Nie, ależ nie – odparła, nachylając się ku niemu. – Znudziło mnie to już. Mam lego dość. Nawet jako dziecko musiałam nosić koronę, kiedy pokazywałam się ludowi. – Boże, Ty słyszysz i nie grzmisz? – pomyślała. Ring uśmiechnął się do niej.
– A jakie tytuły noszą pani siostry?
Kolejna pułapka. Nawet ona wiedziała, że w rodzinie może być tylko jedna księżniczka,
– Przepraszam, kapitanie, ale ogromnie rozbolała mnie głowa.
– Może pani rozmasować?
– Wolałabym dotknąć grzechotnika – odparła, odchylając głowę i zamykając oczy.
Nie otworzyła, ich nawet, kiedy usłyszała, że Ring się śmieje. Nie wiedziała, w jaką grę przed chwilą się z nią bawił, ale miała dziwną świadomość, że przegrała.
Zbliżało się południe, kiedy wraz z kilkuset innymi podróżnymi dotarli do Denver City. „Miasto" składało się z kilkuset drewnianych chat, namiotów i kilku tysięcy mężczyzn, którzy postanowili zbić tu fortunę.
Ledwo się zatrzymali, podbiegli do nich ludzie. Jedni krzyczeli, że złota w ogóle nie ma, drudzy twierdzili, że w strumieniach leżą samorodki wielkości kurzego jaja. Inni prosili o pieniądze, żeby wypożyczyć narzędzia do wydobywania złota, pozostali po prostu się przyglądali. Poza miastem stał obóz Indian Utah. Przybiegli obejrzeć czerwony powóz i kobietę w jasnoniebieskiej sukni.
Na Maddie nie zrobił wrażenia hałas i zamieszanie ani pytanie o jej imię, czy legendę „Śpiewającej Księżniczki" jak to było wypisane na jej powozie. Każdego obdarzyła uśmiechem, potem' kazała Frankowi i Samowi rozbici namiot i rozdać zawiadomienia o jej dzisiejszym występie. Kiedy namiot już stał, schroniła się tam i przebrała w ciemną wełnianą spódnicę, która sięgała jej zaledwie do kostek i białą, gładką bawełnianą bluzkę. Kapitan Montgomery czekał na nią przed wejściem.
– Życzę miłego dnia. Kapitanie – powiedziała, chcąc go wyminąć, ale stanął jej na drodze. Westchnęła. – Dobrze czego pan tym razem chce?
– Dokąd się pani wybiera?
– To nie pańska sprawa, ale idę zjeść lunch, a potem, chcę się przespacerować po mieście.
– Kto będzie pani pilnował?
– Wybieram się sama, dokładnie tak, jak to robię od pierwszego roku życia.
– Nie może pani chodzić sama wśród tych barbarzyńców.
Zacisnęła wargi, próbowała go minąć, a kiedy zastąpił jej drogę, dźgnęła go łokciem pod żebra. Jęknął. Maddie poszła dalej. Edith nakryła już do stołu. W drodze z St. Louis do Denver City zatrzymywali się u farmerów, gdzie zaopatrywali się w świeże produkty, kupili też wędzone mięso. Teraz na Maddie czekała szynka i fasolka.
– Jeśli już pan musi tak nade mną stać, niech pan będzie na tyle uprzejmy, żeby usiąść, kapitanie. Proszę, niech się pan poczęstuje.
Usiadł na stołku, ale pokręcił głową, kiedy Edith zaoferowała się, że mu nałoży jedzenie.
– Nie chciałbym pani urazić, ale wolę nie dotykać pani jedzenia ani picia.
Po raz pierwszy Maddie szczerze się do niego uśmiechnęła.
– Wreszcie dostrzegam niejaki rozsądek u doskonałego kapitana Montgomery'ego. Niech pan żałuje swej wstrzemięźliwości, szynka jest przepyszna.
Nagle znikąd wyrósł przy stole Toby. Maddie skinęła na Edith, która nałożyła mu pełny talerz.
– Mam nadzieję, że panu smakuje, panie szeregowy.
– Jeszcze jak, jeszcze jak – odparł Toby z pełnymi ustami, siadając na trawie. -I nie żaden pan, tylko Toby., Zresztą szeregowcem też nie jestem. A przynajmniej niezupełnie. Najchętniej nie miałbym z wojskiem nic wspólnego. Ale ponieważ to chłopaczysko się zaciągnęło, jam też musiał. Choć do tej pory nie pojmuję, jak mógł porzucić Warbrooke…
– Toby! – napomniał go ostro Ring. – Pani daruje, Toby bywa zbyt gadatliwy.
