Clay cofnął się szybko, udając, że się boi, co Angelę bardzo rozbawiło. Śmiejąc się poprowadziła Catherine do wazy z ponczem, gdzie stał Claiborne.
Dzwonek u drzwi dzwonił niemal bez przerwy i wkrótce cały dom rozbrzmiewał gwarem i śmiechem. Goście podchodzili do Catherine i składali gratulacje z powodu oczekiwanych narodzin dziecka i obcałowywali ją, korzystając z okazji, że stoją pod jemiołą, co wywołało ogólną wesołość. Catherine starała się ze wszystkich sił nie pokazać po sobie wzruszenia.
Na stół, uginający się od jedzenia, wjechał gorący prawdziwy angielski pudding śliwkowy. Wtedy właśnie dziadziuś Elgin złapał Inellę pod jemiołą, gdy ta zaabsorbowana była wydawaniem ogrzanych talerzyków deserowych. Catherine, stojąc w pobliżu z filiżanką kawy w ręce, roześmiała się na widok drobniutkiego zasuszonego staruszka całującego służącą w drzwiach do kuchni. Wtem wyczuła czyjąś obecność za plecami i kiedy się obejrzała, zobaczyła Claya. Uniósł brwi i spojrzał w jakiś punkt nad jej głową.
– Lepiej uważaj. Zaraz dobierze się do ciebie dziadziuś Elgin – powiedział.
Catherine szybko uciekła spod jemioły.
– Nie podejrzewałabym o to twojego dziadka – powiedziała z uśmiechem.
– W czasie świąt wszyscy trochę wariują.
– Rzeczywiście tak jest – powiedział ojciec Claya, podchodząc do nich. – Czy będzie pan miał coś przeciwko temu, młody panie Forrester, jeśli starszy pan Forrester pocałuje twoją żonę?
Catherine nie stała już pod jemiołą, jednakże podniosła wzrok w górę i cofnęła się o krok.
– Ja nie…
– Oczywiście że nie, panie Forrester. Claiborne obdarzył ją serdecznym pocałunkiem, uściskał i spojrzał prosto w twarz.
– Wyglądasz jeszcze ładniej niż zwykle, moja droga. – Jednym ramieniem otoczył ją, a drugim Claya. – Nie przypominam sobie szczęśliwszych świąt.
– Mam wrażenie, że część tej radości można przypisać ponczowi – zażartował Clay.
Catherine i Clay znaleźli kącik, w którym mogli usiąść i zjeść pudding, ona jednak ledwie go skosztowała. Niewiele mieli sobie do powiedzenia. Od czasu do czasu Catherine czuła na sobie wzrok Claya.
Wkrótce Angela usiadła przy fortepianie, by akompaniować młodszym dzieciom, które fałszując śpiewały kolędy, aż wszyscy zaśpiewali na koniec „Cichą noc”. Claiborne stał za Angela, opierając ręce na jej ramionach i śpiewając pełną piersią. Kiedy przebrzmiała ostatnia nuta, pocałowała go w rękę.
– Nie śpiewałaś – powiedział Clay za plecami Catherine.
– Chyba nie potrafię. Stał tak blisko, że czuł zapach jej włosów. Przypomniał sobie to, co przeczytał w jej pamiętniku. Pragnął jej od tamtej pory.
– Wszyscy będą teraz wychodzić. Pomogę im znaleźć płaszcze.
– A ja zbiorę naczynia ze stołu. Jestem pewna, że Inella jest zmęczona.
Było już po północy. Clay i Catherine odprowadzili do drzwi ostatniego gościa, gdyż Angela i Claiborne gdzieś zniknęli. Wolnym krokiem Catherine przeszła w stronę salonu i łagodnego światła choinkowych lampek. Clay szedł tuż za nią, co czynił, zdawało się, coraz częściej. Ręce wsunął do kieszeni. Catherine przeczesała palcami włosy, odsuwając je za ucho.
