– Nawet nie próbujesz mnie wysłuchać. Uznałeś już, że to, co ja robię, jest nieważne, a ważne jest tylko to, co ty robisz, i nie słuchasz tego, co mówię. Nie widzę sensu dalszej dyskusji.

W jednej chwili był na nogach. Chwycił Maddie za ramię.

– Nie możesz tak po prostu odejść. Nie rozumiesz, że mówisz leż o swoim życiu? Co będzie z nami, jeśli nie zamieszkasz ze mną w Warbrooke?

Kiedy się odezwała, jej głos i twarz były bardzo spokojne.

– A co zrobimy, jeśli ja nie zechcę zrobić tego, co ty chcesz? – Wyrwała ramię z jego uścisku. – Spójrz na siebie -ciągnęła. – Kiedy tylko cię zobaczyłam, czułam, że masz pieniądze. To widać, chodzisz po świecie z miną człowieka który zawsze mógł kupić, co tylko zechciał. Tym razem postanowiłeś kupić śpiewaczkę operową. Chciałeś kupić jej śliczną klatkę w postaci teatru z pluszem i złoceniami, pełnym sław. Chciałeś kupić jej brylanty i jedwabie. A w zamian, kiedy tylko naszłaby cię ochota, żeby jej posłuchać, wystarczyłoby, żebyś powiedział: „Śpiewaj, ptaszku", a ona by śpiewała. W końcu kupiłeś ją i płaciłeś, prawda? Byłaby na każde twoje skinienie, tak jak twoi pracownicy są na twoje zawołanie.

– Nie rozumiesz.

– To ty nie rozumiesz.

– A cóż ja mam robić, skoro chcesz nadal występować? – W jego ustach brzmiało to, jakby była girlsą. – Mam jeździć za tobą od miasta do miasta? Podawać ci futro? Może pozwolisz mi doglądać ustawienia sali? Może powinienem sobie wydrukować wizytówki z napisem pan La Reina. Czy dostanę tytuł książęcy?

Kiedy na niego popatrzyła, w jej oczach malował się smutek.

– Nigdy ci nie kłamałam, co jest dla mnie ważne. Zawsze ci powtarzałam, że mój głos jest dla mnie najważniejszy.

– Nie każę ci przestać śpiewać! – ryknął. – Jeśli o mnie chodzi, możesz śpiewać od świtu do zmroku. Chcę, żebyś śpiewała. – Przestał krzyczeć. – Maddie, nie mogę zrobić lego, czego żądasz. Wiem, że uważasz Warbrooke Shipping za zwykłą spółkę, ale to coś więcej. To… to tradycja. Nie | potrafię tego wytłumaczyć. Tradycja jest ważna dla mojej; rodziny, a moja rodzina jest ważna dla mnie. Ród Montgomerych jest dla mnie równie ważny jak dla ciebie twoje śpiewanie.

Doskonale rozumiała, co mówi. To koniec. Mimo to że zdawała sobie z tego sprawę, wiedziała, ze nie potrafi oddać tego, co dla niej stanowi istotę życia, po to by stać się jego zabawką.

– Nic mogę tego zrobić – wyszeptała. – Umarłabym. Sczezłabym i umarła, gdybym musiała poświęcić moje życie, aby zyskać twoją miłość.

– Nie każę ci… Och, do licha! Jamie, ty z nią porozmawiaj. Spróbuj jej przemówić do rozsądku.

Jamie milczał, wiec Ring odwrócił się i spojrzał na brata. W jego oczach dostrzegł naganę.

– Nie mów, że się z nią zgadzasz! – prawie wydarł się na niego Ring.

Jamie zacisnął usta.

– Przecież nie jesteś jedynakiem. Masz sześciu braci. Wiadomo, żaden z nas nie dorównuje ci, jeśli chodzi o prowadzenie Warbrooke Shipping, ale jakoś sobie radzimy. Co więcej, radzimy sobie zupełnie nieźle.

– Widziałem ostatnie raporty. Widziałem, jak świetnie w sześciu radzicie sobie beze mnie.

Na te słowa Jamie wstał. Jego twarz wykrzywiał gniew i przez chwilę wyglądało na to, że mężczyźni rzucą się na siebie, ale Jamie pierwszy się odwrócił. Spojrzał na Maddie.

