Proces nie trwał długo, nie było bowiem nikogo, kto przemówiłby w obronie Herba Andersona, z wyjątkiem jego dwóch dawnych kompanów od kieliszka, wyglądających jeszcze gorzej niż Herb, który był przynajmniej umyty i czysto ubrany, o co zadbało miejskie więzienie. Brutalność Herba została jasno przedstawiona w zeznaniach Ady, Catherine, a nawet siostry Herba i jej męża, ciotki Elli i wuja Franka. Oskarżyciel chciał, by uznano jako dowód napaść na Claya, sąd jednak odrzucił tę sugestię. Zeznawał lekarz, który leczył Adę, jak również kierowca karetki i pani Sullivan. W miarę trwania procesu zazwyczaj czerwona twarz Herba bladła coraz bardziej. Tym razem nie rzucał obelg, jego sflaczałe policzki drżały, a w oczach pojawił się niespokojny wyraz, kiedy sędzia skazał go na dwa lata w stanowym więzieniu w Stillwater.

Opuszczając swe miejsce i podtrzymując Adę za ramię, Catherine zobaczyła, że Clay i jego rodzice również kierują się w stronę wyjścia. Clay miał na sobie elegancki kaszmirowy płaszcz w kolorze musztardowym. Ich spojrzenia spotkały się. Serce Catherine zadrżało, gdy uzmysłowiła sobie, iż na nią czeka. Bez słowa – gdyż już rozpoczynała się następna rozprawa – Angela i Claiborne rozstąpili się, robiąc między sobą miejsce dla Ady, i wyszli z sali, a za nimi Catherine, którą Clay podtrzymywał za łokieć. Idąc koło niego, poczuła znajomy zapach wody kolońskiej. Poddała się przemożnej chęci popatrzenia mu w twarz jeszcze raz. Przycisnęła ramieniem jego rękę do swego boku.

– Dziękuję ci, Clay – uśmiechnęła się z wdzięcznością. – Naprawdę potrzebowałyśmy dzisiaj waszego wsparcia.

Ścisnął jej łokieć. Jego uśmiech wywołał w niej dreszcz, odwróciła więc wzrok.

Clay ponownie zdał sobie sprawę z zaszłych w niej zmian. Nabrała jakiejś nowej pewności siebie, niezmiernie atrakcyjnej, a równocześnie złagodniała. Nie była już nerwowa ani lękliwa. Zauważył, że zmieniła uczesanie i że spłowiałe na letnim słońcu włosy zaczęły wracać do swego naturalnego złotego koloru. Przyglądał się im, kiedy Catherine szła o krok przed nim, aprobując w duchu sposób, w jaki upięła je grzebykami, pozwalając, by opadły miękkimi lokami na plecy.

Na korytarzu czekała na nich Angela. Walcząc ze łzami spojrzała na Catherine.

– Och, Catherine, jak miło znów cię zobaczyć.

– Ja także za tobą tęskniłam – odparła dziewczyna. Po czym rzuciły się sobie w ramiona, a w kącikach ich oczu czaiły się łzy.

Obserwując je, Clay przypomniał sobie, jak Catherine poprzysięgła sobie, że nie polubi jego rodziców, ale widocznie jej się to nie udało, bo z objęć Angeli przeszła w objęcia Claiborne'a. Odkąd Clay ją znał, po raz pierwszy uściskała się z kimś bez oporów. Tylko jej brat był wyjątkiem.

Niedźwiedzi uścisk Claiborne'a sprawił, że Catherine gwałtownie nabrała powietrza i roześmiała się, rozładowując napięcie. Ponad ramieniem jego ojca wzrok Catherine powędrował do Clay a, który przyglądał się jej z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

Wreszcie wszyscy przypomnieli sobie o sprawie, która ich tu przywiodła. Pogratulowali Adzie, ciesząc się jej wygraną, i rozmowa zeszła na inne tematy. Zachowywali się tak, jakby w krótkim czasie trzeba było wiele omówić. W końcu Angela zaproponowała:

– A może byśmy poszli gdzieś na kanapkę czy drinka, gdzieś, gdzie można przez chwilę porozmawiać? Tak wiele chcę się dowiedzieć o Melissie i o tobie, Catherine.

