– Kurczak bardzo chętnie, ale za ludzkie palce dziękuję.

Miała wrażenie, że specjalnie ją odrzucał przy każdej okazji. Najchętniej cisnęłaby w niego torbą z kurczakiem i wróciła do namiotu. Przypomniała sobie jednak, że przez wzgląd na Laurel musi być dla niego miła. Jeśli ma się spotkać z porywaczami po jutrzejszym przedstawieniu, musi zdobyć zaufanie kapitana Montgomery'ego. Zmusiła się, żeby się do niego uśmiechnąć.

– Jeśli skończył już pan rozgniatać mnie tym swoim olbrzymim cielskiem, to chętnie wstanę.

– Jasne – odparł pogodnie, staczając się z niej. – Przypuszczam, że kurczak jest nieszkodliwy, ale wolę, żeby pani za każdym razem skosztowała kęs, nim ja to zrobię.

– Doprawdy, kapitanie, można by pomyśleć, że jestem zawodową trucicielką.

– Drugą Lukrecją Borgią?

– A kto to?

Spojrzał na nią znad resztek kurczaka.

– Iloma językami pani włada?

– Łącznie z amerykańskimi?

Z zadowoleniem spostrzegła jego rozszerzone ze zdziwienia oczy.

– Łącznie z tym, w którym używa się określeń typu mydłek i wyjadacz. A przy okazji, co to znaczy wyjadacz?

Rzeczywiście, kapitan był najbardziej spostrzegawczym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek widziała. Podejrzewała, że wiedział też, jak szybko bije jej puls.

– Wyjadacz oznacza przywódcę albo doświadczonego trapera. Mówiłam panu, że znałam kilku mieszkańców gór.

– A, tak, w Lanconii. Czy kiedykolwiek była pani w Lanconii?

– Jak tam pański kurczak? Poczęstuje się pan pomidorem?

Wziął pomidora i ugryzł.

– To dziwne, że wie pani tyle o muzyce, zna tyle języków, a historia jest jej zupełnie obca. I z tego, co zauważyłem, nie ma pani bladego pojęcia o arytmetyce.

– Przeszłam taki kawał drogi pod górę, żeby przynieść panu kurczaka, a pan mi jeszcze ubliża. Nie wiem, dlaczego w ogóle staram się traktować pana jak przyjaciela.

– Ja też. Jestem przekonany, że nie przyszła tu pani wyłącznie po to, żeby dać mi kurczaka. Co czekało na panią w namiocie, kiedy wróciliśmy?

Odwróciła wzrok. Nie mogła mu spojrzeć w oczy.

– Mam nadzieje, panno Worth, że nadejdzie dzień, kiedy zrozumie pani, ze można mi zaufać.

– Ojciec nauczył mnie, że ludzie muszą sobie zasłużyć na zaufanie.

– A wszystko, co mówi tatuś, jest święte, prawda?

– O co panu tym razem chodzi?

– Wspominała już pani o swoim ojcu… i to dość często. – Włożył do ust kurczaka. – Czy zdaje sobie pani sprawę, że kiedy pani o nim mówi, ma się wrażenie, jakby mówiła o Bogu? Myślę, że pani ojciec to niezły wyjadacz.

– Mój ojciec jest najlepszy? Absolutnie najlepszy. Jest uczciwy, dobry, wyrozumiały i… – Działał jej na nerwy ten jego pogardliwy uśmieszek. – A poza tym ma poczucie humoru.

– Tylko człowiek obdarzony poczuciem humoru mógł przejść przez to, co ja przeszedłem przez ostatnie kilka dni, i nie postradać zmysłów,

– Sam pan to sobie ściągnął na głowę. – Mimo dobrych chęci poczuła, że ogarnia ją gniew. – Dlaczego pan nie wróci tam, skąd przyszedł i nie zostawi mnie w spokoju?

– I wyda panią na pastwę tych ludzi, którzy parną śledzą?

– Jedyną osobą, która mnie śledzi i która mi przeszkadza, jest pan.

Wstała i ruszyła w dół zbocza, ale chwycił ją za spódnicę.

– Co się stało? Nie ma pani poczucia humoru? Co pani taka obraźliwa?