– Lepiej ci będzie bez niego. Nie jest ciebie wart. Maddie ruszyła za Jamiem, ale Ring chwycił ją za ramię.

– Nie możesz teraz odejść. Musimy coś ustalić. Próbowała powstrzymać łzy.

– To już ustalone. – Popatrzyła na niego. Łzy niepowstrzymanie płynęły jej po policzkach. – Madame Branchini miała rację. Powiedziała, że mogę być albo śpiewaczką, albo stać się kobietą jak każda inna.

– Jesteś jak każda inna kobieta – powiedział cicho. -Potrzebujesz i pragniesz miłości, Maddie, tak jak każda kobieta, a ja ci ją ofiarowuję. Proszę, nie odrzucaj mnie. Proszę, nie myśl, że każę ci porzucić śpiewanie.

– Ale przecież to właśnie robisz i nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy. – Wyrwała mu ramię. – Nie rozumiesz, że nikt mnie nigdy nie pytał, czy tego chcę? Nie siedziałam na chmurce i nikt nie podszedł do mnie z książeczką w ręku, pytając: „Maddie, właśnie planujemy twoje życie. Czy chcesz zostać śpiewaczką, czy też wolisz wieść normalne życie, mieć męża, dzieci i przyjaciół?" Nikt mnie nie pytał czego chcę.

– A co byś wybrała? – spytał cicho.

Z oczu popłynęły jej łzy.

– Nie wiem. Nie wiem. Co się stało, to się nie odstanie. Nie mogę siebie zmienić.

– Ani ja.

Nie mogła więcej mówić, w gardle dławiły ją łzy. Zasłoniła usta dłonią i uciekła.

Ring stał, patrząc za nią.

Przecież musi być jakiś sposób przemówienia jej do rozsądku – myślał. Musi być jakiś sposób wytłumaczenia jej.

– Au! – zawołał i chwycił się za goleń, potem spojrzał zdumiony na Laurel, która właśnie go kopnęła. – Za co to było?

– Przez ciebie moja siostra płacze, a Jamie jest wściekły. Nienawidzę cię.

Po czym odwróciła się i pobiegła za siostrą. Ring odwrócił się do ognia i Toby'ego. który nadal tam siedział. Drżącą ręką Ring nalał sobie kawy i usiadł.

– Nie wygląda na to, żeby cię tu kochano – stwierdził Toby.

– Przejdzie jej – odparł Ring. – Do rana otrzeźwieje i…

– I co? – spytał Toby.

Ring nie odpowiedział. Wpatrywał się w kubek.

– Zresztą nieważne – pocieszał Toby. – Kobiet jest na pęczki. Zawsze jakaś się znajdzie. Wiecznie się kręcą w pobliżu. Założę się, że za tydzień znajdziesz sobie inną. Córka pułkownika Harrisona świata za tobą nie widzi. Założę się, że z ochotą wróci z tobą do Warbrooke. Cieszyłaby się, gdybyś kupował jej brylanty i jedwabne suknie. Czasem wydaje mi się nawet, że to, co najbardziej u ciebie lubi, to Warbrooke Shipping. Prawdę mówiąc, to nieraz myślę, że to się kobietom u was najbardziej podoba. Trochę by mnie to gnębiło, gdybym chciał się żenić.

Rozumiesz, gdybym był tak bogaty i oddany tradycji, jak wy, Montgomery'owie, a kobieta chciała za mnie wyjść tylko dlatego, że mam tyli Torsy. Ale tobie to widać nie przeszkadza. Co więcej, jeśli kobita nawet nie chce twoich pieniędzy, ty i tak próbujesz jej dawać. To dobrze, dzięki temu wiesz, jak sprawy stoją. Ring wylał kawę na ziemię i wstał.

– Toby, za dużo gadasz i nic nie rozumiesz.

Odszedł od ogniska.

– Racja – zawołał za nim Toby. – Nie jestem taki mundry jak ty. – Spojrzał w płomienie i prychnął. – Byle kamień jest mundrzejszy niż on.

15

Maddie odepchnęła Edith i osiodłała swojego konia. Kiedy zwierzę wciągnęło powietrze, dźgnęła je w brzuch i mocno zacisnęła popręg. Był wczesny poranek, panował jeszcze chłód, ale ona go nie czuła. Nie spała tej nocy. Leżała wpatrując się w dach namiotu, wsłuchana w oddech Laurel i odgłosy nocy. Ring nie przyszedł, zresztą nie oczekiwała, że to zrobi. Przez całą noc przeklinała siebie, pytała, czemu w ogóle się łudziła, ze będzie miała życie jak inni ludzie.

