– Masz ten błysk w oczach – zauważył jej mąż. – Co knujesz, moja kochana Jasmine?

– Nic – mruknęła. – Po prostu zastanawiam się, w jaki sposób zachować ciastko i zjeść je jednocześnie.

– Niech Bóg ma nas wszystkich w opiece. Jasmine przypomniała sobie o roli wzorowej gospodyni.

– Droga lady Jane – odezwała się. – Oczywiście zna pani naszego kochanego Samuela Steena. A to mój kuzyn, ojciec Cullen Butler.

– Milady – ksiądz uprzejmie się ukłonił. Ledwie zauważalnie kiwnęła mu głową.

– Świetnie, że znów pana widzę – rzekł Cullen Butler do Shane'a Deversa, ignorując lekceważące zachowanie lady Jane. Słyszał o niej i w najmniejszym stopniu nie czuł się urażony. Pomyślał złośliwie, że sam fakt przebywania razem z nim w tym samym pomieszczeniu musiał być dla niej niezwykle bolesny. I zaraz zaczął się zastanawiać nad pokutą, jaką sobie wyznaczy za swoją złośliwość. Najwyżej trzy zdrowaśki.

– Ojcze – powitał go głos sir Shane'a. – Chyba widziałeś się niedawno z Kieranem. – Jego słowa zabrzmiały niemal gorzko.

– Widuję go – odpowiedział. Nie było sensu jątrzyć rany. Ani on, ani Kościół nie był odpowiedzialny za decyzje Kierana Deversa.

– Nasi młodzi zdaje się przypadli sobie do gustu – zauważył wesoło wielebny Steen.

– Owszem – przytaknęli jego rozmówcy.

– Tworzą ładną parę, prawda? – dodał pastor Steen.

Jego uwaga spotkała się z potakującym pomrukiem.

– Żeby związek był udany, potrzeba czegoś więcej, niż tylko dwóch ślicznych twarzy – ostrym tonem rzuciła lady Jane.

– Oczywiście w pełni się z tym zgadzam – powiedziała Jasmine.

– Może lady Fortune zechce wziąć pana Williama na przejażdżkę po posiadłości – zaproponował Cullen Butler.

– Świetny pomysł! – zawołała Fortune. Sir Shane sprawiał miłe wrażenie, lecz nie mogła się przekonać do lady Jane, mimo jej słodkich słówek. Miała ochotę spędzić trochę czasu z przystojnym Williamem Deversem i przekonać się, czyjej się spodoba. I czy coś pomiędzy nimi zaiskrzy.

– Masz ochotę na przejażdżkę? – spytała.

– Nie mam konia. Przyjechaliśmy powozem – odparł. Wyglądał na rozczarowanego.

– Ale my mamy mnóstwo koni – roześmiała się Fortune. – Adali, idź do stajni i powiedz, że będą nam potrzebne dwa wierzchowce. Pójdę się przebrać w coś bardziej odpowiedniego na przejażdżkę. Mogę, mamo?

– Naturalnie – zgodziła się Jasmine. Rozumiała i aprobowała plan Fortune. Fortune wybiegła z komnaty, by parę minut później wpaść tam ponownie, z okrzykiem:

– Chodź, William!

Pospieszył za nią z uśmiechem, słysząc za sobą okrzyk zdumienia matki na widok stroju Fortune.

– Wasza córka jeździ okrakiem? W spodniach?

Nie dosłyszał riposty księżnej, ale podejrzewał, iż była cięta. Osobiście uważał, że Fortune wygląda czarująco w spodniach. Nie były wypchane, lecz dość dopasowane, podkreślając zgrabne nogi i pośladki. Ponadto Fortune miała na sobie granatową, jedwabną kamizelę bez rękawów ze srebrnymi guzikami, narzuconą na białą koszulę z bufiastymi rękawami. Całość prezentowała się zachwycająco.

Chłopiec stajenny trzymał dwa konie. Fortune od razu dosiadła srokatego wałacha. Drugi był wysoki, mocno zbudowany i lśniąco czarny. William wziął lejce od chłopca i wskoczył na siodło.

– Ma na imię Oberon – poinformowała Williama Fortune. – Chodź! Jedź za mną!

