Pod koniec sierpnia Steve przyjechał do domu. Był zdumiony, gdy się dowiedział, że Catherine i Clay są w separacji. Beształ swoją siostrę za to, że nie starała się zatrzymać mężczyzny, który zachował się wobec niej jak dżentelmen.

– Znam cię, Cathy. Wiem, potrafisz być uparta jak osioł, ale nie kłam, że go nie kochałaś. Chciałbym tylko wiedzieć, dlaczego nie odsunęłaś na bok dumy i nie walczyłaś o niego!

Steve był jedyną osobą, która wiedziała, co się kryje za zawziętością i uporem Catherine, tymi cechami, które w końcu odstraszyły Claya. Steve był pierwszym, który otwarcie ją o to obwiniał, a Catherine zaskoczyła go, gdy przyznała mu rację. Bo Catherine bardzo wydoroślała od dnia swojego ślubu.

We wrześniu wróciła na uczelnię, zostawiając Melissę pod opieką piastunki. Musiała skontaktować się z Clayem, by poinformować go, że będzie musiał uregulować jeszcze jeden rachunek. Zapytał, czy może wpaść do niej z czekiem.

Gdy tylko otworzyła mu drzwi, Clay już wiedział, że Catherine się zmieniła: była bardziej pewna siebie i uśmiechała się szczerze.

– Cześć, Clay. Wejdź, proszę. Nie potrafił opanować okrzyku:

– O Boże, ależ ona wyrosła! Catherine roześmiała się głośno, pocałowała dziecko w szyję i wprowadziła Claya do środka.

– Ma już kilka podbródków, do których można się przytulić, prawda, Lissy? – I tak Catherine zrobiła. – Zaczyna być nieśmiała, więc może będzie potrzebowała trochę czasu, by się do ciebie uśmiechnąć.

Idąc za Catherine po schodach, Clay omiótł spojrzeniem jej figurę. W dżinsach wyglądała świetnie. W salonie zauważył, jaka jest opalona. Jej włosy wydawały się jaśniejsze, jakby spłowiałe, przetykane ciemniejszymi pasemkami w kolorze miodu.

– Usiądźcie i przywitajcie się, a ja tymczasem przygotuję coś do picia.

Włożyła Melissę do huśtawki, która zajmowała środek salonu, i poszła do kuchni. Melissa natychmiast zdała sobie sprawę, że została sama z nieznajomym i wygięła buzię w podkówkę.

– Nie ostrzegłaś jej, że przyjdę i nie powiedziałaś, by zachowywała się poprawnie? – zawołał Clay.

– Zrobiłam to. Powiedziałam, że jesteś tym facetem, który płaci rachunki, niech więc uważa na swoje maniery.

Melissa zaczęła wrzeszczeć, uspokoiła się jednak natychmiast, gdy pojawiła się Catherine. Podała Clayowi szklankę, popchnęła huśtawkę i usiadła po turecku na podłodze.

– Och, zanim zapomnę, proszę. – Clay wyjął z kieszeni czek i wręczył go Catherine.

– Dziękuję. Przykro mi, że musiałam cię prosić o dodatkowe pieniądze.

– Zasłużyłaś na nie – powiedział grzecznie.

Catherine zaczęła mu opisywać opiekunkę, która zajmowała się Melissą, jakby chciała go uspokoić co do tego, że to właściwa osoba.

– Nie musisz mnie przekonywać, Catherine. Jestem pewien, że ta pani ma najlepsze referencje pod słońcem.

– Jest grzecznym dzieckiem, Clay, naprawdę grzecznym dzieckiem. Ma twoje usposobienie. – Catherine uśmiechnęła się łobuzersko i potrząsnęła głową. – Naprawdę się z tego cieszę, bo inaczej doprowadziłaby swoją mamę do szaleństwa!

– Ty także musiałaś znosić moje wybuchy.

– Zazwyczaj wtedy, gdy sama je sprowokowałam. A jak ci się układa z Jill? Jesteście szczęśliwi?

Clay zrobił zaskoczoną minę. Nie spodziewał się, że Catherine zapyta o Jill, zwłaszcza w taki swobodny i naturalny sposób.

– Tak, jesteśmy. My nie… – Umilkł zażenowany.