Zatrzymała się na progu, dostrzegłszy jakiś ruch w ciemnym kącie pokoju. Stali tam Claiborne i Angela, całując się tak namiętnie, jak według Catherine nie mogą się całować ludzie w ich wieku. Claiborne miał przerzuconą przez ramię ścierkę do naczyń, a Angela była bez butów. Jego dłoń głaskała jej plecy, a następnie przesunęła się na jej pierś. Catherine szybko odwróciła się, czując się jak intruz, gdyż tych dwoje z pewnością nie zdawało sobie sprawy z jej obecności. Kiedy jednak chciała się dyskretnie wycofać, wpadła na Claya, który zamiast się cofnąć, położył jej palec na ustach, po czym podniósł go, wskazując na zawieszoną nad ich głowami jemiołę. Jego włosy, twarz i koszula były iluminowane zgaszonymi świątecznymi barwami – czerwienią błękitem, zielenią i żółcią; wyglądał równie zachęcająco, jak prezenty leżące pod choinką. W jego oczach również odbijał się blask choinkowych lampek. Przesunął palcem po brodzie Catherine, zostawiając płonącą ścieżkę do zagłębienia pod jej dolną wargą. Jej zaskoczone oczy rozszerzyły się, a oddech uwiązł w gardle. Położyła rękę na upstrzonym przez różnokolorowe światełka rękawie koszuli, mając zamiar go powstrzymać, on jednak złapał ją za obie ręce i zarzucił je sobie na szyję.
– Moja kolej – szepnął. Po czym zniżył swe usta do jej ust, oczekując, że zaraz zacznie się bronić. Nie zrobiła jednak tego. Wiedział, że nie postępuje fair, miał jednak na to ochotę przez cały wieczór, a gra fair była najodleglejszą myślą, gdy zagłębiał się w jedwabistości jej ust. Ich ciepłe języki dotknęły się. Skłonił ją do tego szczególnie delikatnie, pamiętając, co o tym napisała – że łagodną powolnością bardziej ją zapraszał, niż zmuszał.
Czuł, jak jej palce zaciskają się na kołnierzyku jego koszuli, i przestał poruszać j ę z y k i e m – czekał, delikatnie ją przytulając. Poczuł opuszki palców na swojej szyi i objął ją mocno w talii.
Od dnia ślubu jej ciało rozrosło się. Rozkwitło w rozkoszną pełnię, która teraz nie pozwalała ich biodrom się dotknąć. Przesunął dłonią w górę i dół jej pleców, pragnąc, by dziecko teraz zaczęło kopać – chociaż raz – by mógł je poczuć.
Niechętnie zakończył pocałunek.
– Wesołych świąt – szepnął.
– Wesołych świąt – szepnęła tak blisko, że poczuł jej oddech. W pokoju panowała absolutna cisza. Kiedy patrzyli sobie w oczy, z choinki opadła igła, wydając nikły dźwięk. Ich usta znowu były chętne, ciepłe i znowu zaczęły się szukać, a ona lekko przywarła do niego brzuchem. Zapragnęła, by trwało to wiecznie, ale już samo życzenie sprawiło, iż przypomniała sobie, że jest to niemożliwe, i cofnęła się. Zamiast jednak wypuścić ją z objęć, lekko splótł palce obu rąk na jej plecach, odchylił się w tył i leniwie kołysał wraz z nią, uśmiechając się w jej włosy, jej wargi i piersi, niezaprzeczalnie coraz większe.
Wiedziała, że powinna zażądać, by ją wypuścił z objęć, on jednak kusił ją, łagodny, przystojny, z twarzą oświetloną kolorowymi lampkami, z włosami koloru ognia. Odwrócili twarze, by spojrzeć na choinkę. Przez chwilę zadowolona, pozwoliła mu przyciągnąć się lekko do siebie, aż jej skroń oparła się o jego brodę. A z cienia blade twarze Angeli i Claiborne'a – w podobnym uścisku – przyglądały się młodszej parze, i Claiborne bez słowa zacieśnił uścisk.
– Mam wspaniały pomysł – powiedziała cicho Angela. Catherine przestraszyła się trochę, kiedy jednak chciała się odsunąć, Clay temu zapobiegł.
– Zanocujcie u nas. Clay poczuł, jak Catherine sztywnieje.
– Jeśli o mnie chodzi, to wspaniale – powiedział, kołysząc ją jak przedtem, on, wizerunek zadowolonego małżonka.
