– Pani Forrester? – zapytała swoje odbicie. – Tylko niech ci nie przychodzą do głowy jakieś pomysły. Powiedział ci kiedyś, że nie można się bawić, nie płacąc za to, i miał rację. Włóż więc koszulę nocną, wyjdź i wleź z nim do łóżka, a jeśli będziesz się czuła głupio, nie możesz winić za to nikogo, tylko siebie.

Kiedy się rozbierała, drżały jej palce. Szeroko rozwartymi oczami przyglądała się w lustrze, jak zdejmuj e aksamitną ślubną suknię, następnie halkę i ten śmiesznie mały biustonosz. Piersi ciążyły jej teraz bardziej, sutki były powiększone i zaczerwienione. Kiedy nagle je uwolniła, przeszył ją tępy ból. Catherine zamknęła oczy i ujęła piersi w dłonie, ściskając je i unosząc, by złagodzić te nieoczekiwane ukłucia. Brzuch był już napięty jak bęben i swędziała ją naciągnięta skóra.

Pomyślała, że przyczyną tych zmian w jej ciele był mężczyzna, który czeka po drugiej stronie drzwi. Odpędziła tę myśl, umyła zęby, puściła ciepłą wodę i zwilżyła gąbkę. Już miała zmyć makijaż, ale przyszło jej do głowy, że jej twarz ma wiele niedoskonałości, które ujawni brak makijażu, zostawiła go więc.

Uniosła ręce, a żółta koszula nocna opadła w dół niczym spadochron na wietrze, tuż za nią – peniuar tego samego koloru. Jej ruchy spowolniały, kiedy wiązała wstążkę przy szyi. Od razu było widać, że jest to nowy komplet. Jak Clay przyjmie tak frywolny strój? Czy ma wymaszerować z łazienki i obwieścić, że Ada kupiła go w sklepie firmowym ze zniżką pracowniczą i podarowała jej jako wyprawę ślubną? Odwlekała moment otwarcia drzwi. Zamknęła oczy i przełknęła ślinę… przełknęła jeszcze raz… i głęboko w żołądku poczuła drżenie.

Nagle pod zamkniętymi powiekami pojawił się obraz Jill Magnusson, jak żywej, i Catherine nie miała żadnych wątpliwości, że gdyby to Jill była na jej miejscu, nie zachowywałaby się jak pensjonarka.

Może Clay żałuje, że ona nie jest Jill Magnusson. Poczuła litość dla samej siebie, lecz odpędziła to uczucie. Przypomniała sobie ostatnie, przeciągłe spojrzenie Jill, zanim wyszła z domu Forresterów.

Otworzyła bezszelestnie drzwi. Clay stał odwrócony do niej plecami i wpatrywał się w jej otwartą walizkę, z krawatem w jednej ręce, a szczoteczką do zębów w drugiej.

– Twoja kolej – powiedziała spokojnie, spodziewając się, że podskoczy, czując się przyłapany, lecz on spojrzał przez ramię i uśmiechnął się. Jego wzrok prześlizgnął się w górę i w dół po żółtym peniuarze.

– Czujesz się lepiej? Wyciągnął już koszulę ze spodni.

– O, tak. Teraz Clay poszedł do łazienki i przy otwartych drzwiach mył zęby. Catherine zauważyła, że spod starannie ułożonych w walizce ubrań wystaje róg jej pamiętnika. Wepchnęła go głębiej i zatrzasnęła wieko.

– Jesteś zmęczona? – zapytał Clay, powróciwszy z łazienki.

– Ani trochę.

– Nie będziesz więc miała nic przeciwko temu, jeśli otworzę butelkę szampana?

– Nie, oczywiście, otwórz.

– Proszę – powiedział, wracając z butelką i kieliszkami. Catherine trzymała kieliszki, podczas gdy on nalewał szampana. Rozpięta koszula ukazywała pasek mocno opalonej skóry. Catherine zmusiła się do patrzenia na kieliszki z szampanem, na jego opaloną dłoń o długich palcach.

– Za twoje szczęście – powiedział prosto, w ten swój uprzejmy sposób.

– I za twoje.

Stojąc na środku pokoju, spełnili toast. Catherine nie mogła jednak przełknąć złocistego płynu. Spojrzała w głąb kieliszka.