– Może wstąpimy do „The Mullion”? – zaproponował Claiborne. – To mój ulubiony lokal i jest blisko.

Catherine spojrzała szybko na Claya, a następnie na swoją matkę.

Ada z zakłopotaniem zaczęła przyciągać do siebie poły przyciasnego płaszcza.

– Cóż, nie wiem. Przyjechałam tutaj z Margaret. – Teraz zauważyli panią Sullivan, która stała nie opodal, czekając z Ellą i Frankiem.

– Jeśli chcesz, odwieziemy cię do domu – zaproponował Claiborne.

– Cóż, to zależy od Cathy. Catherine usłyszała, jak Clay mówi:

– Catherine może pojechać ze mną. Rzuciła mu gniewne spojrzenie, ale on spokojnie zapinał płaszcz, jakby wszystko już zostało postanowione.

– Mam własny samochód – rzuciła.

– Jak chcesz. Możesz pojechać ze mną jeśli masz ochotę, a później podrzucę cię tutaj, żebyś mogła zabrać swój samochód.

Odezwała się w niej dawna Catherine, zagrał w niej ten impuls, który kazał zwalczać pociąg, jaki czuła do Claya. Nowa Catherine była jednak pewniejsza siebie i postanowiła nie walczyć i cieszyć się jego obecnością.

– Dobrze – zgodziła się. – Nie ma sensu zużywać niepotrzebnie benzyny.

Uśmiechając się do pozostałych, Clay powiedział:

– Do zobaczenia na miejscu. I Catherine poczuła, że mocno ujmuje jej łokieć i przytula do swego ciepłego boku.

Na zewnątrz zawodził wiatr, tworząc w dolinach pomiędzy wysokimi budynkami wiry. Catherine z przyjemnością poczuła lodowate ukłucia na rozpalonych policzkach. Doszli do rogu i czekali na zmianę świateł. Catherine zapatrzyła się w czerwony krążek po drugiej stronie ulicy, czuła jednak na sobie wzrok Claya. Wyciągnęła rękę, by postawić kołnierz płaszcza, ale zaplątał się on w długi angorowy szalik owinięty wokół szyi, i Clay sięgnął rękaw rękawiczce, by jej pomóc. Poprzez te wszystkie warstwy jego dotyk nadal wywoływał gęsią skórkę wzdłuż kręgosłupa Catherine.

– Zostawiłem samochód na parkingu – powiedział Clay, ujmując ją za ramię, kiedy przechodzili przez wietrzną ulicę.

Ten dotyk sprawił, że przeszły ją ciarki. Nie wiedziała, co powiedzieć, więc milczała i jedynym słyszalnym dźwiękiem był odgłos ich kroków na chodniku. Clay skierował ją w dudniący echem loch podziemnego parkingu, o podłodze lepkiej od oleju. Catherine poślizgnęła się, zatoczyła, ale Clay w porę ją podtrzymał.

– Nic się nie stało?

– Nie, ale zima to nie najlepsza pora roku na wysokie obcasy.

Clay spojrzał na zgrabne kostki jej nóg, w myślach nie zgadzając się z nią.

Przy windzie puścił jej ramię, nachylił się, by nacisnąć guzik, a kiedy czekali i cisza stawała się nie do zniesienia, przygarbili się, drżąc z zimna, jeszcze bardziej przenikliwego w tym betonowym mroku. Przyjechała winda i Clay cofnął się, przepuszczając Catherine. Nacisnął pomarańczowy guzik. Nadal nic nie mówili, i Catherine pożałowała, że nie potrafi paplać na zawołanie, gdyż w ciasnej windzie to, że są blisko siebie, wprawiało oboje w zakłopotanie.

Clay patrzył na światełka, które oznaczały mijane piętra.

– Jak się ma Melissa? – zapytał, jakby zwracając się do tych światełek.

– Świetnie. Uwielbia swoją opiekunkę, a ona twierdzi, że jest bardzo zadowolona i szczęśliwa u nas.

Brzęczenie windy przypominało odgłos piłowania.

– Jak się ma Jill? Clay spojrzał ostro na Catherine, wahając się tylko przez chwilę, zanim odpowiedział:

– Jill ma się świetnie, a w każdym razie mówi, że jest bardzo zadowolona i szczęśliwa.

