– Sir Christian odziedziczył zrujnowany dom i tytuł, nic poza tym. Potrzebował pieniędzy na odbudowę i zainwestowanie w przedsięwzięcie, które mogłoby zapewnić mu wystarczającą niezależność finansową, aby zainteresować kobietę o pokaźnym posagu. Przyszedł z tym do Kirów, a teraz jest naszym dłużnikiem. Musiał zdecydować, czy stracić wszystko, co dotychczas osiągnął, czy zwrócić dziecko. Na szczęście dokonał rozsądnego wyboru. Podeszli do domu.

– Dziękuję Bogu, że znalazł się pan tutaj, bo inaczej mogłabym odzyskać córeczkę jedynie siłą – rzekła cicho Fortune. Znów pocałowała dziecko i podała je Rohanie, żeby ta położyła je spać.

– A pani pokojówka?

– Odzyskała przytomność i opowiedziała nam, jak zaatakował ją sir Christian i drugi mężczyzna, prawdopodobnie jego służący. Widziała ich, bo pierwszy cios, jaki otrzymała, nie pozbawił jej przytomności. Próbowała krzyczeć, więc uderzyli ją ponownie. Ale rozpoznała obu – wyjaśniła Fortune. – Kiedy odpocznie, wszystko będzie dobrze, dzięki Bogu. Gdyby cokolwiek jej się stało, nie mam pojęcia, jak powiedziałabym o tym jej Kevinowi. Zapraszam do jadalni na kieliszek wina. Chyba może pan je pić?

– We własnym kubku – roześmiał się.

– Od jak dawna nasze rodziny są ze sobą związane? Chyba już wiele lat, prawda? – z ciekawością dopytywała się Fortune.

– Owszem – odpowiedział. – Czcigodna przodkini twojego ojczyma, potężna i wpływowa kobieta, zaprzyjaźniła się z moją szacowną przodkinią Esther Kirą Obie kobiety pomagały sobie w rozmaity sposób i dzięki wpływom jednej, drugiej przybywało mocy i bogactwa. Mówiono mi, że wszystko zaczęło się ponad sto lat temu. Potem babka twojej matki zaczęła prowadzić z nami interesy i stwierdziliśmy, że również ona jest kobietą niezwykle mądrą uczciwą i szlachetną To działo się siedemdziesiąt lat temu. Z kolei gałęzie obu rodów, splecione małżeństwem, kontynuowały interesy z Kirami. To była owocna współpraca, milady.

Oby taka okazała się również w Mary's Land – rzekła Fortune ze szczerym uśmiechem. Amen – podsumował Jonathan Kira. – Amen, milady.

ROZDZIAŁ 17

Fortune stała na pokładzie „Róży Cardiffu” przy relingu i z zainteresowaniem przyglądała się wyłaniającemu się krajobrazowi nowego kraju. Jego niezwykłe piękno niemal doprowadzało ją do łez. Miała silne poczucie przynależności, którego nigdy wcześniej nie doświadczyła. Tak. To był dom. Niepodobny do wszystkiego, co znała do tej pory. Płynęli przez ogromną zatokę. Woda zdawała się bardzo, bardzo niebieska. Z bezchmurnego nieba prażyło słońce. Jakże było inaczej niż przed miesiącem, gdy wypływali z Anglii.

Tamten wiosenny dzień byt szary i deszczowy i Fortune Lindley nagle poczuła gwałtowny strach. Stała na pokładzie statku szykowanego do wyjścia w morze ze swoją matką i jedynym ojcem, jakiego znała. Jasmine miała oczy czerwone od płaczu, chociaż wydawała się opanowana i spokojna. Nawet James Leslie, trzymający w objęciach Aine, był niezwykle cichy.

– Niedługo musimy wypływać, kuzynko – powiedział Ualtar O’Flaherty, dołączając do nich. – Wkrótce zacznie się odpływ. – Potem odszedł, aby zapewnić im prywatność, której wyraźnie potrzebowali.

– Pewnego dnia przyjedziesz nas odwiedzić – nagle odezwał się James Leslie. Fortune poczuła łzy pod powiekami.