– Doprawdy? – uśmiechnęła się do Toby'ego. – A gdzie jest to Warbrooke?
– W Maine. Chłopak porzucił…
– Toby!
Toby odłożył widelec.
– Do licha, lepiej sobie dam spokój. Jak raz coś sobie wbije do łba, to przepadło. – Wstał, wziął talerz i skrył się za namiotem.
– A co pan sobie teraz wbił do łba, kapitanie?
– Ze muszę pani bronić.
– Mnie? Po co? Kto miałby mnie skrzywdzić?
Gwałtownie chwycił ją za rękę, przytrzymał, mimo że próbowała ją wyrwać, i obrócił wnętrzem do góry. Przez środek biegła długa szrama, nadgarstek był spuchnięty. Wyszarpnęła rękę i wstała.
– Pozwoli pan, kapitanie, że pana opuszczę i przejdę się trochę po mieście.
– Nie sama.
Przymknęła oczy, modląc się o cierpliwość. Najpierw pomyślała, czy by nie spróbować rozsądnie z nim porozmawiać. Wbrew pozorom nikt nie zamierzał jej skrzywdzić. Nie mogła go jednak o tym przekonać, nie wyjaśniając kilku innych rzeczy, a na to nie miała ochoty. Ruszyła, próbując nie zwracać na niego uwagi, ale trudno było ignorować mężczyznę mierzącego prawie metr dziewięćdziesiąt i ważącego, na jej oko, jakieś dziewięćdziesiąt kilo. A poza tym ciągle nad nią wisiał.
Ponieważ w Denver City rzadko się spotykało kobiety, które nie były na sprzedaż, jej osoba wzbudziła poruszenie. Maddie szła szerokimi, brudnymi ścieżkami, które udawały ulice. Przystawała przed namiotami, przed którymi na prymitywnych stołach wystawiono dobra ze wschodu. Często mieszkańcy wschodu sprzedawali wszystko, co mieli, żeby kupić wozy i sprzęt, niezbędne w podróży na złoto- nośne tereny, później zaś wyzbywali się tego dla kilku sit i łopat albo kawałka ziemi opodal strumienia.
Madzie oglądała towary, wreszcie wybrała śliczny koronkowy kołnierzyk. W tej samej chwili przystanęło obok niej trzech brudnych poszukiwaczy złota. Kapelusze przyciskali do piersi i wpatrywali się w kobietę. Odwróciła się i uśmiechnęła do nich.
– Dzień dobry.
Kiwnęli głowami.
– znaleźli już panowie złoto?
Jeden z nich sięgnął do kieszeni, ale kiedy wyciągnął rękę, rzucił się w jego stronę kapitan Montgomery, zaciskając łapsko na nadgarstku drobnego mężczyzny.
Madzie była zawstydzona i wściekła. Chwyciła kapitana za rękę.
– Przepraszam panów bardzo – powiedziała, podchodząc.
– Mógł mieć w kieszeni pistolet – odezwał się zza jej pleców Ring. – Starałem się tylko panią obronić…
– Przed kim? Przed kilkoma samotnymi poszukiwaczami złota? – Odwróciła się i zmierzyła go wzrokiem. – Niech pan już sobie idzie, kapitanie! Proszę mnie zostawić samą!
– Będę panią ochraniał. I zrobię to, niezależnie od tego, jak nieprzyjemnie jest to dla nas obojga.
Przebrała się miarka – pomyślała odwracając się od niego. Teraz jeszcze insynuuje, że spędzanie czasu w jej towarzystwie to dla niego ciężar. Energicznie kroczyła przed nim, dłonie zaciskając w pięści. Ciekawscy przestawali wzdłuż drogi, przyglądając się tej wysokiej, eleganckiej kobiecie, za którą szedł jeszcze wyższy mężczyzna. Trącili się łokciami, bo kobieta wyraźnie była rozgniewana.
A teraz jeszcze przez niego ludzie się ze mnie wyśmiewają – pomyślała Madzie, zastanawiając się czemu akurat ją to musiało spotkać.
I w takim właśnie momencie postanowiła skończyć tę zabawę. Odwróciła się i uśmiechnęła najsłodziej, jak potrafiła.
– Kapitanie Montgomery, jestem głodna.
