Drzwi się otworzyły i zanim Catherine zdała sobie sprawę, co się dzieje, Clay odwrócił się i zręcznie wziął na ręce żonę i pudła, które trzymała.

– Clay!

– Wiem, wiem. Postaw mnie, prawda? Ona tylko się roześmiała, kiedy on zatoczył się, jakby miał nogi z gumy, i upadł na schodki, z Catherine na kolanach.

– Na filmach żona jakoś nie waży tyle – zażartował. Catherine skrzywiła się i bardzo brzydko go nazwała. Clay zepchnął ją ze swoich kolan.

– Zejdź ze mnie, tłuściochu.

Mieszkanie spowijał przedwieczorny mrok, cichy, wyczekujący. Kiedy tak stali, rozglądając się po salonie, odnieśli wrażenie, że wabi ich ono swą intymnością, jak kochanka, która zamierza zrzucić ubranie: nowe meble, jeszcze z metkami i w ochronnych pokrowcach, czekały złożone pod ścianami. Lampy, z podstawkami nadal owiniętymi papierem, stały na kredensie, a abażury do nich leżały w plastikowych workach na podłodze. Stołki barowe i stoliki piętrzyły się w kącie. Fragmenty łóżka leżały obok materaca, a rama ze sprężynami stała oparta o ścianę. Pudła i walizki, które przywieźli wcześniej, ustawione jedne na drugich, stały pod oknem.

Ten widok sprawił, że przestali się śmiać i na chwilę spoważnieli. Catherine poczuła na ramionach palce Claya. Odwróciła się, żeby z zaskoczeniem stwierdzić, że stoi tuż za nią.

– Twój płaszcz? – powiedział pytająco. Przebrali się w dżinsy i bluzy i zabrali do pracy – ona w kuchni, on w salonie. Catherine przypominało to zabawę w dom. Układała prezenty w szafkach, przysłuchując się, jak Clay przesuwa meble w salonie. Godziny mijały i Catherine pozwoliła, by tego wieczoru linia odgradzająca rzeczywistość od fantazji uległa zatarciu.

– Chodź tutaj i powiedz mi, gdzie chcesz ustawić tapczan – zawołał Clay. Catherine podniosła się z kolan i poszła, by razem z nim zastanowić się, jak urządzić pokój.

A raz roześmiała się, pytając:

– Jak sądzisz, co to, do licha, ma być? – pokazała jakiś dziwny stalowy przedmiot, który mógł być zarówno rzeźbą, jak i maszynką do mielenia mięsa. Ze śmiechem zgodzili się, że jest to z pewnością rzeźba przedstawiająca maszynkę do mielenia mięsa i umieścili ją na lodówce, za pudełkiem z serwetkami.

Za oknami była już ciemna noc, gdy Clay pojawił się w kuchni z pytaniem:

– Czy są tu gdzieś żarówki?

– Przysuń to pudło. To chyba część prysznica. Znaleźli żarówki. Kilka chwil potem, nadal na kolanach, Catherine zobaczyła, że w salonie zabłysło światło, i uśmiechnęła się, słysząc głos Claya:

– Tak, teraz lepiej.

Skończyła już rozpakowywać sprzęty kuchenne i wykładała papierem szarki, kiedy Clay przeszedł przez hol, niosąc brzęczącą ramę łóżka.

– Uważaj na ścianę! – ostrzegła go… za późno. Rama uderzyła we framugę okna. Clay wzruszył ramionami i zniknął. Za chwilę wszedł niosąc oparcia, a następnie skrzynkę z narzędziami. Catherine zaczęła rozpakowywać obrusy, nadsłuchując odgłosów dobiegających z sypialni. Wieszała nowe ręczniki w łazience, kiedy Clay zawołał:

– Catherine, możesz tu przyjść na chwilę? Klęczał, próbując utrzymać pod kątem prostym boki i podstawę łóżka, równocześnie dokręcając śruby.

– Możesz to przytrzymać? Włosy miał zmierzwione i spocone czoło. Przytrzymując metalową ramę, Catherine czuła wibracje docierające do jej dłoni, gdy dokręcał śruby. Skończył.

– Musisz mi pomóc wnieść materac po schodach.

