– Tak się dzieje na tym świecie – powiedziała Fortune, jadąc koło niego. – Nasi nauczyciele uczyli mnie i moje rodzeństwo, że zawsze jedna kultura podbijała drugą. Dzisiejsi mieszkańcy Irlandii pewnego dnia przybyli z innego rejonu świata i podbili Tuatha de Danae, legendarny lud, który podobno kiedyś władał tymi ziemiami. Ponoć teraz żyją pod ziemią, bo nie chcieli się zasymilować z Celtami. Czasami takie zmiany wychodzą na dobre, czasem nie. Nie pochwalam sposobu, w jaki większość Anglików traktuje Irlandczyków, ale czyż Irlandczycy nie zachowywaliby się podobnie, gdyby nadarzyła się im okazja? Gdybyście mogli, palilibyście i łupili tak jak wasi przodkowie i zepchnęli Anglików do morza. Nie okazalibyście łaski, nie bylibyście lepsi od nich.

Roześmiał się, nagle dostrzegając to, co tak bardzo zafascynowało jego młodszego brata.

– Owszem – przytaknął – tak byśmy postąpili, lady Fortune Lindley. Lecz ciebie moglibyśmy zostawić w Irlandii, bo słyszałem, że płynie w tobie irlandzka krew. Czy to prawda?

– Tak. Moją prababką była Skye O'Malley. Wspaniała kobieta z rodu O'Malleyów z Innisfany. Umarła, gdy miałam trzynaście lat, ale znałam ją dobrze i nigdy jej nie zapomnę – powiedziała Fortune, czując łzy cisnące się do oczu. – Zawsze była dla mnie taka dobra. Z zaciągniętego chmurami nieba zaczął padać gęsty kapuśniaczek.

– Schowajmy się w tych ruinach – zaproponował. Gdy schronili się pomiędzy murami z szarego kamienia i zsiedli z koni, Fortune zapytała:

– Co to za miejsce? Potrząsnął głową.

– Nie wiem na pewno, ale mówią, że kiedyś, kilkaset lat temu, był tutaj dwór przywódcy klanu Maguire. Widzisz, jaka gruba warstwa mchu porasta mury? Ale to sklepienie uchroni nas przed najgorszym. Usiądź, Fortune Lindley, przeczekamy deszcz. – Sam usadowił się na kamiennym murku, który tworzył naturalną ławkę, i wskazał jej miejsce koło siebie.

Usiadła i powiedziała:

– Czy mogę ci zadać jedno pytanie, Kieranie Deversie? – A kiedy potakująco kiwnął głową, ciągnęła: – Dlaczego zrezygnowałeś ze swoich praw do spadku dla religii? Nie wyglądasz na fanatyka, jak tylu innych.

– Dobre pytanie, i postaram się na nie odpowiedzieć. Masz rację, nie jestem fanatykiem i, szczerze mówiąc, religia niewiele dla mnie znaczy. Nie jestem męczennikiem ani świętym, lecz wiara katolicka jest jedyną rzeczą, jaka mi pozostała po matce. Umarła, gdy byłem małym chłopcem. Wtedy byliśmy irlandzką rodziną, Moire, ojciec i ja. Potem urodziła się mała Colleen i mama straciła życie, rodząc naszą siostrzyczkę. Z początku ojciec był załamany. Szybko jednak zaczął się rozglądać w poszukiwaniu nowej żony, która wychowałaby jego dzieci i prowadziła mu dom. Inne swoje potrzeby zaspokajał już z pomocą pewnej dyskretnej niewiasty o imieniu Molly, z którą spłodził dwie córki. Mają na imię Maeve i Aine i obie są bardzo miłymi dziewczynami – uśmiechnął się.

– Znasz je? – Fortune była zdumiona.

– Owszem, chociaż moja macocha nie ma o tym pojęcia. Maeve urodziła się, gdy miałem jedenaście lat, a Aine, gdy miałem czternaście. Tato był już wtedy mężem lady Jane, pięknej dziedziczki o zdecydowanych poglądach na wszystko.

– Powiadają, że nie chciała go, dopóki nie stał się protestantem – zauważyła Fortune. – I że zmusiła go do ponownego chrztu.