– Clay, nie chcę, żebyśmy musieli przed sobą udawać.

– Wstrząśnięta, przyłożyła dłoń do czoła i odwróciła się.

– Och, Boże.

– Uspokój się, Catherine, usiądźmy. Poprowadził ją, postawił butelkę na stoliku obok róż, a sam rozparł się w fotelu. Jednocześnie unieśli kieliszki i pili wpatrzeni w siebie.

– Zamierzasz nas upić? – zapytała Catherine.

– Może…

– To nie ma sensu, prawda?

– Ani trochę.

– To niczego nie zmieni.

– Nie.

– Dlaczego więc to robimy?

– Bo to ułatwi nam pójście do łóżka.

– Porozmawiajmy o czymś innym.

– O czym zechcesz. Catherine bawiła się kieliszkiem, zataczała nim kręgi nad kolanem. W końcu zapytała:

– Wiesz, co było dla mnie najtrudniejsze?

– Co? – Miał zamknięte oczy.

– Oficjalne przyjęcie mnie do rodziny przez twojego ojca. Byłam tym bardzo wzruszona.

Clay otworzył oczy, przyglądał się jej przez chwilę, zanim rzucił:

– Wiesz, mam wrażenie, że mój ojciec cię lubi. Koniuszkiem palca dotknęła bąbelków na powierzchni szampana.

– On mnie przeraża.

– Nie znasz go. Zarówno on, jak i babka Forrester stwarzają wokół siebie aurę takiej oficjalności, że początkowo ludzie mają się na baczności. Kiedy jednak pozna się ich bliżej, okazuje się, że wcale tacy nie są.

– Nie zamierzam ich poznawać.

– Dlaczego?

Spojrzała na niego pozbawionymi wyrazu oczami, a potem spuściła wzrok i odparła:

– Tak będzie lepiej.

– Dlaczego? Przechylił głowę w bok, jednak Catherine podejrzewała, że ta kocia poza wcale nie jest szczera. Przez chwilę miała zamiar uniknąć tego tematu. Pochyliła się do przodu, żeby wyjąć z bukietu jedną różę, i przyłożyła ją do górnej wargi.

– Bo mogłabym się w końcu nauczyć ich lubić.

Clay sprawiał wrażenie, jakby zastanawiał się nad jej słowami, ale tylko przechylił jeszcze raz kieliszek i zamknął oczy.

– Czy wiesz, co twoja babka Forrester powiedziała mi dziś wieczór?

– Co?

– Powiedziała: „Jesteś piękną panną młodą. Oczekuję po tobie pięknych dzieci”, jakby chciała mi powiedzieć, że nie ścierpiałaby brzydkich dzieci w rodzinie.

Clay zaśmiał się, przyglądając się badawczo Catherine spod przymkniętych powiek.

– Babka ma rację. Byłaś piękną panną młodą. – Catherine natychmiast ukryła się za różą, pozornie pochłonięta podziwianiem jej płatków. – Nie wiem, czy powinienem to powiedzieć, ale do licha, wyglądałaś dzisiaj oszałamiająco.

– Nie domagałam się komplementu.

– Wiesz, weszło ci to w nałóg.

– Co?

– To, że nie przyjmujesz żadnego przejawu aprobaty z mojej strony. Zanim to powiedziałem, byłem pewien, że odrzucisz komplement.

– Nie odrzuciłam.

– Ale także nie przyjęłaś. Ja tylko powiedziałem, że byłaś piękną panną młodą. Czy to ci zagraża?

– Nie… nie wiem, o co ci chodzi.

– Zapomnij więc o tym.

– Nie, zacząłeś o tym mówić, więc dokończmy. Dlaczego miałabym czuć się zagrożona?

– To ty miałaś odpowiedzieć na to pytanie.

– Ale nawet w najmniejszym stopniu nie jestem zagrożona. - Niedbałym gestem machnęła różą. – A ty byłeś niezwykle przystojnym panem młodym. Cóż, uważasz, że teraz też czuję się zagrożona?