– Nie sądzę, tato. Nie jestem odważna, nie szukam też przygód, jak mama czy India. Obawiam się, że kiedy bezpiecznie przepłynę przez ocean, już tam pozostanę. Pamiętaj, że jestem rozsądną i praktyczną córką – dodała, posyłając mu słaby uśmiech.

– Gdybyś była rozsądna, nigdy nie zakochałabyś się w Kieranie Deversie – niemal z goryczą stwierdziła Jasmine. Serce jej krwawiło na myśl o tym, że już nigdy w życiu nie zobaczy drugiej córki Rowana. Fortune odejdzie od niej tak samo jak kiedyś odszedł od niej Rowan. Jasmine czuła narastający gniew. Powstrzymała go jednak. Za zaistniałą sytuację nie mogła winić Kierana czy Fortune. Winni byli głupi i ograniczeni ludzie, którzy nie potrafili zaakceptować nikogo, kto by się choć odrobinę od nich różnił. Winni byli ludzie, którzy chcieli, żeby wszyscy tak samo wyglądali, tak samo myśleli, to samo czcili. Pozbawione radości istoty, które nie umiały zaakceptować Boga miłości, które chciały oddawać cześć potępiającemu bóstwu, ziejącemu ogniem i siarką. Jasmine było ich żal, ale jednocześnie przeklinała ich w myślach za nietolerancję, która zmuszała jej córkę do wyjazdu.

– Mamo – Fortune dotknęła jej rękawa. – Już czas, mamo. Musicie z tatą zejść na ląd. Musimy się pożegnać.

Jasmine zwróciła udręczone spojrzenie na córkę. W jej głowie jakiś głos wołał: – Nie! Znów odezwała się Fortune.

– Jestem taka wdzięczna tobie i tacie za ten wspaniały czas, jaki mieliśmy. Zawsze będę o tym pamiętać, mamo, nawet kiedy już będę staruszką. Nie płaczcie po mnie. Robię to, co chciałam. Kocham Kierana. Pokocham nasze nowe życie w Mary's Land. Będę posyłać wam listy za każdym razem, kiedy „Róża Cardiffu” będzie płynęła w tę i z powrotem. Nawet nie zauważycie, że wyjechałam. Wiem, że chcesz, bym była szczęśliwa, mamo. – Fortune zarzuciła matce ręce na szyję i przytuliła ją serdecznie. – Zegnaj, mamo. Pamiętaj, że kocham ciebie, tatę i całą rodzinę, która tu zostaje. Nie zapominajcie o mnie. – Pocałowała matkę w policzek. Oderwała się od niej i równie czule pożegnała się z księciem.

– Dziękuję, tato, że przyjąłeś najmłodszą córkę Rowana Lindleya i kochałeś ją jak własną. – Jego także ucałowała i szybko odwróciła się, żeby nie zawładnęły nią emocje, i by nie straciła resztek odwagi.


*

Ciepły podmuch musnął jej policzek i Fortune wróciła do rzeczywistości. Pod wpływem wspomnień miała oczy pełne łez. Rejs z Anglii minął dość spokojnie. Nie było większych burz i tylko przez parę szarych dni siąpił deszcz. Najpierw zatrzymali się w Irlandii, żeby wziąć na pokład grupę kobiet i dzieci z Maguire's Ford i Lisnanskea, które miały podróżować z nimi. Kilka dni wcześniej z Ulsteru wypłynął „Highlander” z końmi i innymi zwierzętami, które zabierali do Mary's Land. Rory Maguire nadal był jednak w Dundalk, aby ją powitać i osobiście odprowadzić osadników.

– A więc, dziewczyno, w końcu wyruszasz na spotkanie wielkiej przygody.

Gdzie jest twoja córeczka? Chciałbym ją zobaczyć, Fortune Devers – powie dział, całując ją w policzek.

Rois wystąpiła do przodu z dwójką dzieci. Na ich widok oczy Rory'ego rozbłysły. Wziął Aine na ręce.

– Ach – rzekł cicho – to śliczna dziewczynka, Fortune. – A po chwili dorzucił, zwracając się do Rois: – Spójrz na mostek, Rois. Tam jest twoja babka. Wejdź na pokład, Bride Duffy, i zobacz, jakiego wspaniałego wnuka urodziła ci twoja córka.

