne ryzyko ani zbytnie popędzanie koni.