– Ale ja nie mam nocnej koszuli – powiedziała speszona Catherine.
– Jestem pewna, że jakąś ci znajdę, i na pewno mamy gdzieś zapasową szczoteczkę do zębów. Możecie spać w różowym pokoju.
Catherine zaczęła gwałtownie szukać wymówek i zaraz jedną znalazła.
– Musimy przecież zabrać moją mamę po drodze tutaj jutro rano.
– No, tak. Clay zmarkotniał.
– No cóż – powiedziała Angela – tak czy owak był to dobry pomysł. Bądźcie tu jednak jak najwcześniej.
W domu Clay długo ścielił sobie łóżko i korzystał z łazienki. Kręcił się po holu na piętrze, przyglądając się, jak Catherine ściąga kolczyki i buty.
– Napijesz się wody sodowej albo czegoś innego? – zapytał.
– Nie, dziękuję.
– Nie jestem zmęczony, a ty?
– Jestem wykończona. Clay rozpiął koszulę.
– Jak długo zamierzasz jeszcze chodzić na uczelnię? Czy nie powinnaś wkrótce zrezygnować? – W końcu postanowił wejść do sypialni, przeszedł się tuż obok niej i stanął przy komodzie, opróżniając kieszenie.
– Mogę chodzić na zajęcia, jak długo będę chciała.
– Ale jak długo jeszcze?
– Jeszcze trochę, może do końca semestru. Patrzył, jak krząta się po pokoju, wiedział, że wykonuje wszystkie te czynności, żeby sprawić wrażenie zajętej. Oparł się o framugę drzwi do garderoby i patrzył, jak otwiera szufladę komody. Jasne włosy opadły jej na twarz, kiedy pochyliła się, żeby coś wyjąć. Skóra na piersiach napięła się mu jak struna. Jego serce uderzało niczym aksamitny młot. Kiedy się odezwał, jego głos miał głębokie, dźwięczne brzmienie.
– Do kiedy ciężarna kobieta może bezpiecznie współżyć z mężczyzną?
Ręce Catherine znieruchomiały. Gwałtownie uniosła głowę i napotkała w lustrze jego wzrok. Mięśnie jej krocza ściągnęły się bez udziału jej woli. Clay nie drgnął, nadal opierał się o framugę drzwi, z ręką wsuniętą niedbale do kieszeni spodni. Pod jego rozpiętą koszulą widoczny był wąski skrawek złocistej owłosionej skóry. Nic nie można było wyczytać z jego twarzy.
– Pragnę tego, wiesz – powiedział tym samym przyciszonym głosem, który przyprawiał ją o gęsią skórkę na plecach. – A ponieważ już jesteś w ciąży, co jeszcze może się stać? To znaczy, jeśli oczywiście jest to dla ciebie bezpieczne. – Ona jednak tylko wpatrywała się w niego. – Pragnę tego od tygodni, i mówiłem ci o tym na wszelkie możliwe sposoby. Dzisiaj wieczorem, kiedy całowaliśmy się pod jemiołą, postanowiłem, że ci to powiem. Jesteś bardzo godną pożądania żoną, wiedziałaś o tym, Catherine?
W końcu odzyskała głos.
– Jestem bardzo ciężarną żoną.
– To jednak wcale nie umniejsza twojej atrakcyjności. Zwłaszcza że to moje dziecko nosisz.
– Nie mów nic więcej, Clay – ostrzegła go.
– Nie bój się, Catherine. Nie będę nalegał. Decyzja należy wyłącznie do ciebie.
– Nie boję się, a odpowiedź brzmi „nie”. – Nagle znalazła w szufladzie to, czego szukała i zatrzasnęła ją.
– Dlaczego? Nadal stała odwrócona do niego plecami, patrząc na jakiś przedmiot znajdujący się na blacie toaletki, jednak w lustrze Clay mógł dojrzeć, jak mocno wsparła się o jej brzeg, trzymając w ręce niebieską zwiewną szatkę.
"Osobne Łóżka" отзывы
Отзывы читателей о книге "Osobne Łóżka". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Osobne Łóżka" друзьям в соцсетях.