– Przywiozłeś ze sobą całą wioskę? – zażartowała Fortune, gdy z Aine przechadzali się po pokładzie.

– Cóż, Fergus musiał powozić jednym z wozów, na którym jechały kobiety, dzieci i ich dobytek. Nic by nie powstrzymało Bride od zabrania się z nim – zaśmiał się Rory, a Aine mu zawtórowała. – Wydaje ci się to śmieszne, co? – Połaskotał małą, pobudzając ją do dalszego śmiechu. Jego wnuczka! Pożerał Aine spojrzeniem, po czym przeniósł je na Fortune.

Jego córka. Widział je obie po raz ostatni i nie potrafił sobie tego odmówić. Westchnął. Jakaś jego część pragnęła, żeby Fortune poznała prawdę, nie mógł jednak i nie chciał niszczyć jej tożsamości, żeby ulżyć swemu bolącemu sercu. Zawsze istniało ryzyko, że znienawidziłaby go za to. Lepiej, żeby nadal ciążyła mu ta tajemnica.

– Jak się miewają moi bracia? – zapytała go Fortune.

– Bardzo dobrze – usłyszała w odpowiedzi. – Adam bez wątpienia jest stworzony do gospodarowania ziemią, a Duncan kontynuuje naukę. Obaj są lubiani.

– A w Maguire's Ford panuje spokój? Skinął głową.

– Ale poza tym nigdzie w Irlandii go nie ma. Jest coraz gorzej, Fortune, i będzie jeszcze gorzej, dopóki Anglicy nie wyniosą się z naszych ziem.

– A brat Kierana i jego rodzina? – dopytywała Fortune. – Chcę mu zawieźć wszelkie możliwe informacje.

– Sir William ze swojego łoża boleści nie przestaje tyranizować otoczenia. Nieszczęście, jakie go dotknęło, tylko sprawiło, że stał się bardziej złośliwy.

– Obawiam się, że dożyje sędziwego wieku. Podobno teraz nawet jego matka i żona się go boją. Niemal nie zauważa swojej córeczki. To smutne, ale ten człowiek zawsze będzie cierpiał nad utratą ciebie i władzy nad nogami. Fortune zaczęła teraz rozważać, czy przekaże te wiadomości mężowi. Klucz gęsi przeleciał nad statkiem na zachód, w stronę brzegu. Fortune uśmiechnęła się radośnie. Już niedługo! Już niedługo znajdzie się w ramionach męża! Ciekawa była, co ich czeka. Na porośniętych lasem brzegach ogromnej zatoki nie było ani śladu jakiejkolwiek cywilizacji. A przecież dziś mieli dopłynąć do St. Mary's Town, kolonii Calverta.

Inne kobiety również tłoczyły się przy burcie, wpatrując się w krajobraz.

– Same drzewa.

– Widzicie dzikich Indian?

– Nie wiem, co gorsze, protestanci czy Indianie.

– Jest dość ładnie.

– W Ulsterze było pięknie.

– To szansa, żeby żyć w spokoju i mieć własną ziemię. Wystarczy, żeby opuścić Ulster!

– Czy będzie tam ksiądz?

– Podobno tak.

– Dzięki Bogu! Fortune słuchała z lekkim rozbawieniem. Dobrze było wiedzieć, że te kobiety są równie zdenerwowane podróżą i jej zakończeniem, jak ona. Jaki będzie jej nowy dom? Czy „Highlander” dopłynął szczęśliwie do celu? Na pokład tego mniejszego statku zosta! załadowany cały jej dobytek, razem z końmi. A nieliczne rzeczy, należące do pozostałych osadników, rozmieszczono na obu jednostkach. Ciekawa była, co powie Kieran na widok Aine. Z boskim błogosławieństwem zamierzała dać mężowi syna najszybciej, jak tylko zdoła. Koniec z wywarami mamy.

– Patrzcie! – nagle zawołała jedna z kobiet. – Widzę zabudowania!

– Jest wieża kościelna!

– Bogu najwyższemu dzięki! Ualtar O'Flaherty zszedł na dół z mostku kapitańskiego i uśmiechnął się do kobiet.