Catherine usłyszała, jak Clay gasi światło w łazience, po czym cicho puka do drzwi.
– Catherine? Z drżącym sercem zapytała:
– Co?
– O której godzinie zazwyczaj wstajesz?
– O wpół do siódmej.
– Nastawiłaś budzik?
– Nie, nie mam budzika.
– Wobec tego obudzę cię o wpół do siódmej.
– Dziękuję. Catherine wpatrywała się w jaśniejszą plamę drzwi.
– Dobranoc – powiedział w końcu Clay.
– Dobranoc. Włączył taśmę, bo dobiegały ją dźwięki muzyki. Nadal, nie spała, kiedy taśma się skończyła. Usłyszała jeszcze, jak Clay idzie do kuchni napić się wody.
ROZDZIAŁ 21
Sposób, w jaki wykonywali jakieś czynności po raz pierwszy, niepostrzeżenie stawał się stałym zwyczajem. Clay pierwszy korzystał rano z łazienki, ona – wieczorem. Ubierał się w ich sypialni, kiedy Catherine brała prysznic, a gdy ona się ubierała, on w tym czasie składał swoją pościel. On pierwszy wychodził z domu, otwierał drzwi garażu, a ona zamykała je.
Zanim wyszedł w ten poniedziałkowy poranek, zapytał:
– O której godzinie wrócisz do domu?
– Około wpół do trzeciej.
– Będę trochę później, ale jeśli poczekasz, pójdę z tobą po zakupy.
Catherine nie potrafiła ukryć zdziwienia – była to ostatnia rzecz, jakiej oczekiwała: że chce robić razem z nią zakupy. Schludny i uczesany, stał w holu, patrząc w górę na Catherine, stojącą na schodach. Położył dłoń na klamce, uśmiechnął się, uniósł drugą rękę i powiedział:
– Życzę ci miłego dnia.
– Ja tobie również. Kiedy wyszedł, Catherine nadal wpatrywała się w drzwi, przypominając sobie jego uśmiech, lekkie machnięcie ręką na pożegnanie. Natychmiast też zobaczyła w myślach swojego ojca, drapiącego się w brzuch i wrzeszczącego: „Gdzie, do diabła, podziała się Ada? Czy człowiek sam musi sobie robić kawę w tej spelunie?”
Catherine nie mogła o tym zapomnieć w czasie całej drogi na uniwersytet, jadąc własnym samochodem, obawiając się, że tak jak w bajce o Kopciuszku, z powrotem zamieni się w dynię.
Było to dziwne miejsce, żeby się zakochać – na środku supermarketu – ale tam właśnie się zakochała. Nadal była zdziwiona, że Clay pojechał z nią po zakupy. Znowu próbowała sobie wyobrazić własnego ojca na jego miejscu, ale taki obraz był zbyt śmieszny, żeby się nad nim zastanawiać.
– Lubisz owoce? – zapytał Clay.
– Pomarańcze, ostatnio szaleję za pomarańczami.
– Wobec tego kupimy pomarańcze! – obwieścił dramatycznym tonem, podnosząc w górę torbę.
– Hej, najpierw zobacz, ile kosztują.
– To bez znaczenia. Wyglądają wspaniale.
– Oczywiście, że wyglądają wspaniale – zganiła go Catherine, patrząc na cenę. – Wybrałeś najdroższe pomarańcze w całym sklepie.
Kiedy jednak próbowała zastąpić je tańszymi, pogroził jej palcem i powiedział, że cena nie gra roli, kiedy kupuje się jedzenie.
Na stoisku z nabiałem sięgnęła po margarynę.
– Do czego będziesz jej używać?
– A jak sądzisz, nie będę przecież smarować nią włosów.
– Ani mnie nią karmić – powiedział, uśmiechając się łobuzersko, i wyjął jej z ręki margarynę. – Lubię prawdziwe masło.
– Ale ono kosztuje trzy razy tyle! – wykrzyknęła. Po czym włożyła do wózka margarynę, a masło odłożyła na półkę.
Clay natychmiast zamienił je znowu.
– Masło jest również trzy razy bardziej tuczące – poinformowała go – a ja wkrótce będę miała problem z wagą.