– To prawda – przyznał Kieran. – Jane Elliot od pierwszego wejrzenia zakochała się w Mallow Court. Bardzo go pragnęła, ale jest oddana swojej wierze i uparta. Nalegała, żeby tato się nawrócił. Do Mallow Court przybył ksiądz z Lisnaskea i ostrzegł mojego ojca, że jeśli to uczyni, sczeźnie w piekle, więc naturalnie ojciec się ochrzcił. Obaj jesteśmy do siebie podobni i nie lubimy, żeby ktoś nam dyktował, jak mamy postępować. W odwecie za groźby ojciec wyrzucił księdza.

– A ty dlaczego nie zostałeś ponownie ochrzczony?

– Nie mogli mnie złapać – odparł Kieran z przekornym uśmiechem. – Kiedy lady Jane przybyła do Mallow Court, wszystko uległo zmianie. Rzeczy należące do mojej matki zaczęły kolejno znikać. Jej wiara została usunięta z naszego życia. Zupełnie jakby Jane chciała całkowicie wymazać naszą matkę. Dopiero gdy dorosłem, zrozumiałem, że wcale tak nie było. Moja macocha jest przyzwoitą kobietą, ale żyje w świecie własnych zasad i zwyczajów, i oczekuje od rodziny, żeby też je akceptowała. Toteż chociaż nie zostałem ponownie ochrzczony, postanowiła okazać mi cierpliwość. Co niedzielę i w dni świąteczne zmuszano mnie do uczestniczenia we mszy razem z całą rodziną. Jane sądziła, że gdy przyzwyczaję się do jej wiary, ulegnę też innym jej życzeniom. Dopiero po paru latach odkryli, że po mszy z nimi wymykałem się na mszę katolicką. W dniu moich dwudziestych pierwszych urodzin usłyszałem, że albo się ochrzczę jako protestant, albo ojciec wydziedziczy mnie i uczyni Willa swoim spadkobiercą. Będę dostawa! rentę i mogę mieszkać w Mallow Court, ale stracę prawo do lwiej części posiadłości Deversów. Próbowałem wyjaśnić ojcu, co czuję. Wiesz, co mi powiedział? Że już nie pamięta twarzy mojej matki. Że jego żoną jest Jane i chce, aby była zadowolona. Wtedy właśnie powiedziałem mu, że nie potrzebuję Mallow Court i żeby dał go Willowi.

– Czy przypadkiem nie kieruje tobą poczucie dumy, a nie zdrowy rozsądek? – głośno zastanawiała się Fortune. – Nie sądzę, żeby twój ojciec był gruboskórny, gdy mówił, że nie pamięta twarzy twojej mamy. Po pewnym czasie trudno jest sobie przypomnieć, jak wyglądali ludzie, którzy umarli. Nie ma w tym niczyjej winy.

– Prawda polega na tym – powiedział Kieran Devers – że nic nie czuję do Mallow Court. Wiem, że powinienem, ale nic z tego. Nigdy nie czułem, że jest mój, nigdy też nie uważałem, że należę do tej ziemi, na której się urodziłem. Nie umiem tego wyjaśnić, ale wierzę, że mój prawdziwy dom znajduje się gdzie indziej.

Fortune otworzyła zdumiona usta i wbiła w niego wzrok.

– Ty też? – udało jej się tylko wykrztusić.

– Ale przecież na pewno istnieje miejsce, które kochasz, które jest dla ciebie domem – odpowiedział.

– Urodziłam się tutaj, w Maguire's Ford – zaczęła – ale zabrano mnie do Anglii, gdy miałam zaledwie kilka tygodni. Mieszkałam w Queen's Malvern, w domu mojej prababki. Potem mieszkałam w domu mojej matki we Francji, w Belle Fleurs. Mieszkałam w Szkocji, w zamku Glenkirk, należącym do mojego ojczyma, i w Cadby, siedzibie mojego ojca w Oxfordshire. Nigdy jednak nie czułam się naprawdę jak u siebie w domu, choć przyznaję, że najlepiej mi było w Queen's Malvern. Chyba nie istnieje miejsce na świecie, które byłoby naprawdę moje. Miałam nadzieję, że znajdę je w Irlandii.

– Ale nie zanosi się na to – podsumował.

– Nie – przyznała. – Widzę, że oboje jesteśmy zabłąkanymi duszami, Kieranie Devers. Spojrzał na nią, jakby po raz pierwszy zobaczył ją naprawdę. Była bardzo ładna i rozświetlała ją też inna, wewnętrzna uroda. Jej zielononiebieskie oczy były ciepłe i pełne współczucia. Miała słodki uśmiech, dziwnie kontrastujący z jej zuchwałym językiem.