– W porządku, nie chciałam być wścibska.

– Nie, nie byłaś wścibska. Chciałem tylko powiedzieć, że Jill i ja nie kłócimy się tak jak my oboje ani też nie mamy cichych dni. Koegzystujemy raczej spokojnie.

– To dobrze. My z Melissą także. Spokój jest przyjemny, prawda?

Clay sączył drinka, badawczo przyglądając się tej zmienionej Catherine, takiej zadowolonej z siebie i z życia. Wyciągnęła rękę i przygładziła kołnierzyk dziecku, popchnęła huśtawkę, uśmiechnęła się i powiedziała:

– Melissa, to jest twój tatuś. Pamiętasz go, prawda? Wstydź się, że płakałaś. – Ponownie spojrzała na Claya. – Twój ojciec nas odwiedził. Przyniósł Melissie zabawkę i pytał, jak się miewamy. Prosił, by go zawiadomić, gdybyśmy czegoś potrzebowały. Ale taki już był dla nas dobry, że byłabym bez serca, gdybym coś od niego przyjęła.

– Czego potrzebujesz?

– Niczego. Clay, byłeś bardzo szczodry. Bardzo ci za to dziękuję. W tym roku na pewno świetnie sobie poradzę na uczelni. Chcę powiedzieć, że o wiele łatwiej jest studiować, kiedy nie jest się w ciąży. – Uniosła ręce gwałtownie w górę i pozwoliła im opaść. – Czuję się tak, jakbym każdego dnia mogła podbić świat, wiesz?

Kiedyś Clay też tak się czuł. Teraz już nie.

– Nadal szyjesz i przepisujesz na maszynie?

– Tak, teraz, kiedy zaczął się rok akademicki, łatwo jest znaleźć pracę. Nie martw się, jak tylko będę mogła, postaram się zdobyć pieniądze. Większość idzie jednak na jedzenie. Odżywki dla niemowląt są dość drogie. – Zaśmiała się i zmierzwiła Melissie włosy, kiedy huśtawka znalazła się w zasięgu jej ręki. – Oczywiście mogłabym zaoszczędzić, gdybym sama nie zjadała ich tak dużo. Melissa i ja dzielimy się wszystkim. Ja dzielę się z nią prysznicem, a ona dzieli się ze mną jedzeniem, co, Lissy?

– Bierzesz z nią prysznic?! – wykrzyknął Clay. – W jej wieku?

– Och, ona to uwielbia. I basen także. Szkoda, że tego nie widziałeś, pływa jak mała foczka.

Catherine wyjęła Melissę z huśtawki i posadziła ją sobie na kolanach, z twarzą zwróconą do Claya. Zauważył to nowe zadowolenie Catherine, kiedy dotykała włosów dziecka, jego ucha lub delikatnie uderzała o swoje uda jej małymi stopkami. Robiła to z taką naturalnością, że Clay czuł się z tego wyłączony. Im dłużej przyglądał się Catherine z dzieckiem, tym bardziej zdawał sobie sprawę, jak bardzo się zmieniła. Była swobodniejsza, bardziej rozmowna i co tu dużo mówić – szczęśliwa.

– Myślę, że już się do ciebie przyzwyczaiła. Może chcesz ją potrzymać?

Kiedy jednak Clay wziął Melissę na ręce, zaraz zaczęła marudzić, tak więc rozczarowany, oddał dziecko matce. Catherine wzruszyła ramionami.

– Przykro mi. Podniósł się do wyjścia.

– Clay, czy chcesz zabrać coś z domu? Dręczą mnie wyrzuty sumienia, że cię ograbiłam. Mam uczucie, że wszystko, co się tutaj znajduje, należy do ciebie. Jeśli jest coś co chcesz zabrać, powiedz.

Rozejrzał się po schludnym pokoju, gdzie jedynie huśtawka była nie na miejscu. Pomyślał o bałaganie, jaki Jill zawsze po sobie zostawia.

– Jill wszystko ma, dziękuję.

– Może chciałbyś mieć któryś z prezentów ślubnych?

– Nie, zatrzymaj je wszystkie.

– A misa do popcornu? – Kiedy to mówiła, przypominała elfa.

– To nie był prezent ślubny. Razem ją kupiliśmy.