Sam jednak ton jej głosu brzmiał defensywnie. Przywiodła mu na myśl dziecko, które gdy się na coś ośmiela, mówi: „Widzisz? Wcale się nie boję pójść do domu Szalonej Gertie i nacisnąć dzwonek”, po czym dzwoni i ucieka czym prędzej.

– No i co sądzisz – zapytał wyzywającym tonem – że mamy sobie nawzajem podziękować czy co?

Jego słowa przywołały uśmiech na jej twarz. Trochę się odprężyła, chyba szampan tak działał.

– Czy wiesz, co twój a matka mi powiedziała? – zapytał Clay.

– Co? Przez chwilę siedział w milczeniu, jakby zastanawiał się, jak jej to powiedzieć. Pochylił się gwałtownie w przód i zajął napełnianiem swojego kieliszka.

– Powiedziała: „Kiedy Catherine i Bobbi były małymi dziewczynkami, bawiły się w śluby. Tylko w to się bawiły i zawsze się kłóciły, która z nich będzie panną młodą”. – Clay odchylił się do tyłu, oparł ramię o poręcz fotela, przyłożył dwa palce do skroni i zapytał od niechcenia: – Tak było?

– Co to ma za znaczenie?

– Zastanawiałem się tylko.

– Więc się nie zastanawiaj, to nie ma znaczenia.

– Nie ma? Catherine gwałtownie zmieniła temat.

– Jeden z twoich wujów powiedział mi, że zazwyczaj o tej porze roku jeździsz polować, ale że tego roku niewiele miałeś ku temu okazji z powodu przygotowań do ślubu.

– To pewnie był wuj Arnold.

– Nie zmieniaj tematu.

– Czyżbym zmienił temat?

– Możesz zmienić, kiedy tylko będziesz miał ochotę.

– Dziękuję, zrobię to.

– Chcę powiedzieć, że nie jesteśmy ze sobą związani i nic nie musi się zmieniać. Nadal możemy chodzić własnymi ścieżkami, mieć swoich przyjaciół, tak jak przedtem.

– Wspaniale. Zgoda, Stu i ja będziemy polować do woli.

– Nie myślałam o Stu.

– Och? – uniósł pytająco brew.

– Mówiłam o niej.

– O niej? O kim?

– O Jill. Oczy Claya przybrały stalowoszary kolor i aż podskoczył.

Podszedł do stolika i z impetem postawił na nim kieliszek.

– Co Jill ma do tego?

– Widziałam was. Widziałam, jak się całowaliście. Myślałam o niej, kiedy powiedziałam, że nie musisz się czuć ze mną związany.

Odwrócił się gwałtownie z gniewną miną:

– Posłuchaj, nasze rodziny przyjaźnią się od lat. Byliśmy… – Przerwał, lecz nie powiedział: „kochankami”. – Znam ją od dziecka. A co więcej, był tam jej ojciec, a także, na litość boską, babka Forrester.

Popatrzył na nią gniewnie, po czym odwrócił się i ściągając po drodze koszulę, zniknął za drzwiami łazienki.

Kiedy wrócił, Catherine siedziała na skraju łóżka, odwrócona plecami, i szczotkowała włosy. Zwiędła gardenia leżała rzucona na nocny stolik. Jego wzrok powędrował do białych jedwabnych prześcieradeł, następnie do szlafroka leżącego w nogach łóżka, do jej pleców w bladożółtej koszuli nocnej, do miarowo poruszającej się szczotki w jej dłoni. Nie mówiąc ani słowa, złożył poduszkę wpół i położył się z rękami za głową. Szczotka przestała się poruszać. Usłyszał cichy stuk, kiedy ją odłożyła. Przekręciła wyłącznik lampki i w pokoju zapanowała ciemność. Materac poruszył się. Kołdra na jego piersi przesunęła się lekko w jej stronę. Nie miał wątpliwości, że gdyby wyciągnął rękę, natrafiłby na jej plecy.

Ich oddechy stały się głośniejsze. To, że się nie widzieli, wytworzyło bardziej intymny nastrój. Clay leżał tak sztywno, że w końcu zaczęły go boleć ramiona. Catherine zwinęła się jak ślimak, boleśnie świadoma obecności Claya obok. Wydawało jej się, że słyszy, jak mruga powiekami. Zadrżała i mocniej zacisnęła palce na jedwabnym prześcieradle.