– Przestało padać – odezwała się Fortune. – Moi rodzice będą się zastanawiać, gdzie się podziewam, Kieranie. Wyprawisz się jeszcze kiedyś ze mną konno?

– Jutro? – zapytał cicho. Kiwnęła głową.

– Dobrze, jutro rano. Wyprowadził na zewnątrz jej konia i pomógł wskoczyć na siodło. Kiedy siedziała pewnie na końskim grzbiecie, ujął jej obciągniętą rękawiczką dłoń i pocałował.

– Do jutra, Fortune Lindley – rzucił.

Potem lekko klepnął w zad jej wierzchowca. Koń ruszył do przodu. Patrzył, jak odjeżdża, ciekawy, czy się obejrzy, a gdy to uczyniła, uśmiechnął się szeroko.

Fortune zaczerwieniła się po cebulki włosów. Podlec! Czekał, żeby się obejrzała. Znał kobiety. Bezczelnie odwróciła się do tyłu, pokazała mu język, po czym spięła nogami Pioruna, zachęcając konia do galopu. Wiatr przyniósł odgłos jego śmiechu. Też się roześmiała.

Doszła do wniosku, że pasują do siebie.

Nagle uświadomiła sobie znaczenie tej myśli. Pasują do siebie. Czy rzeczywiście? Co naprawdę o nim wiedziała? Fakt, że umieli prowadzić ze sobą miłą rozmowę wydawał się zachęcający. Przynajmniej Kieran Devers nie był takim osłem, jak jego młodszy brat Will. Ponadto Kieran był pierwszym mężczyzną któremu udało się ją zaintrygować. Czyżby wreszcie spotkała kogoś, kogo będzie mogła pokochać? Fortune pomyślała, że czas pokaże. Tylko czas może to pokazać.

ROZDZIAŁ 5

Zaczynaliśmy się już martwić, skarbie – powiedziała księżna, gdy córka weszła do holu i podała lokajowi pelerynę i rękawiczki.

Byłam na przejażdżce i spotkałam Kierana Deversa. Musieliśmy schronić się przed deszczem, mamo. Przyjedzie jutro rano, żeby wybrać się ze mną na przejażdżkę. W gruncie rzeczy, kiedy lepiej się go pozna, wcale nie jest taki zły.

Wiedziałem! – rzekł z uśmiechem James Leslie.

Co wiedziałeś? – zapytała zaciekawiona żona.

– Wiedziałem, że Kieran Devers zafrapował Fortune. Wysocy, ciemnowłosi Celtowie są dużo bardziej interesujący od kulturalnych, anglo – irlandzkich maminsynków – zaśmiał się i z czułością poklepał pasierbicę po policzku. – Bądź ostrożna, kochanie. To jest prawdziwy mężczyzna, jakiego jeszcze nigdy nie miałaś okazji poznać, jak mniemam.

– Tato! Kieran Devers wcale mnie nie interesuje – zaprotestowała Fortune. – Ale kto mi pozostaje w Maguire's Ford? Miło będzie mieć towarzystwo do przejażdżek konnych i miło, że będzie to atrakcyjny mężczyzna, a nie mama czy tata.

– Madam, musisz porozmawiać ze swoją córką – ostrzegł żonę książę. – Wolałbym jej nie wprawiać w zakłopotanie i wysyłać lokaja, żeby jej pilnował. Nie chcę, żeby ten przystojny diabeł zrobił coś naszej Fortune, Jasmine.

– Jestem więc taka naiwna, tato, że można mnie uwieść? – gniewnie zapytała Fortune. – Uważasz, że jako dziewica nie mam zielonego pojęcia, co dzieje się pomiędzy kobietą i mężczyzną? Ale to nieprawda. Jak mogłabym tego nie wiedzieć, żyjąc w twoim domu? Nie zapominaj też o zimie, którą spędziłam z Indią, kiedy była w ciąży z moim siostrzeńcem Rowanem. Sądzisz, że przez cały ten czas nie robiłyśmy nic innego, tylko wzdychałyśmy nad utraconą miłością, opowiadałyśmy bajki i szyłyśmy dziecinne ubranka? Podczas gdy w naszej obecności Diarmid zalecał się do Meggie? Doprawdy, tato!