Na chwilę przytuliła głowę do końskiej szyi i pomyślała o matce. Cała chwała i sława za podróże i dzienniki przypadła ojcu, jednak członkowie rodziny wiedzieli, jak wiele ojciec zawdzięczał matce. Gdyby nie cicha, spokojna Amy Littleton, Jefferson Worth zmarłby zapomniany, jak setki innych traperów przed nim.

Maddie czuła ogromną potrzebę spotkania z matką, porozmawiania z nią, poproszenia o radę. Czuła nieprzepartą chęć, by matka po prostu utuliła ją w swych mocnych ramionach. Dziewczyna zamknęła oczy i przy* pomniała sobie, co matka powiedziała jej tamtej nocy, kiedy pierwszy raz zaśpiewała dla ojca, tej nocy, kiedy kazała mężowi pojechać na wschód i sprowadzić dla Maddie nauczycielkę. -Kiedy Amy Worth otuliła córkę kołdrą, Maddie spytała

– Co teraz ze mną będzie?

Amy głęboko zaczerpnęła tchu.

– Z jakiegoś powodu Bóg pobłogosławił cię albo przeklął, zależy jak na to spojrzeć, wspaniałym talentem. Wybrał cię spośród innych. Sprawił, ze jesteś inna. Od tej pory nic w twoim życiu nie będzie już takie jak przedtem. Wiem, że jesteś jeszcze młoda, ale już teraz musisz postanowić, czy zamierzasz ten dar uszanować, czy też go ukryć.

– Och, oczywiście, że uszanować- odparła lekko Maddie.

Amy nie odpowiedziała uśmiechem. Chwyciła córkę za ramiona i przyciągnęła do siebie, tak że patrzyły na siebie twarzą w twarz.

– Posłuchaj, Maddie, posłuchaj uważnie. Jeśli postanowisz uszanować ten dar, nigdy, nigdy nie będziesz prowadziła takiego życia jak inni. Czekają cię cudowne wzloty, ale i męka, jakiej inni nie doświadczają. I będziesz musiała przyjąć jedno i drugie, rozumiesz?

Maddie nie miała pojęcia, o czym matka mówi. Dla niej śpiew był samą przyjemnością, niczym więcej. Oznaczał pochlebstwa i uwagę dorosłych. Oznaczał uściski, całusy i pochwały.

Matka wzrokiem badała twarz córki.

– Pozwolę ojcu sprowadzić odpowiednią nauczycielkę tylko pod warunkiem, że ty tego chcesz.

– Chcę. Lubię śpiewać.

Amy lekko potrząsnęła dziewczynką.

– Nie, nie możesz tego tylko lubić, musisz to kochać. Maddie, ktoś obdarzony takim talentem, jak twój ma tylko jeden wybór wszystko albo nic. Najbardziej na świecie musisz pragnąć śpiewać.

Maddie wreszcie zaczynała trochę rozumieć. Już teraz śpiew był dla niej całym życiem. Zastępował naukę i zabawy, ładne ubrania i koleżanki, i to, co inni uważali za ważne w życiu. Maddie zaś zawsze wolała śpiewać.

– Chcę śpiewać – powiedziała cicho. Amy dostrzegła w dziecięcych oczach Maddie żar. Wypuściła powietrze i mocno przycisnęła do siebie córeczkę.

– Niech cię Bóg strzeże – szepnęła.

Dopiero teraz Maddie ostatecznie pojęła, o co chodziło jej matce. Do tej pory nie było konfliktu między tym, co miała, a co chciała mieć. Och, oczywiście zdarzało się, że czuła się zmęczona i chciała zostać sama, a tymczasem ludzie żądali od niej śpiewu. Czasem z całego serca pragnęła znaleźć się w samotnych górach z ojcem, złościła się, że ludzie pragną jej za to, co im daje, a nie za to, czym naprawdę jest. Ale te chwile rozdrażnienia mijały. Zresztą zawsze wiedziała, że gdyby bardzo chciała opuścić Paryż, Wenecję czy inne miasto, mogłaby to zrobić. Teraz jednak wyglądało na to, że nie ma żadnego wyboru.