Maddie przysiadła na leżance.
– A co powiedział o kapitanie Montgomerym?
– Że trzeba by nie lada strzelby, żeby zabić takiego potężnego skurczybyka jak on.
Maddie ukryła twarz w dłoniach.
– I co ja mam zrobić? Jutro powinnam pojechać w góry żeby się z nim spotkać. Mam zobaczyć Laurel. Nie mogę, po prostu nie mogę go rozdrażnić. Rozdrażnić! – powtórzyła z goryczą. – I tak już powiedział, że Laurel… że Laurel została… Nie mogę o tym myśleć. Muszę zrobić, co mi każe.
– W takim razie lepiej, żebyś nie jechała tam z tym twoim wojskowym przyjacielem w charakterze ogona. Ten mały też coś za dużo pyta.
– Mały?
– Toby. Węszy wokół Franka i Sama, i mnie, próbując się wszystkiego o tobie dowiedzieć.
Maddie wstała i przeszła się po namiocie. Co powinna zrobić? Co może zrobić?
Muszę się pozbyć kapitana Montgomery'ego – pomyślała. Nie mogę mu powiedzieć, co się dzieje, bo zapewne próbowałby coś przedsięwziąć. A po niepowodzeniach ostatnich kilku dni jutro będzie jeszcze czujniejszy niż zwykle.
Przecież nikt nie widział, jak porwali ją poszukiwacze złota, a jednak on jakoś ją znalazł. Skoro już raz to mu się udało, może się udać znowu, jednak tym razem porywacze nie będą chcieli jedynie słuchać jej śpiewu. Ci ludzie będą mieli Laurel!
– I co zrobisz? – spytała Edith.
– Nie wiem. Jakoś go zmuszę, żeby został, kiedy ja pojutrze opuszczę obóz.
– Mam jeszcze trochę opium.
– Nie przyjmie ode mnie nic do jedzenia ani żadnego picia.
– Cios w głowę?
– Nie chcę, żeby mu się stała krzywda. Przypomniała sobie, jak oddał jej swoje koce i przesiedział w chłodzie całą noc. On naprawdę jedynie próbował ją obronić.
– A kobiety? Skrzyknęłabym kilka dziewcząt i razem mogłybyśmy…
– Nie!
Edith przyglądała jej się przez chwilę.
– Jaka szkoda, że sama me możesz spędzić z nim nocy;
– Mam ważniejsze sprawy na głowie niż uwodzenie jakiegoś mężczyzny. Chociaż…- Pomyślała, że nie zaszkodzi, jeśli Ring bardziej jej zaufa. – Mówiłaś, że Toby wypytuje? Może w zamian teraz ja postawię mu kilka pytań. Idź i nakryj stół. Z pełnym żołądkiem lepiej mi się myśli.
Edith kupiła kilka kurczaków, sparzyła je, oskubała i upiekła w gorącym tłuszczu. Maddie zaprosiła Toby'ego, żeby przyłączył się do posiłku, zażyczywszy sobie przy tym wyraźnie, żeby usiadł z nią do stołu.
– Znasz kapitana od dawna, prawda Toby? Proszę, poczęstuj się kurczakiem.
– Będzie dziesięć lat. Chętnie.
Posłała mu wypróbowany wdzięczny uśmiech.
– Opowiedz mi o nim.
Toby nawet na nią nie zerknął. Przyzwyczaił się, że kobiety wypytują go o Ringa. Gdyby miał skłonności do tycia, dawno by zaczął przypominać tucznika po tych wszystkich pysznościach, którymi raczyły go kobiety, chcąc się dowiedzieć czegoś o Ringu. Początkowo Toby był rozdwojony, bo z jednej strony wiedział, że jeśli chodzi o Ringa, powinien trzymać buzie na kłódkę, z drugiej zaś nie chciał tracić darmowych posiłków.
– Niewiele tu do mówienia. Właściwie nie różni się od innych.
– Ale ojcowie na ogół nie wynajmują dla swoich synów kogoś, kto by ich zapoznał z bardziej przyziemną stroną życia.
Toby nie ukrywał zaskoczenia.
– Powiedział pani o tym?