– Przecież dopiero co pani jadła?
Gdzie się podziali mężczyźni gotowi na każde skinienie damy?
– To prawda, ale znowu zgłodniałam. Może rozejrzelibyśmy się za jakimś miejscem, gdzie można coś zjeść?
Popatrzył nad jej głową. Szczerze mówiąc, był bardzo głodny. Podczas gdy inni odżywiali się świeżym mięsem, co więcej, świeżymi warzywami, jego pokarm stanowiło suszone mięso i suchy prowiant. Ale po opium w whisky nie chciał siadać z tą kobietą do jednego stołu.
– Widzę jakiś wóz, chyba sprzedają tam jedzenie.
Nie minęło kilka chwil, a Ring miał obie ręce zajęte talerzami z jedzeniem i bochenkiem chleba, który mieli zanieść do obozowiska. Maddie uśmiechnęła się do kapitana.
– Mógłby pan to przytrzymać, a ja tymczasem udam się do… rozumie pan?
Wpatrywał się w parujące jedzenie. Wołowina. Ziemniaki. Chleb kukurydziany. Groszek. Nie dotarło do niego ani słowo, ale potaknął. Był taki głodny, że zjadł swoją porcję i właśnie kończył jej, kiedy uświadomił sobie, że Maddie jeszcze nie wróciła.
– Niech ją licho porwie – mruknął. – Niech mnie licho porwie – dodał i wyruszył na poszukiwania.
Mogła uciec gdziekolwiek, na całe szczęście na tyle rzucała się w oczy, że wszędzie ją zauważano, więc zasięgnął języka. Odniósł wrażenie, że w mieście nie było mężczyzny, który by jej nie widział, ale każdy twierdził co innego.
Znalazł ją dopiero po godzinie. Stała roześmiana wśród Indianek Utah. Przez ułamek sekundy zastanawiał się, w jaki sposób się ze sobą porozumiewają, po czym ruszył w jej stronę.
Kobiety zauważyły go pierwsze i ostrzegły Maddie. Pobiegła przez obóz. Ring ruszył za nią, krzycząc, żeby się zatrzymała. Indianki, które przepadały za zabawą, robiły wszystko, żeby zagrodzić mu drogę. Wreszcie jedną z nich odstawił na bok.
Maddie pędziła przez obóz wymijając dzieci i psy, przepraszając na lewo i prawo. Wpadła też na wojownika, ale nic nie powstrzymało jej w biegu. Kiedy dotarła do granic osiedla, pochyliła się i ruszyła w stronę miasta.
Dotarłszy do jego granic, zwolniła, żeby złapać oddech i uśmiechnęła się. Nie tylko go przechytrzyła, ale i prześcignęła.
Po kilku sekundach poczuła na ramieniu czyjąś rękę; Obejrzała się i zobaczyła kapitana, w którego oczach lśniło coś bliskiego triumfu.
Ja ci pokażę – można było wyczytać w jej wzroku.
– Ratunku! Pomocy! – krzyknęła z całych sił. – Błagam, nie bij mnie już!
Natychmiast rzuciło się na niego ośmiu mężczyzn. Maddie popędziła dalej. Po dwudziestu minutach Ring znowu deptał jej po piętach. Oglądając się przez ramię, dostrzegła, że jego zawsze idealnie uczesane włosy są potargane, na policzku ma czerwoną plamę, a ubranie całe w kurzu. Uśmiechnęła się i biegła dalej.
Nie wiedziała, kiedy ta cała sytuacja zaczęła ją bawić, ale że ją bawiła, to fakt. Schowała się w pustej beczce i z trudem się powstrzymała, żeby nie wybuchnąć głośnym śmiechem, kiedy stał o krok, rozglądając się za nią. Podbiegła do grupki mężczyzn, którzy grali na ziemi w kości. Jednemu zdarła z głowy kapelusz i wcisnęła się między nich. Mężczyźni jeszcze bardziej się skulili, żeby ją ukryć. Co więcej jeden z nich przysunął się o wiele, wiele za blisko i Maddie pisnęła, kiedy – jak jej się wydawało, choć nie była tego zupełnie pewna – któryś uszczypnął ją w udo. Podskoczyła i zobaczyła kapitana, który obejrzał się i ją dostrzegł, więc znowu puściła się pędem przed siebie.
"Porwanie" отзывы
Отзывы читателей о книге "Porwanie". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Porwanie" друзьям в соцсетях.