Spojrzała na niego, nie wiedząc, czy mówi poważnie, czy sobie z niej żartuje.

– Już zgoda, przecież nie chce pani odejść i doskonale zdaje sobie pani z tego sprawę. Wie pani, co myślę, panno Worth?

– Nie i nic mnie to nie obchodzi.

– Myślę, że od lat traktowano panią jak żywą legendę, a nie jak człowieka. Przypuszczam, że nikogo pani nie dopuściła do siebie na tyle blisko, żeby podważył tę historyjkę o księżniczce z Lanconii. Miała pani tylko śpiewać, a taki głos jak pani wystarczy, żeby człowieka opuścił zdrowy rozsądek.

– Czyżby? – spytała, bezskutecznie próbując nadać głosowi wyniosłe brzmienie.

– Mówiła pani o tym swoim agencie, ale moim zdaniem jego obchodziły jedynie pieniądze, które pani przynosiła.

Niech mi pani powie, kiedy ostatni raz widziała się pani z rodziną?

Ku swemu zdumieniu Maddie poczuła, że łzy napływają jej do oczu.

– Niech mnie pan puści – powiedziała cicho, szarpiąc spódnicę. – Nie muszę tego wysłuchiwać.

– Nie, nie musi pani – odparł spokojnie i w jego głosie zabrzmiała nutka przeprosin. – Nie chciałem…

Urwał. Oboje w tej samej chwili usłyszeli szelest. Dobiegł z krzaków po przeciwnej stronie obozu. To coś musiało nadejść z dołu.

Maddie nigdy jeszcze nie widziała, żeby ktoś reagował tak szybko. W ułamku sekundy kapitan Montgomery znalazł się na ziemi, w następnej leżał na Maddie, pociągając ją za sobą w dół. Objął ją ramionami, jedną nogą oplótł jej nogi, drugą wysunął, sterując, kiedy oboje staczali się w dół zbocza, dalej od obozu, dalej od tajemniczego szelestu w krzakach.

Spadali tak przez jakiś czas. Maddie prawie nie dotykała ziemi, otoczona, chroniona przez silne ciało kapitana. Zatrzymali się po kilkunastu metrach i skryli wśród rozłożystych dębów. Maddie chciała coś powiedzieć, ale Ring położył jej dłoń na głowie i przycisnął jej twarz do karku. Osłaniał ją całkowicie, tak że gdyby do nich strzelono, to jego, nie Maddie przeszyłaby kula lub strzała.

Trzask gałęzi stał się wyraźniejszy. Rozpoznała ten dźwięk w tej samej chwili, co kapitan.

– Łoś – wyszeptała mu w kark. Potaknął.

Nadał leżąc na Maddie i osłaniając ją, odwrócił głowę, dzięki czemu i ona mogła to zrobić. Zobaczyli nie łosia, ale jelenia, który pojawił się na zboczu w miejscu, gdzie siedzieli jeszcze przed chwilą. Jeleń stał nieruchomo i przez chwilę im się przyglądał, nie wiedząc, z kim ma do czynienia; potem, kiedy Ring uniósł rękę, kilkoma susami schronił się w lesie.

– Nic pani nie jest? – spytał Ring, opierając się na łokciu, żeby przyjrzeć się Maddie.

– Zupełnie nic.

Zaczęła się spod niego wysuwać, ale zatrzymała się, czując, że coś ją kłuję:

– Chyba wbił mi się kolec w ramię.

Zsunął się z niej, usiadł i obrócił Maddie do siebie. Wyciągnął jej z ramienia dwa ciernie kaktusa.

– Już. Jeszcze gdzieś? Usiadła i poruszyła ramionami.

– Nie, to chyba wszystkie.

Popatrzyła na strome zbocze i dostrzegła, że jest porośnięte kaktusami. Była zadowolona z ochrony przed ich cierniami, jaką dawały jej spódnica i halki, gorset i stanik sukni. Spojrzała na Ringa.

– Nigdy nie widziałam, żeby ktoś tak błyskawicznie zareagował. Dziękuję panu.

– To drobiazg dla dobrego wyjadacza… albo pani ojca.