Przejechał za nią przez niewielki zamkowy dziedziniec, most zwodzony i wioskę, cały czas popędzając swojego wierzchowca, aż wreszcie się z nią zrównał.

– Nie dosiadasz klaczy?

– Nie. Nasz zarządca, Rory Maguire, uważa, że Piorun i ja jesteśmy dla siebie stworzeni. Lubię konie z temperamentem, a Piorun jest zwierzęciem z charakterem. Chętnie jeździć konno?

– Owszem. Ślęczenie nad rachunkami, co czyni mój ojciec, nie wydaje mi się najwspanialszą rozrywką.

– Dlatego mamy zarządcę majątku – rzekła Fortune.

– Nie boicie się, że was okradnie? Przecież jest Irlandczykiem – zapytał William Devers.

– Tak samo, jak ty – odparła. – Przynajmniej ze strony ojca.

– Zawsze uważałem się za Brytyjczyka.

– Urodziłeś się w Irlandii. Mieszkasz w Irlandii. Twój ojciec jest Irlandczykiem. Ty też jesteś Irlandczykiem – tłumaczyła mu Fortune z niezachwianą logiką. – Tymczasem mój rodowód jest trochę bardziej skomplikowany. Mój ojciec był Anglikiem. Mój ojczym jest Szkotem. Moja matka jest Hinduską po swoim ojcu, a Irlandką, Angielką i Francuzką po swojej matce. Jestem siostrzenicą władającego obecnie Wielkiego Mogoła, a moi przyrodni bracia Leslie są spokrewnieni z sułtanem ottomańskim. Mamy wyjątkowo pokręcone, skomplikowane i zawiłe drzewo genealogiczne, Williamie Deversie.

– Jesteś fascynująca – powiedział. – Nigdy w życiu nie spotkałem dziewczyny podobnej do ciebie. Dlaczego chcesz mnie poślubić?

– Nie wiem, czy chcę – szczerze wyznała Fortune. – Muszę znaleźć mężczyznę, którego pokocham, bo wyjdę za mąż tylko z miłości. Chyba to wszystko brzmi bardzo romantycznie i naiwnie, ale tak właśnie czuję, Williamie.

– Przyjaciele nazywają mnie Will. Mam nadzieję, że mnie pokochasz, Fortune, bo wydaje mi się, że już się w tobie trochę zakochałem. Jesteś taka pełna życia!

– Miło to słyszeć, Willu. – Uśmiechnęła się do niego, po czym zawołała: – Zobacz! Tam rośnie drzewo, na którym mama powiesiła zabójcę mojego ojca. To tamta sosna – pokazała ręką. – Podobno moja matka nawet się nie skrzywiła, tylko kazała go powiesić na pasku ojca i stała, przyglądając się, jak konał. W rzeczywistości to ją chciał zabić. Oboje z ojcem wybrali się na przejażdżkę i zatrzymali się, żeby porozmawiać z moją siostrą Indią, która była wówczas malutką dziewczynką. Chciała, żeby ją posadzono na koniu mamy, a kiedy mama pochyliła się do niej, padł strzał. Zginął ojciec. Ludzie, którzy zbiegli się z pól, widzieli błysk muszkietu na wzgórzu. Popędzili ile sił i złapali zbrodniarza. Był to zarządca, którego mama zwolniła. Okazał się na tyle bezczelny, że przyznał, iż chciał zgładzić ją, nie jego.

– Czemu go odprawiła?

– Był okrutny. Wypędził wieśniaków z Maguire's Ford tylko dlatego, że byli katolikami. Zamierzał zasiedlić wieś wyłącznie protestantami. Uważał, że mama jest zbyt pewna siebie, a ojciec przez nią opętany.

– Nie pochwalasz wypędzenia katolików.

– Nie, nie pochwalam. Czemu miałabym wyrzucać z domów ludzi tylko ze względu na ich religię?

– Zamordowaliby nas, gdyby tylko mieli okazję – odparł Will.