– A ty? – Serce Catherine waliło jak oszalałe. – Co ty jej mówisz?

Dojechali na właściwy poziom. Drzwi się otworzyły. Żadne z nich się nie poruszyło. Do windy wdarło się mroźne powietrze, oni jednak stali tam nadal, nieświadomi niczego, wpatrzeni w siebie.

– Samochód stoi po prawej stronie – powiedział, zaniepokojony dziwnym uczuciem w klatce piersiowej.

– Przepraszam, Clay, nie powinnam była o to pytać – powiedziała gwałtownie Catherine, idąc spiesznie obok niego. – Masz wszelkie prawa pytać o Melissę, ale ja nie mam żadnego, by pytać cię o Jill. Myślę jednak o tobie i mam nadzieję, że jesteś szczęśliwy. Chcę, żebyś był.

Zatrzymali się obok corvetty. Clay pochylił się, by otworzyć drzwi samochodu. Wyprostował się i spojrzał na Catherine.

– Staram się. W drodze do „The Mullion” oboje przypomnieli sobie ten poprzedni raz, kiedy ją tam zabrał. Nagle Catherine wydało się dziecinadą że zaczęli czuć się tak nieswojo ze sobą.

– Czy ty także myślisz o tym, o ostatnim razie, kiedy tam byliśmy? – zapytała.

– Nie chcę o tym mówić.

– Jesteśmy już dorośli, Clay. Powinniśmy umieć się z tym uporać.

– Wiesz, zmieniłaś się, Catherine. Pół roku temu najeżyłabyś się i zachowywała tak, jakby pójście tam ze mną czymś ci groziło.

– Wówczas czułam się zagrożona.

– A teraz już nie?

– Nie jestem pewna, o co pytasz. Czy chodzi ci o to, że czuję się zagrożona przez ciebie?

– Nie tylko przede mną się broniłaś. Także przed innymi rzeczami, miejscami, okolicznościami i własnymi obawami. Sądzę, że już z tego wyrosłaś.

– Ja też tak sądzę.

– Pozwolisz, że teraz ja zapytam ciebie – jesteś szczęśliwa?

– Tak. A wiesz, co na to wpłynęło?

– Co? – Rzucił jej spojrzenie z ukosa i zobaczył, że mu się przygląda w zanikającym świetle późnego popołudnia.

– Melissa – odparła cicho. – Nieskończenie wiele razy patrzyłam na nią i walczyłam z pokusą, by do ciebie zatelefonować i podziękować ci za to, że mi ją dałeś.

– Dlaczego tego nie zrobiłaś? Tak długo nie spuszczał z niej wzroku, że zastanawiała się, jak to możliwe, iż samochód nie zjechał jeszcze z jezdni. Catherine nieznacznie wzruszyła ramionami, co miało znaczyć, że nie ma na to gotowej odpowiedzi. Clay odwrócił głowę, patrząc teraz na drogę, i ten znajomy obraz uderzył ją z zapierającą dech siłą: jego profil, dłoń niedbale trzymająca kierownicę, łatwość, z jaką prowadził samochód. Jak dobrze to pamiętała. Pozwoliła ponieść się impulsowi i nagle przechyliła się ku niemu, i na krótką chwilę przyłożyła usta do jego policzka.

– To za nas obie, za Melissę i za mnie. Ponieważ uważam, że jest równie wdzięczna, że ma mnie, jak ja, że mam ją. – Catherine szybko usiadła wyprostowana w swoim fotelu i ciągnęła: – I wiesz co, Clay? Jestem cudowną matką. Nie pytaj mnie, jak to się stało, ale wiem, że tak jest.

Nie mógł powstrzymać się od uśmiechu.

– Jesteś bardzo skromna. Catherine z zadowoleniem rozsiadła się w fotelu.

– Niewiele jest rzeczy, w których jestem dobra, ale to, że jestem świetną matką dla Melissy, jest… jest wspaniałe. Trochę mi trudniej, kiedy zaczęły się zajęcia na uczelni, ale domowe prace i porządki mogą poczekać, dla niej zawsze muszę znaleźć czas. Gdy zajęcia się skończą, nie będę już taka zabiegana.