– Jasne – odparła, lecz czuła się niepewnie. Kiedy szli po schodach i nieśli niewygodny ciężar, Clay poprosił:

– Tylko kieruj, nie podnoś. Chciała mu powiedzieć, żeby się o nią nie troszczył, ale ugryzła się w język.

W końcu łóżko stało się łóżkiem i w pokoju zapanowała cisza. Popatrzyli na siebie – jego włosy były zmierzwione, a jej wysunęły się z grzebyków, którymi niedbale spięła je za uszami. Był spocony pod pachami, a ona ubrudzona na prawej piersi.

– No – oświadczył – teraz już ty możesz się wszystkim zająć.

Nowy, goły materac wprawił oboje w zakłopotanie.

– Jasne – powiedziała z udaną wesołością. – Jakiego koloru wolisz prześcieradła? Mamy różowe z dużymi stokrotkami i beżowe w brązowe paski…

– To bez znaczenia – przerwał jej, pochylając się, żeby podnieść śrubokręt i wrzucić go do skrzynki z narzędziami. – Rozłóż to, na które masz ochotę. Ja będę spał na tapczanie.

Catherine znieruchomiała. Clay wyszedł z pokoju. Stała przez chwilę, patrząc niewidzącym wzrokiem, a następnie kopnęła nowiutką ramę łóżka, pozostawiając na niej ślad buta. Postała bezmyślnie, z rękami w kieszeniach dżinsów. Przeprosiła łóżko, następnie cofnęła przeprosiny, po czym odwróciła się i opadła na skraj nie zasłanego łóżka, nagle bliska płaczu. Z salonu dochodziły odgłosy bluesa, wspomagane dźwiękami fortepianu i żeńskim głosem. W końcu Catherine przestała się dąsać i zasłała łóżko świeżą, szeleszczącą pościelą, po czym postanowiła ułożyć swą garderobę w szufladach nowej komody. Zatrzymała się z rękami pełnymi swetrów i zawołała:

– Clay?

Widocznie nie usłyszał jej. Przeszła bezgłośnie przez wyłożony dywanem hol, zeszła po kilku schodkach do salonu i zobaczyła go stojącego w pozie kowboja, z szeroko rozstawionymi nogami, z kciukami wetkniętymi w tylne kieszenie, patrzącego przez rozsuwane szklane drzwi.

– Clay? Drgnął i spojrzał na nią.

– O co chodzi?

– Czy nie będziesz miał nic przeciwko temu, jeśli umieszczę swoje rzeczy w komodzie, a dla ciebie zostawię szafę?

– Oczywiście – odparł bezbarwnym głosem. – Rób, co chcesz. – Odwrócił się do okna.

Wnętrza szuflad komody pachniały świeżym drewnem. Wszystko w tym domu było takie nowe, takie nietknięte, tak inne od tego, do czego Catherine nawykła. Znowu uderzyło ją wrażenie nierealności tej sytuacji i tego domu, w którym się znalazła, i poczuła się tak, jakby zajęła czyjeś miejsce. Przed jej oczami pojawiła się Jill.

Z zamyślenia wyrwał ją odgłos wysuwanej szuflady, spojrzała więc przez ramię i zobaczyła, że Clay również układa swoje rzeczy. Kręcili się po sypialni, wykonując swoje prace, milcząc z wyjątkiem okazjonalnego „przepraszam”, kiedy zbytnio się do siebie zbliżyli. Zapaliła światło w garderobie i stwierdziła, że na wieszakach wiszą ubrania Claya: jego sportowe marynarki, koszule i spodnie. Catherine wyobrażała sobie, że to Inella zajmuje się garderobą Claya, utrzymując ją w nienagannym stanie, i zdziwiła się, że to on sam jest tak staranny. W zamkniętym pomieszczeniu utrzymywał się zapach jego wody kolońskiej, podobnie jak w samochodzie. Catherine zgasiła światło i wyszła z naręczem wieszaków.

– Zajmę chyba schowek w drugiej sypialni, jeśli nie masz nic przeciwko temu.

– Mogę ścieśnić swoje ubrania.

– Nie, nie, wszystko w porządku. Drugi schowek jest przecież pusty.

Kiedy zniknęła w pokoju po drugiej stronie holu, Clay wpatrywał się w zamyśleniu w szufladę komody, do której wkładał swoje rzeczy.

Trochę później ich ścieżki skrzyżowały się w salonie, gdzie Clay był zajęty porządkowaniem swoich taśm z nagraniami.