Już chciała mu powiedzieć, co sądzi o słabych dowcipach, ale tylko się uśmiechnęła.

– Czy naprawdę mówię o ojcu z takim uwielbieniem? Uśmiechnął się do mej i skinął głową.

– Gotowa, żeby wrócić do namiotu?

– Tak – odparła.

Zerknęła na spódnicę, chcąc ją strzepnąć. W materiale wszędzie tkwiły ciernie. Znowu spojrzała na wzgórze |i ścieżkę, jaką zrobili spadając w dół, na kaktusy, po których się przetoczyli, i jeszcze raz na Ringa.

– Niech się pan odwróci – rozkazała.

– Chyba powinna już pani odejść. Ma pani za sobą dwa ciężkie dni, a jutro występ i…

– Niech się pan odwróci, powiedziałam.

– Panna Edith będzie pani szukać.

– Edith nic by nie obeszło, gdybym się stoczyła na sam dół tego zbocza. – Nadal nie mogła mu darować uwag o braku jej wykształcenia. – Jeśli nie rozumie pan, jak do pana mówię w jego języku, może spróbujemy włoskiego? Distogliere il viso. Francuskiego? Traiter avec dedain. A może zrozumie pan, kiedy powiem po hiszpańsku: Dejar libre?

Z ogromnym zadowoleniem dostrzegła jego niepewne spojrzenie. Chyba już więcej nie będzie jej zarzucał nieuctwa.

– Więc co właściwie mam zrobić? Odwrócić się? Obrócić? Okręcić wokół ramienia? Czy też może wykręcić i uwolnić?

Z wszystkich trzech języków przetłumaczył doskonale.

– Naprawdę, może pan doprowadzić człowieka do szału.

Chwyciła go za ramię i pociągnęła. Był dla niej za duży i nie, obróciłaby go, gdyby nie chciał, ale ustąpił i wreszcie zobaczyła jego plecy – Wszędzie wystawały ciernie kaktusów, część była ukryta w bawełnianej kurtce munduru, wszystkie jednak utkwiły w skórze. Ze spodni sterczało ich jeszcze więcej, ale dzięki grubej, zbitej wełnie nie przedostały się do ciała,

– Już raz pani wspominała, że doprowadzam ludzi do szału. Obawiam się. że pani znajomość obcych języków nie robi na mnie wrażenia. Natomiast zrobiłoby na mnie wrażenie, gdyby potrafiła mi pani powiedzieć, co się siało z wszystkimi zarobionymi przez, nią pieniędzmi. Palcami wyciągnęła cierń.

– Czyżby zależało panu na moich pieniądzach?

– Nie wiem, czy pani w ogóle jakieś posiada. Jeśli w przeszłości równie mało obchodziły panią zarobki, wątpię, żeby posiadała pani jakikolwiek majątek. Zresztą jest tradycją w mojej rodzinie, że potrafimy robić pieniądze Od kiedy skończyłem trzy lata, ojciec pilnował, żebym inwestował dwadzieścia procent mojego kieszonkowego.

Wyciągnęła jeszcze trzy ciernie, ale przeszkadzała jej jego kurtka, która bardziej zasłaniała, niż odsłaniała ciernie. Chwyciła Ringa w pasie i popchnęła.

– Marsz na górę i zdejmować tę kurtkę. Pieniądze nigdy mnie nie interesowały. Chcę śpiewać. I tylko śpiew się liczy, pieniądze mnie nie obchodzą. Najważniejsze są dźwięki muzyki i uznanie publiczności.

Wspinał się na górę, Maddie za nim.

– Mówiła pani, że pani głos nie będzie trwać wiecznie.

Z czego będzie pani żyła, kiedy już nie będzie mogła śpiewać?

– Nie wiem. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam.

Może wyjdę za jakiegoś starego bogatego grubasa i dam się utrzymywać.

Byli już na wierzchołku wzgórza. Ring przystanął i odwrócił się do Maddie.

– A co z dziećmi?

– Niech pan ściąga tę kurtkę, da mi tę pańską wielgachną wykałaczkę i kładzie się na ziemi. Chcę wyjąć te ciernie.