– Clay skłonił się z przesadą, po czym włożył margarynę do wózka, obok masła.
Gdy tak krążyli po sklepie, Catherine wypatrzyła dwugalonowy słój z keczupem i gdy Clay nie patrzył, zdjęła z półki wielki pojemnik i podeszła chwiejnym krokiem, opierając słój na brzuchu.
– Masz – wydyszała – to ci powinno wystarczyć do przyszłego tygodnia.
Clay obrócił się i wybuchnął śmiechem, po czym szybko wyjął jej pojemnik z rąk.
– Co ty robisz! Chcesz zgnieść moje dziecko?
– Wiem, jak bardzo lubisz keczup do hamburgerów – powiedziała niewinnie. Teraz już oboje się śmiali. Szli za swoją górą jedzenia, a przy stoisku z napojami Catherine dołożyła sok pomarańczowy, Clay zaś ananasowy. Jej był mrożony placek dyniowy. Jego jabłkowy. Ona dorzuciła kukurydzę. On szpinak.
– Co to jest? – zapytała z niesmakiem.
– Szpinak.
– Szpinak! Ohyda!
– Uwielbiam go!
– A ja nienawidzę. Wolałabym już jeść robaki.
Clay przeglądał towar rozłożony na półkach, jakby czegoś szukał.
– Hmm, przykro mi, ale nie ma w sprzedaży robaków. Zanim doszli do stoiska z mięsem, nie śmiali się już, lecz chichotali, aż ludzie zaczęli się im przyglądać.
– Lubisz steki? – zapytała Catherine.
– Uwielbiam. A ty lubisz klopsy?
– Uwielbiam!
– Cóż, a ja nienawidzę.
Poddając się regułom tej zabawy, groźnie przesunęła palcami po paczkach z hamburgerami. Clay popatrzył na nią ostrzegawczo kątem oka – jak pirat przyglądający się, czy ośmieli się nie posłuchać jego rozkazów.
Catherine podniosła hamburgery, ważąc je w ręce, planując zdradziecki czyn.
– Tak, moja pani? – Jego głos zabrzmiał jedwabiście. – Tylko spróbuj. – Uśmiechnął się złowrogo, obrzucając ją spojrzeniem pirata, aż Catherine odłożyła paczkę na miejsce.
Następnie Clay odwrócił się do niej, rozkazując władczo:
– Lepiej, żebyś lubiła kotlety wieprzowe! – Stanął w wyzywającej pozie, na rozstawionych nogach, z jedną ręką na paczce z kotletami, z drugą na nie istniejącej szabli u pasa.
– Bo jak nie, to co? – Starała się nie roześmiać. Clay zrobił wojowniczą minę i uniósł jedną brew.
– Bo jak nie… – rzucił szybkie spojrzenie w bok, na jego twarzy pojawił się uśmiech, schwycił jakąś paczkę i pomachał nią do Catherine – będziemy jeść wątróbkę.
Catherine zatknęła kciuki za pasek, podeszła do niego, spojrzała prosto w tę jego przystojną opaloną twarz i rzuciła:
– Doskonale, jadam wątrobę na surowo!
– Pewnie dlatego, że nie umiesz jej przyrządzić.
– Niech cię licho porwie, umiem! Kąciki jego ust ściągnęły się w powstrzymywanym śmiechu. Próbował zachować powagę, ale nie udawało mu się to.
– Masz szczęście, kobieto, po…nieważ ja nie… umiem.
Rozśmieszyło ich to oboje.
Catherine nie potrafiła dociec, skąd się bierze jej wesołość. Nigdy siebie o to nie podejrzewała. Spostrzegła, że swawolność ich obojga sprawia, że zachowują się zupełnie inaczej niż zwykle. Podobało jej się to. Po zabawie w supermarkecie takie wybuchy dobrego humoru zdarzały się częściej. Zdziwiło ją, gdy odkryła, że Clay nie tylko ma poczucie humoru, lecz jest także grzeczny i zrównoważony. Po raz pierwszy w życiu była wolna od huśtawki nastrojów. Z zaskoczeniem stwierdziła, że potrafi żyć w takiej harmonii z męskimi przedstawicielami gatunku ludzkiego.