– Tak. Proszę, nałóż sobie jeszcze masła na bułkę. Zastanawiałam się, dlaczego go nie interesują,… Chciałam powiedzieć, nie zwraca uwagi na kobiety.
– A żebym to ja wiedział – odparł Toby.
– Może przeżył nieszczęśliwą miłość? Kochał jakąś kobietę, ale nie mógł jej mieć?
– Aha, tak jak w tych pieśniach, co je pani śpiewa. Nie, nic z tych rzeczy. Po prostu nie zwraca uwagi na dziewczęta. Sam widziałem, jak wyłaziły ze skóry, byle na nie spojrzał, a on nic.
– Proszę, zjedz jeszcze pomidora. Może ten brak zainteresowania kobietami jest rodzinny.
– Nie, psze pani. Tak naprawdę, to właśnie niepokoiło jego ojca. Wszyscy jego bracia, cała szóstka, baaardzo interesują się dziewczętami, nawet ci najmłodsi. Oczywiście, może on jest taki dlatego, że w rodzinie uważają go za brzydkiego.
Zatrzymała się w pół ruchu, z widelcem uniesionym do ust
– Kapitan Montgomery, ten kapitan Montgomery jest uważany za brzydkiego?
– Tak, psze pani. Młodsi bracia ani na chwilę nie pozwalali mu o tym zapomnieć. Twierdzili, że ich psy są od niego przystojniejsze.
W tym momencie Maddie zdała sobie sprawę, że mimo swej poważnej miny Toby z niej żartuje. Uśmiechnęła się do niego pobłażliwie.
– Skoro nie obchodzą go kobiety, to co się dla niego liczy?
– Obowiązek, honor, te rzeczy – powiedział, jakby chodziło o jakieś straszne przewinienia. Przyjrzał jej się, biorąc do ust bułkę. – Spodobał się pani?
– Nie, skądże. Zastanawiałam się po prostu, na ile jest godny zaufania.
Toby odłożył chleb, a kiedy spojrzał na Maddie, w jego starych oczach malowała się powaga.
– Jest godny zaufania. Może mu pani bez obawy powierzyć swoje życie. Jeśli mówi, że panią ochroni, to ochroni. Pierwej oddałby własne życie,, niżby pani miało się coś stać. Zmarszczyła brwi.
– Przypuszczam, że nigdy nie wdałby się w coś niezgodnego z prawem?
Na przykład próbę wpływania na obywateli w kwestii zniesienia niewolnictwa – dodała w duchu.
– Niech mnie licho, nie! O, przepraszam panią. Dalby się torturować, ale nie zrobiłby nic złego. – Wykrzywił się. – Powiadam pani, człowiek może się przy nim załamać: chłopak nie kłamie, nic oszukuje, nie zrobi niczego, co by było wbrew prawu albo przykazaniom.
Maddie posiała mu wątły uśmiech. Dokładnie tak, jak przypuszczała. Gdyby kapitan. Montgomery dowiedział się o listach, czy oddałby ją w ręce wojska? Albo odwiózł do stolicy i oskarżył o zdradę? Czy powiedziałby, że dobro kraju jest ważniejsze niż życie dziecka?
– Coś musi panią porządnie gnębić, prawda?
– Chyba tak.
– To dobry chłopak – powiedział Toby. -Może mu pani powierzyć swoje życie. Ale czy mogę mu powierzyć moją tajemnicę?
– Co teraz robi? – spytała na głos.
– Pilnuje.
– Pilnuje czego?
Pani. Jadą za panią jacyś ludzie i Ring siada na wzgórzu i ich obserwuje, a przynajmniej się stara. Dwóch całkiem nieźle się ukrywa, ale pozostała para to miernoty. Przestała jeść.
– To znaczy, że no prostu siedzi i patrzy? Obserwuje wszystko, co robię?
Toby posłał jej słaby uśmieszek.
– Próbuje się dowiedzieć, co pani ukrywa. Powinna mu pani powiedzieć, wreszcie by się wyspał. Poza tym nie chce jeść nic poza suchym prowiantem, ale, dzięki Bogu, już nam się kończy.
– Powiedzieć – myślała Maddie. Powiedziałaby, gdyby to nie była tak poważna sprawa.
– Edith, włóż do koszyka resztę kurczaka i kilka pomidorów.