– Jesteś głodny? – zapytała Catherine. – Nie jedliśmy kolacji.

– Tak, trochę. – Nadal układał kasety, nie podnosząc wzroku.

– No cóż… świetnie – wyjąkała. – Moglibyśmy wyjść i zjeść hamburgera albo coś takiego.

Podniósł wzrok i spojrzał na jej brzuch. Westchnął i wrzucił taśmę do tekturowego pudła. W pokoju zapanowała cisza. Clay klęczał z dłońmi opartymi o uda, po czym wolno potrząsnął głową. Spojrzał jej prosto w oczy.

– Masz ochotę na hamburgera? Potarła brzuch z nieśmiałym uśmiechem.

– Tak, umieram z głodu.

– Zostawmy więc resztę porządków na jutro.

– Z przyjemnością a jutro kupię coś do jedzenia do domu.

I wszystko wydało się lepsze.

Ta iluzja trwała dopóty, dopóki nie nadeszła pora, by kłaść się spać. Wtedy znowu zaczęli chodzić jak po rozżarzonych węglach.

Kiedy wrócili po późnej kolacji, Catherine pospiesznie zdjęła płaszcz, zanim Clay zdołał jej w tym pomóc. Nie chciała, żeby ją dotykał.

– Lepiej się czujesz? – zapytał, gdy weszli do salonu.

– Tak, nie zdawałam sobie sprawy, jaka byłam głodna. Odwaliliśmy dzisiaj kawał roboty.

Nie mieli sobie nic do powiedzenia. Clay zaczął się przeciągać, skręcając w pasie, z łokciami uniesionymi w górę.

Catherine poczuła panikę. Czy powinna po prostu wyjść, czy też zaproponować, że pościeli mu łóżko?

Odezwali się oboje równocześnie.

– No cóż, musimy wstać…

– Czy mam… Catherine nerwowo zatrzepotała rękami, dając mu znak, żeby przemówił, ale on w tym samym czasie zrobił gest, żeby to ona się odezwała.

– Pościelę ci – powiedziała.

– Pokaż mi tylko, gdzie jest pościel, a ja sam to zrobię. Unikając jego wzroku zaprowadziła go po schodkach do schowka z pościelą. Kiedy sięgała na najwyższą półkę, on pospiesznie zaproponował:

– Pozwól, że ja to zrobię. Poruszył się szybko i uderzył ją w plecy, zanim zdołała się cofnąć. Omal nie zrzucił jej kołdry na głowę. Catherine zdjęła z półki komplet prześcieradeł i poszewek i położyła mu na kołdrze, którą trzymał w rękach.

– Zostawiłam ci pościel w beżowobrązowe wzory. Ich oczy na krótką chwilę spotkały się.

– Dzięki.

– Wyciągnę ci poduszkę. – Rzuciła się, żeby to zrobić.

Mieli jednak tylko dwie poduszki, które leżały na ich małżeńskim łożu, obleczone już w powłoczki w białe kwiatki. A potem wszystko potoczyło się nie tak, ponieważ Clay sięgnął po poduszkę, a kołdra wysunęła się jej z rąk i spadły z niej opakowane w plastik prześcieradła, a ona rzuciła się, żeby je złapać i wtedy ich palce się spotkały, a cała pościel wylądowała na podłodze u ich stóp.

Clay ukląkł i zaczął ją szybko zbierać, a ona schroniła się w zaciszu sypialni. Przebierała się właśnie w koszulę nocną, gdy wszedł, już w piżamie. Przedtem grzecznie zapukał do drzwi, a ona pozwoliła mu przejść obok siebie i zabrać pościel.

Usiadła na skraju łóżka, czekając, aż on pierwszy pójdzie do łazienki. Widocznie jednak siedział na dole i myślał, że ona zrobi to samo. Naturalnie oboje w tym samym czasie podjęli decyzję. Catherine zamarła na środku holu, a Clay w połowie schodów. Widząc niezdecydowanie swej młodej żony, sam nie zmienił zamiaru. W łazience przyglądał się jej wilgotnemu ręcznikowi na wieszaku, otworzył szafkę i zobaczył mokrą szczoteczkę do zębów. Położył swoją obok, wziął buteleczkę z witaminami, z zastanowieniem studiował nalepkę, po chwili odłożył ją na półkę.