– Wiem, ale wy zrobilibyście to samo – odrzekła Fortune zdesperowanym głosem. – Uważasz mnie za głupią? Gniew i bigoteria są po obu stronach konfliktu. Rozumiem to, ale sądzę, że lepiej by było, gdyby Anglicy w Irlandii ograniczyli się jedynie do rządzenia krajem i zostawili wszystkich w spokoju. Ale nie. Anglicy muszą we wszystkim postawić na swoim, więc Irlandczycy opierają się z całych sił. To szaleństwo.

– Jak na tak młodą dziewczynę, dużo myślisz – zauważył.

– Nie podoba ci się, kiedy kobieta jest wykształcona, Willu?

– Zawsze mnie uczono, że miejsce kobiety jest w domu, gdzie powinna się zajmować nadzorowaniem służby i dziećmi. Jest odpowiedzialna za ich dobrobyt, a także ma za zadanie zadowalać swojego męża pod każdym względem i sprawiać, aby dom był dla wszystkich oazą spokoju.

– Czy tylko niewykształcona kobieta może realizować te wszystkie zadania? – zapytała z powagą Fortune. Spojrzała na niego, żeby móc obserwować jego twarz, gdy będzie udzielał odpowiedzi, i widzieć, czy nie kręci.

– Matka nauczyła moje siostry wszelkich spraw, związanych z prowadzeniem domu – zaczął.

– Czy umieją czytać? Albo liczyć? Czy znają jakiś obcy język? Czy znają historię swojego kraju i gdzie szukać na mapie Nowego Świata? Czy potrafią spojrzeć nocą w niebo i nazwać gwiazdy, Willu? – Fortune czekała na odpowiedź.

– Po co miałyby to umieć? – zdziwił się.

– Jeśli człowiek nie potrafi czytać i pisać, to w jaki sposób ma prowadzić domowe rachunki? Jeśli nie umie się liczyć, skąd można wiedzieć, czy zarządca majątku nie oszukuje? Znajomość obcych języków pozwala porozumieć się z Francuzami, Włochami, Niemcami. Natomiast znajomość całej reszty po prostu sprawia człowiekowi przyjemność, Willu. Wiedza daje moc. W mojej rodzinie wszystkie kobiety są wykształcone. Również zamierzam wykształcić moje córki i synów. Umiesz czytać i pisać, prawda?

– Oczywiście! – odpowiedział pospiesznie. – Ale moje siostry nie. Mary, Colleen i Lizzie są mężatkami. Niepotrzebna im taka edukacja, o której mówiłaś. Mojej matce z pewnością nie była do niczego potrzebna. Była jedyną córką i dziedziczką mojego dziadka Elliota. Mój ojciec szukał bogatej dziedziczki na żonę, bo miał dużo ziemi, ale mało pieniędzy. W ten sposób zawierane są małżeństwa, Fortune. I nie ma znaczenia, czy panna jest wykształcona, czy też nie. Najpierw liczy się jej majątek, potem dopiero wdzięk i uroda.

– I tak wolę być wykształconą kobietą. Kobiety w mojej rodzinie nie mają mężów, którzy szukają atrakcji poza domem, gdyż same są atrakcyjne i w sypialni, i poza nią – z dumą stwierdziła Fortune. – Doszły mnie słuchy, że twój ojciec ma kochankę. Will się zaczerwienił.

– Młode damy nie powinny rozmawiać o takich sprawach, ani nawet wiedzieć o nich. – Nagle się zaśmiał. – Jesteś bardzo otwartą dziewczyną.

– Wolałbyś, żebym udawała? Albo była nieśmiała i chichotała, jak tyle dziewcząt w czasie polowania na męża?

– Nie – odparł ku własnemu zaskoczeniu. Podobała mu się jej szczerość. Matce by się to nie spodobało, ale w końcu wybór nie należał do niej, lecz do niego. Nigdy wcześniej nie znał nikogo takiego jak Fortune Mary Lindley. Był nią całkowicie zafascynowany.

– Ile masz lat? – zapytał.

– Dziewiętnaście. A ty?

– Dwadzieścia trzy.

– Widzisz tamto wzniesienie? Ścigajmy się! – zawołała. Ruszyła do przodu na swoim rumaku, pędząc niby jakaś starożytna łowczyni.

Włosy wysunęły się z koka i powiewały dziko, unoszone pędem powietrza.