Dom oczarował Catherine. Czasami przerywała jakieś zajęcie i szczypała się, by przywrócić poczucie rzeczywistości, wiarę, że to dzieje się naprawdę. Wkładała naczynia do zmywarki – lub patrzyła, jak robi to Clay – i mówiła sobie, że za kilka krótkich miesięcy wszystko to zostanie jej zabrane. Clay uczestniczył w pracach domowych ze szczególnym zapałem, co dziwiło Catherine niepomiernie. Zaczęło się to w ów wieczór, gdy uruchomił pralkę i suszarkę. Razem przeczytali instrukcję, zrozumieli, jak działa to urządzenie, po czym po raz pierwszy włożyli do niego brudną bieliznę.
Pewnego razu wróciła do domu i zastała go odkurzającego salon – na nowych kocach pełno było kłaczków. Z uśmiechem na twarzy, zatrzymała się zaskoczona. Clay wyłączył odkurzacz.
– Cześć, czemu się uśmiechasz?
– Próbowałam właśnie wyobrazić sobie swojego ojca robiącego to, co ty teraz robisz.
– Czy to ma zagrażać mojej męskości? Catherine uśmiechnęła się teraz szczerze.
– Wprost przeciwnie. Odwróciła się i wyszła, a on zastanawiał się, co też miała na myśli.
Było jasne i oczywiste, że połączą ich sprawy codzienne. Zainstalowano telefon, a numer umieszczono w książce pod nazwiskiem Forrester, Clay. W rogu kredensu powiesili taśmę papieru, na której robili listę zakupów, a na niej mieszały się ich zapotrzebowania i upodobania. Catherine kupiła sobie taśmę z nagraniami zespołu „The Lettermen” i puszczała ją na jego sprzęcie, doskonale zdając sobie sprawę, że nie zawsze będzie mogła z niego korzystać. Zaczęła przychodzić poczta, adresowana do pana i pani Forrester. Clayowi skończył się szampon i pożyczył trochę od niej, i od tej pory kupowali j u ż ten jeden rodzaj szamponu. Czasami nawet używali tej samej gąbki.
Jednakże każdego wieczoru wyjmowali zapasowe koce i Clay ścielił sobie na tapczanie, włączał taśmę i osobno leżeli w ciemności, w jedną noc słuchając jego ulubionych nagrań, w drugą jej.
Teraz już nauczyła się oczekiwać tego ostatniego nagrania dnia i zostawiała drzwi do sypialni otwarte, żeby móc je lepiej słyszeć.
Nadeszło Święto Dziękczynienia i było dla Catherine cudowne. Angela zaprosiła zarówno Steve'a, jak i Adę, a także dziadków Claya i kilkoro krewnych: ciotek, wujów i kuzynów. Po raz pierwszy od sześciu lat Catherine, Ada i Steve spędzili to święto razem i Catherine poczuła niezmierną wdzięczność dla Forresterów, że im to umożliwili.
Święto Dziękczynienia było przejawem tradycji w całej pełni. Chłodne policzki zbliżały się do ciepłych, przytulnych kominków, z pokoju zabaw dobiegał śmiech, stół naprawdę uginał się pod ciężarem świątecznego jadła i oczywiście wszędzie widoczna była magiczna ręka Angeli. Na środku stołu, na obrusie z belgijskiego lnu, stały bukiety z brązowych suchych liści, otoczone kryształowymi świecznikami. Siedząc za stołem, Catherine starała się stłumić przyprawiające ją o mdłości poczucie, że niedługo utraci to wszystko, i robiła co w jej mocy, żeby cieszyć się chwilą obecną. Ada wyszła ze swojej skorupy, uśmiechała się i rozmawiała. I w zupełnie zwariowany sposób Steve i Clay przypadli sobie do serca. Większość czasu przy stole spędzili na przekomarzaniu się, kto się na kim odegra po obiedzie, robili to jednak w doskonałych humorach.
"Osobne Łóżka" отзывы
Отзывы читателей о книге "Osobne Łóżka". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Osobne Łóżka" друзьям в соцсетях.