– Idzie pani do niego?
Postaram się, żeby zaczął myśleć o czymś innym, niż jadący za mną mężczyźni – obiecała w duchu Maddie.
– Tak. Może stęsknił się za towarzystwem.
– Woli czytać, niż rozmawiać z kobietą – stwierdził Toby, z trudem powstrzymując śmiech.
Mówił to już setce kobiet i każda uznała to za osobiste wyzwanie. Cieszył się, że ta śpiewaczka nie różni się od innych.
– Doprawdy? Może sprawię, że zmieni zdanie.
Wzięła od Edith torbę z kurczakiem oraz pomidorami i ruszyła w górę zbocza.
Kapitanie? – odezwała się.
Siedział na ziemi oparty o drzewo, udając pogrążonego we śnie. Ale Maddie nie dała się zmylić. Oddychał zbyt równo, zbyt głęboko. Usiadła obok niego. – Może pan przestać udawać. Za stary z pana wyjadacz, żeby pozwolić komukolwiek tak blisko podejść bez pańskiej wiedzy.
Powoli uchylił powieki, ale nie uśmiechnął się do niej.
– Co pani tu robi?
– Przyniosłam trochę pieczonego kurczaka.
– Dziękuję, już jadłem.
– Toby powiedział mi, z czego się składał pański posiłek. Co takiego zrobiłam, że się pan obraził?
– Oprócz tego, że pani kłamała i dała się porwać?
– I powiedziałam, że nie umie pan śpiewać? Wiem co prawda, że nie ma pan za grosz poczucia humoru, ale chyba nie zraniłam pańskich uczuć?
– Nie, nie zraniła pani moich uczuć. Czy mogłaby już pani wrócić do swojego namiotu?
– I zostawić tu pana samego, żeby mnie pan dalej szpiegował?
I nim zdążył zareagować, wyciągnęła mu zza pleców lunetę. Rzucił się, żeby ją odzyskać, ale Maddie schowała ją za plecami. Znowu oparł się o drzewo.
– Stara robota – powiedziała, przyglądając się pięknej, zużytej mosiężnej lunecie. – Czy nie z takich korzystają marynarze?
– Może.
Wciągnęła ją na pełną długość.
– A, tak, teraz sobie przypominam. Związał pan Franka i Sama marynarskimi węzłami. Zgaduję, że miał pan coś wspólnego z morzem, kapitanie. Czy dobrze?
Wyrwał jej lunetę z rąk, nie odpowiadając na pytanie.
– Co pan taki obraźliwy?
– Mam sporo zajęć i wolałbym, żeby pani wróciła do swego obozowiska.
Otworzyła torbę, którą dała jej Edith, i wyjęła skąpą porcję kurczęcej piersi.
Przyniosłam panu coś dobrego do zjedzenia.
– Czyżby? Czy to zatrute? Nie przyjmę od pani żadnego jedzenia.
– Pił pan porto, które mu dałam.
– Nalała pani do obu kieliszków z tej samej butelki i wypiła pierwsza.
– Zgoda – westchnęła z rezygnacją, oderwała kawałek mięsa i zjadła połowę. Drugą podała Ringowi.
– Dziękuję, ale już jadłem.
– Ależ to pyszne – mówiła, podsuwając mu pod nos mięso. – Nigdy nie jadłam nic równie smacznego. Mniam, mniam.
Uśmiechnął się przelotnie i próbował zębami chwycić kurczaka, ale Maddie ze śmiechem cofnęła rękę.
Rzucił się w jej stronę, złapał w pasie, przewrócił na ziemię, chwytając w usta kurczaka wraz z jej palcami.
Najpierw się śmiała, ale nagle zdała sobie sprawę, że Ring na niej leży, a jej palce są uwięzione w jego ciepłych ustach. Przestała się śmiać i spojrzała na mężczyznę. Nie cofnęła palców.
– Ring – wyszeptała.
Przez moment sądziła, że czuł to samo, co ona, ale chwila minęła, a Ring chwycił ją za nadgarstek i wyciągnął jej palce ze swoich ust.
"Porwanie" отзывы
Отзывы читателей о книге "Porwanie". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Porwanie" друзьям в соцсетях.