– Tak, to prawda. Cóż, nie robię teraz popcornu… Wydawało się, że już przystosowała się do życia bez niego. Odprowadziła go do drzwi i podeszła z nim do samochodu.

– Dziękuję za czek, Clay. Obie jesteśmy ci wdzięczne.

– Nie ma za co.

– Clay, chciałabym ci jeszcze coś powiedzieć. – Stał przy otwartych drzwiach samochodu, wdzięczny, że coś zatrzyma go na chwilę dłużej. Catherine wbiła wzrok w ziemię, kopnęła kamyk, po czym spojrzała mu prosto w oczy.

– Twój ojciec wspominał, że ostatnio nie widują się z tobą. To nie moja sprawa, ale jego to chyba strasznie boli. Clay, nie ma żadnego powodu, byś miał poczucie, że ich zawiodłeś czy coś takiego. – Po raz pierwszy czuła się zakłopotana. Jej policzki zaróżowiły się. – Och, przecież wiesz, co chcę powiedzieć. Twoi rodzice są naprawdę wspaniali. Nie odsuwaj się od nich, dobrze?

– Nie aprobują tego, że mieszkam z Jill.

– Daj im szansę – powiedziała cichym, dźwięcznym głosem i w jakiś sposób przekonywającym. – Jak mogą to aprobować, skoro ty tego nie robisz? – Po czym nagle uśmiechnęła się do niego promiennie. – Och, zapomnij o tym. To nie moja sprawa. Pożegnaj się z tatusiem, Melissa. – Catherine cofnęła się, poruszając rączką dziecka.

Dlaczego Clay miał uczucie, że w jakiś tajemniczy sposób poruszyła także jego serce?

Sześć tygodni po rozpoczęciu roku akademickiego wykładowca historii Frank Barrett zaprosił Catherine do „Orpheum”. Po wesołym przedstawieniu przyszli do niej do domu, a Frank Barrett próbował wymusić zapłatę za wieczór. Był dosyć przystojny, ciemnowłosy i brodaty, a Catherine pomyślała, że jest to pewien rodzaj terapii, kiedy pozwoliła mu się wziąć w ramiona i pocałować. Jednak jego broda, która wcześniej jej się podobała, okazała się mniej przyjemna, gdy dotykała jej policzka. Jego ciało, o którym nie można było powiedzieć nic złego, okazało się mniej pociągające, kiedy przyparło do ściany ciało Catherine. Jego czyste ręce o kwadratowych paznokciach były zbyt nachalne, a kiedy je odepchnęła, zrobiła to z całym przekonaniem, i nie miało to nic wspólnego z grą. Po prostu nie czuła do niego pociągu i stwierdziła, że to wspaniałe uczucie móc go odepchnąć z takiego powodu.

Kiedy ją przeprosił, nawet się uśmiechnęła i powiedziała:

– Och, nie musisz przepraszać. Było cudownie. Niewłaściwie odczytując jej odpowiedź, przystąpił do niej ponownie, lecz odepchnęła go.

– Nie, Frank.

Biedny zaskoczony Frank Barrett wyszedł od Catherine, uważając, że jest trochę stuknięta, a wcale na taką nie wyglądała, kiedy zwrócił na nią uwagę podczas swoich wykładów.

Pod koniec listopada prawo dopadło Herba Andersona i został wytoczony przeciwko niemu proces. Kiedy Catherine zobaczyła go w sali sądowej, z trudem mogła uwierzyć, że to on. Nie miał już rozdętego piwem brzucha, za to cerę ziemistą, ręce mu się trzęsły – życie włóczęgi wyraźnie mu nie służyło. Nadal jednak ten sam cyniczny wyraz szpecił jego twarz, wykrzywione usta zdawały się mówić, że stary Herb ciągle uważa, iż należy mu się coś od życia i że tego nie dostaje.

Ku swemu zdziwieniu Catherine dostrzegła na sali sądowej Claya, a także jego rodziców. Zmusiła się do skupienia uwagi na tym, co się dzieje w sądzie. Zauważyła grymas zadowolenia na twarzy Herba, kiedy zobaczył, że Forresterowie nie usiedli w tym samym rzędzie co Catherine i Ada.